Wpisy archiwalne w kategorii
50 - 100
Dystans całkowity: | 2764.02 km (w terenie 1594.36 km; 57.68%) |
Czas w ruchu: | 147:41 |
Średnia prędkość: | 18.72 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 23699 m |
Maks. tętno maksymalne: | 192 (106 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (98 %) |
Suma kalorii: | 145252 kcal |
Liczba aktywności: | 42 |
Średnio na aktywność: | 65.81 km i 3h 30m |
Więcej statystyk |
Objazd trasy maratonu
Niedziela, 2 czerwca 2013 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Spręż :-), Teren
Km: | 51.66 | Km teren: | 51.66 | Czas: | 02:45 | km/h: | 18.79 |
Pr. maks.: | 37.80 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 176176 ( 97%) | HRavg | 150( 83%) |
Kalorie: | 3138kcal | Podjazdy: | 331m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Objazd trasy maratonu z grupką z GK STG.
/1419631
/1419631
Miał być test trasy maratonu...
Niedziela, 19 maja 2013 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Krajoznawczo, Okolice Turza, Polska, Teren
Km: | 58.99 | Km teren: | 39.00 | Czas: | 03:14 | km/h: | 18.24 |
Pr. maks.: | 47.80 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 167167 ( 92%) | HRavg | 131( 72%) |
Kalorie: | 2946kcal | Podjazdy: | 498m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
...i znowu nie wyszło...
Wyjechałem z domu z mocnym postanowieniem, że tym razem przejadę całą trasę maratonu. Zaczynam od "rozgrzewki" starym szlakiem przez Małżewo do Młynków.
Tuż za Turzem nie mogę sobie odmówić zdjęcia na polu rzepaku - wyraźny ślad prawdziwej wiosny...
Jeszcze przed Młynkami niespodzianka - spotykam grupkę tczewskich rowerzystów. Niestety jadą w przeciwnym kierunku, ale spędzą dłuższy czas na plaży w Siwiałce - jak mi się uda, to tam ich jeszcze złapię. Tak czy inaczej nie rezygnuję z przejazdu trasy maratonu - muszą ją wreszcie w całości objechać!
Dojeżdżam do Jeziora Zduńskiego i zaczynam objazd. Wszystko idzie bardzo dobrze - najpierw płaski i szybki odcinek wzdłuż Zduńskiego, potem fantazyjny singielek wzdłuż Jeziora Szpęgawskiego (niestety mocno zarasta wiosną!) i wjeżdżam w szpęgawskie lasy. Przejeżdżam ochoczo początek "odcinka specjalnego" z niezłymi pagórkami, ale coś jest nie tak z przerzutkami... No i stało się - na siódmym/ósmym kilometrze zrywa mi się linka tylnej przerzutki... Wrrrrr...
Chcę ją naprawić, ale po minucie chmura komarów zmusza mnie do dalszej jazdy - jest ich tyle, że nie można nawet na chwilę się zatrzymać. Niestety jazda pagórkami jest praktycznie niewykonalna bez tylnej przerzutki, więc decyduję odpuścić i kieruję się do jeziora Jamertal i drogi w kierunku Ciecholew i później Siwiałki. Po drodze zauważam, że w miejscu, gdzie wcześniej nie mogłem odnaleźć trasy maratonu, teraz zostały poprawione strzałki (a jednak były źle powieszone!).
Mimo nie działającej przerzutki bez większych problemów dojeżdżam do Siwiałki, gdzie znajduję wcześniej spotkaną grupkę. Jak tylko pojawi się wpis Nefre opisujący ich wycieczkę, to go tu podlinkuję. Już jest!
Po dłuższym lenistwie na brzegu jeziora i prowizorycznej naprawie przerzutki jadę do stajni, gdzie Beata szaleje konno :-)
Po sesji zdjęciowej kierujemy się na obiad (ja rowerem) - najpierw do Godziszewa, gdzie, niestety, jest impreza zamknięta, a później do Damaszki.
Po obiedzie robię jeszcze małe kółeczko przez Małżewo.
Jestem już prawie w domu, gdy zauważam czającego się ciekawego ptaka.
No i tak daję się mu zaintrygować, że z krótkiego przystanku robi się cała sesja zdjęciowa...
Gdy już skończyłem fotografować czajki, to, idąc za ciosem, moją uwagę (i obiektyw) przyciągnęło pole rzepaku :-)
Fotografując rzepak odbyłem też interesującą rozmowę z oblatującą mnie dookoła czajką, a jak się wreszcie oderwałem od aparatu, to trzeba było wracać na dobre do domu...
Znów wyłączyłem śledzenie w trasie... Jakaś moja niebywała skłonność...
/1419631
/1419631
PS.
No i wreszcie jestem na bieżąco z moim bikelogiem!!!
Wyjechałem z domu z mocnym postanowieniem, że tym razem przejadę całą trasę maratonu. Zaczynam od "rozgrzewki" starym szlakiem przez Małżewo do Młynków.
Tuż za Turzem nie mogę sobie odmówić zdjęcia na polu rzepaku - wyraźny ślad prawdziwej wiosny...
Rzepak rozkwitł na dobre© Magic
Jeszcze przed Młynkami niespodzianka - spotykam grupkę tczewskich rowerzystów. Niestety jadą w przeciwnym kierunku, ale spędzą dłuższy czas na plaży w Siwiałce - jak mi się uda, to tam ich jeszcze złapię. Tak czy inaczej nie rezygnuję z przejazdu trasy maratonu - muszą ją wreszcie w całości objechać!
Dojeżdżam do Jeziora Zduńskiego i zaczynam objazd. Wszystko idzie bardzo dobrze - najpierw płaski i szybki odcinek wzdłuż Zduńskiego, potem fantazyjny singielek wzdłuż Jeziora Szpęgawskiego (niestety mocno zarasta wiosną!) i wjeżdżam w szpęgawskie lasy. Przejeżdżam ochoczo początek "odcinka specjalnego" z niezłymi pagórkami, ale coś jest nie tak z przerzutkami... No i stało się - na siódmym/ósmym kilometrze zrywa mi się linka tylnej przerzutki... Wrrrrr...
Chcę ją naprawić, ale po minucie chmura komarów zmusza mnie do dalszej jazdy - jest ich tyle, że nie można nawet na chwilę się zatrzymać. Niestety jazda pagórkami jest praktycznie niewykonalna bez tylnej przerzutki, więc decyduję odpuścić i kieruję się do jeziora Jamertal i drogi w kierunku Ciecholew i później Siwiałki. Po drodze zauważam, że w miejscu, gdzie wcześniej nie mogłem odnaleźć trasy maratonu, teraz zostały poprawione strzałki (a jednak były źle powieszone!).
Ciecholewy - z tej strony jeszcze tu nie wjeżdżałem© Magic
Mimo nie działającej przerzutki bez większych problemów dojeżdżam do Siwiałki, gdzie znajduję wcześniej spotkaną grupkę. Jak tylko pojawi się wpis Nefre opisujący ich wycieczkę, to go tu podlinkuję. Już jest!
Po dłuższym lenistwie na brzegu jeziora i prowizorycznej naprawie przerzutki jadę do stajni, gdzie Beata szaleje konno :-)
Weekendowe patataje© Magic
Po sesji zdjęciowej kierujemy się na obiad (ja rowerem) - najpierw do Godziszewa, gdzie, niestety, jest impreza zamknięta, a później do Damaszki.
Po obiedzie robię jeszcze małe kółeczko przez Małżewo.
Droga do Turza© Magic
Jestem już prawie w domu, gdy zauważam czającego się ciekawego ptaka.
Przyczajona czajka© Magic
No i tak daję się mu zaintrygować, że z krótkiego przystanku robi się cała sesja zdjęciowa...
Czajka w locie© Magic
Czajka ponad dachami© Magic
...I jeszcze jedna czajka :-)© Magic
Gdy już skończyłem fotografować czajki, to, idąc za ciosem, moją uwagę (i obiektyw) przyciągnęło pole rzepaku :-)
Rzepak w całej krasie© Magic
Rzepakowa droga© Magic
...I rzepak we własnej osobie© Magic
Fotografując rzepak odbyłem też interesującą rozmowę z oblatującą mnie dookoła czajką, a jak się wreszcie oderwałem od aparatu, to trzeba było wracać na dobre do domu...
Znów wyłączyłem śledzenie w trasie... Jakaś moja niebywała skłonność...
/1419631
/1419631
PS.
No i wreszcie jestem na bieżąco z moim bikelogiem!!!
Czerwonym szlakiem po Pojezierzu Drawskim
Sobota, 4 maja 2013 Kategoria 50 - 100, Krajoznawczo, Pojezierze Drawskie, Polska, Teren, Złocieniec
Km: | 72.60 | Km teren: | 44.00 | Czas: | 03:47 | km/h: | 19.19 |
Pr. maks.: | 49.10 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 139( 77%) |
Kalorie: | 3246kcal | Podjazdy: | 492m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po pierwszych niezbyt pogodnych dniach długiego weekendu wreszcie przyszła piękna pogoda. Wyruszam więc ze Złocieńca na objazd czerwonego szlaku. Kieruję się do Bobrowa. I już tu są rzeczy warte uwiecznienia: byk przed sklepem, wielki parking ze sprzętem rolniczym oraz lokalny pałacyk.
Z Bobrowa szlak prowadzi przez Stare Kaleńsko w kierunku Jeziora Kaleńskiego - tu zatrzymuję się na chwilkę odpocząć nad wodą.
Po krótkim odpoczynku kieruję się dalej przez Siemczyno do Rzepowa. Dookoła pola, lasy, rzeki i jeziora - same ciekawe krajobrazy.
W Rzepowie odbijam na północny wschód - szlak prowadzi polną drogą do Warniłęgu, a później sympatyczną asfaltową drogą przez Uraz do Bolegorzyna.
Na górce za Urazem zatrzymuję się popodziwiać panoramę Jeziora Drawskiego, a chwilę później nieco zbaczam z drogi, żeby wjechać w mijany wąwóz jednej z rzeczek wpływających do jeziora.
W Bolegorzynie zatrzymuję się na chwilkę przy Muzeum PGR - niestety nie zachęca mnie ono, żeby wejść do środka...
Z Bolegorzyna jadę dalej szlakiem do Nowego Worowa, gdzie go opuszczam - wolę bezpieczniej wrócić ścieżką rowerową niż drogą gminną.
W Cieszynie odbijam ze ścieżki - muszę koniecznie zajechać w miejsce, gdzie wielokrotnie nabierałem pozytywnej energii do życia - nad jezioro Siecino.
Po dłuższym postoju nad Siecinem i powdychaniu tutejszego powietrza wracam na ścieżkę i powoli dojeżdżam do mety mojej dzisiejszej wyprawy. Zatrzymuję się jeszcze na chwilkę przy lokomotywie, która również kojarzy mi się z dzieciństwem :-)
Znów przez przypadek wyłączyłem Endo w trasie, więc całość podzielona na dwie części:
/1419631
/1419631
Corratec na corridzie© Magic
W doborowym towarzystwie© Magic
Pałacyk w Bobrowie© Magic
Z Bobrowa szlak prowadzi przez Stare Kaleńsko w kierunku Jeziora Kaleńskiego - tu zatrzymuję się na chwilkę odpocząć nad wodą.
Nad Jeziorem Kaleńskim© Magic
Wiosna wreszcie się przebiła© Magic
Po krótkim odpoczynku kieruję się dalej przez Siemczyno do Rzepowa. Dookoła pola, lasy, rzeki i jeziora - same ciekawe krajobrazy.
Z jednej strony zielono© Magic
...A z drugiej piaskowo :-)© Magic
Kościół w Rzepowie© Magic
W Rzepowie odbijam na północny wschód - szlak prowadzi polną drogą do Warniłęgu, a później sympatyczną asfaltową drogą przez Uraz do Bolegorzyna.
Na górce za Urazem zatrzymuję się popodziwiać panoramę Jeziora Drawskiego, a chwilę później nieco zbaczam z drogi, żeby wjechać w mijany wąwóz jednej z rzeczek wpływających do jeziora.
Uraz - jedna z ładniejszych panoram Jeziora Drawskiego© Magic
Droga w sam raz dla nas (rowerzystów) :-)© Magic
W Bolegorzynie zatrzymuję się na chwilkę przy Muzeum PGR - niestety nie zachęca mnie ono, żeby wejść do środka...
Muzeum PGR w Bolegorzynie© Magic
Z Bolegorzyna jadę dalej szlakiem do Nowego Worowa, gdzie go opuszczam - wolę bezpieczniej wrócić ścieżką rowerową niż drogą gminną.
To moja posiadłość!© Magic
Jadę dalej ścieżką rowerową© Magic
W Cieszynie odbijam ze ścieżki - muszę koniecznie zajechać w miejsce, gdzie wielokrotnie nabierałem pozytywnej energii do życia - nad jezioro Siecino.
Jezioro Siecino - energia jak zawsze© Magic
Siecino wiosną© Magic
Po dłuższym postoju nad Siecinem i powdychaniu tutejszego powietrza wracam na ścieżkę i powoli dojeżdżam do mety mojej dzisiejszej wyprawy. Zatrzymuję się jeszcze na chwilkę przy lokomotywie, która również kojarzy mi się z dzieciństwem :-)
Stokrotki już też się pojawiły© Magic
WLS 40 - lokomotywa z dzieciństwa :-)© Magic
Znów przez przypadek wyłączyłem Endo w trasie, więc całość podzielona na dwie części:
/1419631
/1419631
Jesienna zaduma
Niedziela, 28 października 2012 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 53.97 | Km teren: | 43.00 | Czas: | 02:56 | km/h: | 18.40 |
Pr. maks.: | 38.80 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | 161161 ( 89%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 2271kcal | Podjazdy: | 576m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wreszcie pogoda dopisała i mogłem nieco dłużej pojeździć w słońcu.
Wygląda na to, że to już ostatnie chwile złotej jesieni...
Wygląda na to, że to już ostatnie chwile złotej jesieni...
Jesień w pełni© Magic
Okolice Turza© Magic
To ten, co mi robi zdjęcia!© Magic
Ledwo minęła 16.00 a tu już zachód :-(© Magic
Odlatują żurawie
Sobota, 29 września 2012 Kategoria Teren, Polska, Okolice Tczewa, Kociewie, 50 - 100
Km: | 54.19 | Km teren: | 43.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 19.71 |
Pr. maks.: | 46.30 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 165165 ( 91%) | HRavg | 138( 76%) |
Kalorie: | 2271kcal | Podjazdy: | 530m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przejazd na trasie Tczew - j. Zduńskie - Trzcińsk - Turze - Tczew.
Jesień w pełni, a odlatujące żurawie zwiastują nawet zbliżającą się zimę :-(
Jesień w pełni, a odlatujące żurawie zwiastują nawet zbliżającą się zimę :-(
Bardzo dobre, bardzo... :-)© Magic
Popluskamy się?© Magic
Plaża w Trzcińsku© Magic
Żurawie odlatują© Magic
No i poleciały...© Magic
Ale za to Czesiek się pojawił :-)© Magic
Ptasie harce
Niedziela, 23 września 2012 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 50.24 | Km teren: | 39.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 18.27 |
Pr. maks.: | 45.50 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 145145 ( 80%) | HRavg | 124( 68%) |
Kalorie: | 1909kcal | Podjazdy: | 558m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszym maratonie dziś zdecydowanie lajtowy przejazd do Turza.
Wieje mocno, więc szybko uciekam do lasu - tu jest spokojniej.
Po drodze zahaczam o Jezioro Zduńskie i ulubioną ścieżkę. Powoli robi się żółto...
Po przystanku w Turzu wracam do domu. Nie mam już nadziei na nic ciekawego, a tu niespodzianka - nad jeziorami przed Rokitkami zauważam (ciężko nie zauważyć) setki a może i tysiące szalejących ptaków - latają sobie tam i z powrotem, falują, tworzą przedziwne wzory, wyglądają jak szarańcza... Trochę je popodziwiałem - co widziałem, na zdjęciach poniżej.
I tak niepostrzeżenie licznik przekroczył 4 tys.km w tym roku :-)
Wieje mocno, więc szybko uciekam do lasu - tu jest spokojniej.
Po drodze zahaczam o Jezioro Zduńskie i ulubioną ścieżkę. Powoli robi się żółto...
Kaczki na Jeziorze Zduńskim© Magic
Ścieżka nad Jeziorem Zduńskim© Magic
Po przystanku w Turzu wracam do domu. Nie mam już nadziei na nic ciekawego, a tu niespodzianka - nad jeziorami przed Rokitkami zauważam (ciężko nie zauważyć) setki a może i tysiące szalejących ptaków - latają sobie tam i z powrotem, falują, tworzą przedziwne wzory, wyglądają jak szarańcza... Trochę je popodziwiałem - co widziałem, na zdjęciach poniżej.
I tak niepostrzeżenie licznik przekroczył 4 tys.km w tym roku :-)
Ptasie harce koło Rokitek© Magic
Ptasie harce© Magic
Ptasie harce© Magic
Ptasie harce© Magic
Skandia Maraton Kwidzyn - koniec sezonu a ja się nauczyłem regulować przerzutkę w trakcie jazdy ;-)
Sobota, 22 września 2012 Kategoria 50 - 100, Kwidzyn, Maraton, Polska, Spręż :-), Teren
Km: | 66.73 | Km teren: | 58.00 | Czas: | 02:58 | km/h: | 22.49 |
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 3500kcal | Podjazdy: | 553m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bardzo długo się wahałem - jechać czy nie jechać. Przez ostatnie prawie dwa tygodnie zaledwie raz siedziałem na rowerze... Wir codziennych zadań tak mnie wciągnął od sierpnia, że na rower, niestety, nie starcza czasu :-( Jestem zmęczony, niewyspany, nie pamiętam, co to dobra forma...
Na dodatek prognoza - ma padać...
Budzę się w nocy - łapie mnie skurcz. Pięknie, kolejny znak, żeby nie jechać?
Jednak zrywam się o 6.30 pakuję i jadę. Na spokojnie dojeżdżam do Kwidzyna, rejestruję się, spotykam znajomych i powoli przygotowuję do startu.
Ponieważ czasu mam dość dużo podjeżdżam do serwisu Shimano, żeby mi panowie wyregulowali przerzutkę - podczas ostatniej jazdy niezbyt dobrze "schodziła" na szybszy bieg. Pan reguluje, reguluje i wkońcu decyduje, że trzeba wymienić linkę - wymiana dała taki dobry efekt, że linka zaczęła chodzić tak lekko, że później przez pół maratonu przyzwyczajałem się, żeby nie przerzucać dwóch przełożeń jednym pociągnięciem :-)
Ustawiam się na starcie - cel: dojechać do mety. Wielkich nadziei nie mam, bo nie czuję się dziś silny. Ruszamy - całkiem dobrze mi idzie na początku - z mojego sektora startowego ucieka mi tylko ok. 5 zawodników, reszta jest za mną. Jest lepiej niż myślałem, tylko znów coś nie tak z przerzutką - znowu nie schodzi płynnie. Wrrrrr! Nic to - zaczynam kręcić przy manetce i po trzech próbach chodzi idealnie! Dlaczego ja tego poprzednio nie spróbowałem?! Teraz mogę już tylko myśleć o napieraniu - no to napieram!
Do tej pory Kwidzyn mi jakoś nie leżał, ale dziś jedzie się nadspodziewanie dobrze. Górki, które wcześniej dawały się we znaki lub straszyły dziś pokonuję bez większych problemów - to pewnie ta przerzutka ;-) Trasa bardzo podobna do poprzednich - Miłosna i piach w lesie, dużo krótkich i dość mocnych podjazdów, długie leśne odcinki wzdłuż Liwy wraz z odcinkiem specjalnym, bardzo ostry zjazd i wjazd w połowie dystansu oraz najfajniejszy szalony zjazd i później piaskowy singielek.
Ponieważ mój licznik wciąż strajkuje dopiero ok. 30 kilometra orientuję się, że mam szanse skończyć trasę w niecałe 3 godziny! Wcześniej celowałem w 3.30 a tu masz! Dopinguje mnie to dość mocno do jazdy. Miałem kryzys na 10 kilometrze, gdzie wydawało się, że skurcze mnie dorwą, ale odpuściły i jedzie się dalej dobrze.
Dopiero ok. 5-10 km przed metą znów mam wrażenie, że zaraz mnie skurcz złapie - i to we wszystkich możliwych mięśniach, ale dojeżdżam spokojnie do końca, gdzie, zaraz za linią mety, wita mnie P. Henryk Sytner (ten sam, którego spotkałem parę tygodni temu w Szklarskiej Porębie) - zaprasza mnie do siebie na krótką rozmowę, ala ja nie mogę dać ani kroku (bo skurcze prawie mnie łapią). Jakoś opanowuję sytuację i podchodzę. P. Henryk zadaje pytanie "Nie był Pan co prawda w czołówce, ale czy ma Pan satysfakcję z ukończenia maratonu?".
No to ja go szybko prostuję "Byłem prawie w czołówce!" ;-) I tak sobie chwilę gawędzimy.
Później się okazuje, że ten występ był moim najlepszym w tegorocznej Skandii - 97 miejsce (pierwsza setka! - co prawda na tylko 162 startujące osoby, ale zawsze to "setka"! ;-)) i pierwszy medal na Skandii, co prawda za "dystans emerytalny", czyli 67 lat... tzn. 67 km ;-) ale zawsze medal!
I taką to niespodziankę sobie sprawiłem na koniec sezonu. Szkoda, że się kończy.
Ale za rok będzie lepiej!
Na dodatek prognoza - ma padać...
Budzę się w nocy - łapie mnie skurcz. Pięknie, kolejny znak, żeby nie jechać?
Jednak zrywam się o 6.30 pakuję i jadę. Na spokojnie dojeżdżam do Kwidzyna, rejestruję się, spotykam znajomych i powoli przygotowuję do startu.
Ponieważ czasu mam dość dużo podjeżdżam do serwisu Shimano, żeby mi panowie wyregulowali przerzutkę - podczas ostatniej jazdy niezbyt dobrze "schodziła" na szybszy bieg. Pan reguluje, reguluje i wkońcu decyduje, że trzeba wymienić linkę - wymiana dała taki dobry efekt, że linka zaczęła chodzić tak lekko, że później przez pół maratonu przyzwyczajałem się, żeby nie przerzucać dwóch przełożeń jednym pociągnięciem :-)
Ustawiam się na starcie - cel: dojechać do mety. Wielkich nadziei nie mam, bo nie czuję się dziś silny. Ruszamy - całkiem dobrze mi idzie na początku - z mojego sektora startowego ucieka mi tylko ok. 5 zawodników, reszta jest za mną. Jest lepiej niż myślałem, tylko znów coś nie tak z przerzutką - znowu nie schodzi płynnie. Wrrrrr! Nic to - zaczynam kręcić przy manetce i po trzech próbach chodzi idealnie! Dlaczego ja tego poprzednio nie spróbowałem?! Teraz mogę już tylko myśleć o napieraniu - no to napieram!
Do tej pory Kwidzyn mi jakoś nie leżał, ale dziś jedzie się nadspodziewanie dobrze. Górki, które wcześniej dawały się we znaki lub straszyły dziś pokonuję bez większych problemów - to pewnie ta przerzutka ;-) Trasa bardzo podobna do poprzednich - Miłosna i piach w lesie, dużo krótkich i dość mocnych podjazdów, długie leśne odcinki wzdłuż Liwy wraz z odcinkiem specjalnym, bardzo ostry zjazd i wjazd w połowie dystansu oraz najfajniejszy szalony zjazd i później piaskowy singielek.
Ponieważ mój licznik wciąż strajkuje dopiero ok. 30 kilometra orientuję się, że mam szanse skończyć trasę w niecałe 3 godziny! Wcześniej celowałem w 3.30 a tu masz! Dopinguje mnie to dość mocno do jazdy. Miałem kryzys na 10 kilometrze, gdzie wydawało się, że skurcze mnie dorwą, ale odpuściły i jedzie się dalej dobrze.
Dopiero ok. 5-10 km przed metą znów mam wrażenie, że zaraz mnie skurcz złapie - i to we wszystkich możliwych mięśniach, ale dojeżdżam spokojnie do końca, gdzie, zaraz za linią mety, wita mnie P. Henryk Sytner (ten sam, którego spotkałem parę tygodni temu w Szklarskiej Porębie) - zaprasza mnie do siebie na krótką rozmowę, ala ja nie mogę dać ani kroku (bo skurcze prawie mnie łapią). Jakoś opanowuję sytuację i podchodzę. P. Henryk zadaje pytanie "Nie był Pan co prawda w czołówce, ale czy ma Pan satysfakcję z ukończenia maratonu?".
No to ja go szybko prostuję "Byłem prawie w czołówce!" ;-) I tak sobie chwilę gawędzimy.
Później się okazuje, że ten występ był moim najlepszym w tegorocznej Skandii - 97 miejsce (pierwsza setka! - co prawda na tylko 162 startujące osoby, ale zawsze to "setka"! ;-)) i pierwszy medal na Skandii, co prawda za "dystans emerytalny", czyli 67 lat... tzn. 67 km ;-) ale zawsze medal!
I taką to niespodziankę sobie sprawiłem na koniec sezonu. Szkoda, że się kończy.
Ale za rok będzie lepiej!
Zakończenie sezonu 2012 - koszulka, numer i medal za "dystans emerytalny" :-) idą do szafy...© Magic
Tczew - Turze - Tczew
Niedziela, 16 września 2012 Kategoria Teren, Polska, Okolice Tczewa, Kociewie, 50 - 100
Km: | 51.29 | Km teren: | 39.00 | Czas: | 02:19 | km/h: | 22.14 |
Pr. maks.: | 51.40 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 168168 ( 93%) | HRavg | 147( 81%) |
Kalorie: | 2163kcal | Podjazdy: | 489m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rundka po okolicach. Miało być ładnie a cały dzień było pochmurnie.
Ale jechało sie fajnie. Znów się przejechałem ścieżką wokół Jez. Zduńskiego.
Ale jechało sie fajnie. Znów się przejechałem ścieżką wokół Jez. Zduńskiego.
Powrót z Wdzydz do Turza
Niedziela, 9 września 2012 Kategoria Wdzydze, Teren, Polska, Krajoznawczo, Kaszuby, 50 - 100
Km: | 89.63 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 04:49 | km/h: | 18.61 |
Pr. maks.: | 46.70 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 155155 ( 86%) | HRavg | 123( 68%) |
Kalorie: | 3271kcal | Podjazdy: | 750m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wracam z Wdzydz do Turza. Decyduję się na wariant "dookoła Kościerzyny" - w tym kierunku z Wdzydz jeszcze nie jechałem. Początkowo obieram kierunek na Łubianę czerwonym szlakiem pieszym
Na początek objazd Jeziora Jeleniego. Jedzie się całkiem fajnie, ale po kilkunastu minutach szlak się robi niemal nieprzejezdny (korzenie i krzaki) a ja zrywam wszystkie pajęczyny rozpięte nad ścieżką - tego odcinka nie polecam...
Dojeżdżając do drogi Wdzydze-Wąglikowice czuję ulgę. Tu też zatrzymuję się na chwilkę nad strumykiem.
Dalej podążam czerwonym szlakiem pieszym.
Przed Czarliną szlak odbija na północ. Niemal do Łubiany prowadzi wzdłuż Trzebiochy. Jedzie się bardzo przyjemnymi drogami leśnymi i polnymi.
Za Łubianą, wciąż leśnymi drogami dojeżdżam do jeziora Garczyn - jest tu bardzo spokojnie a woda czyściutka.
W Wieprznicy muszę niestety opuścić szlak, bo prowadzi przez posesję prywatną ograniczoną szlabanem. Niestety coraz więcej szlaków jest ograniczanych w ten sposób...
Zatrzymuję się w sklepie w Skorzewie, żeby kupić coś do picia. Przy okazji zauważam sympatyczny szyld :-)
Ze Skorzewa jadę dalej czerwonym szlakiem w kierunku Gołubia. W pewnym momencie zauważam "straszne" ostrzeżenia :-)
Przestraszony ostrzeżeniem ruszam dalej i po chwili docieram do Jeziora Dąbrowskiego - blisko jego brzegu stoi pokaźna drewniana chatka - Wichrowe Wzgórze.
Dalej, wzdłuż Jeziora Dąbrowskiego, docieram do Gołubia, gdzie obieram azymut na Turze. Czasu zostało mi nie za dużo i jadę teraz szybciej nie zatrzymując się zbyt często. Pierwszy przystanek w Grabowie Kościerskim przy kościele.
Chwilę później znów muszę się zatrzymać - trafiam na blokadę drogową :-)
Jakoś udaje mi się ją sforsować i pędzę dalej. Dojeżdżam do drogi 224 i duży odcinek przejeżdżam asfaltem. Na polną drogę wjeżdżam dopiero za Starym Wiecem. Chwilę później przede mną ukazuje się Szczodrowski Młyn.
Dalej jadę przez Szczodrowo do Skarszew i dalej najkrótszą drogą do Turza.
W sumie robię prawie 100km - byłoby więcej, ale muszę dziś załatwić jeszcze parę spraw a czas goni...
Duch Wdzydz© Magic
Na początek objazd Jeziora Jeleniego. Jedzie się całkiem fajnie, ale po kilkunastu minutach szlak się robi niemal nieprzejezdny (korzenie i krzaki) a ja zrywam wszystkie pajęczyny rozpięte nad ścieżką - tego odcinka nie polecam...
Ścieżka wzdłuż Jeziora Jeleniego© Magic
Dojeżdżając do drogi Wdzydze-Wąglikowice czuję ulgę. Tu też zatrzymuję się na chwilkę nad strumykiem.
Polana i strumyk przy drodze Wdzydze-Wąglikowice© Magic
Dalej podążam czerwonym szlakiem pieszym.
Droga do nieba© Magic
Przed Czarliną szlak odbija na północ. Niemal do Łubiany prowadzi wzdłuż Trzebiochy. Jedzie się bardzo przyjemnymi drogami leśnymi i polnymi.
Trzebiocha koło Czarliny© Magic
Za Łubianą, wciąż leśnymi drogami dojeżdżam do jeziora Garczyn - jest tu bardzo spokojnie a woda czyściutka.
Jezioro Garczyn© Magic
W Wieprznicy muszę niestety opuścić szlak, bo prowadzi przez posesję prywatną ograniczoną szlabanem. Niestety coraz więcej szlaków jest ograniczanych w ten sposób...
Zatrzymuję się w sklepie w Skorzewie, żeby kupić coś do picia. Przy okazji zauważam sympatyczny szyld :-)
Kop-ciuszek w Skorzewie :-)© Magic
Ze Skorzewa jadę dalej czerwonym szlakiem w kierunku Gołubia. W pewnym momencie zauważam "straszne" ostrzeżenia :-)
Straszne ostrzeżenie :-)© Magic
Przestraszony ostrzeżeniem ruszam dalej i po chwili docieram do Jeziora Dąbrowskiego - blisko jego brzegu stoi pokaźna drewniana chatka - Wichrowe Wzgórze.
Wichrowe Wzgórze© Magic
Jezioro Dąbrowskie© Magic
Dalej, wzdłuż Jeziora Dąbrowskiego, docieram do Gołubia, gdzie obieram azymut na Turze. Czasu zostało mi nie za dużo i jadę teraz szybciej nie zatrzymując się zbyt często. Pierwszy przystanek w Grabowie Kościerskim przy kościele.
Kościół w Grabowie Kościerskim© Magic
Chwilę później znów muszę się zatrzymać - trafiam na blokadę drogową :-)
Blokada drogowa w Grabowie© Magic
Jakoś udaje mi się ją sforsować i pędzę dalej. Dojeżdżam do drogi 224 i duży odcinek przejeżdżam asfaltem. Na polną drogę wjeżdżam dopiero za Starym Wiecem. Chwilę później przede mną ukazuje się Szczodrowski Młyn.
Szczodrowski Młyn© Magic
Dalej jadę przez Szczodrowo do Skarszew i dalej najkrótszą drogą do Turza.
Kościół w Szczodrowie© Magic
W sumie robię prawie 100km - byłoby więcej, ale muszę dziś załatwić jeszcze parę spraw a czas goni...
Nieco dłuższy standard
Sobota, 25 sierpnia 2012 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 56.01 | Km teren: | 41.00 | Czas: | 02:30 | km/h: | 22.40 |
Pr. maks.: | 52.50 | Temperatura: | 22.0°C | HRmax: | 158158 ( 87%) | HRavg | 136( 75%) |
Kalorie: | 2025kcal | Podjazdy: | 513m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wykończony po przeniesieniu wczoraj dwóch palet płytek nie chciało mi się nawet wstawać...
Jednak się przełamałem i potem już było z górki :-)
Zrobiłem całkiem przyzwoitą traskę, aż żałowałem, że za późno wyjechałem.
Wracając spotkałem przed Młynkami Nefre z Wieśkiem i Daro, który wkrótce wyrusza dookoła Polski.
Tym razem nie wziąłem aparatu, więc mam jedynie zdjęcie z powrotu wzdłuż jezior rokickich z komórki.
Jednak się przełamałem i potem już było z górki :-)
Zrobiłem całkiem przyzwoitą traskę, aż żałowałem, że za późno wyjechałem.
Wracając spotkałem przed Młynkami Nefre z Wieśkiem i Daro, który wkrótce wyrusza dookoła Polski.
Tym razem nie wziąłem aparatu, więc mam jedynie zdjęcie z powrotu wzdłuż jezior rokickich z komórki.
Ścieżka wzdłuż jezior rokickich© Magic