blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(28)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Magic.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:519.16 km (w terenie 198.00 km; 38.14%)
Czas w ruchu:21:44
Średnia prędkość:23.89 km/h
Maksymalna prędkość:52.30 km/h
Suma podjazdów:3534 m
Maks. tętno maksymalne:192 (106 %)
Maks. tętno średnie:178 (98 %)
Suma kalorii:24495 kcal
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:86.53 km i 3h 37m
Więcej statystyk

Kociewie Kołem + dojazdy

Niedziela, 15 września 2013 Kategoria >100 km, Kociewie, Krajoznawczo, Maraton, Polska, Spręż :-), Wda
Km: 123.28 Km teren: 4.00 Czas: 05:04 km/h: 24.33
Pr. maks.: 45.90 Temperatura: 19.0°C HRmax: 181181 (100%) HRavg 152( 84%)
Kalorie: 5666kcal Podjazdy: 591m Sprzęt: Penny - rower żony :-) Aktywność: Jazda na rowerze
Po dwóch  tygodniach rozłąki z rowerem i po bardzo marnym półroczu rowerowym jadę jedyny w tym roku maraton szosowy - Kociewie Kołem.
Najpierw z rana dojeżdżam spokojnie na start. Od Swarożyna jadę z Maćkiem. Dookoła mgła, szaro, niezbyt ciekawie...

Penny gotowy do jazdy
Penny gotowy do jazdy © Magic

Na starcie jestem całkiem wcześnie, ale, niestety, za późno, żeby się załapać z grupką GK STG. Później okazuje się, że dobrze wyszło, bo i tak bym nie nadążył za nimi :-)
Ja też gotowy do jazdy :-)
Ja też gotowy do jazdy :-) © Magic

No i GK STG gotowe do startu
No i GK STG gotowe do startu © Magic

Skoczna muzyka na starcie
Skoczna muzyka na starcie © Magic

Po starcie jadę z czołówką mojej grupki. Do granic Starogardu gonię pierwszych dwóch zawodników i udaje mi się dogonić drugiego, ale pierwszy nam odjeżdża. Drugiego się trzymam do ok. 17 km. Na tym odcinku udaje mi się utrzymać przyzwoitą średnią ok. 28 km/h.
Niestety, brak treningu i/lub objeżdżenia na tym rowerze zaczyna dawać mi się bardzo mocno we znaki - zaczynają mnie boleć mięśnie uda, najbardziej wewnętrzna strona (pewnie od innego niż zwykle siodełka). Muszę zwolnić...
Kila kilometrów dalej trasa prowadzi w Borami Tucholskimi. W lesie jedzie się całkiem przyjemnie, pomimo mżącego tu deszczu. Przejeżdżam Wdę, później Ocypel - tu umiejscowiony jest pierwszy bufet. Zatrzymuję się przy nim na chwilkę, żeby dać odpocząć nogom.
.Jeden z bufetów
Jeden z bufetów © Magic

Koszyk koło bufetu
Koszyk koło bufetu © Magic

Za bufetem jedzie mi się jeszcze całkiem, całkiem do Borzechowa, ale później powoli jazda robi się małym koszmarkiem. Nogi bolą już tak, że pod górki ledwie kręcę, a na dodatek odzywają się tradycyjnie plecy. Jest ciężko.
Odżywam nieco w Pinczynie, gdzie w drugim bufecie ogrzewam się gorącą herbatką. Mimo, że jest mi cieplej, to nogi i tak nie kręcą. Nie pamiętam, kiedy tak słabo ciągnęły... Ze względu na ból mięśni od Pinczyna do Bączka praktycznie odpuszczam. W okolicach bączka mija mnie dwójka kolarzy, z którymi żartujemy sobie w trakcie jazdy, ale zagrzewają mnie oni nieco "do boju" i staram się utrzymać dalej za nimi. Udaje mi się to całkiem dobrze, a na zjazdach do Starogardu udaje mi się im odjechać i tak szczęśliwie dojeżdżam do mety.
Na mecie!
Na mecie! © Magic

Radość po maratonie
Radość po maratonie © Magic

Trofeum
Trofeum © Magic

Po dłuższym odpoczynku w Starogardzie wracam do domu już spokojniejszym tempem. Za rok muszę się lepiej przygotować :-)
/1419631
/1419631

Kociewie Szlakiem - maraton MTB

Sobota, 22 czerwca 2013 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Maraton, Okolice Turza, Polska, Teren
Km: 26.00 Km teren: 26.00 Czas: 01:14 km/h: 21.08
Pr. maks.: 43.20 Temperatura: 25.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 1871kcal Podjazdy: 324m Sprzęt: Bielik Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy w tym roku (i chyba jedyny) maraton MTB z moim udziałem.
Z rana bolała mnie głowa, później skwar jak w środku lata - warunki nie dla mnie. Dodatkowo brak regularnych treningów wyraźnie daje się we znaki...
No ale nic - pojechałem całkiem przyzwoicie, z roweru zszedłem tylko raz w korku na starcie. Potem już śmigałem pod górkę, z górki, przez lasy, pola i mostki nad Zduńskim.
Impreza super!

Przed startem © Magic

Start w tumanach kurzu © Magic

Wreszcie meta! © Magic

Się nieco zmęczyłem :-) © Magic

/1419631

Skandia Maraton Kwidzyn - koniec sezonu a ja się nauczyłem regulować przerzutkę w trakcie jazdy ;-)

Sobota, 22 września 2012 Kategoria 50 - 100, Kwidzyn, Maraton, Polska, Spręż :-), Teren
Km: 66.73 Km teren: 58.00 Czas: 02:58 km/h: 22.49
Pr. maks.: 45.00 Temperatura: 12.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 3500kcal Podjazdy: 553m Aktywność: Jazda na rowerze
Bardzo długo się wahałem - jechać czy nie jechać. Przez ostatnie prawie dwa tygodnie zaledwie raz siedziałem na rowerze... Wir codziennych zadań tak mnie wciągnął od sierpnia, że na rower, niestety, nie starcza czasu :-( Jestem zmęczony, niewyspany, nie pamiętam, co to dobra forma...
Na dodatek prognoza - ma padać...
Budzę się w nocy - łapie mnie skurcz. Pięknie, kolejny znak, żeby nie jechać?
Jednak zrywam się o 6.30 pakuję i jadę. Na spokojnie dojeżdżam do Kwidzyna, rejestruję się, spotykam znajomych i powoli przygotowuję do startu.
Ponieważ czasu mam dość dużo podjeżdżam do serwisu Shimano, żeby mi panowie wyregulowali przerzutkę - podczas ostatniej jazdy niezbyt dobrze "schodziła" na szybszy bieg. Pan reguluje, reguluje i wkońcu decyduje, że trzeba wymienić linkę - wymiana dała taki dobry efekt, że linka zaczęła chodzić tak lekko, że później przez pół maratonu przyzwyczajałem się, żeby nie przerzucać dwóch przełożeń jednym pociągnięciem :-)
Ustawiam się na starcie - cel: dojechać do mety. Wielkich nadziei nie mam, bo nie czuję się dziś silny. Ruszamy - całkiem dobrze mi idzie na początku - z mojego sektora startowego ucieka mi tylko ok. 5 zawodników, reszta jest za mną. Jest lepiej niż myślałem, tylko znów coś nie tak z przerzutką - znowu nie schodzi płynnie. Wrrrrr! Nic to - zaczynam kręcić przy manetce i po trzech próbach chodzi idealnie! Dlaczego ja tego poprzednio nie spróbowałem?! Teraz mogę już tylko myśleć o napieraniu - no to napieram!
Do tej pory Kwidzyn mi jakoś nie leżał, ale dziś jedzie się nadspodziewanie dobrze. Górki, które wcześniej dawały się we znaki lub straszyły dziś pokonuję bez większych problemów - to pewnie ta przerzutka ;-) Trasa bardzo podobna do poprzednich - Miłosna i piach w lesie, dużo krótkich i dość mocnych podjazdów, długie leśne odcinki wzdłuż Liwy wraz z odcinkiem specjalnym, bardzo ostry zjazd i wjazd w połowie dystansu oraz najfajniejszy szalony zjazd i później piaskowy singielek.
Ponieważ mój licznik wciąż strajkuje dopiero ok. 30 kilometra orientuję się, że mam szanse skończyć trasę w niecałe 3 godziny! Wcześniej celowałem w 3.30 a tu masz! Dopinguje mnie to dość mocno do jazdy. Miałem kryzys na 10 kilometrze, gdzie wydawało się, że skurcze mnie dorwą, ale odpuściły i jedzie się dalej dobrze.
Dopiero ok. 5-10 km przed metą znów mam wrażenie, że zaraz mnie skurcz złapie - i to we wszystkich możliwych mięśniach, ale dojeżdżam spokojnie do końca, gdzie, zaraz za linią mety, wita mnie P. Henryk Sytner (ten sam, którego spotkałem parę tygodni temu w Szklarskiej Porębie) - zaprasza mnie do siebie na krótką rozmowę, ala ja nie mogę dać ani kroku (bo skurcze prawie mnie łapią). Jakoś opanowuję sytuację i podchodzę. P. Henryk zadaje pytanie "Nie był Pan co prawda w czołówce, ale czy ma Pan satysfakcję z ukończenia maratonu?".
No to ja go szybko prostuję "Byłem prawie w czołówce!" ;-) I tak sobie chwilę gawędzimy.
Później się okazuje, że ten występ był moim najlepszym w tegorocznej Skandii - 97 miejsce (pierwsza setka! - co prawda na tylko 162 startujące osoby, ale zawsze to "setka"! ;-)) i pierwszy medal na Skandii, co prawda za "dystans emerytalny", czyli 67 lat... tzn. 67 km ;-) ale zawsze medal!
I taką to niespodziankę sobie sprawiłem na koniec sezonu. Szkoda, że się kończy.
Ale za rok będzie lepiej!

Zakończenie sezonu 2012 - koszulka, numer i medal za "dystans emerytalny" :-) idą do szafy... © Magic


Skandia Maraton Bytów

Niedziela, 22 lipca 2012 Kategoria 50 - 100, Kaszuby, Maraton, Polska, Teren
Km: 59.00 Km teren: 50.00 Czas: 02:32 km/h: 23.29
Pr. maks.: 52.30 Temperatura: 20.0°C HRmax: 180180 (100%) HRavg 164( 91%)
Kalorie: 2981kcal Podjazdy: 778m Sprzęt: Bielik Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś pojechałem w maratonie w Bytowie. Po ostatnich tygodniach bez jeżdżenia myślałem, że może być ciężko, ale dałem radę i dojechałem do mety!
Trasa niezbyt trudna - trochę piachu, trochę błota, ale ogólnie do przejechania bez zatrzymań.
Już na 12 kilometrze pierwszy sygnał - "stan przedskurczowy" jak to nazwałem. Poczułem, że może mnie zaraz złapać, więc natychmiast nieco odpuściłem i jechałem już dalej nieco spokojniej. Brak jazdy dawał znać o sobie...
Na 20 kilometrze poczułem z kolei plecy i tak już do końca :-(
Ale dałem radę a to najważniejsze! :-)

Skandia Maraton - Gdańsk

Niedziela, 3 czerwca 2012 Kategoria 50 - 100, Polska, Teren, Trójmiejski PK, Maraton
Km: 66.00 Km teren: 60.00 Czas: 03:36 km/h: 18.33
Pr. maks.: 46.20 Temperatura: 12.0°C HRmax: 192192 (106%) HRavg 178( 98%)
Kalorie: 4777kcal Podjazdy: 1158m Sprzęt: Bielik Aktywność: Jazda na rowerze
Pierwszy mój maraton w tym sezonie i od razu "z grubej rury" :-)
Przed maratonem zastanawiałem się, czy uda się wyciągnąć 20 km/h - niestety nic z tego. Organizator zadbał tym razem o moc wrażeń - praktycznie na trasie niemal nie było płaskich odcinków, co widać na profilu wysokościowym. Od samego początku w górę i w dół, w górę i w dół, w górę i w dół itd. Na dodatek kilka zjazdów na trasie wymagało maksymalnej koncentracji. Udało mi się przejechać bez żadnych przykrych przygód, choć był taki moment, gdy poczułem na szybkim zjeździe jak mi "odlatuje" tylne koło po kontakcie z wystającym konarem - na szczęście zaraz szczęśliwie wylądowało, ale mi za to zrobiło się jeszcze cieplej niż wcześniej od samej jazdy :-)
Całą trasę niepokoił mnie pulsometr - niemal nie schodził poniżej 100% HR... Chyba mu wpiszę, że mam 24 lata, żeby mnie nie wkurzał :-)))
Ostateczny wynik 3:35:58 i 167 miejsce na 298 startujących i 262 sklasyfikowanych zawodników - może być ;-)

Żuławy Wkoło + dodatki :-)

Sobota, 24 września 2011 Kategoria >100 km, Kociewie, Krajoznawczo, Maraton, Okolice Tczewa, Polska, Spręż :-), Żuławy
Km: 178.15 Km teren: 0.00 Czas: 06:20 km/h: 28.13
Pr. maks.: 44.20 Temperatura: 16.0°C HRmax: 177177 ( 98%) HRavg 150( 83%)
Kalorie: 5700kcal Podjazdy: 130m Sprzęt: Penny - rower żony :-) Aktywność: Jazda na rowerze
Wreszcie nastąpił ten dzień, kiedy trzeba było przejechać 170 km. Na starcie pojawiłem się tuż po 9.00 (chciałem się nieco wyspać po wczorajszym bardzo późnym powrocie ze Śląska) i nie załapałem się do grupy w której startowali Adam i Turysta. Moja grupa wystartowała dopiero 20 minut później, więc musiałem się sprężyć, żeby być w stanie dojść chłopaków na trasie. Rozpocząłem więc ostro z Tczewa (jak się później okazało za ostro) - przez pierwsze ponad 10 km jechałem samotnie uciekając reszcie grupy. Niestety, wbrew prognozom sprzed paru dni wiatr był dziś mocny (przez 80% trasy wiał z boku i bardzo utrudniał jazdę) i ostatecznie zdecydowałem nieco odpuścić - w końcu w grupie raźniej :-). Dogoniło mnie pięciu kolarzy na rowerach szosowych (jedynie ja w tej grupie miałem rower trekingowy) i jechaliśmy w takiej grupce prawie do promu w Świbnie. Parę kilometrów wcześniej wyprzedziliśmy Adama ze znajomymi a na rozkopanym przejeździe nad Martwą Wisłą udało mi się odskoczyć na kiepskiej nawierzchni kolarzom i samotnie dojechałem do przeprawy promowej. Niestety prom parę minut wcześniej odpłynął i musiałem poczekać kilkanaście minut na kolejny. W międzyczasie dojechał Adam ze znajomymi i przepłynęliśmy razem promem. Do tego miejsca miałem przejechane prawie 40 km i średnią 32,3 km/h.
Na promie w Świbnie © Magic

Po dopłynięciu promu na drugi brzeg ruszyłem ostro dalej. Pierwszą niespodzianką były konie biegające po ulicy w Mikoszewie. Jeden z nich nawet towarzyszył mi przez kilkadziesiąt metrów :-) Ktoś się musiał pewnie później nachodzić, żeby je wszystkie pozbierać...
Odcinek do Nowego Stawu (70 km) to był jedyny dziś fragment, gdzie zdarzały się dłuższe odcinki z wiatrem i tam można było popędzić prawie do 40 km/h. No ale chwilę później wiatr, wiatr, wiatr. W Ostaszewie był pierwszy prawdziwy bufet, ale z powodu dożynek było też tam takie zamieszanie, że w ogóle go nie zauważyłem i popędziłem dalej. Później przez ok. 10 km zabrałem się z dwoma innymi zawodnikami. Tu zacząłem już odczuwać słabość spowodowaną za szybkim przejechaniem pierwszego odcinka i nie byłem w stanie dawać zbyt mocnych zmian.
Aby poprawić sytuację zatrzymałem się w bufecie w Nowym Stawie. Okazało się, że jest tu też Turysta z kolegami. Turystę ostatnio widziałem chyba w podstawówce, a może nieco później :-) Było to bardzo szczęśliwe spotkanie - dzięki temu, że dogoniłem chłopaków mogłem później jechać w grupce do samej mety, a przyznam, że byli bardzo mocni - przez kolejne 90 km byłem jedynie w stanie dać kilka i to słabych zmian, a oni ciągnęli ostro do przodu, co bardzo pomagało utrzymać dobre tempo - sam bym na pewno nie utrzymał średniej powyżej 30 km/h na całej trasie.
Bufet w Nowym Stawie - ekipa w komplecie © Magic

Po wyruszeniu z Nowego Stawu zatrzymywaliśmy się jeszcze w Ryjewie (bufet z wyśmienitym ryżem z jabłkami), Białej Górze (śluza na Nogacie) oraz Miłoradzu (bufet z wieloma wyśmienitymi rzeczami :-)).
Rusałki - przemiłe gospodynie bufetu w Ryjewie © Magic

Postój przy śluzie na Nogacie w Białej Górze © Magic

Bufet w Miłoradzu - nie wiadomo co lepsze :-) © Magic

Druga część trasy była cięższa z powodu częstej jazdy pod wiatr a także dużo gorszej nawierzchni. Tu wytrzęsło nas najbardziej za Ryjewem, przed Miłoradzem oraz za Starą Wisłą. Tu był też najbardziej niebezpieczny odcinek drogą 55 z mnóstwem samochodów.
Ostatecznie dojechałem na metę z Turystą, który ostro ciągnął aż do mety.
Całkowity czas przejazdu 7 godz. 15 min., czas netto (bez oczekiwania na prom oraz bufetów) 5 godz. 23 min. 24 s, a dystans zarejestrowany przez licznik 163,77 km (średnia z jazdy 30,4 km/h).
Prawie bym zapomniał - w sumie przejechałem dziś 178 km, co jest moją nową życiówką! :-)
Poniżej linki do opowieści kolegów z imprezy:
- Opowieść Turysty
- Opowieść Adama
- Opowieść Sirmicha
- Opowieść Marchosa

kategorie bloga

Moje rowery

Bielik 1662 km
Tranquill 11764 km
Penny - rower żony :-) 1425 km
Rower taty 1251 km
Inne rowery, taki np. Jaguar :-) 177 km
Trenażer 500 km
Ferrari 3169 km
Kajak 85 km

szukaj

archiwum