Wpisy archiwalne w kategorii
Teren
Dystans całkowity: | 7113.15 km (w terenie 4791.06 km; 67.35%) |
Czas w ruchu: | 389:14 |
Średnia prędkość: | 18.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.80 km/h |
Suma podjazdów: | 64460 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (115 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (98 %) |
Suma kalorii: | 374191 kcal |
Liczba aktywności: | 172 |
Średnio na aktywność: | 41.36 km i 2h 15m |
Więcej statystyk |
Żurawie, bocian i... pierwszy tysiąc w tym roku!
Czwartek, 17 kwietnia 2014 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Spręż :-), Teren
Km: | 29.25 | Km teren: | 23.50 | Czas: | 01:12 | km/h: | 24.38 |
Pr. maks.: | 43.20 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 172172 ( 95%) | HRavg | 158( 87%) |
Kalorie: | 1291kcal | Podjazdy: | 228m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Fachmani budowlani zafundowali mi kolejną kilkudniową przerwę w jeżdżeniu, ale na szczęście mam już ich z głowy.
No to musiałem się nieco odstresować, a przy tej okazji wreszcie ukończyłem pierwszy tysiąc kilometrów w tym roku. Jest dobrze!
Ciepłe dni przed nami - zamierzam odbić sobie tą przerwę. :-)
No to musiałem się nieco odstresować, a przy tej okazji wreszcie ukończyłem pierwszy tysiąc kilometrów w tym roku. Jest dobrze!
Ciepłe dni przed nami - zamierzam odbić sobie tą przerwę. :-)
Wieczorna napinka
Niedziela, 6 kwietnia 2014 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Spręż :-), Teren
Km: | 28.98 | Km teren: | 25.50 | Czas: | 01:14 | km/h: | 23.50 |
Pr. maks.: | 45.60 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 147( 81%) |
Kalorie: | 1230kcal | Podjazdy: | 250m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Muszę się trochę "wyszaleć" po spokojnym weekendzie :-)
Do spalonej leśniczówki
Niedziela, 6 kwietnia 2014 Kategoria < 25, Krajoznawczo, Mazury, Polska, Teren, Warmia
Km: | 11.70 | Km teren: | 11.70 | Czas: | 01:04 | km/h: | 10.97 |
Pr. maks.: | 28.70 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 149149 ( 82%) | HRavg | 116( 64%) |
Kalorie: | 836kcal | Podjazdy: | 158m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając z ostatnich chwil w Bajkowym Zakątku wybieramy się z Beatą na spacer rowerowy w poszukiwaniu spalonej leśniczówki.
Wyjeżdżamy z Guzowego Pieca i chwilę później zauważam, że znów jestem na Szlaku św. Jakuba... No chodzi on za mną od kiedy obejrzałem film "Droga życia"...
Szlak św. Jakuba koło Guzowego Pieca © Magic
Jedziemy praktycznie cały czas lasem. Dobrze, bo nie wieje i nie przeszkadza bardzo to, że jest chłodniej niż wczoraj. Po drodze zatrzymujemy się przy jeziorkach.
Beata nad jeziorem Helgut © Magic
Jezioro Parwółki © Magic
Woda w jeziorze © Magic
Za Parwółkami musimy jechać bardzo uciążliwym brukiem. Dopiero po powrocie do domu wyczytuję, że był to bruk zabytkowy! :-)
Zabytkowy bruk Stare Jabłonki-Parwółki-Tomaszyn © Magic
Po kilkunastu minutach trafiamy w miejsce, które na mapie oznaczone jest "Spalona leśniczówka" - cel naszej wycieczki. No i tu zaczynają się poszukiwania. Dopiero gdy zrezygnowani ruszamy do Guzowego Pieca udaje się w ostatniej chwili wypatrzeć ślady po leśniczówce.
Szukamy spalonej leśniczówki © Magic
I oto jest! © Magic
Powrót to czysta przyjemność - nie ma bruku, a na dodatek jedziemy głównie z górki. :-)
Wracamy do Guzowego Pieca © Magic
Wyjeżdżamy z Guzowego Pieca i chwilę później zauważam, że znów jestem na Szlaku św. Jakuba... No chodzi on za mną od kiedy obejrzałem film "Droga życia"...
Szlak św. Jakuba koło Guzowego Pieca © Magic
Jedziemy praktycznie cały czas lasem. Dobrze, bo nie wieje i nie przeszkadza bardzo to, że jest chłodniej niż wczoraj. Po drodze zatrzymujemy się przy jeziorkach.
Beata nad jeziorem Helgut © Magic
Jezioro Parwółki © Magic
Woda w jeziorze © Magic
Za Parwółkami musimy jechać bardzo uciążliwym brukiem. Dopiero po powrocie do domu wyczytuję, że był to bruk zabytkowy! :-)
Zabytkowy bruk Stare Jabłonki-Parwółki-Tomaszyn © Magic
Po kilkunastu minutach trafiamy w miejsce, które na mapie oznaczone jest "Spalona leśniczówka" - cel naszej wycieczki. No i tu zaczynają się poszukiwania. Dopiero gdy zrezygnowani ruszamy do Guzowego Pieca udaje się w ostatniej chwili wypatrzeć ślady po leśniczówce.
Szukamy spalonej leśniczówki © Magic
I oto jest! © Magic
Powrót to czysta przyjemność - nie ma bruku, a na dodatek jedziemy głównie z górki. :-)
Wracamy do Guzowego Pieca © Magic
Poranny spacerek przyrodniczy
Sobota, 5 kwietnia 2014 Kategoria < 25, Krajoznawczo, Polska, Teren, Warmia
Km: | 16.34 | Km teren: | 15.80 | Czas: | 01:36 | km/h: | 10.21 |
Pr. maks.: | 32.80 | Temperatura: | 0.0°C | HRmax: | 148148 ( 82%) | HRavg | 116( 64%) |
Kalorie: | 1269kcal | Podjazdy: | 277m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny weekend i kolejny wschód słońca :-) Tym razem na Warmii.
Wstaję jak zwykle z bólem serca - zamiast spać wyszukuję ciuchy rowerowe. Niby wszystko przygotowane, bo taki miałem plan, ale jakoś tak łóżko zachęca do powrotu... Dam radę, dam radę... No i dałem radę - wyrwałem się na zewnątrz a tam uuuuuu - mrozi aż miło!
Szybko wybieram rower (dziś będzie wynajęty) - mam nawet wybór - biorę przyzwoicie wyglądającego Authora i jadę dla rozgrzewki.
Jedzie się inaczej niż na moim, jakoś tak ciężej. Myślę jak by tu go nazwać i mam - Szatan! Tak! To jest prawdziwy Szatan ;-)
Ruszam żwawo w prawo, coś nie tak, jadę w lewo, też nie pasuje, więc znów w prawo... Miał być czerwony szlak a nie ma... Chciałem na wschód nad jezioro, ale już wiem, że nie zdążę, więc dojeżdżam do najbliższej łączki i tu rozbijam się na fotopostój. Mrozi mnie jak nie wiem, bo nie byłem przygotowany na ujemną temperaturę, ale za chwilę pokazuje się słońce i od razu jest lepiej.
W oczekiwaniu na słońce © Magic
Po wschodzie słońca ruszam dalej - chcę zrealizować swój plan i objechać jezioro Sarąg. Zanim dojechałem do jeziora zatrzymuję się jeszcze koło Guzowego Młyna.
Guzowy Młyn nad rzeką Młynówką © Magic
Potem jadę jeszcze kawałek lasem, leśną drogą i pojawia się jezioro. Zatrzymuję się przy nim od południa, wschodu i północy, co widać na poniższych zdjęciach.
Jezioro Sarąg © Magic
Jezioro Sarąg © Magic
Poranny połów © Magic
Jezioro z drugiej strony © Magic
Cisza i spokój © Magic
To straszne, że nawet w takich pięknych miejscach jest pełno śmieci...
Śmieci w lesie :-( © Magic
Ale z drugiej strony przyroda rekompensuje te przykre "zjawiska".
Jest coraz bardziej zielono © Magic
Szatan dawał radę - wjechał wszędzie i nawet przerzutki działały od najmniejszej do największej - rzadkość w wynajmowanych rowerach :-)
A nie mówiłem, że Szatan! © Magic
Po drodze mijałem rzekę Pasłękę. Jakoś tak mi się skojarzyła z Pasłękiem, dawnym OSM Pasłęk i jego dobrymi serami :-)
Most na Pasłęce © Magic
Pasłęka © Magic
Ruina nad jeziorem © Magic
Później chciałem przyspieszyć, żeby szybciej dotrzeć na śniadanie, ale zwierzaki mi nie pozwoliły - nie mogłem przy nich nie przystanąć...
Rudzik © Magic
I ja tu jestem © Magic
Droga wzdłuż jeziora © Magic
Mostek w Guzowym Piecu © Magic
Wstaję jak zwykle z bólem serca - zamiast spać wyszukuję ciuchy rowerowe. Niby wszystko przygotowane, bo taki miałem plan, ale jakoś tak łóżko zachęca do powrotu... Dam radę, dam radę... No i dałem radę - wyrwałem się na zewnątrz a tam uuuuuu - mrozi aż miło!
Szybko wybieram rower (dziś będzie wynajęty) - mam nawet wybór - biorę przyzwoicie wyglądającego Authora i jadę dla rozgrzewki.
Jedzie się inaczej niż na moim, jakoś tak ciężej. Myślę jak by tu go nazwać i mam - Szatan! Tak! To jest prawdziwy Szatan ;-)
Ruszam żwawo w prawo, coś nie tak, jadę w lewo, też nie pasuje, więc znów w prawo... Miał być czerwony szlak a nie ma... Chciałem na wschód nad jezioro, ale już wiem, że nie zdążę, więc dojeżdżam do najbliższej łączki i tu rozbijam się na fotopostój. Mrozi mnie jak nie wiem, bo nie byłem przygotowany na ujemną temperaturę, ale za chwilę pokazuje się słońce i od razu jest lepiej.
W oczekiwaniu na słońce © Magic
Po wschodzie słońca ruszam dalej - chcę zrealizować swój plan i objechać jezioro Sarąg. Zanim dojechałem do jeziora zatrzymuję się jeszcze koło Guzowego Młyna.
Guzowy Młyn nad rzeką Młynówką © Magic
Potem jadę jeszcze kawałek lasem, leśną drogą i pojawia się jezioro. Zatrzymuję się przy nim od południa, wschodu i północy, co widać na poniższych zdjęciach.
Jezioro Sarąg © Magic
Jezioro Sarąg © Magic
Poranny połów © Magic
Jezioro z drugiej strony © Magic
Cisza i spokój © Magic
To straszne, że nawet w takich pięknych miejscach jest pełno śmieci...
Śmieci w lesie :-( © Magic
Ale z drugiej strony przyroda rekompensuje te przykre "zjawiska".
Jest coraz bardziej zielono © Magic
Szatan dawał radę - wjechał wszędzie i nawet przerzutki działały od najmniejszej do największej - rzadkość w wynajmowanych rowerach :-)
A nie mówiłem, że Szatan! © Magic
Po drodze mijałem rzekę Pasłękę. Jakoś tak mi się skojarzyła z Pasłękiem, dawnym OSM Pasłęk i jego dobrymi serami :-)
Most na Pasłęce © Magic
Pasłęka © Magic
Ruina nad jeziorem © Magic
Później chciałem przyspieszyć, żeby szybciej dotrzeć na śniadanie, ale zwierzaki mi nie pozwoliły - nie mogłem przy nich nie przystanąć...
Rudzik © Magic
I ja tu jestem © Magic
Droga wzdłuż jeziora © Magic
Mostek w Guzowym Piecu © Magic
Do Gietrzwałdu
Sobota, 5 kwietnia 2014 Kategoria < 25, Krajoznawczo, Polska, Teren, Warmia
Km: | 21.37 | Km teren: | 13.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 14.09 |
Pr. maks.: | 40.80 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 134( 74%) |
Kalorie: | 1649kcal | Podjazdy: | 245m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po samochodowej wycieczce do Olsztynka (skansen) i Ameryki wygospodarowałem dwie godziny "wolnego" na rower. Od dawna zamierzałem się na Gietrzwałd, więc skorzystałem z okazji.
Na początek jadę do leśniczówki, przy której rano już przejeżdżałem.
Prośba © Magic
Miejsce biwakowe przy leśniczówce Mitelki © Magic
Most na Pasłęce przy leśniczówce © Magic
Dalej kieruję się na Łajsy. Zaraz za lasem, przed Pęglitami napotykam grupkę rowerzystów: dorosły i trójka dzieci. Trochę dzieciaki się męczą w piasku, ale z górki idzie im dużo lepiej a dorosły rozmawia przez telefon i widząc, że mu dzieciaki odjeżdżają woła "Wolniej
siurki!" co poprawia mi znacznie i tak już dobry humor :-)
Pęglity © Magic
Stawy koło Łajsów © Magic
Leśna "kępka" © Magic
Po niecałej godzinie dojeżdżam do Gietrzwałdu - wsi sławnej z objawień Matki Boskiej w 1877 roku.
Przed Gietrzwałdem © Magic
Przy Bazylice Narodzenia Najświętszej Maryi Panny zatrzymuję się na dłużej, żeby ją sobie obejrzeć i sfotografować.
Bazylika Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Gietrzwałdzie © Magic
Miejsce objawień z 1877 roku © Magic
Krzyż przy bazylice © Magic
Obok bazyliki znajduje się ogromny parking (niewidoczny na zdjęciu) oraz miejsce odpoczynku z amfiteatrem. Miejsce dobrze przygotowane dla pielgrzymów.
Panorama Gietrzwałdu © Magic
Słońce coraz niżej i muszę wracać, tym razem na kolację.
Przed zachodem © Magic
Parę kilometrów jadę drogą Ostróda-Olsztyn. Jest tu straszny ruch i męczę się na wąskim poboczu. Za Gietrzwałdem napotykam tablicę oznajmiającą "Granica Mazur". To jest dla mnie odwieczna zagadka - gdzie w końcu przebiega granica pomiędzy Mazurami a Warmią? Myślałem, że jestem na Warmii, a tu niespodzianka... Kilka razy szukałem, ale ostatecznie nie rozstrzygnęło się, gdzie dziś przebiega ta granica. Jeżeli ktoś wie, to proszę o info :-)
Granica Warmii i Mazur koło Gietrzwałdu © Magic
Chmury szaleją © Magic
Na początek jadę do leśniczówki, przy której rano już przejeżdżałem.
Prośba © Magic
Miejsce biwakowe przy leśniczówce Mitelki © Magic
Most na Pasłęce przy leśniczówce © Magic
Dalej kieruję się na Łajsy. Zaraz za lasem, przed Pęglitami napotykam grupkę rowerzystów: dorosły i trójka dzieci. Trochę dzieciaki się męczą w piasku, ale z górki idzie im dużo lepiej a dorosły rozmawia przez telefon i widząc, że mu dzieciaki odjeżdżają woła "Wolniej
siurki!" co poprawia mi znacznie i tak już dobry humor :-)
Pęglity © Magic
Stawy koło Łajsów © Magic
Leśna "kępka" © Magic
Po niecałej godzinie dojeżdżam do Gietrzwałdu - wsi sławnej z objawień Matki Boskiej w 1877 roku.
Przed Gietrzwałdem © Magic
Przy Bazylice Narodzenia Najświętszej Maryi Panny zatrzymuję się na dłużej, żeby ją sobie obejrzeć i sfotografować.
Bazylika Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Gietrzwałdzie © Magic
Miejsce objawień z 1877 roku © Magic
Krzyż przy bazylice © Magic
Obok bazyliki znajduje się ogromny parking (niewidoczny na zdjęciu) oraz miejsce odpoczynku z amfiteatrem. Miejsce dobrze przygotowane dla pielgrzymów.
Panorama Gietrzwałdu © Magic
Słońce coraz niżej i muszę wracać, tym razem na kolację.
Przed zachodem © Magic
Parę kilometrów jadę drogą Ostróda-Olsztyn. Jest tu straszny ruch i męczę się na wąskim poboczu. Za Gietrzwałdem napotykam tablicę oznajmiającą "Granica Mazur". To jest dla mnie odwieczna zagadka - gdzie w końcu przebiega granica pomiędzy Mazurami a Warmią? Myślałem, że jestem na Warmii, a tu niespodzianka... Kilka razy szukałem, ale ostatecznie nie rozstrzygnęło się, gdzie dziś przebiega ta granica. Jeżeli ktoś wie, to proszę o info :-)
Granica Warmii i Mazur koło Gietrzwałdu © Magic
Chmury szaleją © Magic
Rozruch po wczorajszym etapie
Niedziela, 30 marca 2014 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Teren
Km: | 54.45 | Km teren: | 30.50 | Czas: | 03:09 | km/h: | 17.29 |
Pr. maks.: | 51.80 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 154154 ( 85%) | HRavg | 117( 65%) |
Kalorie: | 2389kcal | Podjazdy: | 547m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wymyśliłem sobie, że muszę się rozruszać po wczorajszej setce. No i miało być spokojnie, krótko i lajtowo. Pierwsze i trzecie w miarę udało się zrealizować, ale drugie nie za bardzo wyszło :-)
Ruszam w coraz bardziej wiosennych okolicznościach przyrody:
Rośliny zaczynają się zielenić © Magic
Jezioro Damaszka © Magic
Przy okazji spokojnego przejazdu zatrzymałem się zrobić fotkę kościoła w Turzu - często tu przejeżdżam a jeszcze nie udało mi się go sfotografować.
Kościół w Turzu © Magic
W Młynkach spotkałem znajomych, którzy jechali rundkę rowerową z Tczewa. I w ten sposób zaliczyłem dwa przejazdy w tym miejscu :-)
Zapora w Młynkach © Magic
Po rozstaniu ze znajomymi pojechałem dalej w kierunku Jeziora Zduńskiego, które objechałem ulubionym moim szlakiem. Udało się przejechać bez topienia roweru w błocie.
Mostek nad Jeziorem Zduńskim © Magic
Dalej kierowałem się do Trzcińska. Po drodze zatrzymałem się koło Jeziora Żygowickiego, gdzie wypatrzyłem ciekawą konstrukcję :-)
Polowa toaleta :-) © Magic
Za Trzcińskiem zatrzymałem się koło kamienia pamiątkowego. Zawsze go mijałem, bo myślałem, że to kolejny kamień kolejnego koła myśliwskiego, a tymczasem ten kamień upamiętnia historię kapliczki z XVII w., którą 2.09.1939 zdemontowali hitlerowcy, a później jeszcze zamordowali człowieka, który chciał ocalić jej pozostałości... Taka kolejna smutna historia wojenna...
Kamień pamiątkowy koło Trzcińska © Magic
Z Trzcińska przez Obozin i Bolesławowo kieruję się już do Zagrody Kociewskiej w Godziszewie, gdzie jestem umówiony z Beatą na obiad. Coraz częściej odwiedzamy to miejsce, bo smacznie dają tu jeść :-)
Przed Bolesławowem © Magic
Zagroda Kociewska © Magic
Zagroda Kociewska © Magic
Po obiedzie najkrótszą już trasą wracam do domu, a po drodze zauważam jeszcze na polu żurawie i sarny dzielące się wspólną przestrzenią.
Sarny i żurawie © Magic
Ruszam w coraz bardziej wiosennych okolicznościach przyrody:
Rośliny zaczynają się zielenić © Magic
Jezioro Damaszka © Magic
Przy okazji spokojnego przejazdu zatrzymałem się zrobić fotkę kościoła w Turzu - często tu przejeżdżam a jeszcze nie udało mi się go sfotografować.
Kościół w Turzu © Magic
W Młynkach spotkałem znajomych, którzy jechali rundkę rowerową z Tczewa. I w ten sposób zaliczyłem dwa przejazdy w tym miejscu :-)
Zapora w Młynkach © Magic
Po rozstaniu ze znajomymi pojechałem dalej w kierunku Jeziora Zduńskiego, które objechałem ulubionym moim szlakiem. Udało się przejechać bez topienia roweru w błocie.
Mostek nad Jeziorem Zduńskim © Magic
Dalej kierowałem się do Trzcińska. Po drodze zatrzymałem się koło Jeziora Żygowickiego, gdzie wypatrzyłem ciekawą konstrukcję :-)
Polowa toaleta :-) © Magic
Za Trzcińskiem zatrzymałem się koło kamienia pamiątkowego. Zawsze go mijałem, bo myślałem, że to kolejny kamień kolejnego koła myśliwskiego, a tymczasem ten kamień upamiętnia historię kapliczki z XVII w., którą 2.09.1939 zdemontowali hitlerowcy, a później jeszcze zamordowali człowieka, który chciał ocalić jej pozostałości... Taka kolejna smutna historia wojenna...
Kamień pamiątkowy koło Trzcińska © Magic
Z Trzcińska przez Obozin i Bolesławowo kieruję się już do Zagrody Kociewskiej w Godziszewie, gdzie jestem umówiony z Beatą na obiad. Coraz częściej odwiedzamy to miejsce, bo smacznie dają tu jeść :-)
Przed Bolesławowem © Magic
Zagroda Kociewska © Magic
Zagroda Kociewska © Magic
Po obiedzie najkrótszą już trasą wracam do domu, a po drodze zauważam jeszcze na polu żurawie i sarny dzielące się wspólną przestrzenią.
Sarny i żurawie © Magic
Dobra wiadomość - żaby przetrwają! (Rzucewo-Zielony Dwór-Wejherowo-Szemud-Kartuzy)
Sobota, 29 marca 2014 Kategoria >100 km, Kaszuby, Krajoznawczo, Polska, Teren
Km: | 102.38 | Km teren: | 70.00 | Czas: | 06:31 | km/h: | 15.71 |
Pr. maks.: | 44.60 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 153153 ( 85%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 7101kcal | Podjazdy: | 1107m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wymęczony po pracowitym tygodniu, niewyspany po koncercie Ray'a Wilsona poprzedniego wieczoru długo się "łamałem" jak bardzo się sponiewierać kolejnego dnia, tj. w sobotę, kiedy powinno się przecież odpoczywać do bólu... Moje wątpliwości nie trwały jednak długo - szybko do spania, bo zostało jeszcze tylko niecałe pięć godzin do wschodu słońca. A wschodu w ciekawym miejscu przegapić przecież nie można, prawda? ;-)
No i wstałem... Zwaliłem się z łóżka przed 5.00... Jak już się wstaje, to tak, żeby przypadkiem się nie spóźnić. Na szczęście pogoda dopisała i mimo niedospania chwilę po wyjściu na świeże powietrze byłem już całkiem rześki. Zarówno pogoda jak i miejsce okazały się tak dziś sprzyjać, że dwugodzinna sesja - fotografowanie wschodu - minęły jakby to było parę minut.
Wschód słońca nad Jastarnią © Magic
Wschód nad Zatoką Pucką © Magic
Gdynia w tle © Magic
Przy okazji wschodu słońca napotkałem tutejszy park kulturowy - Osadę Łowców Fok. Nie miałem okazji pozwiedzać go dokładnie, ale pochodziłem sobie po nim - na pewno jest ciekawostką turystyczną okolicy.
Osada Łowców Fok w Rzucewie © Magic
Po sesji "o wschodzie" wróciłem na chwilę, żeby się odświeżyć, zjeść śniadanie i zaraz po śniadaniu wyruszam w trasę. Plan był bardzo ambitny - dojechać do Ostrzyc i, o ile czas pozwoli, jechać w stronę Turza. Ostatni rzut okiem na zamek w Rzucewie i jadę!
"Nalot" na zamek w Rzucewie © Magic
Dojeżdżam do drogi Żelistrzewo-Puck i dalej wjeżdżam już w drogę polną. Trochę niepokoi mnie to, że w pewnym momencie droga zamienia się w wąski ślad maszyny rolniczej, ale jadę dalej. Jest całkiem sympatycznie, ślad prowadzi środkiem rozległej równiny, widoki piękne, pogoda ładna, nie wieje a na dodatek mijam stado saren, które zbyt szybko mnie zauważa, żebym im mógł zrobić zdjęcie. Sielanka kończy się w Celbowie, gdzie na mojej drodze staje brama... Powinienem jechać dalej drogą prosto, ale ponieważ na drodze stoi brama, to muszę kilkaset metrów ryć się przez zabronowane pole. Na szczęście nie ma błota. Udaje mi się ostatecznie wjechać jakoś na teren gospodarstwa i wrócić na cywilizowane drogi.
Pałac w Celbowie © Magic
Za Darzlubiem zaczynają się coraz bardziej "kaszubskie" tj. górzyste tereny - coraz więcej górek, podjazdów, wąwozów. A przy tym pełno rolników w polu - widać tak jak ja zdecydowali się wykorzystać piękną pogodę.
Droga za Darzlubiem © Magic
W Mechowie podjeżdżam do Grot Mechowskich. Z zewnątrz nie wyglądają jak Błędne Skały, są malutkie, ale po bliższym poznaniu nabierają uroku. Z rozrzewnieniem będę wspominał bliskie spotkanie mojej głowy ze skałą, gdy przymierzałem się do zdjęcia - nie spodziewałem się, że w grocie będzie widać gwiazdy :-) A myślałem przed wejściem, żeby, kurna, nie ściągać kasku...
Groty Mechowskie © Magic
Groty Mechowskie © Magic
Ja w grocie © Magic
Ugasimy każdy pożar! :-) © Magic
Mechowo - kościół ryglowy z 1742 roku © Magic
Z Mechowa kieruję się na zachód - chcę czarnym szlakiem dojechać do zielonego i tym z kolei do Wejherowa. Początkowo jedzie się dobrze, ale kawałek w dalej w lesie zaczynają się problemy - najpierw drogę zagradzają wiatrołomy, a później bardzo miękka i błotnista droga. Widać nie ominęły tych terenów tegoroczne wichury...
Wiatrołomy na szlaku © Magic
W pewnym momencie, jadąc sobie spokojnie, tylne koło zjeżdża mi w liście, a w liściach jest takie błoto, że ląduję fantazyjnie w koleinie po drugiej stronie drogi. No całą zimę, na śniegu i lodzie się nie wygrzmociłem a tu na niemal prostej drodze... dzwon... Cóż... Na szczęście ani mi, ani rowerowi nic się nie stało, więc otrzepałem się z błota, popatrzyłem na krążące nade mną bociany i ruszyłem dalej.
Ale żeby w takim miejscu zaliczyć dzwon... :-) © Magic
Ze względu na trudne warunki musiałem nieco odbić od czarnego szlaku, ale wróciłem na niego przed kolejnymi ciekawostkami tych okolic - kamieniami narzutowymi. W tym miejscu minął mnie inny rowerzysta, który też podążał czarnym szlakiem, ale bez aparatu, więc szybciej :-)
Diabelski Kamień © Magic
Za Diabelskim Kamieniem dojechałem do miejsca nazwanego Czechy. A Czesi, jak wiadomo, dowcipni są bardzo i nazwali taki oto kamień "Bożą Stopką":
Boża... Stopka © Magic
Żeby było jasne - to brązowe po prawej, to nie jest kamień, to jest mrowisko, a kamień, to jest to takie szaro-zielone coś ogrodzone drewnianymi barierkami. Jak ja to zobaczyłem, to pomyślałem sobie po cichu, że powinno się toto nazywać ewentualnie "Boża kupka", ale w życiu Boża Stopka...
Zjazd wąwozem do Jeziora Dobrego © Magic
Jezioro Dobre © Magic
Nad Jeziorem Dobrym przerzuciłem się na zielony szlak i kawałek nim jechałem, ale ponieważ zauważyłem, że mam już dość spore opóźnienie czasowe, wjechałem na asfalt i chwilę później na konny szlak w kierunku Wejherowa. Muszę przyznać, że bardzo miło się nim jedzie. Myślałem, że będzie zryty kopytami, ale nie było tam najmniejszego problemu, a droga szeroka, twarda i dużo jazdy z górki. Tak się tym szlakiem rozbujałem, że zamiast wjechać do Wejherowa, wjechałem do Bolszewa i dopiero stamtąd przejechałem do Wejherowa.
Boćki w miejscowości Orle © Magic
Reda przepływająca przez Orle © Magic
W Wejherowie znów zeszło mi trochę czasu na fotostopach... Tak już mam... :-)
Budynek jednostki wojskowej w Wejherowie © Magic
Orzeł może :-) © Magic
Neogotycki kościół św. Stanisława Kostki w Wejherowie © Magic
Park Miejski im. A. Majkowskiego w Wejherowie © Magic
Pałac Keyserlingków i Przebendowskich w Wejherowie © Magic
Muszę przyznać, że park miejski w Wejherowie zrobił na mnie pozytywne wrażenie - z jednej trony przestrzeń, gdzie każdy znajdzie kąt dla siebie, a z drugiej wyjeżdża się z niego prosto na szlak prowadzący aż do Gdyni i Sopotu (czerwony szlak pieszy). Nie przejechałem całego tego szlaku, ale ten fragment, który przejechałem jest naprawdę malowniczo poprowadzony.
Zbiornik w Młynkach przy czerwonym szlaku z Wejherowa © Magic
Przejeżdżając koło zbiorników wodnych napotkałem masową migrację żab do wody. Myślę, że po tym co zobaczyłem, możemy być niemal pewni, że ten gatunek przetrwa bez problemów ;-) Choć jeden problem mniej dla Greenpeace...
Taką wiosnę mamy! ;-) © Magic
Spadaj z mojej łąki!!! © Magic
Czerwony szlak koło Gniewowa © Magic
Cedron - nie ten koło Jerozolimy ;-) © Magic
Koło jeziora Pałsznik zrobiłem sobie krótki przystanek. Miejsce jest energetyczne - cisza, spokój, odgłosy ptaków a na dodatek motyl, który wg Wikipedii jest bardzo płochliwy, sprawiał wrażenie, że pozuje mi do zdjęć a nawet chce wejść do obiektywu. :-)
Czyli - motyle już też są - wiosna na całego!
Jezioro Pałsznik © Magic
Rusałka żałobnik © Magic
Jakby dwa drzewa trzecie zniewoliły © Magic
Kawałek dalej chciałem sobie skrócić drogę i skierowałem się wg mapy najkrótszą drogą do Grabowca, gdzie koniecznie chciałem odwiedzić tamtejszy "monastyr" wypatrzony na innej mapie. Wszystko wyglądało dobrze aż do momentu gdy na dość sporym podjeździe w lesie skończyła się droga... No i się musiałem dalej przedzierać przez dzicz - jechać się nie dało, ale po kilkunastu minutach walki dotarłem wreszcie do drogi po drugiej stronie!
Chwilę później stałem już na skraju lasu, na drodze, która, wydawało mi się, prowadzi wprost do gospodarstwa przede mną. I tak nie wiedziałem, czy mogę tam przejechać czy nie, stoję i myślę niezdecydowany aż podeszła, a właściwie podjechała mi z pomocą blondynka na rowerze. Dojechała do mnie z tego właśnie gospodarstwa. Widzę, że mam szanse na pomoc, więc pytam inteligentnie:
- Przepraszam, którędy dojadę do Grabowca?
- Pan jest na Grabowcu... - Odpowiada, a ja pewnie robię w tym momencie jeszcze bardziej inteligentną minę...
- Aaaaa.... A jak mogę dojechać do "monastyru"?
- A! Tam, to pojedzie Pan prosto (czyli przez to gospodarstwo przede mną), potem skręci Pan w prawo, potem przy krzyżu w lewo i daleko, daleko a na dole będzie Pan musiał zapytać gdzie dalej...
- Dziękuję!
No! To jestem prawie w domu. Jadę zgodnie ze wskazówkami i dojeżdżam "na dół". Tu wypatruję jakiegoś tubylca krzątającego się na swoich włościach więc podchodzę (na pewno będzie wiedział):
- Dzień dobry! Którędy dojadę do "monastyru"?
- Eeeee....
Wygląda na zdezorientowanego...
- Czy jest tu gdzieś w okolicy "monastyr"?
- Co?! Nie, nie ma.
No to czarna dupa - jak to nie ma, myślę sobie. Znowu nieaktualna mapa czy co? Próbuję jeszcze raz:
- A jakiś klasztor?
- A! Klasztor! Tak, jest! Pojedzie Pan tam i potem na górę.
No to jadę, zawracam i 100 metrów dalej dojeżdżam do skrzyżowania, którym chwilę wcześniej przejeżdżałem a na nim drogowskaz "Do klasztoru" :-) Jadę dalej zgodnie z drogowskazem, wjeżdżam mozolnie na górę, potem miłym wąwozem w dół aż wreszcie trafiam na miejsce.
Zaskakuje mnie trochę to co widzę, bo spodziewałem się budynku typu grecki monastyr a tu niemal zwykły dom i na dodatek z tabliczką "Monaster Najświętszej Dziewicy na Pustyni".
Do dziś nie wiem, czy "monastyr" i "monaster" to to samo...
Monaster w Grabowcu © Magic
Gościcina w Grabowcu © Magic
Po przygodach przed i w Grabowcu wiem już, że nie zrealizuję swojego całego planu na dziś, więc ustawiam GPS na Kartuzy i jadę w tym kierunku najkrótszą drogą. Zatrzymuję się w Szemudzie, żeby uzupełnić bidon, bo już czuję, że wysycham na dobre. Przez przypadek trafiam do sklepu o dość swojsko brzmiącej nazwie :-)
Kościół w Szemudzie © Magic
Sklep w Szemudzie © Magic
Za Szemudem zaczyna się "strefa przemysłowa" - jadę od huty do huty. A to Szemudzka Huta, a to Jeleńska Huta itd. itp. Zastanawia mnie tylko, że nigdzie tych hut nie widzę. Dobrze je musieli ukryć. Ale za to mijam jeszcze ładniejsze niż wcześniej krajobrazy - jechać się nie da, bo 3-4 minuty jazdy i fotostop i znów chwila jazdy i znów fotostop. Jest pięknie wbrew hutniczym nazwom.
Jezioro Otalżyno © Magic
Pokicamy??? © Magic
Bajkowy terenik © Magic
Otalżyno - charakterystyczny kaszubski krajobraz © Magic
Okolice Pomieczyna © Magic
Ciekawa kolekcja :-) © Magic
Przed Pomieczyńską Hutą © Magic
Kolejna huta po drodze © Magic
Ucisko © Magic
Jezioro Białe © Magic
Do Kartuz dojeżdżam tuż przed zachodem słońca. Udaje mi się jeszcze wjechać na wzgórze na którym znajduje się "Ławka Asesora" z przepięknym widokiem na miasto. Przy okazji szukając po powrocie do domu jakichś informacji nt. tego miejsca trafiłem na stronę Nonsensopedia i myślę, że dużo częściej będę z niej korzystał, bo opisy są tu naprawdę przednie:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kartuzy
Niewiele brakowało do tego, żebym stracił laptopa czytając w niej informacje nt. Starogardu - o mało co utonąłby w złocistym napoju, który akurat piłem ;-)
Asesor na swojej ławce © Magic
Panorama Kartuz © Magic
No i wstałem... Zwaliłem się z łóżka przed 5.00... Jak już się wstaje, to tak, żeby przypadkiem się nie spóźnić. Na szczęście pogoda dopisała i mimo niedospania chwilę po wyjściu na świeże powietrze byłem już całkiem rześki. Zarówno pogoda jak i miejsce okazały się tak dziś sprzyjać, że dwugodzinna sesja - fotografowanie wschodu - minęły jakby to było parę minut.
Wschód słońca nad Jastarnią © Magic
Wschód nad Zatoką Pucką © Magic
Gdynia w tle © Magic
Przy okazji wschodu słońca napotkałem tutejszy park kulturowy - Osadę Łowców Fok. Nie miałem okazji pozwiedzać go dokładnie, ale pochodziłem sobie po nim - na pewno jest ciekawostką turystyczną okolicy.
Osada Łowców Fok w Rzucewie © Magic
Po sesji "o wschodzie" wróciłem na chwilę, żeby się odświeżyć, zjeść śniadanie i zaraz po śniadaniu wyruszam w trasę. Plan był bardzo ambitny - dojechać do Ostrzyc i, o ile czas pozwoli, jechać w stronę Turza. Ostatni rzut okiem na zamek w Rzucewie i jadę!
"Nalot" na zamek w Rzucewie © Magic
Dojeżdżam do drogi Żelistrzewo-Puck i dalej wjeżdżam już w drogę polną. Trochę niepokoi mnie to, że w pewnym momencie droga zamienia się w wąski ślad maszyny rolniczej, ale jadę dalej. Jest całkiem sympatycznie, ślad prowadzi środkiem rozległej równiny, widoki piękne, pogoda ładna, nie wieje a na dodatek mijam stado saren, które zbyt szybko mnie zauważa, żebym im mógł zrobić zdjęcie. Sielanka kończy się w Celbowie, gdzie na mojej drodze staje brama... Powinienem jechać dalej drogą prosto, ale ponieważ na drodze stoi brama, to muszę kilkaset metrów ryć się przez zabronowane pole. Na szczęście nie ma błota. Udaje mi się ostatecznie wjechać jakoś na teren gospodarstwa i wrócić na cywilizowane drogi.
Pałac w Celbowie © Magic
Za Darzlubiem zaczynają się coraz bardziej "kaszubskie" tj. górzyste tereny - coraz więcej górek, podjazdów, wąwozów. A przy tym pełno rolników w polu - widać tak jak ja zdecydowali się wykorzystać piękną pogodę.
Droga za Darzlubiem © Magic
W Mechowie podjeżdżam do Grot Mechowskich. Z zewnątrz nie wyglądają jak Błędne Skały, są malutkie, ale po bliższym poznaniu nabierają uroku. Z rozrzewnieniem będę wspominał bliskie spotkanie mojej głowy ze skałą, gdy przymierzałem się do zdjęcia - nie spodziewałem się, że w grocie będzie widać gwiazdy :-) A myślałem przed wejściem, żeby, kurna, nie ściągać kasku...
Groty Mechowskie © Magic
Groty Mechowskie © Magic
Ja w grocie © Magic
Ugasimy każdy pożar! :-) © Magic
Mechowo - kościół ryglowy z 1742 roku © Magic
Z Mechowa kieruję się na zachód - chcę czarnym szlakiem dojechać do zielonego i tym z kolei do Wejherowa. Początkowo jedzie się dobrze, ale kawałek w dalej w lesie zaczynają się problemy - najpierw drogę zagradzają wiatrołomy, a później bardzo miękka i błotnista droga. Widać nie ominęły tych terenów tegoroczne wichury...
Wiatrołomy na szlaku © Magic
W pewnym momencie, jadąc sobie spokojnie, tylne koło zjeżdża mi w liście, a w liściach jest takie błoto, że ląduję fantazyjnie w koleinie po drugiej stronie drogi. No całą zimę, na śniegu i lodzie się nie wygrzmociłem a tu na niemal prostej drodze... dzwon... Cóż... Na szczęście ani mi, ani rowerowi nic się nie stało, więc otrzepałem się z błota, popatrzyłem na krążące nade mną bociany i ruszyłem dalej.
Ale żeby w takim miejscu zaliczyć dzwon... :-) © Magic
Ze względu na trudne warunki musiałem nieco odbić od czarnego szlaku, ale wróciłem na niego przed kolejnymi ciekawostkami tych okolic - kamieniami narzutowymi. W tym miejscu minął mnie inny rowerzysta, który też podążał czarnym szlakiem, ale bez aparatu, więc szybciej :-)
Diabelski Kamień © Magic
Za Diabelskim Kamieniem dojechałem do miejsca nazwanego Czechy. A Czesi, jak wiadomo, dowcipni są bardzo i nazwali taki oto kamień "Bożą Stopką":
Boża... Stopka © Magic
Żeby było jasne - to brązowe po prawej, to nie jest kamień, to jest mrowisko, a kamień, to jest to takie szaro-zielone coś ogrodzone drewnianymi barierkami. Jak ja to zobaczyłem, to pomyślałem sobie po cichu, że powinno się toto nazywać ewentualnie "Boża kupka", ale w życiu Boża Stopka...
Zjazd wąwozem do Jeziora Dobrego © Magic
Jezioro Dobre © Magic
Nad Jeziorem Dobrym przerzuciłem się na zielony szlak i kawałek nim jechałem, ale ponieważ zauważyłem, że mam już dość spore opóźnienie czasowe, wjechałem na asfalt i chwilę później na konny szlak w kierunku Wejherowa. Muszę przyznać, że bardzo miło się nim jedzie. Myślałem, że będzie zryty kopytami, ale nie było tam najmniejszego problemu, a droga szeroka, twarda i dużo jazdy z górki. Tak się tym szlakiem rozbujałem, że zamiast wjechać do Wejherowa, wjechałem do Bolszewa i dopiero stamtąd przejechałem do Wejherowa.
Boćki w miejscowości Orle © Magic
Reda przepływająca przez Orle © Magic
W Wejherowie znów zeszło mi trochę czasu na fotostopach... Tak już mam... :-)
Budynek jednostki wojskowej w Wejherowie © Magic
Orzeł może :-) © Magic
Neogotycki kościół św. Stanisława Kostki w Wejherowie © Magic
Park Miejski im. A. Majkowskiego w Wejherowie © Magic
Pałac Keyserlingków i Przebendowskich w Wejherowie © Magic
Muszę przyznać, że park miejski w Wejherowie zrobił na mnie pozytywne wrażenie - z jednej trony przestrzeń, gdzie każdy znajdzie kąt dla siebie, a z drugiej wyjeżdża się z niego prosto na szlak prowadzący aż do Gdyni i Sopotu (czerwony szlak pieszy). Nie przejechałem całego tego szlaku, ale ten fragment, który przejechałem jest naprawdę malowniczo poprowadzony.
Zbiornik w Młynkach przy czerwonym szlaku z Wejherowa © Magic
Przejeżdżając koło zbiorników wodnych napotkałem masową migrację żab do wody. Myślę, że po tym co zobaczyłem, możemy być niemal pewni, że ten gatunek przetrwa bez problemów ;-) Choć jeden problem mniej dla Greenpeace...
Taką wiosnę mamy! ;-) © Magic
Spadaj z mojej łąki!!! © Magic
Czerwony szlak koło Gniewowa © Magic
Cedron - nie ten koło Jerozolimy ;-) © Magic
Koło jeziora Pałsznik zrobiłem sobie krótki przystanek. Miejsce jest energetyczne - cisza, spokój, odgłosy ptaków a na dodatek motyl, który wg Wikipedii jest bardzo płochliwy, sprawiał wrażenie, że pozuje mi do zdjęć a nawet chce wejść do obiektywu. :-)
Czyli - motyle już też są - wiosna na całego!
Jezioro Pałsznik © Magic
Rusałka żałobnik © Magic
Jakby dwa drzewa trzecie zniewoliły © Magic
Kawałek dalej chciałem sobie skrócić drogę i skierowałem się wg mapy najkrótszą drogą do Grabowca, gdzie koniecznie chciałem odwiedzić tamtejszy "monastyr" wypatrzony na innej mapie. Wszystko wyglądało dobrze aż do momentu gdy na dość sporym podjeździe w lesie skończyła się droga... No i się musiałem dalej przedzierać przez dzicz - jechać się nie dało, ale po kilkunastu minutach walki dotarłem wreszcie do drogi po drugiej stronie!
Chwilę później stałem już na skraju lasu, na drodze, która, wydawało mi się, prowadzi wprost do gospodarstwa przede mną. I tak nie wiedziałem, czy mogę tam przejechać czy nie, stoję i myślę niezdecydowany aż podeszła, a właściwie podjechała mi z pomocą blondynka na rowerze. Dojechała do mnie z tego właśnie gospodarstwa. Widzę, że mam szanse na pomoc, więc pytam inteligentnie:
- Przepraszam, którędy dojadę do Grabowca?
- Pan jest na Grabowcu... - Odpowiada, a ja pewnie robię w tym momencie jeszcze bardziej inteligentną minę...
- Aaaaa.... A jak mogę dojechać do "monastyru"?
- A! Tam, to pojedzie Pan prosto (czyli przez to gospodarstwo przede mną), potem skręci Pan w prawo, potem przy krzyżu w lewo i daleko, daleko a na dole będzie Pan musiał zapytać gdzie dalej...
- Dziękuję!
No! To jestem prawie w domu. Jadę zgodnie ze wskazówkami i dojeżdżam "na dół". Tu wypatruję jakiegoś tubylca krzątającego się na swoich włościach więc podchodzę (na pewno będzie wiedział):
- Dzień dobry! Którędy dojadę do "monastyru"?
- Eeeee....
Wygląda na zdezorientowanego...
- Czy jest tu gdzieś w okolicy "monastyr"?
- Co?! Nie, nie ma.
No to czarna dupa - jak to nie ma, myślę sobie. Znowu nieaktualna mapa czy co? Próbuję jeszcze raz:
- A jakiś klasztor?
- A! Klasztor! Tak, jest! Pojedzie Pan tam i potem na górę.
No to jadę, zawracam i 100 metrów dalej dojeżdżam do skrzyżowania, którym chwilę wcześniej przejeżdżałem a na nim drogowskaz "Do klasztoru" :-) Jadę dalej zgodnie z drogowskazem, wjeżdżam mozolnie na górę, potem miłym wąwozem w dół aż wreszcie trafiam na miejsce.
Zaskakuje mnie trochę to co widzę, bo spodziewałem się budynku typu grecki monastyr a tu niemal zwykły dom i na dodatek z tabliczką "Monaster Najświętszej Dziewicy na Pustyni".
Do dziś nie wiem, czy "monastyr" i "monaster" to to samo...
Monaster w Grabowcu © Magic
Gościcina w Grabowcu © Magic
Po przygodach przed i w Grabowcu wiem już, że nie zrealizuję swojego całego planu na dziś, więc ustawiam GPS na Kartuzy i jadę w tym kierunku najkrótszą drogą. Zatrzymuję się w Szemudzie, żeby uzupełnić bidon, bo już czuję, że wysycham na dobre. Przez przypadek trafiam do sklepu o dość swojsko brzmiącej nazwie :-)
Kościół w Szemudzie © Magic
Sklep w Szemudzie © Magic
Za Szemudem zaczyna się "strefa przemysłowa" - jadę od huty do huty. A to Szemudzka Huta, a to Jeleńska Huta itd. itp. Zastanawia mnie tylko, że nigdzie tych hut nie widzę. Dobrze je musieli ukryć. Ale za to mijam jeszcze ładniejsze niż wcześniej krajobrazy - jechać się nie da, bo 3-4 minuty jazdy i fotostop i znów chwila jazdy i znów fotostop. Jest pięknie wbrew hutniczym nazwom.
Jezioro Otalżyno © Magic
Pokicamy??? © Magic
Bajkowy terenik © Magic
Otalżyno - charakterystyczny kaszubski krajobraz © Magic
Okolice Pomieczyna © Magic
Ciekawa kolekcja :-) © Magic
Przed Pomieczyńską Hutą © Magic
Kolejna huta po drodze © Magic
Ucisko © Magic
Jezioro Białe © Magic
Do Kartuz dojeżdżam tuż przed zachodem słońca. Udaje mi się jeszcze wjechać na wzgórze na którym znajduje się "Ławka Asesora" z przepięknym widokiem na miasto. Przy okazji szukając po powrocie do domu jakichś informacji nt. tego miejsca trafiłem na stronę Nonsensopedia i myślę, że dużo częściej będę z niej korzystał, bo opisy są tu naprawdę przednie:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kartuzy
Niewiele brakowało do tego, żebym stracił laptopa czytając w niej informacje nt. Starogardu - o mało co utonąłby w złocistym napoju, który akurat piłem ;-)
Asesor na swojej ławce © Magic
Panorama Kartuz © Magic
Wieczorne kółko z sarnami i jeleniem
Środa, 26 marca 2014 Kategoria < 25, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Teren
Km: | 24.82 | Km teren: | 21.32 | Czas: | 01:12 | km/h: | 20.68 |
Pr. maks.: | 41.30 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | 158158 ( 87%) | HRavg | 135( 75%) |
Kalorie: | 1162kcal | Podjazdy: | 238m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zrobiło się dużo chłodniej, ale na szczęście po dwóch dniach deszczów przyszło słońce. Ze względu na dużą ilość spadłej ostatnio wody zamierzałem zrobić tym razem kółko szosowe, ale nie dało się - przy pierwszej okazji teren wciągnął mnie do siebie ;-)
Za Małżewem zatrzymuję się przy znanym mi już widoku - dziś ujęcie z aparatu:
Drzewo - kolejne podejście © Magic
Mimo, że zrobiło się chłodniej, wiosna atakuje:
Wkrótce będą liście! © Magic
Po krótkim przystanku przyrodniczo-fotograficznym jadę dalej, ale nie za daleko, bo już wjeżdżając na pierwszą polanę niemal przy drodze napotykam stado saren. Nie chcę ich płoszyć, więc przejeżdżam przez polanę, a potem cichutko się zatrzymuję i podchodzę, żeby zrobić zdjęcia - zdążyły już odejść, ale i tak udało się je uchwycić.
Sarny na łące © Magic
Ruszam dalej i kilkaset metrów później wybiega mi niemal spod kół jeleń. Tym razem sam się przestraszyłem, bo był większy ode mnie na rowerze :-) Nie dałem rady go uchwycić na zdjęciu, ale zauważyłem, że nieźle linieje - kolejny znak, że za chwilę będzie ciepło.
Później zatrzymuję się jeszcze w Ciecholewach, gdzie fotografuję krajobraz z drewnianym domkiem. Przy tej okazji słyszę w oddali klekot bocianów, a za chwilę wlatują mi one w kadr (widać w prawym górnym rogu poniżej).
Wiejski krajobraz z bocianami © Magic
Zachód w Ciecholewach © Magic
A!
Zapomniałem dodać, że jadąc króciutki kawałeczek asfaltem za Trzcińskiem na wysokości zjazdu na Obozin (skrzyżowanie, podwójna ciągła) jakiś gamoń próbował mnie "zastraszyć" wyprzedzając kolumnę samochodów jadących z naprzeciwka "na trzeciego". Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego rowerzystę uważa się za "tego, co i tak zawsze da radę ustąpić"... No i tym razem znów się udało...
Ale ta historia nie pozbawiła mnie przyjemności całej dzisiejszej przejażdżki :-)
Za Małżewem zatrzymuję się przy znanym mi już widoku - dziś ujęcie z aparatu:
Drzewo - kolejne podejście © Magic
Mimo, że zrobiło się chłodniej, wiosna atakuje:
Wkrótce będą liście! © Magic
Po krótkim przystanku przyrodniczo-fotograficznym jadę dalej, ale nie za daleko, bo już wjeżdżając na pierwszą polanę niemal przy drodze napotykam stado saren. Nie chcę ich płoszyć, więc przejeżdżam przez polanę, a potem cichutko się zatrzymuję i podchodzę, żeby zrobić zdjęcia - zdążyły już odejść, ale i tak udało się je uchwycić.
Sarny na łące © Magic
Ruszam dalej i kilkaset metrów później wybiega mi niemal spod kół jeleń. Tym razem sam się przestraszyłem, bo był większy ode mnie na rowerze :-) Nie dałem rady go uchwycić na zdjęciu, ale zauważyłem, że nieźle linieje - kolejny znak, że za chwilę będzie ciepło.
Później zatrzymuję się jeszcze w Ciecholewach, gdzie fotografuję krajobraz z drewnianym domkiem. Przy tej okazji słyszę w oddali klekot bocianów, a za chwilę wlatują mi one w kadr (widać w prawym górnym rogu poniżej).
Wiejski krajobraz z bocianami © Magic
Zachód w Ciecholewach © Magic
A!
Zapomniałem dodać, że jadąc króciutki kawałeczek asfaltem za Trzcińskiem na wysokości zjazdu na Obozin (skrzyżowanie, podwójna ciągła) jakiś gamoń próbował mnie "zastraszyć" wyprzedzając kolumnę samochodów jadących z naprzeciwka "na trzeciego". Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego rowerzystę uważa się za "tego, co i tak zawsze da radę ustąpić"... No i tym razem znów się udało...
Ale ta historia nie pozbawiła mnie przyjemności całej dzisiejszej przejażdżki :-)
Foto-sesja z GK STG + leśny trening
Niedziela, 23 marca 2014 Kategoria 25 - 50, GK STG, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Spręż :-), Teren
Km: | 39.12 | Km teren: | 30.00 | Czas: | 02:23 | km/h: | 16.41 |
Pr. maks.: | 51.00 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 165165 ( 91%) | HRavg | 143( 79%) |
Kalorie: | 2615kcal | Podjazdy: | 340m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dziś zaplanowana była sesja fotograficzna GK STG. Nieco się spóźniłem na zbiórkę, ale udało mi się dołączyć w trasie.
Później kilkadziesiąt minut fotografowania i filmowania i już po sesji trening. Szosowcy pojechali swoją trasą a ja z grupą MTB przejechaliśmy odcinki, które być może znajdą się na trasie tegorocznego maratonu Kociewie Szlakiem.
Było momentami ciężko - interwały cięższe niż na trasie w zeszłym roku.
GK STG w trasie © Magic
Później kilkadziesiąt minut fotografowania i filmowania i już po sesji trening. Szosowcy pojechali swoją trasą a ja z grupą MTB przejechaliśmy odcinki, które być może znajdą się na trasie tegorocznego maratonu Kociewie Szlakiem.
Było momentami ciężko - interwały cięższe niż na trasie w zeszłym roku.
GK STG w trasie © Magic
Bociany, czajki, skowronki i... dąb!
Sobota, 22 marca 2014 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Krajoznawczo, Okolice Tczewa, Polska, Teren, Żuławy
Km: | 77.38 | Km teren: | 40.00 | Czas: | 03:55 | km/h: | 19.76 |
Pr. maks.: | 43.20 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 162162 ( 90%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 3969kcal | Podjazdy: | 486m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po obejrzeniu skoków w Planicy wyjeżdżam na planowane 3-godzinne kółeczko: do dębu i może nieco dalej. Zobaczymy.
Na pewno chciałbym odnaleźć drogę do dębu, koło którego przejeżdżałem już pewnie ponad sto razy od kiedy wybudowali autostradę i który za każdym razem fascynuje mnie swoimi kształtami...
Na początek objeżdżam jezioro Damaszka i kieruję się do Szczerbięcina. I już tutaj napotykam krajobraz, którego się nie spodziewałem...
Krajobraz przed Szczerbięcinem © Magic
Po drodze przelatują przede mną dwa duże ptaki - wydaje mi się, że były to pierwsze bociany widziane przeze mnie w tym roku, ale nie jestem tego na 100% pewien - leciały nieco za daleko i mogłem je pomylić z żurawiami...
Dalej kieruję się na Żelisławki - miejsce, gdzie obecnie zaczyna się parę km ścieżki rowerowej zbudowanej na dawnym nasypie kolejowym. Jadę asfaltem, ale też skracam sobie nieco drogę skręcając przed Sobowidzem w las. Chwilę później dojeżdżam do Żelisławek i ścieżki. Kiedyś jeździł tędy pociąg na trasie Pszczółki-Sobowidz-Skarszewy-Kościerzyna. Dziś jest tylko kawałeczek ścieżki Pszczółki-Żelisławki, ale mam nadzieję, że kiedyś będzie można rowerem śmignąć dużo dalej - to by była atrakcja dla rowerzystów!
Początek ścieżki rowerowej w Żelisławkach © Magic
W drugą stronę na razie ciężko byłoby jechać © Magic
Jadę dalej drogą wśród pól aż dojeżdżam do miejscowości Ulkowy. Wjeżdżając tu widzę już z daleka główny cel mojej dzisiejszej podróży - okazały dąb. Tylko jak do niego dojechać? Jest jakieś 500 m przede mną, ale żeby do niego dojechać muszę zrobić 3 km polną drogą.
Ulkowy - przed autostradą widzę już cel mojej wyprawy © Magic
No i dotarłem - to ten dąb tak mnie intrygował przez lata aż wreszcie jestem. Korzystam z okazji i robię długi foto-stop przyrodniczy. :-)
Dąb, który chodził mi od lat po głowie :-) © Magic
Dąb na odludziu © Magic
Widok spod dębu © Magic
I tu również widok spod dębu :-) © Magic
Spojrzenie na dąb, na pożegnanie © Magic
Po zakończeniu sesji przy dębie chcę dotrzeć jak najkrótszą drogą do Łęgowa, a że skracam aż za bardzo, to kończy się to przedzieraniem brzegiem zabronowanego pola oraz łąką. Ciężko tu jechać ale jakoś daję radę przedrzeć się do polnej drogi za przystankiem przy autostradzie. Ten odcinek umilają mi skowronki śpiewające nade mną - kolejny znak, że wiosna przyszła :-)
Przedzieram się przez pole © Magic
Kwiatki na polu © Magic
Nieco błądzę po Łęgowie, aż wreszcie udaje mi się wyjechać na żuławskie równiny - krajobraz jest tu zupełnie inny niż parę kilometrów wcześniej - równina, równina, równina...
Panorama za Cieplewem - krajobraz się znacznie zmienił © Magic
Od Łęgowa kieruję się do miejscowości Grabiny-Zameczek - tak mi się wymyśliło, więc tak jadę, a że nie zmieszczę się w trzech planowanych godzinach - trudno, trzeba korzystać z pogody - miało padać, a nie pada a wręcz pogoda zachęca do dalszej jazdy.
Jadę parę minut za traktorem jadącym do pracy na polu, później samotnie (tzn. w towarzystwie czajek szalejących na polu) drogą z płyt aż dojeżdżam do Kłodawy płynącej tędy w kierunku Motławy.
Tu napotykam widok jak na zdjęciu poniżej... załamka... Ktoś tu musiał ciężarówką przyjechać, żeby tyle śmieci zwieźć. Zupełnie czegoś takiego nie rozumiem i w żaden sposób nie potrafię wytłumaczyć, ale jak walczyć z takimi śmieciarzami? Jak to możliwe, że stać kogoś na budowę domu, a nie stać na zapłacenie za wywóz śmieci???
Tak dbamy o naszą piękną przyrodę... :-( © Magic
Na szczęście widoki poprawiają mi nastrój. Nie wszędzie (jeszcze) jest śmietnisko...
Droga wzdłuż Kłodawy © Magic
Chwilę później znów załamujący widok... Przecież te znaki jakaś firma musiała wymieniać... I też trafiły na pole...
Tu ktoś chyba zgubił drogę... Tylko znaki zostały © Magic
Później, na szczęście, już nie było podobnych śmietnisk i spokojniej dojechałem do drugiego celu mojej wycieczki.
Stopień wodny przy ujściu Kłodawy do Motławy © Magic
Pozostałości po zamku, który kiedyś tu stał nie wyglądają imponująco. No ale wciąż coś tu stoi i jest szansa, że może pojawi się kiedyś ktoś, kto przywróci temu miejscu dawną świetność.
Dwór obronny z XIII wieku w miejscowości Grabiny-Zameczek © Magic
Wejście do kaplicy p.w. Trójcy Św © Magic
Brama przy dworze © Magic
Herb Gdańska na bramie wjazdowej do dworu © Magic
Przejeżdżając przez Grabiny-Zameczek nie wiedziałem jeszcze, że jestem tuż obok najwyższego wzniesienia Żuław Wiślanych mającego zawrotną wysokość 14,6 m n.p.m. Niestety wyczytałem tą informację na Wikipedii dopiero w domu i nie zajechałem w to ważne miejsce... Będę musiał tu wrócić! ;-)
Z Grabin-Zameczka muszę już kierować się do domu, żeby zdążyć przed zmrokiem. Od tego miejsca staram się trzymać czerwonego szlaku pieszego aż za Koźliny, gdzie odbijam na zachód okrążając Tczew.
Po drodze oglądam jeszcze i uwieczniam na zdjęciach kilka zabytków, których jest tu więcej niż mi się wydawało, że może być w tej okolicy.
Chata w Suchym Dębie © Magic
Kościół w Suchym Dębie © Magic
Motława na wysokości Suchego Dębu © Magic
Mennonicki dom podcieniowy z XIX w. w Krzywym Kole © Magic
Świetlica wiejska w Krzywym Kole © Magic
Kościół z XIV w. p.w. Znalezienia Krzyża Świętego w Krzywym Kole © Magic
Kościół p.w. Matki Boskiej Różańcowej w Koźlinach (XIV/XVI w.) © Magic
Herb Gdańska na kościele © Magic
Drewniany dom w Koźlinach © Magic
Konik polny :-) © Magic
W Tczewskich Łąkach muszę przedrzeć się przez wielotorową zajezdnię kolejową. Był tu kiedyś most, ale go już nie ma... Nie wiem, czemu, nie znalazłem informacji... W każdym razie powoduje to, że przedostanie się na drugą stronę torów nie jest łatwe.
Tczew objeżdżam ulicą Działkową i później dobrze znaną drogą przez Szpęgawę i Małżewko wracam do domu. Zaczyna trochę mżyć i robi się ciemno...
Na pewno chciałbym odnaleźć drogę do dębu, koło którego przejeżdżałem już pewnie ponad sto razy od kiedy wybudowali autostradę i który za każdym razem fascynuje mnie swoimi kształtami...
Na początek objeżdżam jezioro Damaszka i kieruję się do Szczerbięcina. I już tutaj napotykam krajobraz, którego się nie spodziewałem...
Krajobraz przed Szczerbięcinem © Magic
Po drodze przelatują przede mną dwa duże ptaki - wydaje mi się, że były to pierwsze bociany widziane przeze mnie w tym roku, ale nie jestem tego na 100% pewien - leciały nieco za daleko i mogłem je pomylić z żurawiami...
Dalej kieruję się na Żelisławki - miejsce, gdzie obecnie zaczyna się parę km ścieżki rowerowej zbudowanej na dawnym nasypie kolejowym. Jadę asfaltem, ale też skracam sobie nieco drogę skręcając przed Sobowidzem w las. Chwilę później dojeżdżam do Żelisławek i ścieżki. Kiedyś jeździł tędy pociąg na trasie Pszczółki-Sobowidz-Skarszewy-Kościerzyna. Dziś jest tylko kawałeczek ścieżki Pszczółki-Żelisławki, ale mam nadzieję, że kiedyś będzie można rowerem śmignąć dużo dalej - to by była atrakcja dla rowerzystów!
Początek ścieżki rowerowej w Żelisławkach © Magic
W drugą stronę na razie ciężko byłoby jechać © Magic
Jadę dalej drogą wśród pól aż dojeżdżam do miejscowości Ulkowy. Wjeżdżając tu widzę już z daleka główny cel mojej dzisiejszej podróży - okazały dąb. Tylko jak do niego dojechać? Jest jakieś 500 m przede mną, ale żeby do niego dojechać muszę zrobić 3 km polną drogą.
Ulkowy - przed autostradą widzę już cel mojej wyprawy © Magic
No i dotarłem - to ten dąb tak mnie intrygował przez lata aż wreszcie jestem. Korzystam z okazji i robię długi foto-stop przyrodniczy. :-)
Dąb, który chodził mi od lat po głowie :-) © Magic
Dąb na odludziu © Magic
Widok spod dębu © Magic
I tu również widok spod dębu :-) © Magic
Spojrzenie na dąb, na pożegnanie © Magic
Po zakończeniu sesji przy dębie chcę dotrzeć jak najkrótszą drogą do Łęgowa, a że skracam aż za bardzo, to kończy się to przedzieraniem brzegiem zabronowanego pola oraz łąką. Ciężko tu jechać ale jakoś daję radę przedrzeć się do polnej drogi za przystankiem przy autostradzie. Ten odcinek umilają mi skowronki śpiewające nade mną - kolejny znak, że wiosna przyszła :-)
Przedzieram się przez pole © Magic
Kwiatki na polu © Magic
Nieco błądzę po Łęgowie, aż wreszcie udaje mi się wyjechać na żuławskie równiny - krajobraz jest tu zupełnie inny niż parę kilometrów wcześniej - równina, równina, równina...
Panorama za Cieplewem - krajobraz się znacznie zmienił © Magic
Od Łęgowa kieruję się do miejscowości Grabiny-Zameczek - tak mi się wymyśliło, więc tak jadę, a że nie zmieszczę się w trzech planowanych godzinach - trudno, trzeba korzystać z pogody - miało padać, a nie pada a wręcz pogoda zachęca do dalszej jazdy.
Jadę parę minut za traktorem jadącym do pracy na polu, później samotnie (tzn. w towarzystwie czajek szalejących na polu) drogą z płyt aż dojeżdżam do Kłodawy płynącej tędy w kierunku Motławy.
Tu napotykam widok jak na zdjęciu poniżej... załamka... Ktoś tu musiał ciężarówką przyjechać, żeby tyle śmieci zwieźć. Zupełnie czegoś takiego nie rozumiem i w żaden sposób nie potrafię wytłumaczyć, ale jak walczyć z takimi śmieciarzami? Jak to możliwe, że stać kogoś na budowę domu, a nie stać na zapłacenie za wywóz śmieci???
Tak dbamy o naszą piękną przyrodę... :-( © Magic
Na szczęście widoki poprawiają mi nastrój. Nie wszędzie (jeszcze) jest śmietnisko...
Droga wzdłuż Kłodawy © Magic
Chwilę później znów załamujący widok... Przecież te znaki jakaś firma musiała wymieniać... I też trafiły na pole...
Tu ktoś chyba zgubił drogę... Tylko znaki zostały © Magic
Później, na szczęście, już nie było podobnych śmietnisk i spokojniej dojechałem do drugiego celu mojej wycieczki.
Stopień wodny przy ujściu Kłodawy do Motławy © Magic
Pozostałości po zamku, który kiedyś tu stał nie wyglądają imponująco. No ale wciąż coś tu stoi i jest szansa, że może pojawi się kiedyś ktoś, kto przywróci temu miejscu dawną świetność.
Dwór obronny z XIII wieku w miejscowości Grabiny-Zameczek © Magic
Wejście do kaplicy p.w. Trójcy Św © Magic
Brama przy dworze © Magic
Herb Gdańska na bramie wjazdowej do dworu © Magic
Przejeżdżając przez Grabiny-Zameczek nie wiedziałem jeszcze, że jestem tuż obok najwyższego wzniesienia Żuław Wiślanych mającego zawrotną wysokość 14,6 m n.p.m. Niestety wyczytałem tą informację na Wikipedii dopiero w domu i nie zajechałem w to ważne miejsce... Będę musiał tu wrócić! ;-)
Z Grabin-Zameczka muszę już kierować się do domu, żeby zdążyć przed zmrokiem. Od tego miejsca staram się trzymać czerwonego szlaku pieszego aż za Koźliny, gdzie odbijam na zachód okrążając Tczew.
Po drodze oglądam jeszcze i uwieczniam na zdjęciach kilka zabytków, których jest tu więcej niż mi się wydawało, że może być w tej okolicy.
Chata w Suchym Dębie © Magic
Kościół w Suchym Dębie © Magic
Motława na wysokości Suchego Dębu © Magic
Mennonicki dom podcieniowy z XIX w. w Krzywym Kole © Magic
Świetlica wiejska w Krzywym Kole © Magic
Kościół z XIV w. p.w. Znalezienia Krzyża Świętego w Krzywym Kole © Magic
Kościół p.w. Matki Boskiej Różańcowej w Koźlinach (XIV/XVI w.) © Magic
Herb Gdańska na kościele © Magic
Drewniany dom w Koźlinach © Magic
Konik polny :-) © Magic
W Tczewskich Łąkach muszę przedrzeć się przez wielotorową zajezdnię kolejową. Był tu kiedyś most, ale go już nie ma... Nie wiem, czemu, nie znalazłem informacji... W każdym razie powoduje to, że przedostanie się na drugą stronę torów nie jest łatwe.
Tczew objeżdżam ulicą Działkową i później dobrze znaną drogą przez Szpęgawę i Małżewko wracam do domu. Zaczyna trochę mżyć i robi się ciemno...