Grudzień, 2013
Dystans całkowity: | 246.64 km (w terenie 132.20 km; 53.60%) |
Czas w ruchu: | 15:32 |
Średnia prędkość: | 15.88 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.80 km/h |
Suma podjazdów: | 2151 m |
Maks. tętno maksymalne: | 176 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 144 (80 %) |
Suma kalorii: | 18302 kcal |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 41.11 km i 2h 35m |
Więcej statystyk |
Pożegnanie roku 2013
Km: | 33.70 | Km teren: | 29.00 | Czas: | 01:47 | km/h: | 18.90 |
Pr. maks.: | 41.80 | Temperatura: | 3.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 4291kcal | Podjazdy: | 368m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pożegnanie starego roku 2013 © Magic
Po drodze napotykam kilka myszołowów i jedną łanię. Ludzi nie ma - szykują się pewnie do Sylwestra.
Za Zduńskim zatrzymuję się na chwilę przy mostku zbudowanym w czerwcu przed Kociewie Szlakiem - fajnie, że wreszcie pojawił się maraton MTB w okolicy. A wszystko dzięki GK STG. :-)
Mostek nad Zduńskim © Magic
Rok 2013 rowerowo był dla mnie średniawy - pierwsze półrocze zdecydowanie stracone, ale od lipca zacząłem dość przyzwoicie nadrabiać zaległości. Mam dużą nadzieję, że w 2014 będzie lepiej.
Dzik jest dziki, dzik jest zły...
Km: | 60.66 | Km teren: | 25.00 | Czas: | 03:52 | km/h: | 15.69 |
Pr. maks.: | 36.80 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 167167 ( 92%) | HRavg | 139( 77%) |
Kalorie: | 3875kcal | Podjazdy: | 414m | Sprzęt: Rower taty | Aktywność: Jazda na rowerze |
Grudniowy przejazd dla lepszego rozruszania.
Jadę w kierunku leśnej drogi pożarowej zbudowanej specjalnie dla leśników a poprowadzonej środkiem dużego lasu w okolicach Złocieńca. Po przejechaniu przez Bobrowo docieram do drogi i chwilę później widzę drogę po horyzont :-)
Droga w środku lasu - po horyzont © Magic
Chwilowe przebłyski słońca © Magic
Przejeżdżam cały asfaltowy odcinek - ma w sumie aż 12 km. Nie jest może zbyt równy, ale jedzie się non-stop ciekawymi leśnymi ostępami. Podoba mi się tu bardziej niż na ścieżce do Połczyna.
Przed samym końcem odcinka zaliczam jeszcze spotkanie z dzikiem, który na mój widok próbuje uciec biegnąc przede mną lasem obok ścieżki aż do momentu, gdy natyka się na ogrodzenie szkółki leśnej - tu zalicza mocne odbicie od siatki. Próbuje biec dalej wzdłuż ogrodzenia, odbija się jeszcze o nie dwa razy i dopiero wtedy dochodzi do wniosku, że musi zmienić kierunek.
Chwilę później jestem już na drodze do Sośnicy. Tu zaskakują mnie słupy energetyczne jakich w Polsce jeszcze nie widziałem i zaciekawia wieża widoczna na horyzoncie.
Przed Sośnicą - wieża leśników w oddali © Magic
Podjeżdżam do tej wieży i "zwiedzam" jej otoczenie. Niestety dziś wejść na nią nie można.
Ksawery czy inny chuligan tu był? :-) © Magic
Leśna wieża obserwacyjna w Sośnicy © Magic
Po odwiedzinach u wieży kieruję się z Sośnicy niebieskim szlakiem pieszym w kierunku Wierzchowa i później Lubieszewa. Szlak ten poprowadzony jest ciekawie, a co najważniejsze w większości bezproblemowo przejezdny. Początkowo jedzie się wzdłuż dawno nie używanej linii kolejowej (z małą przerwą wyciętą zapewne przez złomiarzy), a później skręca w las i tak kluczy w lesie aż do Wierzchowa. Na tym odcinku spotkałem gościa, który niósł okazałe poroże - chyba znalazł dziś w lesie... Wyglądało imponująco.
Od Wierzchowa szlak prowadzi parę kilometrów drogą asfaltową - tu mi dokucza bardzo chłodny wiatr z pd-wschodu. Cieszę się więc gdy wreszcie szlak skręca w las. Szybko przestaję się cieszyć, bo droga w tym miejscu przez około kilometr jest bardzo przeryta przez dziki i jazda tu jest walką z kupkami piachu i darni. Na szczęście nie jest to długi odcinek. Dalej jedzie się już wygodnie szeroką i bardzo dobrze utrzymaną leśną drogą aż do asfaltu, który zaczyna się ok. 2-3 km przed Lubieszewem.
Z Lubieszewa znów asfaltem jadę do Kańska i później już najkrótszą drogą przez las do domu. Nie myślałem, że wykręcę dziś tyle km.
Wigilia
Km: | 22.89 | Km teren: | 9.00 | Czas: | 01:21 | km/h: | 16.96 |
Pr. maks.: | 24.70 | Temperatura: | 9.0°C | HRmax: | 157157 ( 87%) | HRavg | 138( 76%) |
Kalorie: | 1270kcal | Podjazdy: | 117m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
W wigilijne przedpołudnie wybrałem się na obserwację ptaków w rezerwacie Karsiborskie Paprocie.
Po drodze zauważam dość oryginalny manifest środowiskowy:
Przekaz jest oczywisty choć forma wątpliwa. Dodatkowej głębi nabiera jednak dla mnie ten manifest, gdy chwilę później zauważam to:
Później już bez dodatkowych atrakcji dojeżdżam do punktu widokowego z widokiem na Zalew Szczeciński.
Panorama Zalewu Szczecińskiego z punktu widokowego © Magic
Wiało niemiłosiernie, ale trochę ptaków się mimo to pojawiło - kilka bielików gdzieś na horyzoncie, kormorany, kaczki... Najbliżej podleciał mały grubodziób, który ledwo w wietrze utrzymywał się na gałązce. :-)
Bieliki niestety nie chciały tak blisko podlecieć, ale udało się akceptowalne zdjęcie i z daleka zrobić.
Powitanie zimy na Uznamie
Km: | 42.73 | Km teren: | 12.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 15.08 |
Pr. maks.: | 39.00 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | 176176 ( 97%) | HRavg | 138( 76%) |
Kalorie: | 3006kcal | Podjazdy: | 430m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
W oczekiwaniu na święta i korzystając z przyzwoitej pogody uruchamiam dawno nie używanego Jaguara (bo tak nazywa się rower stojący u teściów w garażu :-) ). Najpierw krótka wizyta na stacji w celu dopompowania kół a później już swobodnie śmigam Jaguarem w kierunku morza i niemieckiej części wyspy Uznam. Pedały skrzypią, ale jedzie się całkiem całkiem.
Nad morzem spokojnie jak nigdy - spokojne morze, ludzi mało - zaledwie parę osób na całej plaży. Nie chce się wierzyć, że to już zima.
Spokojne morze, spokój na plaży © Magic
Wzdłuż morza dojeżdżam do Bansin, a później kieruję się na nowe szlaki. Chcę przejechać terenami, których jeszcze nie odwiedzałem. Jadę przez Neu Sallentin i Sellin a później leśną drogą do ścieżki rowerowej w kierunku Benz.
Przed Sellin napotykam gospodarstwo, gdzie przechadza się po polu kilka różnych ciekawych zwierzaków, w tym struś :-).
Gospodarstwo przed Sellin © Magic
Benz omijam aby zaoszczędzić nieco na czasie (chcę zdążyć przed zachodem, bo nie mam dziś oświetlenia).
W Labomitz zauważam drogowskaz, który kieruje mnie polami na Zirchow i później Gorke. Nie było tędy co prawda dużo krócej, ale krajoznawczo jak najbardziej warto! Zamiast jechać asfaltami jadę całkiem przyzwoitą betonówką i poznaję miejsca, do których z pewnością będzie trzeba wrócić na wiosnę jak pojawią się przylatujące ptaki. Dziś widać tylko duże stada kaczek szykujące się do noclegu na polach.
Tu Ksawery też pozostawił po sobie ślady © Magic
Od Gorke jadę szybko w kierunku znajomej ścieżki rowerowej, która prowadzi w kierunku Świnoujścia.
Ostatnie westchnienia jesieni na Pojezierzu Drawskim
Km: | 47.96 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 15.99 |
Pr. maks.: | 40.60 | Temperatura: | 3.0°C | HRmax: | 170170 ( 94%) | HRavg | 144( 80%) |
Kalorie: | 2847kcal | Podjazdy: | 353m | Sprzęt: Rower taty | Aktywność: Jazda na rowerze |
Tym razem wybieram trasę, którą nigdy wcześniej nie jechałem - do Suliszewa, a potem niebieskim drawskim szlakiem rowerowym. Wbrew prognozom przed Dalewem wychodzi na chwilkę słońce - robi się całkiem przyjemnie.
Drawa w Dalewie© Magic
Pole biwakowe w Dalewie© Magic
Z Dalewa kieruję się na Przytoń. Leśny odcinek jest bardzo przyjemny, jedynie czasami pojawiają się większe kałuże, ale można je bez problemu przejechać.
Pogoda jest coraz gorsza, w Dołgiem robi się tak wilgotno i zimno, że decyduję się skrócić planowany odcinek - pojadę przez Ostrowice wokół Siecina.
Dołgie - gospodarstwo© Magic
Borne© Magic
Kościół w Bornem© Magic
Na rowerze jest całkiem ciepło aż do Chlebowa - tu zaczyna padać deszcz i od tego momentu marzę już tylko o ciepłej herbatce...
/1419631
Wdzydze w deszczu i wietrze
Km: | 38.70 | Km teren: | 37.20 | Czas: | 02:42 | km/h: | 14.33 |
Pr. maks.: | 40.10 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 137( 76%) |
Kalorie: | 3013kcal | Podjazdy: | 469m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jeszcze jadąc samochodem słyszę, że na Pomorzu zapowiadane są silne wiatry i temperatura odczuwalna do -10 stopni... No ale nic - dam radę! Dojeżdżam do Wdzydz, a tam pustki - nie ma nawet gdzie samochodu postawić: stanica zamknięta, skansen zamknięty, restauracje pozamykane. Koniec świata... Wracam do Gołunia (bo tu widziałem ludzi) i parkuję koło ośrodka Gołuń. Przy ośrodku bardzo nieprzyjemnie wieje, ale jak tylko wjechałem rowerem do lasu, od razu zrobiło się przyjemniej - wiatru nie czuć i jakby z 10 stopni cieplej. Wjeżdżam na zielony szlak i zaczynam objazd jeziora.
Między Zabrodami a Lipą mijam panią biegającą szlakiem - jest to jedna z trzech osób, które widziałem dziś na szlaku (pozostałe dwie jechały quadem).
W Lipie podziwiam deszcz padający poziomo i fale jeziora niewiele ustepujące morskim.
Przed Półwyspem Lipa deszcz padał poziomo© Magic
W lecie jest tu tłum, a teraz pustki© Magic
Jadę dalej© Magic
Za Wdzydzami Tucholskimi napotykam kilka miejsc ze świeżymi śladami po bobrach. Zastanawiam się, gdzie one tu mieszkają - na rzekach budują żeremia, a na jeziorze?
Deszcz cały czas pada... (A miały być przelotne)
Barykada na szlaku© Magic
Tu był sprawca© Magic
Ścieżka wzdłuż jeziora© Magic
Jezioro widziane ze wschodniego brzegu© Magic
Kolejne ślady po bobrach© Magic
Za Borskiem miałem jechać kawałek asfaltem, ale ponieważ widzę, że czarny szlak pieszy jest na nowo oznaczony, zdecydowałem się nim dojechać do Przytarni. No i to był mój największy dziś błąd. Nie dość, że szlak jest wytyczony typowo dla pieszych, to jeszcze prowadzi ścieżkami leśnymi i łąkami, gdzie nie da się jechać oraz bardzo błotnistymi drogami. 4 km szlaku męczę w 40 minut, a na koniec wyjeżdżam na drogę z całymi przemoczonymi butami (aż mi w nich chlupie) - masakra jakaś... Ten odcinek zdecydowanie odradzam rowerzystom, a nawet pieszym jak jest mokro.
Po powrocie na normalną drogę jedzie mi się dużo lepiej (pomimo chłodu od mokrych stóp). Zatrzymuję się jeszcze na chwilę za Przytarnią, żeby zrobić zdjęcia jeziora od zachodniej strony. Pada coraz mocniej.
A tu widok z zachodniego brzegu© Magic
Chwilę później zaczyna mi zacinać się łańcuch, nie mogę używać środkowej przedniej tarczy, co dodatkowo spowalnia moją jazdę, ale daję radę. Pogoda jest na tyle zła, że marzę już o ciepłym samochodzie.
W pobliżu Jeziora Radolnego spotykam quadowców, którzy wcześniej mnie wyprzedzili, a teraz męczą się z przejazdem przez strumyk. Ja mykam obok nich kładką i jadę dalej.
Koło Czarliny zauważam, że mam wygiętą przerzutkę - widocznie zaszkodził jej zacinający się łańcuch. Robi się gorąco, bo przecież muszę dojechać do samochodu a to jeszcze z 6 kilometrów. Kawałek dalej, w lesie łańcuch spada z największej tylnej zębatki i męczę się kilka minut z jego założeniem. Przy okazji zauważam, że uszkodzone jest też jedno z kółek prowadzących łańcuch - oj większa naprawa przed nami...
Ostatecznie, mimo wszystkich przygód udaje się dojechać do Gołunia, gdzie szybko pakuję rower i siebie do samochodu, żeby jak najszybciej włączyć ogrzewanie.
Tak czy inaczej udało się zrealizować plan chodzący wcześniej po głowie! :-)
/1419631