blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(28)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Magic.bikestats.pl

linki

Późnojesienna wyprawa

Niedziela, 18 grudnia 2011
Km: 38.00 Km teren: 24.00 Czas: 02:23 km/h: 15.94
Pr. maks.: 54.90 Temperatura: 1.0°C HRmax: 154154 ( 85%) HRavg 130( 72%)
Kalorie: 1720kcal Podjazdy: 432m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Miało być nas więcej, ale pogoda skutecznie zniechęciła wszystkich łącznie ze mną. Zebrałem się jednak w sobie i zaufałem najlepszej prognozie na dziś, mówiącej, że przez trzy godziny od 9.00 padać nie będzie. Wychodzę z domu, a tu wciąż pada... I co teraz? "A, jadę - jak będzie strasznie to zaraz wrócę" pomyślałem. Po 5 km niespodzianka - po raz pierwszy pokazało się słońce! No to jadę dalej - przez Śliwiny w kierunku Waćmierka.
Błotne szlaki © Magic

Miała być standardowa traska, ale koło Waćmierka podkusiło mnie, żeby skręcić w las w "nieznane". No i w ten sposób odkryłem nowy, ciekawy szlak oraz wzniesienie, które roboczo nazwałem Sarnia Góra, bo gdzie nie pojechałem uciekały przede mną sarny.
Niestety za chwilę podkusiło mnie jeszcze raz no i zabrnąłem błotną drogą aż do autostrady. Nie było tu ścieżki wzdłuż autostrady (której się spodziewałem) i musiałem się dość mocno poprzedzierać wzdłuż płotu a później jeszcze przez podmokły las, żeby wrócić na zaplanowaną trasę.
Autostrada koło Zwierzynka © Magic

Przy okazji ponownie zadałem sobie pytanie "geologiczno-hydrologiczne": jak to jest, że często największe błota są na wzniesieniach i grzbietach górskich? Wydaje się to niezgodne z prawami fizyki, ale często tak właśnie jest... Nieco podumałem nad tym frapującym zagadnieniem i ruszyłem dalej już znaną trasą w kierunku Jeziora Zduńskiego.
Za Młynkami zatrzymałem się jeszcze w malowniczym miejscu nad Szpęgawą, a później już tylko przystanek nad jeziorem i powrót.
Szpęgawa koło Młynków © Magic

Jezioro Zduńskie późną jesienią © Magic

W drodze powrotnej wiało coraz mocniej, ale na szczęście w plecy - szczególnie pomagało mi to przed samym Tczewem, gdzie pod górkę jechało się tak jakby było z górki :-)

Nocny rekonesans

Czwartek, 15 grudnia 2011
Km: 19.84 Km teren: 13.00 Czas: 00:53 km/h: 22.46
Pr. maks.: 45.10 Temperatura: 3.0°C HRmax: 177177 ( 98%) HRavg 158( 87%)
Kalorie: 871kcal Podjazdy: 195m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Wczoraj popatrzyłem w statystyki i byłem ostatni w podsumowaniu grudnia pośród wszystkich moich znajomych - bardzo mnie to wkurzyło ;-)
A tak bardziej serio, to ostatnie dwa tygodnie prawie bez roweru i nie mogłem się już powstrzymać - mimo, że było całkiem ciemno ruszyłem w trasę. Po HR widać, że organizm potrzebuje więcej treningu - trzeba nadrobić zaległości :-)
No i nie jestem już ostatni! ;-)

A miało być tak pięknie.... I było! :-)

Piątek, 9 grudnia 2011
Km: 4.15 Km teren: 4.15 Czas: 00:31 km/h: 8.03
Pr. maks.: 19.30 Temperatura: 0.0°C HRmax: 162162 ( 90%) HRavg 118( 65%)
Kalorie: 356kcal Podjazdy: 100m Sprzęt: Bielik Aktywność: Jazda na rowerze
Wybraliśmy się ze znajomymi na kilka dni do Krynicy. Miały być narty i długie wieczory przy kominku. Ja miałem też swój tajny plan - wjechać na Jaworzynę rowerem. Wszystko układało się jak najbardziej po mojej myśli - śnieg nie padał, mrozy nie przychodziły, rower gotowy do jazdy... Prawie się udało, gdyby nie to, że śniegu napadało ponad 10 cm wieczorem w dniu naszego przyjazdu, a ja, pomimo kilkudniowych przygotowań, zapomniałem zapakować do samochodu oprócz roweru też opony "zimowe"...
Próba rowerowa © Magic

No i stało się - po przejechaniu 2 km, gdy nachylenie stoku wzrosło, koła przestały ciągnąć... Pomęczyłem się nieco podchodząc, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że jednak tym razem nie pozostaje mi nic innego jak turystyka piesza.
Cztery dni upłynęły bardzo szybko i przemile pomimo, że rower stał samotnie w piwnicy :-) Były za to spacery, nalewki, łyżwy, nalewki, grzaniec, nalewki, kwaśnica, nalewki, oscypek, nalewki, kolejka linowa, nalewki, kominek, nalewki, Carcassonne i... jeszcze troszeczkę naleweczek :-)
Poniżej kilka wspomnień nie-rowerowych.

Jaworzyna w czwartek:
Na szczycie Jaworzyny - Krynicka Koliba © Magic


Jaworzyna w sobotę:
Kolej linowa na Jaworzynie Krynickiej © Magic


No i Jaworzyna w niedzielę:
Na szczycie Jaworzyny - Krynicka Koliba © Magic

Panorama Tatr z Jaworzyny Krynickiej © Magic


Złocieniec - grudniowa "przebieżka" ścieżką rowerową

Sobota, 3 grudnia 2011
Km: 36.52 Km teren: 3.00 Czas: 01:56 km/h: 18.89
Pr. maks.: 39.70 Temperatura: 4.0°C HRmax: 166166 ( 92%) HRavg 140( 77%)
Kalorie: 1734kcal Podjazdy: 293m Sprzęt: Rower taty Aktywność: Jazda na rowerze

Śnieżnik - reaktywacja

Niedziela, 27 listopada 2011
Km: 26.48 Km teren: 26.48 Czas: 02:49 km/h: 9.40
Pr. maks.: 49.00 Temperatura: 2.0°C HRmax: 171171 ( 95%) HRavg 140( 77%)
Kalorie: 2251kcal Podjazdy: 937m Sprzęt: Bielik Aktywność: Jazda na rowerze
Wstaję rano i widzę, że słońce zaczyna przebijać się przez chmury. Momentami widać Śnieżnik, więc chyba powtórzę wczorajszy wjazd, aby móc popodziwiać widoki z góry.
Ruszam najkrótszą drogą w kierunku schroniska. Na szczęście droga, choć w dużej części kamienna, ale całkiem przyzwoita dla roweru. Po 10 minutach jestem już na 900 m n.p.m., ale tu zaczyna się „spowolnienie” – jest dziś tak ładnie, że co kilkaset metrów zatrzymuję się na kolejne sesje zdjęciowe – a to strumyczek, a to mgiełka, a to oszronione drzewka itp., itd. :-)
Droga na Śnieżnik © Magic

Magiczna droga © Magic

Docieram wreszcie do schroniska. Dziś wygląda zupełnie inaczej niż wczoraj – widoczność idealna, nieco chmur, białe drzewa dookoła – prawdziwa sielanka.
Schronisko na Śnieżniku © Magic

Magiczne drzewko koło schroniska © Magic

Wchodzę do środka i serwuję sobie herbatkę z sokiem malinowym dla ogrzania oraz szarlotkę dla wzmocnienia – od razu lepiej! Coś większego zjem po zjeździe z góry.
Wjazd na szczyt dziś nieco trudniejszy niż wczoraj – w kilku miejscach leży „śniegopodobna” warstwa szadzi opadłej z drzew i tam trzeba bardziej uważać, a na samym szczycie wiatr duje że hej! Zapowiadali na dzisiaj mocne wiatry w całej Polsce, a co dopiero tutaj! Na szczęście byłem na szczycie jeszcze przed największymi podmuchami i dałem radę tu „posiedzieć” dość długo – szkoda było zjeżdżać przy takiej widoczności. :-)
Tablica informacyjna na szczycie © Magic

Spacer w chmurach © Magic

Widok ze Śnieżnika © Magic

No to jedziemy! © Magic

Po zjeździe ze szczytu tradycyjny posiłek w schronisku – tym razem zaserwowałem sobie zestaw specjalności, czyli kwaśnicę i naleśniki z serem + oczywiście herbatkę z sokiem. Od razu zrobiło się dużo lepiej po wychłodzeniu na szczycie.
Ze schroniska ruszam w kierunku Czarnej Góry (podobnie jak wczoraj), ale dziś dojeżdżam aż na jej szczyt. Po drodze zupełnie inne widoki niż wczoraj – za mną panorama Śnieżnika jak na dłoni, a przede mną widoki na górskie doliny. Na Żmijowej Polanie odbijam w lewo – chcę dojechać zielonym szlakiem rowerowym aż na szczyt Czarnej Góry. Wg. mapy powinno to być możliwe, ale droga odpowiednia dla rowerów kończy się przy nadajniku telewizyjnym, a potem jest już tylko błądzenie po lesie – niby jakiś szlak jest, ale jechać, to się raczej tam nie da... No a na sam szczyt pozostaje jedynie szlak pieszy i trzeba się tam gramolić z rowerem. Na szczęście warto było, bo na samej górze czeka wieża widokowa i piękna panorama Sudetów – nawet Śnieżkę widać daleko na horyzoncie.
Wieża widokowa na szczycie Czarnej Góry © Magic

Zaduma przed zachodem © Magic

Pożegnanie ze Śnieżnikiem - widok ze zbocza Czarnej Góry © Magic

Ze szczytu schodzę/zjeżdżam szlakiem pieszym w kierunku Żmijowej Polany, a stamtąd szybki zjazd (z obowiązkowymi „hopkami”!) i po kilku minutach jestem na miejscu.
Wyjazd pod Śnieżnik uznaję za bardzo udany! Pobity i wyrównany rekord wysokości na rowerze, dwa dni podjazdów powyżej 900 m (przejechane bez problemu), żadnej gleby (nie licząc tej nie-rowerowej przy próbie podejścia do strumyka :-)), nie po raz pierwszy dzień po dniu ten sam szczyt a jakby zupełnie inny z powodu zmieniającej się pogody no i dwie karty pamięci zapełnione – będzie z czego wybierać!
Muszę też wspomnieć o Bielasie - spisał się rewelacyjnie! Żadnych problemów na podjazdach i w mroźnym wietrze. Być może pierwszy Bielik na Śnieżniku, w końcu to nie są tereny dla tych ptaków :-)

Wyżej, wyżej, wyżej!

Sobota, 26 listopada 2011
Km: 23.61 Km teren: 18.00 Czas: 02:29 km/h: 9.51
Pr. maks.: 54.20 Temperatura: -2.0°C HRmax: 171171 ( 95%) HRavg 146( 81%)
Kalorie: 2148kcal Podjazdy: 972m Sprzęt: Bielik Aktywność: Jazda na rowerze
Wyruszam z Janowej Góry (ok. 830 m n.p.m.) w kierunku Jaskini Niedźwiedziej. Początkowo jest super – w dół i w dół. Niestety licznik coś dziś szwankuje (nie chce współpracować a czujnikiem na Bieliku?) no i nie wiem nawet jak szybko jadę.
Po ok. 1.5 km mijam sztolnię kopalni uranu – dowiaduję się, że można ją zwiedzać do 16.30 – może tu zajadę przed zmrokiem. Zjeżdżam do Kletna i tu, na wysokości nieco ponad 700 m n.p.m. skręcam w kierunku Śnieżnika.
Ostatnie zrywy jesieni © Magic

Jak się później okazało, skręciłem nie w tą drogę, którą chciałem (przegapiłem drogę do jaskini i pojechałem niebieskim szlakiem rowerowym w lewo zamiast w prawo :-)) i przez to nie dojechałem do jaskini, ale, jak się jeszcze później okazało, nic nie straciłem, bo jaskinia i tak jest teraz zamknięta...
Zaczyna się podjazd – miałem nadzieję na jakieś „luźniejsze kawałki” po drodze, ale gdzie tam – mniej lub bardziej (dużo częściej bardziej), ale cały czas w górę, w zasadzie aż do końca... Na wysokości ok. 850 m n.p.m. orientuję się, że jadę inną trasą niż zamierzałem, ale nic to – w końcu i tak wszystkie drogi w okolicy prowadzą na Śnieżnik (1425 m n.p.m.). Przeskakuję tylko z niebieskiego szlaku rowerowego na zielony i już jest OK. Jest dobrze – dość szybko dojeżdżam do kilku historycznych miejsc, np.:
• 966 m n.p.m. (chrzest Polski)
• 1025 m n.p.m. (koronacja Bolesława Chrobrego) itd. itp. :-)
Na 1000 m n.p.m. wita mnie czarna wiewiórka, ale nie daje się niestety sfotografować. Dojeżdżam do Przełęczy Śnieżnickiej (1123 m n.p.m.) – tu mała sesyjka z okazji wjazdu w chmury :-). To już tylko kawałeczek do mojego rowerowego rekordu wysokości (ok. 1140 m n.p.m.) ustanowionego całkiem niedawno temu na Przehybie. Ruszam dalej i w ten sposób biję życiówkę, hurra! :-)
Dojeżdżam do schroniska Na Śnieżniku (1218 m n.p.m.). Niewiele widać dookoła, samo schronisko jest widoczne z odległości jakichś 50 m.
Schronisko we mgle © Magic

Schroniskowy termometr © Magic

Wchodzę i funduję sobie kwaśnicę (wyśmienita!) oraz jajecznicę (nieco gorsza) oraz piję czekoladę – pozwala mi ona rozwiać wątpliwości co do dalszych planów – mimo mgły i sporego wiatru ruszam na Śnieżnik! Od schroniska jest jeszcze jakieś 200 m do góry, ale droga staje się ekstremalnie wymagająca – dużo kamieni i konarów. Jakoś daję radę do granicy, ale póżniej już nie bardzo, niestety część podjazdu staje się podejściem z rowerem ale inaczej nie da rady. I tak mam szczęście, że nie ma śniegu i oblodzeń, więc wciąż sporymi kawałkami staram się podjeżdżać. Ostatecznie docieram do ok. 1400 m n.p.m. i stąd już tryumfalnie wjeżdżam na sam szczyt! :-)
Na Śnieżniku © Magic

Na szczycie nie może się obejść bez sesji zdjęciowej. Ludzi jest niewiele, sami piesi – jakaś grupka Czechów, którzy dziwnie przyglądają się rowerowi (hmmm...), dwie pary Polaków i na koniec pojawia się fotograf w koszulce z krótkim rękawkiem. Jestem w szoku – ja mam na sobie dwie bluzy + „superszczelną” kurtkę z podbitką chyba puchową i mimo tego jest mi chłodno, na aparacie pojawiają się kryształki lodu, ściągnięta mokra czapka (na głowie mam drugą suchą) już zesztywniała od mrozu, a ten gościu wchodzi na szczyt w koszulce z krótkim rękawkiem i nic! Rozmawia i robi zdjęcia jakby był na plaży w Egipcie! Brrrrr...
Drogowskaz na szczycie © Magic

Kto zgadnie, co to jest? © Magic

Zjazd do schroniska jak i wjazd – kawałki trzeba było odpuścić, ale ¾ zjazdu „zrobiłem”. W sumie to sam się zaskoczyłem jak mi dobrze szło pomiędzy konarami :-). W schronisku tym razem super smaczny naleśniczek z serem i jazda dalej – w kierunku Czarnej Góry.
Drzewa na granicy chmur © Magic

Na Żmijowej Polanie odbiłem w dół, żeby zdążyć na zwiedzanie sztolni. Zjazd to była fantazja! Popędziłem śmiało, a dzięki regularnie powtarzającym się odwodnieniom przecinającym drogę nauczyłem się podskakiwać na rowerze. Wow! Co za frajda – hop, hop! Później już skakałem nawet bez odwodnień. :-)
Do sztolni dotarłem 15.15, więc załapałem się jeszcze na zwiedzanie (już bez roweru, choć i on wjechał do sztolni) – widziałem bryłkę czegoś tam z uranem, mnóstwo różnych skał i rud a nawet dwa nietoperze.
Sztolnia kopalni uranu w Kletnie © Magic

Nietoperz w sztolni © Magic

Po wycieczce po sztolni powrót pod górkę na zasłużony odpoczynek. Niewiele zabrakło mi do 1000 m podjazdów w ciągu dnia, ale co tam – na Śnieżniku byłem!
Nowy rekord wysokości - 1425 m n.p.m. © Magic

Świetlana przejażdżka

Czwartek, 24 listopada 2011
Km: 20.50 Km teren: 12.00 Czas: 01:12 km/h: 17.08
Pr. maks.: 40.70 Temperatura: 2.0°C HRmax: 170170 ( 94%) HRavg 117( 65%)
Kalorie: 910kcal Podjazdy: 200m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Wszystko już opisali pozostali uczestnicy :-)
- adas172002
- Turysta
- Luszi

Pośród mgieł

Poniedziałek, 21 listopada 2011
Km: 40.31 Km teren: 23.00 Czas: 01:49 km/h: 22.19
Pr. maks.: 42.40 Temperatura: 6.0°C HRmax: 160160 ( 88%) HRavg 138( 76%)
Kalorie: 1475kcal Podjazdy: 399m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Kółeczko po polach i lasach niemal standardowym szlakiem.
Pierwsza część, do Turza, jeszcze w dzień, a powrót już przy całkowitej ciemności. Nie było księżyca, więc jedyne światło w lesie to była lampka. Mimo tego i mimo podnoszącej się mgły było całkiem sympatycznie. Przyzwyczajam się powoli do takich warunków.
:-)

Szaro, buro, ponuro...

Sobota, 19 listopada 2011
Km: 35.50 Km teren: 26.50 Czas: 01:38 km/h: 21.73
Pr. maks.: 35.50 Temperatura: 6.0°C HRmax: HRavg
Kalorie: 2009kcal Podjazdy: 331m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Miał być sobotni wyjazd weekendowy, ale koparka kopała 5 godzin zamiast przewidywanej jednej...
No i skończyło się standardową traską tuż przed zmrokiem. Ciemności mnie dorwały koło jeziora Zduńskiego. W sumie całkiem dobre tempo jak na długą przerwę, teren i ciemnności :-)

Wokół jeziora Kośno

Niedziela, 13 listopada 2011
Km: 41.42 Km teren: 41.00 Czas: 02:46 km/h: 14.97
Pr. maks.: 37.40 Temperatura: 3.0°C HRmax: 154154 ( 85%) HRavg 124( 68%)
Kalorie: 1811kcal Podjazdy: 396m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś było nieco cieplej niż wczoraj ale dużo mniej przyjemnie - wilgoć odczuwalna z każdej strony...
Ruszam, podobnie jak wczoraj, w kierunku jeziora Serwent, ale od Purdy jadę inną trasą. Po drodze zatrzymuję się na parę "sesji", głównie w miejscach z mnóstwem leżących jeszcze na drogach liści.
Jeszcze sobie trochę powiszę... © Magic

I gdzie teraz jechać??? © Magic

Przy odwiedzonym wczoraj bunkrze odbijam na południe w kierunku Kośna. Kawałeczek dalej dojeżdżając do jeziora Ełpotek zauważam odlatującego z brzegu ptaka drapieżnego, który na tyle mnie zaciekawia, że podchodzę do samego jeziorka i chwilę za nim wypatruję z "pływającego" bagnistego brzegu - niestety już go nie ma... Jadę dalej.
Jezioro Ełpotek © Magic

Jesienna droga © Magic

Odcinek do jeziora Kośno jest bardzo ciekawy: las, podjazdy, zjazdy, wąwozy, górki... Cały czas coś się dzieje - to lubię! Jedyny problem w tym, że jest tu bardzo dużo piachu, przez który co jakiś czas trzeba się "przeprawiać" z wielkim trudem.
Jezioro Kośno wygląda dziś bardzo tajemniczo. Dojeżdżając do jego brzegu zauważam kolejnego drapieżnika, ale i ten ucieka zanim mam w ogóle szanse uruchomić aparat.
Jezioro Kośno © Magic

Jezioro Kośno - widok z miejscowości Łajs © Magic

Jezioro objeżdżam ścieżką przyrodniczą wytyczoną wzdłuż brzegu jeziora. Znów fajna, typowo "jeziorowa" traska aż do miejscowości Łajs. W Łajsie udaje mi się wreszcie sfotografować lokalnego orła - jest imponujący! :-)
Orzeł w miejscowości Łajs © Magic

Łajs jest położone na granicy Warmii i Mazur i tu znajduje się tzw. granica jedności. Na szczęście dziś granica jest otwarta i mogę bez problemu przejechać. Wjeżdżam więc z powrotem na Warmię.
"Granica jedności" w Łajsie © Magic

Tablica po mazurskiej stronie granicy © Magic

Tablica po warmińskiej stronie granicy © Magic

Powoli zbliża się pora obiadu, więc z Łajsu kieruję się już na północ, do Pajtun. Nie zatrzymując się po drodze docieram leśnymi drogami na miejsce.

kategorie bloga

Moje rowery

Bielik 1662 km
Tranquill 11764 km
Penny - rower żony :-) 1425 km
Rower taty 1251 km
Inne rowery, taki np. Jaguar :-) 177 km
Trenażer 500 km
Ferrari 3169 km
Kajak 85 km

szukaj

archiwum