blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(28)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Magic.bikestats.pl

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Kociewie

Dystans całkowity:4887.21 km (w terenie 3196.28 km; 65.40%)
Czas w ruchu:250:45
Średnia prędkość:19.49 km/h
Maksymalna prędkość:54.50 km/h
Suma podjazdów:41222 m
Maks. tętno maksymalne:218 (121 %)
Maks. tętno średnie:162 (90 %)
Suma kalorii:250012 kcal
Liczba aktywności:123
Średnio na aktywność:39.73 km i 2h 02m
Więcej statystyk

Kółko i kółeczko :-)

Niedziela, 22 kwietnia 2012 Kategoria Teren, Okolice Tczewa, Kociewie, >100 km
Km: 121.37 Km teren: 60.00 Czas: 06:20 km/h: 19.16
Pr. maks.: 45.40 Temperatura: 20.0°C HRmax: 153153 ( 85%) HRavg 117( 65%)
Kalorie: 4070kcal Podjazdy: 942m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Wybraliśmy się z Adamem na parę godzin w okolice Tczewa. Plany się krystalizowały do godz. 7.00, ale jak już się zebraliśmy to żwawo ok. 9.00 ruszyliśmy w drogę. Początkowo w kierunku Turza. Nie wiedziałem wtedy jeszcze dlaczego, ale strasznie cierpiałem - przez pierwszą godzinę jazdy najchętniej usiadłbym przy rowerze, a nie na nim jeździł. Było mi naprawdę ciężko, nawet na ulubionych moich leśnych ścieżkach...
Nieco poprawił mi się nastrój, gdy dojechaliśmy do Turza i tu przywitał nas dostojnie kroczący bociek.
Co by tu schrupać... © Magic

W Turzu zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę i ruszyliśmy dalej, najpierw do Boroszewa, żeby w niezawodnym, zawsze otwartym sklepie, zrobić zapasy na drogę, a dalej przez Obozin do Bolesławowa.
W Boroszewie podjęłem zbawienną decyzję, żeby zdjąć bluzę i jechać w samej koszulce - okazało się, że do tej pory tak się męczyłem z prostego powodu - było mi za gorąco. Chłodny wiatr chłodził głowę, ale cała reszta, ubrana na czarno, była po prostu przegrzana. Od tej pory jechało mi się zdecydowanie lepiej :-)
Obozin shopping center :-) © Magic

Po zakupach w Boroszewie nie zatrzymywaliśmy się już w "shopping center'ze" w Obozinie, choć nie mogliśmy sobie odpuścić uwiecznienia tego reprezentacyjnego miejsca. Zatrzymaliśmy się za to na chwilkę w Bolesławowie, żeby obejrzeć z kilku stron tamtejszą dawną gorzelnię.
Dawna gorzelnia w Bolesławowie © Magic

Po zwiedzeniu gorzelni i okazałej stajni ruszyliśmy w kierunku Kamierowa. Początkowo przetestowaliśmy kawałek ścieżki wiodącej w miejscu dawnego toru kolejowego, ale szybko z niej zrezygnowaliśmy - nie nadaje się do turystycznej jazdy rowerem (choć dobra jest dla rowerzystów lubiących wyzwania :-)).
Przeprawa nasypem kolejowym pomiędzy Kamierowem a Mirowem © Magic

Teraz kierowaliśmy się już do Pszczółek, przez Sobowidz, żeby zapoznać się z tamtejszą intrygującą ścieżką rowerową widzianą wiele razy z samochodu. Ścieżka zaczyna się dopiero w Żelisławkach i ma zaledwie ok. 3 km. Jest częścią dumnie zwanego Szlaku Cysterskiego. Tuż przed wjazdem na ścieżkę zatrzymujemy się jeszcze przed pałacykiem i sklepem "Pod kasztanem" - tu przez chwilę poszukujemy owego "kasztana".
Pałacyk w Żelisławkach © Magic

Szkoda, że ścieżka nie jest poprowadzona dalej w kierunku Sobowidza (i jeszcze dalej) - dawny nasyp kolejowy tylko czeka, żeby być w odpowiedni sposób wykorzystanym.
Początek ścieżki rowerowej w Pszczółkach © Magic

W Pszczółkach Adam proponuje, żeby do Tczewa wrócić czerwonym szlakiem - tak robimy. Po krótkim kluczeniu w Pszczółkach ruszamy w kierunku Wisły. Drobne problemy zaczynają się w Krzywym Kole, gdy skręcamy na południe i zaczynamy jechać prosto pod wiatr, ale jedziemy. Zatrzymujemy się tylko na chwilę na wale przeciwpowodziowym, żeby spojrzeć, co się dookoła dzieje.
Jasność ogarnęła Tczew © Magic

Po dojechaniu do Tczewa Adam udaje się na myjnię, a ja na budowę, tzn. muszę wykręcić jeszcze jedno "kółeczko". Opis dotychczasowego przejazdu możecie znaleźć też tu u Adama.
Tym razem ruszam jedzie mi się dużo lepiej niż rano. Jadę przez Lubiszewo i Goszyn. Wypróbowuję też nową drogę za Małżewem. Tam robię krótki foto-postój zafascynowany krajobrazem.
Paryż - Dakar - Małżewo :-) © Magic

Tutaj był pług olbrzym © Magic

Z Turza jadę przez Boroszewo do Jez. Zduńskiego. Tutaj też funduję sobie krótki przyrodniczy przystanek.
Jezioro Zduńskie © Magic

Za jeziorem jadę coraz szybciej - chcę zdążyć przed zachodem do Rokitek, gdzie, przy stawach, siadam na dłużej poobserwować latające tu kilka błotniaków. Nie udaje mi się ich dobrze sfotografować, ale za to "łapię" inne bawiące się ptaki.
Tu jestem! © Magic

Po około pół godziny uciekam, bo robi się naprawdę chłodno.

Kółko:


Kółeczko:

Znów do Wdy...

Sobota, 14 kwietnia 2012 Kategoria Kociewie, Wda, Teren, >100 km, Bory Tucholskie
Km: 124.94 Km teren: 93.00 Czas: 07:15 km/h: 17.23
Pr. maks.: 42.70 Temperatura: 8.0°C HRmax: 167167 ( 92%) HRavg 131( 72%)
Kalorie: 5430kcal Podjazdy: 904m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Urocze miejsca nad Wdą - po to, żeby je znów zobaczyć konkretnie się dziś "nakręciłem". Ale po kolei...
Miejsce nazwane przeze mnie "Cudo" (Wda) © Magic


Wreszcie wolna (od innych zajęć) sobota! W piątek wieczorem zdecydowałem, że tym razem się "skatuję" rowerowo. No i udało się :-)
Miał być wyjazd do Murowanej Gośliny, ale nie wypalił i trzeba było coś innego wymyśleć. Do piątku nie miałem planu, ale zauważyłem na RWM, że jest wycieczka do Wdy. A Wda jak to Wda - bardzo mnie ciągnie do siebie. Więc decyzja nie była trudna.
Dołączyłem do dwuosobowej ekipy (Padre i Zbychu) w pociągu, którym dojechaliśmy do Warlubia.
Galeria Kociewska już prawie gotowa © Magic

Z Warlubia ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Wdy. Początkowo parę kilometrów asfaltem do Bąkowskiego Młyna.
Ekipa przy Bąkowskim Młynie © Magic

Od Bąkowskiego młyna jedziemy już lasem i leśnymi drogami (cały czas czerwonym szlakiem wzdłuż Mątawy). Pierwszy odcinek nieco zniechęca, cały czas kopiemy się w piachu, ale po chwili droga się znacznie poprawia i możemy już spokojnie pędzić dalej.
Wyjechaliśmy na tyle wcześnie, że jeszcze przed Wdą kilkukrotnie napotkaliśmy dość duże stada saren i pokaźnych jeleni - czułem się jakby prowadziły nas przez las biegnąć równolegle do naszego szlaku.
Tu na polanie wypatrzyliśmy pierwsze większe zwierzaki - żurawie © Magic

W Lipinkach robimy pierwszy dłuższy postój na zakupy i posiłek.
Lipinki witają nas wozem konnym © Magic

Ekipa przed kościołem w Lipinkach © Magic

W Lipinkach zauważam jeszcze coś, co mnie zafascynowało - reklama firmy, która montowała okna zanim jeszcze powstała - to się nazywa tradycja! :-)
Zwracam uwagę na napis "10 lat tradycji" - okno (i budynek) mają na pewno więcej lat :-)
Okna z tradycjami :-) © Magic

Z Lipinek jedziemy dalej czerwonym szlakiem aż do Starej Rzeki, gdzie witamy się z Wdą. Po drodze mijamy jeszcze rezerwaty Miedzno i Brzęki.
Koło rezerwatu Miedzno © Magic

Przywitanie z Wdą w Starej Rzece © Magic

W Starej Rzece "przeskakujemy" z czerwonego na żółty szlak, którym jedziemy wzdłuż Wdy w górę rzeki. 3 kilometry dalej robimy drugi dłuższy postój, aby się posilić i w spokoju popodziwiać piękno Wdy. Miejsce to nazwałem kiedyś "Cudo" - nieco więcej o nim można poczytać tu.
Podziwiamy piękno Wdy © Magic

Po odpoczynku jedziemy dalej wzdłuż Wdy. Teraz kierujemy się do rezerwatu Krzywe Koło Pętli Wdy. Chcemy dostać się do zakola Wdy. Niestety, niepotrzebnie przejeżdżamy na drugą stronę rzeki w Błędnie i dojeżdżamy do zakola od jego zewnętrznej strony. Ale i tu jest pięknie.
Drogowskaz w Borach Tucholskich © Magic

Rezerwat Krzywe Koło Pętli Wdy © Magic

Bobry tu były... © Magic

Rower kontempluje nad Wdą © Magic

Jeździmy jeszcze trochę wzdłuż Wdy szukając kolejnych zakoli i wreszcie po przejechaniu około 60 kilometrów dojeżdżamy do miejsca zwanego Szlaga Młyn, gdzie kończy się nasza wspólna jazda. Stąd Padre i Zbychu ruszają w kierunku Smętowa a ja "ciągnę" dalej do Wdy i później "na Tczew".
Jeszcze przed Wdą zatrzymuję się w dwóch ciekawych miejscach: na parkingu nad Wdą oraz przy Wdeckim Młynie, gdzie znajduje się duże pole namiotowe przygotowane dla płynących Wdą kajakarzy.
Wda koło jeziora Jelonek © Magic

Wdecki Młyn © Magic

Wiosna nieśmiało się budzi - pierwsze przylaszczki © Magic

Z Wdeckiego Młyna miałem jechać do Wdy i później w kierunku Grabowa do zielonego szlaku, którym przez Pelplin chciałem dojechać do Tczewa. Tymczasem we Wdeckim Młynie natrafiłem na inny zielony szlak - rowerowy Szlak Jeziorny, który przez Lubichowo i Starogard Gd. prowadzi do Szpęgawska i dalej Skarszew. Skorzystałem więc z tej okazji, żeby zapoznać się ze szlakiem, który często widuję w okolicach Jez. Zduńskiego. Niestety, jak się później okazało, nie był to najlepszy wybór...
Po sesji zdjęciowej we Wdeckim Młynie jadę już bezpośrednio do Wdy. Za Wdą szlak prowadzi jeszcze chwilę lasem (ten odcinek jest OK), ale od Wilczych Błot zaczyna się męka - szlak prowadzi teraz w większości szutrowymi drogami, na których na zmianę bardzo przeszkadzają albo piach albo twarda "tarka", której strasznie nie lubię. Na dodatek robi się chłodniej i wzmaga się nieprzychylny wiatr. Dobrze, że słońce nie zawodzi.
Jestem (moje ręce) tak zmęczony jazdą po "tarce", że rzadziej teraz zatrzymuje się na zdjęcia chcąc jak najszybciej mieć to za sobą. Pierwsze miejsce, które mnie zaintrygowało, to odcinek drogi koło Jeziora Sumińskiego, gdzie stoją monumentalne poprzycinane drzewa (a właściwie "łyse" pnie) - nie wiem czemu ten widok skojarzył mi się z niedawno widzianym filmem "Starcie Tytanów" :-)
Starcie Tytanów - droga koło Szteklina © Magic

Chwilę później dojeżdżam do Sumina. Tu zauważam ładną panoramę z gniazdem bocianim na pierwszym planie. Jak się okazuje po dłuższej obserwacji jest to sztuczny bocian - parę minut czekałem aż się ruszy, a on, skubany, ani drgnął! :-)
Panorama Sumina © Magic

Nieco jestem zaskoczony, że szlak nie prowadzi przez Wirty i okolice jez. Borzechowskiego. W końcu ze Szteklina do Wirtów jest ok. 2 km w linii prostej, ale cóż... Jadę dalej... Niedaleko już do Starogardu. Miasto przejeżdżam "na azymut" - tu oznaczenie szlaku jest dużo gorsze niż wcześniej i parę razy go gubię, ale tylko na chwilkę.
Za Starogardem droga na Rywałd - dawno nie widziałem tak połatanego asfaltu.
Na szczęście to tylko 3 km... Z Rywałdu jadę ostatni odcinek zielonym szlakiem do Szpęgawska, a później kieruję się już na Wędkowy i standardowym moim szlakiem do Tczewa. Po drodze robię jeszcze kilka fotek m.in. domu w Zwierzynku - zawsze jak tam jestem jest już po zachodzie a tym razem udało mi się tam zajechać w dobrym momencie więc wykorzystałem tę okazję.
Chatka koło Zwierzynka © Magic

I jeszcze ostatnie zdjęcie koło Rokitek - to też skojarzyło mi się z tytułem filmu "Przeminęło z wiatrem" :-)
Przeminęło z wiatrem - widok na Rokitki © Magic

Teraz już naprawdę pędzę do domu, bo zrobiło się przejmująco chłodno - potrzebna mi gorąca kąpiel i gorąca herbatka (wreszcie!).

Żuławy Wkoło + dodatki :-)

Sobota, 24 września 2011 Kategoria >100 km, Kociewie, Krajoznawczo, Maraton, Okolice Tczewa, Polska, Spręż :-), Żuławy
Km: 178.15 Km teren: 0.00 Czas: 06:20 km/h: 28.13
Pr. maks.: 44.20 Temperatura: 16.0°C HRmax: 177177 ( 98%) HRavg 150( 83%)
Kalorie: 5700kcal Podjazdy: 130m Sprzęt: Penny - rower żony :-) Aktywność: Jazda na rowerze
Wreszcie nastąpił ten dzień, kiedy trzeba było przejechać 170 km. Na starcie pojawiłem się tuż po 9.00 (chciałem się nieco wyspać po wczorajszym bardzo późnym powrocie ze Śląska) i nie załapałem się do grupy w której startowali Adam i Turysta. Moja grupa wystartowała dopiero 20 minut później, więc musiałem się sprężyć, żeby być w stanie dojść chłopaków na trasie. Rozpocząłem więc ostro z Tczewa (jak się później okazało za ostro) - przez pierwsze ponad 10 km jechałem samotnie uciekając reszcie grupy. Niestety, wbrew prognozom sprzed paru dni wiatr był dziś mocny (przez 80% trasy wiał z boku i bardzo utrudniał jazdę) i ostatecznie zdecydowałem nieco odpuścić - w końcu w grupie raźniej :-). Dogoniło mnie pięciu kolarzy na rowerach szosowych (jedynie ja w tej grupie miałem rower trekingowy) i jechaliśmy w takiej grupce prawie do promu w Świbnie. Parę kilometrów wcześniej wyprzedziliśmy Adama ze znajomymi a na rozkopanym przejeździe nad Martwą Wisłą udało mi się odskoczyć na kiepskiej nawierzchni kolarzom i samotnie dojechałem do przeprawy promowej. Niestety prom parę minut wcześniej odpłynął i musiałem poczekać kilkanaście minut na kolejny. W międzyczasie dojechał Adam ze znajomymi i przepłynęliśmy razem promem. Do tego miejsca miałem przejechane prawie 40 km i średnią 32,3 km/h.
Na promie w Świbnie © Magic

Po dopłynięciu promu na drugi brzeg ruszyłem ostro dalej. Pierwszą niespodzianką były konie biegające po ulicy w Mikoszewie. Jeden z nich nawet towarzyszył mi przez kilkadziesiąt metrów :-) Ktoś się musiał pewnie później nachodzić, żeby je wszystkie pozbierać...
Odcinek do Nowego Stawu (70 km) to był jedyny dziś fragment, gdzie zdarzały się dłuższe odcinki z wiatrem i tam można było popędzić prawie do 40 km/h. No ale chwilę później wiatr, wiatr, wiatr. W Ostaszewie był pierwszy prawdziwy bufet, ale z powodu dożynek było też tam takie zamieszanie, że w ogóle go nie zauważyłem i popędziłem dalej. Później przez ok. 10 km zabrałem się z dwoma innymi zawodnikami. Tu zacząłem już odczuwać słabość spowodowaną za szybkim przejechaniem pierwszego odcinka i nie byłem w stanie dawać zbyt mocnych zmian.
Aby poprawić sytuację zatrzymałem się w bufecie w Nowym Stawie. Okazało się, że jest tu też Turysta z kolegami. Turystę ostatnio widziałem chyba w podstawówce, a może nieco później :-) Było to bardzo szczęśliwe spotkanie - dzięki temu, że dogoniłem chłopaków mogłem później jechać w grupce do samej mety, a przyznam, że byli bardzo mocni - przez kolejne 90 km byłem jedynie w stanie dać kilka i to słabych zmian, a oni ciągnęli ostro do przodu, co bardzo pomagało utrzymać dobre tempo - sam bym na pewno nie utrzymał średniej powyżej 30 km/h na całej trasie.
Bufet w Nowym Stawie - ekipa w komplecie © Magic

Po wyruszeniu z Nowego Stawu zatrzymywaliśmy się jeszcze w Ryjewie (bufet z wyśmienitym ryżem z jabłkami), Białej Górze (śluza na Nogacie) oraz Miłoradzu (bufet z wieloma wyśmienitymi rzeczami :-)).
Rusałki - przemiłe gospodynie bufetu w Ryjewie © Magic

Postój przy śluzie na Nogacie w Białej Górze © Magic

Bufet w Miłoradzu - nie wiadomo co lepsze :-) © Magic

Druga część trasy była cięższa z powodu częstej jazdy pod wiatr a także dużo gorszej nawierzchni. Tu wytrzęsło nas najbardziej za Ryjewem, przed Miłoradzem oraz za Starą Wisłą. Tu był też najbardziej niebezpieczny odcinek drogą 55 z mnóstwem samochodów.
Ostatecznie dojechałem na metę z Turystą, który ostro ciągnął aż do mety.
Całkowity czas przejazdu 7 godz. 15 min., czas netto (bez oczekiwania na prom oraz bufetów) 5 godz. 23 min. 24 s, a dystans zarejestrowany przez licznik 163,77 km (średnia z jazdy 30,4 km/h).
Prawie bym zapomniał - w sumie przejechałem dziś 178 km, co jest moją nową życiówką! :-)
Poniżej linki do opowieści kolegów z imprezy:
- Opowieść Turysty
- Opowieść Adama
- Opowieść Sirmicha
- Opowieść Marchosa

kategorie bloga

Moje rowery

Bielik 1662 km
Tranquill 11764 km
Penny - rower żony :-) 1425 km
Rower taty 1251 km
Inne rowery, taki np. Jaguar :-) 177 km
Trenażer 500 km
Ferrari 3169 km
Kajak 85 km

szukaj

archiwum