Na budowę, czyli tam i z powrotem
Środa, 14 marca 2012
| Km: | 32.63 | Km teren: | 15.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 21.51 |
| Pr. maks.: | 39.50 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 173173 ( 96%) | HRavg | 150( 83%) |
| Kalorie: | 1352kcal | Podjazdy: | 314m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Znów przejazd na budowę. Miało być więcej jeżdżenia, ale jak zwykle fachowcom zeszło dużo dłużej niż miało zejść - no i musiałem wracać niemal po ciemku...
Żyję!!!
Wtorek, 13 marca 2012
| Km: | 36.81 | Km teren: | 22.00 | Czas: | 02:06 | km/h: | 17.53 |
| Pr. maks.: | 43.60 | Temperatura: | 7.0°C | HRmax: | 155155 ( 86%) | HRavg | 135( 75%) |
| Kalorie: | 1594kcal | Podjazdy: | 414m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Wreszcie!
Po dwóch miesiącach "zdrowotnej" przerwy udało mi się wreszcie wsiąść na rower i nieco pojeździć. Nie mogę jeszcze co prawda szaleć i pędzić, ale i tak frajda niesamowita :-)
W międzyczasie przemęczyło mnie przeziębienie, poleżałem w szpitalu (nic poważnego), poleżałem w Złocieńcu, przyszła zima, spadło 30 cm śniegu, dwa dni później śnieg stopniał i już prawie wiosna!
Pogoda dopisuje więc zdecydowałem się sprawdzić jak będzie na rowerze. Okazało się, że wszystko OK, więc pojechałem na budowę. Po drodze zauważyłem nowe ślady po bobrach nad J. Rokickim, zając przebiegł mi drogę :-) i jakiś większy zwierz szeleścił w krzakach. Ogólnie super no i obym jak najszybciej wrócił do zeszłorocznej kondycji!
Po dwóch miesiącach "zdrowotnej" przerwy udało mi się wreszcie wsiąść na rower i nieco pojeździć. Nie mogę jeszcze co prawda szaleć i pędzić, ale i tak frajda niesamowita :-)
W międzyczasie przemęczyło mnie przeziębienie, poleżałem w szpitalu (nic poważnego), poleżałem w Złocieńcu, przyszła zima, spadło 30 cm śniegu, dwa dni później śnieg stopniał i już prawie wiosna!
Pogoda dopisuje więc zdecydowałem się sprawdzić jak będzie na rowerze. Okazało się, że wszystko OK, więc pojechałem na budowę. Po drodze zauważyłem nowe ślady po bobrach nad J. Rokickim, zając przebiegł mi drogę :-) i jakiś większy zwierz szeleścił w krzakach. Ogólnie super no i obym jak najszybciej wrócił do zeszłorocznej kondycji!

Nowe ślady bobrów w nad J. Rokickim© Magic
Trenażer
Wtorek, 31 stycznia 2012
| Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
| Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 170170 ( 94%) | HRavg | 155( 86%) |
| Kalorie: | 729kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
22,628 km
44 min. 29 sek.
44 min. 29 sek.
Nie mogłem już wytrzymać...
Poniedziałek, 30 stycznia 2012
| Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
| Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 181181 (100%) | HRavg | 172( 95%) |
| Kalorie: | 666kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Trenażer | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
...i wsiadłem na trenażer.
Wirus nie odpuszcza, wciąż kaszlę, ale musiałem się nieco poruszać, bo niedługo zapomnę jak się jeździ na rowerze. :-)
Dystansu nie wpisuję, żeby mi statystyk nie zakłamywało.
Wg. trenażera przejechałem 15 km w 34 min. 34 s.
Wirus nie odpuszcza, wciąż kaszlę, ale musiałem się nieco poruszać, bo niedługo zapomnę jak się jeździ na rowerze. :-)
Dystansu nie wpisuję, żeby mi statystyk nie zakłamywało.
Wg. trenażera przejechałem 15 km w 34 min. 34 s.
Pierwszy szczyt w tym roku - Wieżyca jak Alpe Cermis :-)
Niedziela, 8 stycznia 2012
| Km: | 28.55 | Km teren: | 17.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 18.03 |
| Pr. maks.: | 48.20 | Temperatura: | 4.0°C | HRmax: | 175175 ( 97%) | HRavg | 146( 81%) |
| Kalorie: | 1377kcal | Podjazdy: | 401m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Nie wytrzymałem - musiałem wreszcie wjechać na jakąś górę ;-) No i padło na najbliższą, czyli Wieżycę.

Plan był dość ambitny - pojeździć po lesie, przy okazji zaliczyć wspinaczkę na Wieżycę, "nagrodzić" rower za dobry rok 2011 (nagrodzić, czyli wnieść go na wieżę widokową - pomysł zaczerpnięty z bikeloga emoniki) i na koniec wrócić wzdłuż jaru Raduni.
Wszystko zapowiadało się dobrze, nawet słońce zaczęło chwilami wyglądać i zachęcać do jazdy. Na dodatek chwilę przed wyjazdem obejrzałem jak sprawnie Justyna Kowalczyk wdrapuje się 400 m do góry na Alpe Cermis no i chciałem przynajmniej dorównać jej w osiągniętej dziś sumie podjazdów.
Niestety po wyciągnięciu roweru z samochodu niespodzianka - w przednim kole w ciągu godziny zeszło powietrze a ja zapomniałem przełożyć pompkę z drugiego roweru... I co teraz??? Na szczęście Pan Zenek poratował mnie swoją pompką. Co prawda pompowanie nią trwało jakieś 10 min, ale udało się! Ruszyłem więc z Wyczechowa z opóźnieniem, które zamierzałem nadrobić w trasie. Po paru kilometrach okazało się to niemożliwe, ponieważ już na 8 km musiałem ponownie pompować koło - i tak później co kilka km... :-(

Pogoda też się zdecydowanie popsuła - już w Rątach zaczął padać deszcz i później towarzyszył mi aż do końca jazdy. Na szczęście w lesie nie czuć za bardzo wiatru, więc nie było mi zbyt zimno.
Na Wieżycę zdecydowałem się wjechać od tej "trudniejszej" strony, żeby sprawdzić jak z moją kondycją. Okazało się, że mimo rzadkich ostatnio wyjazdów nie jest źle - ostatnie 100 m podjazdu ścieżką leśną poszło mi całkiem płynnie - dużo lepiej niż w 2009 roku, kiedy wjeżdżałem tędy w środku sezonu :-)

Niestety opóźnienia w jeździe i pogoda zniechęciły mnie dziś do wchodzenia na wieżę - będę przynajmniej miał "powód" do następnego wjazdu tutaj ;-) Szybkie pompowanie koła i wracam do Wyczechowa. Musiałem się nieco spieszyć, żeby zdążyć na 15.30, więc powrót asfaltem, drogą, której bardzo nie lubię, ale dziś było znośnie - na szczęście nie było zbyt dużego ruchu.
Na koniec ciekawa wiadomość - wg Garmina podjechałem dziś 401 m, czyli tyle ile Justyna na Alpe Cermis - taki zbieg okoliczności ;-)

Wieżyca widziana z Wieżycy© Magic
Plan był dość ambitny - pojeździć po lesie, przy okazji zaliczyć wspinaczkę na Wieżycę, "nagrodzić" rower za dobry rok 2011 (nagrodzić, czyli wnieść go na wieżę widokową - pomysł zaczerpnięty z bikeloga emoniki) i na koniec wrócić wzdłuż jaru Raduni.
Wszystko zapowiadało się dobrze, nawet słońce zaczęło chwilami wyglądać i zachęcać do jazdy. Na dodatek chwilę przed wyjazdem obejrzałem jak sprawnie Justyna Kowalczyk wdrapuje się 400 m do góry na Alpe Cermis no i chciałem przynajmniej dorównać jej w osiągniętej dziś sumie podjazdów.
Niestety po wyciągnięciu roweru z samochodu niespodzianka - w przednim kole w ciągu godziny zeszło powietrze a ja zapomniałem przełożyć pompkę z drugiego roweru... I co teraz??? Na szczęście Pan Zenek poratował mnie swoją pompką. Co prawda pompowanie nią trwało jakieś 10 min, ale udało się! Ruszyłem więc z Wyczechowa z opóźnieniem, które zamierzałem nadrobić w trasie. Po paru kilometrach okazało się to niemożliwe, ponieważ już na 8 km musiałem ponownie pompować koło - i tak później co kilka km... :-(

Zima to czy jesień? Wąwóz za Sławkami.© Magic
Pogoda też się zdecydowanie popsuła - już w Rątach zaczął padać deszcz i później towarzyszył mi aż do końca jazdy. Na szczęście w lesie nie czuć za bardzo wiatru, więc nie było mi zbyt zimno.
Na Wieżycę zdecydowałem się wjechać od tej "trudniejszej" strony, żeby sprawdzić jak z moją kondycją. Okazało się, że mimo rzadkich ostatnio wyjazdów nie jest źle - ostatnie 100 m podjazdu ścieżką leśną poszło mi całkiem płynnie - dużo lepiej niż w 2009 roku, kiedy wjeżdżałem tędy w środku sezonu :-)

Na szczycie Wieżycy (329 m n.p.m.)© Magic
Niestety opóźnienia w jeździe i pogoda zniechęciły mnie dziś do wchodzenia na wieżę - będę przynajmniej miał "powód" do następnego wjazdu tutaj ;-) Szybkie pompowanie koła i wracam do Wyczechowa. Musiałem się nieco spieszyć, żeby zdążyć na 15.30, więc powrót asfaltem, drogą, której bardzo nie lubię, ale dziś było znośnie - na szczęście nie było zbyt dużego ruchu.
Na koniec ciekawa wiadomość - wg Garmina podjechałem dziś 401 m, czyli tyle ile Justyna na Alpe Cermis - taki zbieg okoliczności ;-)
Znowu pada :-(
Sobota, 7 stycznia 2012
| Km: | 37.70 | Km teren: | 22.00 | Czas: | 01:42 | km/h: | 22.18 |
| Pr. maks.: | 47.00 | Temperatura: | 2.0°C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 148( 82%) |
| Kalorie: | 1473kcal | Podjazdy: | 378m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Miało być ładniej, ale niestety, na całej drodze bardziej lub mniej padało. Ciepło nie było i trzeba było szybko jechać ;-)
No i w związku z tym nie ma tym razem zdjęć :(
Ale i tak było miło - jak zawsze na rowerze w lesie.
No i w związku z tym nie ma tym razem zdjęć :(
Ale i tak było miło - jak zawsze na rowerze w lesie.
Powitanie 2012
Niedziela, 1 stycznia 2012
| Km: | 21.30 | Km teren: | 19.00 | Czas: | 01:56 | km/h: | 11.02 |
| Pr. maks.: | 30.90 | Temperatura: | -4.0°C | HRmax: | 155155 ( 86%) | HRavg | 117( 65%) |
| Kalorie: | 1379kcal | Podjazdy: | 209m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Dwie krótkie rozgrzewki na początek 2012 roku :-)
Moje cele na ten rok:
1. Jeszcze więcej miłych chwil na rowerze.
2. Jeszcze więcej ciekawych zdjęć podczas wycieczek.
3. Wjechać wyżej niż w 2011, czyli w Polsce pozostała jedynie Śnieżka. ;-)
Moje cele na ten rok:
1. Jeszcze więcej miłych chwil na rowerze.
2. Jeszcze więcej ciekawych zdjęć podczas wycieczek.
3. Wjechać wyżej niż w 2011, czyli w Polsce pozostała jedynie Śnieżka. ;-)
Pożegnanie roku
Sobota, 31 grudnia 2011
| Km: | 25.35 | Km teren: | 24.50 | Czas: | 01:55 | km/h: | 13.23 |
| Pr. maks.: | 33.00 | Temperatura: | 1.0°C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 130( 72%) |
| Kalorie: | 1549kcal | Podjazdy: | 199m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
No i stało się - rok 2011 definytywnie dobiega do końca.
Ponieważ był to mój najlepszy rowerowo rok nie mogę go nie uczcić jeszcze jedną przejażdżką. Niestety, nie udało mi się tym razem zabrać ze sobą Tranquillka ani Bielika więc muszę poszukać czegoś, co będzie mogło mnie powieźć w las i później też przywieźć z powrotem...
Szukam, szukam, szukam i wreszcie u tutejszego sołtysa w stodole znajduję taki oto sprzęt:

Rower Jocker marki Kross. Na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie, ale budzi moje zaufanie - nie dość, że pomimo długiego zastoju ma wciąż nieco powietrza w oponach to na dodatek jeszcze nawet troszkę hamuje!
Uruchamiam więc zestaw naprawczy Pani Łucji - kilka drobnych korekt, dopompowanie opon i jest! Rower jak się patrzy!

Na marginesie zestaw Pani Łucji, z zewnątrz równie niepozorny jak Jocker, jest jeszcze większym zaskoczeniem - w środku znajduję nie tylko pompkę, ale i pokaźny zestaw kluczy! Brakuje tylko śrubokręta, ale i bez niego daję radę :-)
Mogę już jechać - ruszam w kierunku Purdy. Chcę objechać jezioro Serwent.

Za Purdą przystaję przy małym jeziorku - pływają po nim (w dużej ilości) łabędzie krzykliwe z młodymi. Wyraźny sygnał, że zima nadchodzi. Są to ptaki przylatujące do Polski na zimę. Ciekawostka: łabędzie należą do rodziny kaczkowatych. Kto by pomyślał :-)

Po przerwie na obserwację łabędzi i wysłuchanie ich konceru jadę już prosto nad Serwent. Plan jest prosty: dojechać nad Serwent, objechać Serwent i wrócić na obiad. Pierwszą część mam za sobą.

Po dojechaniu do jeziora ruszam w lewo. Kawałek dalej docieram do "Strefy Ciszy" :-)

"Strefa Ciszy" jest fascynującym miejscem, gdzie spędzam duuuużo czasu. Już na wejściu zauważam bramę wjazdową z niewidoczną gołym okiem barierą nihilizującą :-)

Z wielkim niepokojem decyduję się sforsować znajdującą się tuż obok rogatkę i zobaczyć, co jest w środku. Łamię w ten sposób nieodzowny zakaz wstępu, ale cóż - ciekawość zwycięża... Mam nadzieję, że przeżyję... ;-)

Wkraczam do "Strefy Ciszy" ostrożnie, żeby w porę zauważyć mogące czyhać w środku niebezpieczeństwo. Ale, na szczęście, nic strasznego się nie dzieje i coraz spokojniej zwiedzam tę niedostępną strefę. Okazuje się, że jest to skupisko "ekskluzywnych" domków letniskowych, ale nie same domki tak mnie tu fascynują. Otóż, na małym cypelku doliczam się tu siedemnastu (!) pomostów! Nie do wiary! Są w różnym wieku i stanie technicznym, ale wygląda, że tu każdy właściciel domku musi też mieć swój własny pomost! :-)

Po zwiedzeniu "Strefy Ciszy" jadę dalej naokoło jeziora. Mój humor jest teraz zdecydowanie lepszy. W takich miejscach łatwo jest zapomnieć o wszelkich problemach :-) Powoli zaczyna też nieśmiało wyglądać słońce - i ono ma chyba ochotę pozytywnie pożegnać stary rok.

Pod koniec objazdu jeziora otrzymuję sygnał "zaraz obiad" no i muszę zdecydowanie przyspieszyć... Nie mogę więc już za bardzo podziwiać i fotografować - zatrzymuję się jedynie jeszcze na chwilkę, żeby uwiecznić pojawiającą się wieczorną mgiełkę.

Rok 2011 kończy się bardzo sympatycznie - oby 2012 był jeszcze ciekawszy.
Życzę Wam Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku!
Zapomniałem wcześniej dodać, że w sumie w roku 2011 przejechałem na rowerze ponad 6000 km. Może kiedyś uda mi się uzupełnić Bikestats...
Ponieważ był to mój najlepszy rowerowo rok nie mogę go nie uczcić jeszcze jedną przejażdżką. Niestety, nie udało mi się tym razem zabrać ze sobą Tranquillka ani Bielika więc muszę poszukać czegoś, co będzie mogło mnie powieźć w las i później też przywieźć z powrotem...
Szukam, szukam, szukam i wreszcie u tutejszego sołtysa w stodole znajduję taki oto sprzęt:

Mój dzisiejszy rower - Jocker w lesie© Magic
Rower Jocker marki Kross. Na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie, ale budzi moje zaufanie - nie dość, że pomimo długiego zastoju ma wciąż nieco powietrza w oponach to na dodatek jeszcze nawet troszkę hamuje!
Uruchamiam więc zestaw naprawczy Pani Łucji - kilka drobnych korekt, dopompowanie opon i jest! Rower jak się patrzy!

Zestaw naprawczy Pani Łucji© Magic
Na marginesie zestaw Pani Łucji, z zewnątrz równie niepozorny jak Jocker, jest jeszcze większym zaskoczeniem - w środku znajduję nie tylko pompkę, ale i pokaźny zestaw kluczy! Brakuje tylko śrubokręta, ale i bez niego daję radę :-)
Mogę już jechać - ruszam w kierunku Purdy. Chcę objechać jezioro Serwent.

Okolica Purdy© Magic
Za Purdą przystaję przy małym jeziorku - pływają po nim (w dużej ilości) łabędzie krzykliwe z młodymi. Wyraźny sygnał, że zima nadchodzi. Są to ptaki przylatujące do Polski na zimę. Ciekawostka: łabędzie należą do rodziny kaczkowatych. Kto by pomyślał :-)

Łabędzie krzykliwe koło Purdy© Magic
Po przerwie na obserwację łabędzi i wysłuchanie ich konceru jadę już prosto nad Serwent. Plan jest prosty: dojechać nad Serwent, objechać Serwent i wrócić na obiad. Pierwszą część mam za sobą.

Jezioro Serwent© Magic
Po dojechaniu do jeziora ruszam w lewo. Kawałek dalej docieram do "Strefy Ciszy" :-)

Strefa ciszy nad jeziorem Serwent© Magic
"Strefa Ciszy" jest fascynującym miejscem, gdzie spędzam duuuużo czasu. Już na wejściu zauważam bramę wjazdową z niewidoczną gołym okiem barierą nihilizującą :-)

Brama do "Strefy Ciszy" z barierą nihilizującą (niewidoczną) :-)© Magic
Z wielkim niepokojem decyduję się sforsować znajdującą się tuż obok rogatkę i zobaczyć, co jest w środku. Łamię w ten sposób nieodzowny zakaz wstępu, ale cóż - ciekawość zwycięża... Mam nadzieję, że przeżyję... ;-)

Rogatka do "Strefy Ciszy" nad jeziorem Serwent© Magic
Wkraczam do "Strefy Ciszy" ostrożnie, żeby w porę zauważyć mogące czyhać w środku niebezpieczeństwo. Ale, na szczęście, nic strasznego się nie dzieje i coraz spokojniej zwiedzam tę niedostępną strefę. Okazuje się, że jest to skupisko "ekskluzywnych" domków letniskowych, ale nie same domki tak mnie tu fascynują. Otóż, na małym cypelku doliczam się tu siedemnastu (!) pomostów! Nie do wiary! Są w różnym wieku i stanie technicznym, ale wygląda, że tu każdy właściciel domku musi też mieć swój własny pomost! :-)

Pomosty w "Strefie Ciszy"© Magic
Po zwiedzeniu "Strefy Ciszy" jadę dalej naokoło jeziora. Mój humor jest teraz zdecydowanie lepszy. W takich miejscach łatwo jest zapomnieć o wszelkich problemach :-) Powoli zaczyna też nieśmiało wyglądać słońce - i ono ma chyba ochotę pozytywnie pożegnać stary rok.

Na brzegu jeziora Serwent© Magic
Pod koniec objazdu jeziora otrzymuję sygnał "zaraz obiad" no i muszę zdecydowanie przyspieszyć... Nie mogę więc już za bardzo podziwiać i fotografować - zatrzymuję się jedynie jeszcze na chwilkę, żeby uwiecznić pojawiającą się wieczorną mgiełkę.

Wieczorna mgiełka© Magic
Rok 2011 kończy się bardzo sympatycznie - oby 2012 był jeszcze ciekawszy.
Życzę Wam Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku!
Zapomniałem wcześniej dodać, że w sumie w roku 2011 przejechałem na rowerze ponad 6000 km. Może kiedyś uda mi się uzupełnić Bikestats...
Nocny powrót wśród gwiazd
Wtorek, 27 grudnia 2011
| Km: | 12.85 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 00:29 | km/h: | 26.59 |
| Pr. maks.: | 43.50 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 173173 ( 96%) | HRavg | 156( 86%) |
| Kalorie: | 466kcal | Podjazdy: | 69m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Szybki powrót z budowy. Chciałem spacerowo pojechać, ale dużo czasu zeszło na miejscu i trzeba było przyspieszyć. Całkiem fajne tempo jak na nocną jazdę :-)
No i te gwiazdy dookoła - dawno nie widziałem takiego nieba...
No i te gwiazdy dookoła - dawno nie widziałem takiego nieba...
Alkomatowy poranek (świąteczny rozruch)
Niedziela, 25 grudnia 2011
| Km: | 10.11 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 00:44 | km/h: | 13.79 |
| Pr. maks.: | 40.90 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 134( 74%) |
| Kalorie: | 593kcal | Podjazdy: | 142m | Sprzęt: Rower taty | Aktywność: Jazda na rowerze | ||
Po Wigilijnym obżarstwie ruszam mając w głowie dwa cele:
1. Zużyć przynajmniej część pochłoniętych wczoraj kalorii,
2. Zrobić 100 km w grudniu (brakuje już niewiele).
I co!? Już po 100 metrach jazdy wyskakuje do mnie energicznie pan policjant zapraszając uprzejmie "dmuchnie pan tutaj jakby pan świeczki zdmuchiwał". Zrobiło mi się od razu dużo cieplej, bo przecież głupio byłoby stracić prawo jazdy na rowerze no i rower taty (Jak to jest, że człowiekowi w takich sytuacjach tak głupie myśli przychodzą do głowy? :-)) No ale dmucham, co mam zrobić... Alkomat pokazuje dokładnie 0,0 więc z dodatkowym przypływem energii ruszam dalej - rower ocalony! :-)

Jadę w kierunku jeziorka Rakowo, a później Kańska. Objeżdżam "stare śmieci".

Pogoda dopisała - jak na ostatnie bardzo deszczowe i nieprzyjemne dni udało mi się "wstrzelić" w bezdeszczowe i bezwietrzne "okienko".
Przejażdżkę kończe na łąkach, z których jeszcze parę lat temu było widać jedynie dwa kominy. Dziś widok jest już nieco inny - świat się zmienia...

No i przekroczyłem "setkę"!
1. Zużyć przynajmniej część pochłoniętych wczoraj kalorii,
2. Zrobić 100 km w grudniu (brakuje już niewiele).
I co!? Już po 100 metrach jazdy wyskakuje do mnie energicznie pan policjant zapraszając uprzejmie "dmuchnie pan tutaj jakby pan świeczki zdmuchiwał". Zrobiło mi się od razu dużo cieplej, bo przecież głupio byłoby stracić prawo jazdy na rowerze no i rower taty (Jak to jest, że człowiekowi w takich sytuacjach tak głupie myśli przychodzą do głowy? :-)) No ale dmucham, co mam zrobić... Alkomat pokazuje dokładnie 0,0 więc z dodatkowym przypływem energii ruszam dalej - rower ocalony! :-)

Świąteczny patrol© Magic
Jadę w kierunku jeziorka Rakowo, a później Kańska. Objeżdżam "stare śmieci".

Droga wzdłuż łąk© Magic
Pogoda dopisała - jak na ostatnie bardzo deszczowe i nieprzyjemne dni udało mi się "wstrzelić" w bezdeszczowe i bezwietrzne "okienko".
Przejażdżkę kończe na łąkach, z których jeszcze parę lat temu było widać jedynie dwa kominy. Dziś widok jest już nieco inny - świat się zmienia...

Łąki koło Złocieńca© Magic
No i przekroczyłem "setkę"!





