Lieper Winkel - w poszukiwaniu bielików
Sobota, 19 kwietnia 2014 Kategoria Teren, Świnoujście, Niemcy, Krajoznawczo, Bałtyk, 50 - 100
Km: | 85.30 | Km teren: | 21.00 | Czas: | 04:05 | km/h: | 20.89 |
Pr. maks.: | 51.50 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 5351kcal | Podjazdy: | 329m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda ładna, trochę wolnego czasu z okazji świąt wygospodarowane, no to jadę, a co!? Popatrzyłem na mapę pogody, wszystko pięknie, tylko ten wiatr... Żeby się z nim nie przepychać jadę na zachód, na niemiecką stronę. Jakoś to będzie z powrotem - o to się będę martwił później :-)
Jeszcze w Świnoujściu napotykam na oznakowanie Szlaku św. Jakuba - a mówiłem ostatnio, że gdzie się nie pojawię tam on ze mną. No chodzi za mną jak nic...
Oznakowanie szlaku św. Jakuba © Magic
Granicę mijam przed Kamminke i dalej staram się jechać Szlakiem św. Jakuba, ale już za Kamminke go gubię. Potem odnajduję i tak się dziś mijamy w pierwszej części dnia.
Mostek graniczny © Magic
Wjeżdżam na niemiecką stronę © Magic
Szlak doprowadził mnie do Garz, ale od strony z której tu jeszcze nie byłem. Już na początku wioski napotykam kościół, którego wcześniej nie widziałem. Kościół Ewangelicki zbudowany w XIII w. a później wielokrotnie przebudowywany. Przed kościołem i w kościele napotykam wiele symboli upamiętniających ofiary obu wojen światowych. W ogóle, przynajmniej w tym regionie Niemiec, widzę tu wiele podobnych pomników i pamiątek i za każdym razem mam mieszane odczucia... Nie widać tu nigdzie napisów typu "nigdy więcej wojny", "ofiary faszystowskich Niemiec" lub "pamięci ofiar wszystkich narodów" a widać napisy takie jak "zginęli za ojczyznę" lub "zginęli śmiercią bohaterską". Ktoś, kto nie zna historii i tu przyjedzie z pewnością pomyśli, że ten naród musiał wiele wycierpieć... Ciekawe przez kogo?...
Garz - pomik ofiar I Wojny Światowej © Magic
Kościół Ewangelicki w Garz © Magic
Stokrotki już są! © Magic
Wnętrze kościoła © Magic
Kolejne upamiętnienie ofiar wojen © Magic
...I jeszcze jedno © Magic
No ale nic - mogę mieć jedynie nadzieję, że w podtekście tych napisów jest jednak nieśmiały sprzeciw filozofii "chorego" nacjonalizmu.
Jadę dalej. Wjeżdżając na drogę za Zirchow przychodzi mi do głowy myśl, że fajnie by było zrobić zdjęcie "spotkanie bielików" z moim rowerem i bielikiem w tle i tak z tą myślą jadę dalej i zaczynam się rozglądać, gdzie tu może być jakiś bielik. Jest środek dnia, więc pewnie będzie ciężko, ale będę ich wypatrywał.
Droga za Zirchow © Magic
Nie ujechałem dwóch kilometrów i jest! Krąży majestatycznie nad polem i szuka obiadu. Szybko wjechałem w boczną drogę, żeby się lepiej przypatrzeć, zmieniam obiektyw i próbuję go jakoś sfotografować. Niestety w międzyczasie oddalił się ode mnie na tyle, że kiepściutkie zdjęcia wyszły, ale jest!
Bielik w oddali © Magic
Usiadłem sobie przy drodze i czekam, może wróci. Niestety nie wrócił, ale w ciągu ok. 10 minut udało mi się jeszcze sfotografować kilka innych ciekawych ptaków. Oj, ornitolodzy mieliby tu prawdziwe eldorado. Strasznie zły byłem na siebie, że nie wziąłem ze sobą mojego najlepszego obiektywu, no ale dźwigać na takiej trasie mi się go nie chciało... :-(
Nie jestem pewien co do wszystkich gatunków - jeżeli gdzieś się pomyliłem, to proszę o info - poprawię opis.
Błotniak stawowy (?) ze zdobyczą w szponach © Magic
Czyżby myszołów włochaty? © Magic
Kania ruda (?) © Magic
A jak już ptaki odlatywały to i pole pięknie pozowało:
Zboża już wschodzą © Magic
Ledwo wyruszyłem po ptako-fotostopie a tu znowu na horyzoncie jakby bielik. No i znów się musiałem zatrzymać :-)
Później widziałem jeszcze co najmniej dwa bieliki, ale wszystkie na tyle daleko, że zdjęć już przyzwoitych nie ma.
Drzewo na tle Zalewu Szczecińskiego, a na nim prawdopodobnie kolejny bielik © Magic
Dalej jechałem ścieżką rowerową w kierunku Usedom (Uznam) - plan mój był prosty: dojechać przed Usedom a później odbić na północ i objechać cały Lieper Winkel.
Droga w pobliżu Usedom © Magic
Za Usedom planowałem jechać szlakiem Usedom Rundweg (UR), ale po raz drugi już nie wyszło. Mapa mówiła, że mam przejechać 1,8 km i skręcić w lewo, ale jak to zrobiłem, to znalazłem się na leśnej drodze, która w pewnym momencie niemal się skończyła. Na szczęście bielik nie dupa i wszędzie da radę ;-) Po krótkiej leśnej walce dojechałem do drogi asfaltowej, którą dalej pojechałem w kierunku Suckow. Ale, jak to mówią, nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło - ledwo wygramoliłem się z lasu a tu patrzę wchodzi na drogę jeleń. Też mnie zauważył i wyraźnie się zawahał - iść dalej, czy zawrócić. W końcu skierował się dalej przez drogę. "Pewnie zaraz jeszcze jakiś przejdzie, bo zazwyczaj same nie chodzą" pomyślałem i zanim zdążyłem nawet sięgnąć po aparat widzę, jest! Jeden... za chwilę drugi, trzeci, czwarty... Przy czwartym się pogubiłem, bo przez drogę przeszło całe stado! Było ich pomiędzy 20 a 40 - ciężko było nawet oszacować, bo przechodziły drogę zwartym stadem. Zdążyłem je sfotografować jak już były daleko w lesie po drugiej stronie - niewiele widać zza drzew, ale widać, że są. Po tym spotkaniu już wiedziałem, że warto było jechać taki kawałek... :-)
Stado jeleni pośród drzew (widać na środu i po lewej stronie) © Magic
Za Suckow napotkałem kolejną ciekawostkę - dąb, który ma ok. 700 lat i podobno ma z nim coś wspólnego Bogusław IV, ten ze Szczecina. Ciekawe, czy też tu jeździł rowerem ;-)
Zabytkowy dąb koło Suckow © Magic
Bielik z serduchem :-) © Magic
Po tych to historycznych przemyśleniach ani się obejrzałem i jestem już na Lieper Winkel. Zaczynam od przystani w Rankwitz. Jest tu mała marina dla żaglówek ale jest też kilka restauracji. Miejsce bardzo sympatyczne. W ogóle okolica ma swój urok - jest bardzo wiejsko, a jednocześnie jest tu dużo dróg, które mogą być rajem dla rowerzystów a także jest mnóstwo miejsc, gdzie można przenocować (pensjonaty, gospodarstwa agroturystyczne). Widziałem też gdzieś po drodze pole golfowe, ale nie pamiętam dokładnie, gdzie to było.
Przystań w Rankwitz © Magic
Gotowi do uczty? © Magic
Za Quilitz wjeżdżam w drogę polną, która później staje się dość wyboistą ścieżką poprowadzoną wałem przeciwpowodziowym i takimi drogami objeżdżam cały Lieper Winkel
Krajobraz Lieper Winkel - przed Warthe © Magic
Droga wzdłuż brzegu © Magic
W Warthe jest jakaś impreza - widzę restaurację i grupę bawiących się ludzi, ale nie zajeżdżam sprawdzić, co się dzieje, bo nad drzewami wypatruję kolejnego krążącego bielika, więc pędzę w jego stronę. No i tak się rozpędziłem, że omal bym go minął niezauważonego. Okazało się, że zdążył usiąść na drzewie przy ścieżce i gdyby nie to, że poderwał się z niego jak obok przejeżdżałem, to pewnie w ogóle bym go nie spostrzegł. Niestety poleciał w drugą stronę i już go później nie widziałem.
Wał koło Warthe © Magic
Krowy na łące © Magic
W Grüssow poczułem się naprawdę jak na końcu świata. Bajecznie położona wioska a uroku jej dodawało kwitnące pole rzepaku. Zdziwiło mnie, że na ten koniec świata dochodzi gładziutki asfalt - tu szosowcy mieliby prawdziwy raj :-) Niestety już w Liepe ten piękny asfalt zamienia się w wyboistą drogę...
Grüssow - na końcu świata © Magic
Droga do Grüssow © Magic
Niestety powoli czas zaczyna mnie gonić, więc z Liepe do Krienke jadę już asfaltem. Dalej kieruję się ponownie szlakiem UR do Reetzow, a później dalej drogą do Bansin. W Morgenitz zatrzymuję się przy kolejnym zabytkowym kościele a przy nim znów widzę upamiętnione ofiary wojen...
Kolejne upamiętnienie ofiar I Wojny Światowej - Morgenitz © Magic
Do Mellenthin dojeżdżam drogą asfalową a dalej wjeżdżam w pole, mijam małe lotnisko (w zasadzie pas startowy na polu) i dalej drogami polnymi aż do Katschow. Przed Bansin zatrzymuję się już tylko w punkcie widokowym z wieżą przed Reetzow - trzeba się tu nieźle wspinać polną drogą a widok jest jaki jest... Bez rewelacji.
Ten odcinek dał mi się bardzo we znaki - musiałem jechać pod wiatr, a wiało dziś naprawdę mocno.
Widok z wieży widokowej Kückelsberg koło Reetzow © Magic
Rozkopane Bansin © Magic
Z Bansin wracam do Świnoujścia znaną z poprzednich przejazdów ścieżką rowerową. Na szczęście prowadzi ona głównie lasem, co broni mnie przed uciążliwym wiatrem.
Molo w Ahlbeck © Magic
Zachód w Ahlbeck © Magic
Jeszcze w Świnoujściu napotykam na oznakowanie Szlaku św. Jakuba - a mówiłem ostatnio, że gdzie się nie pojawię tam on ze mną. No chodzi za mną jak nic...
Oznakowanie szlaku św. Jakuba © Magic
Granicę mijam przed Kamminke i dalej staram się jechać Szlakiem św. Jakuba, ale już za Kamminke go gubię. Potem odnajduję i tak się dziś mijamy w pierwszej części dnia.
Mostek graniczny © Magic
Wjeżdżam na niemiecką stronę © Magic
Szlak doprowadził mnie do Garz, ale od strony z której tu jeszcze nie byłem. Już na początku wioski napotykam kościół, którego wcześniej nie widziałem. Kościół Ewangelicki zbudowany w XIII w. a później wielokrotnie przebudowywany. Przed kościołem i w kościele napotykam wiele symboli upamiętniających ofiary obu wojen światowych. W ogóle, przynajmniej w tym regionie Niemiec, widzę tu wiele podobnych pomników i pamiątek i za każdym razem mam mieszane odczucia... Nie widać tu nigdzie napisów typu "nigdy więcej wojny", "ofiary faszystowskich Niemiec" lub "pamięci ofiar wszystkich narodów" a widać napisy takie jak "zginęli za ojczyznę" lub "zginęli śmiercią bohaterską". Ktoś, kto nie zna historii i tu przyjedzie z pewnością pomyśli, że ten naród musiał wiele wycierpieć... Ciekawe przez kogo?...
Garz - pomik ofiar I Wojny Światowej © Magic
Kościół Ewangelicki w Garz © Magic
Stokrotki już są! © Magic
Wnętrze kościoła © Magic
Kolejne upamiętnienie ofiar wojen © Magic
...I jeszcze jedno © Magic
No ale nic - mogę mieć jedynie nadzieję, że w podtekście tych napisów jest jednak nieśmiały sprzeciw filozofii "chorego" nacjonalizmu.
Jadę dalej. Wjeżdżając na drogę za Zirchow przychodzi mi do głowy myśl, że fajnie by było zrobić zdjęcie "spotkanie bielików" z moim rowerem i bielikiem w tle i tak z tą myślą jadę dalej i zaczynam się rozglądać, gdzie tu może być jakiś bielik. Jest środek dnia, więc pewnie będzie ciężko, ale będę ich wypatrywał.
Droga za Zirchow © Magic
Nie ujechałem dwóch kilometrów i jest! Krąży majestatycznie nad polem i szuka obiadu. Szybko wjechałem w boczną drogę, żeby się lepiej przypatrzeć, zmieniam obiektyw i próbuję go jakoś sfotografować. Niestety w międzyczasie oddalił się ode mnie na tyle, że kiepściutkie zdjęcia wyszły, ale jest!
Bielik w oddali © Magic
Usiadłem sobie przy drodze i czekam, może wróci. Niestety nie wrócił, ale w ciągu ok. 10 minut udało mi się jeszcze sfotografować kilka innych ciekawych ptaków. Oj, ornitolodzy mieliby tu prawdziwe eldorado. Strasznie zły byłem na siebie, że nie wziąłem ze sobą mojego najlepszego obiektywu, no ale dźwigać na takiej trasie mi się go nie chciało... :-(
Nie jestem pewien co do wszystkich gatunków - jeżeli gdzieś się pomyliłem, to proszę o info - poprawię opis.
Błotniak stawowy (?) ze zdobyczą w szponach © Magic
Czyżby myszołów włochaty? © Magic
Kania ruda (?) © Magic
A jak już ptaki odlatywały to i pole pięknie pozowało:
Zboża już wschodzą © Magic
Ledwo wyruszyłem po ptako-fotostopie a tu znowu na horyzoncie jakby bielik. No i znów się musiałem zatrzymać :-)
Później widziałem jeszcze co najmniej dwa bieliki, ale wszystkie na tyle daleko, że zdjęć już przyzwoitych nie ma.
Drzewo na tle Zalewu Szczecińskiego, a na nim prawdopodobnie kolejny bielik © Magic
Dalej jechałem ścieżką rowerową w kierunku Usedom (Uznam) - plan mój był prosty: dojechać przed Usedom a później odbić na północ i objechać cały Lieper Winkel.
Droga w pobliżu Usedom © Magic
Za Usedom planowałem jechać szlakiem Usedom Rundweg (UR), ale po raz drugi już nie wyszło. Mapa mówiła, że mam przejechać 1,8 km i skręcić w lewo, ale jak to zrobiłem, to znalazłem się na leśnej drodze, która w pewnym momencie niemal się skończyła. Na szczęście bielik nie dupa i wszędzie da radę ;-) Po krótkiej leśnej walce dojechałem do drogi asfaltowej, którą dalej pojechałem w kierunku Suckow. Ale, jak to mówią, nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło - ledwo wygramoliłem się z lasu a tu patrzę wchodzi na drogę jeleń. Też mnie zauważył i wyraźnie się zawahał - iść dalej, czy zawrócić. W końcu skierował się dalej przez drogę. "Pewnie zaraz jeszcze jakiś przejdzie, bo zazwyczaj same nie chodzą" pomyślałem i zanim zdążyłem nawet sięgnąć po aparat widzę, jest! Jeden... za chwilę drugi, trzeci, czwarty... Przy czwartym się pogubiłem, bo przez drogę przeszło całe stado! Było ich pomiędzy 20 a 40 - ciężko było nawet oszacować, bo przechodziły drogę zwartym stadem. Zdążyłem je sfotografować jak już były daleko w lesie po drugiej stronie - niewiele widać zza drzew, ale widać, że są. Po tym spotkaniu już wiedziałem, że warto było jechać taki kawałek... :-)
Stado jeleni pośród drzew (widać na środu i po lewej stronie) © Magic
Za Suckow napotkałem kolejną ciekawostkę - dąb, który ma ok. 700 lat i podobno ma z nim coś wspólnego Bogusław IV, ten ze Szczecina. Ciekawe, czy też tu jeździł rowerem ;-)
Zabytkowy dąb koło Suckow © Magic
Bielik z serduchem :-) © Magic
Po tych to historycznych przemyśleniach ani się obejrzałem i jestem już na Lieper Winkel. Zaczynam od przystani w Rankwitz. Jest tu mała marina dla żaglówek ale jest też kilka restauracji. Miejsce bardzo sympatyczne. W ogóle okolica ma swój urok - jest bardzo wiejsko, a jednocześnie jest tu dużo dróg, które mogą być rajem dla rowerzystów a także jest mnóstwo miejsc, gdzie można przenocować (pensjonaty, gospodarstwa agroturystyczne). Widziałem też gdzieś po drodze pole golfowe, ale nie pamiętam dokładnie, gdzie to było.
Przystań w Rankwitz © Magic
Gotowi do uczty? © Magic
Za Quilitz wjeżdżam w drogę polną, która później staje się dość wyboistą ścieżką poprowadzoną wałem przeciwpowodziowym i takimi drogami objeżdżam cały Lieper Winkel
Krajobraz Lieper Winkel - przed Warthe © Magic
Droga wzdłuż brzegu © Magic
W Warthe jest jakaś impreza - widzę restaurację i grupę bawiących się ludzi, ale nie zajeżdżam sprawdzić, co się dzieje, bo nad drzewami wypatruję kolejnego krążącego bielika, więc pędzę w jego stronę. No i tak się rozpędziłem, że omal bym go minął niezauważonego. Okazało się, że zdążył usiąść na drzewie przy ścieżce i gdyby nie to, że poderwał się z niego jak obok przejeżdżałem, to pewnie w ogóle bym go nie spostrzegł. Niestety poleciał w drugą stronę i już go później nie widziałem.
Wał koło Warthe © Magic
Krowy na łące © Magic
W Grüssow poczułem się naprawdę jak na końcu świata. Bajecznie położona wioska a uroku jej dodawało kwitnące pole rzepaku. Zdziwiło mnie, że na ten koniec świata dochodzi gładziutki asfalt - tu szosowcy mieliby prawdziwy raj :-) Niestety już w Liepe ten piękny asfalt zamienia się w wyboistą drogę...
Grüssow - na końcu świata © Magic
Droga do Grüssow © Magic
Niestety powoli czas zaczyna mnie gonić, więc z Liepe do Krienke jadę już asfaltem. Dalej kieruję się ponownie szlakiem UR do Reetzow, a później dalej drogą do Bansin. W Morgenitz zatrzymuję się przy kolejnym zabytkowym kościele a przy nim znów widzę upamiętnione ofiary wojen...
Kolejne upamiętnienie ofiar I Wojny Światowej - Morgenitz © Magic
Do Mellenthin dojeżdżam drogą asfalową a dalej wjeżdżam w pole, mijam małe lotnisko (w zasadzie pas startowy na polu) i dalej drogami polnymi aż do Katschow. Przed Bansin zatrzymuję się już tylko w punkcie widokowym z wieżą przed Reetzow - trzeba się tu nieźle wspinać polną drogą a widok jest jaki jest... Bez rewelacji.
Ten odcinek dał mi się bardzo we znaki - musiałem jechać pod wiatr, a wiało dziś naprawdę mocno.
Widok z wieży widokowej Kückelsberg koło Reetzow © Magic
Rozkopane Bansin © Magic
Z Bansin wracam do Świnoujścia znaną z poprzednich przejazdów ścieżką rowerową. Na szczęście prowadzi ona głównie lasem, co broni mnie przed uciążliwym wiatrem.
Molo w Ahlbeck © Magic
Zachód w Ahlbeck © Magic
Żurawie, bocian i... pierwszy tysiąc w tym roku!
Czwartek, 17 kwietnia 2014 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Spręż :-), Teren
Km: | 29.25 | Km teren: | 23.50 | Czas: | 01:12 | km/h: | 24.38 |
Pr. maks.: | 43.20 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 172172 ( 95%) | HRavg | 158( 87%) |
Kalorie: | 1291kcal | Podjazdy: | 228m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Fachmani budowlani zafundowali mi kolejną kilkudniową przerwę w jeżdżeniu, ale na szczęście mam już ich z głowy.
No to musiałem się nieco odstresować, a przy tej okazji wreszcie ukończyłem pierwszy tysiąc kilometrów w tym roku. Jest dobrze!
Ciepłe dni przed nami - zamierzam odbić sobie tą przerwę. :-)
No to musiałem się nieco odstresować, a przy tej okazji wreszcie ukończyłem pierwszy tysiąc kilometrów w tym roku. Jest dobrze!
Ciepłe dni przed nami - zamierzam odbić sobie tą przerwę. :-)
Wieczorna napinka
Niedziela, 6 kwietnia 2014 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Spręż :-), Teren
Km: | 28.98 | Km teren: | 25.50 | Czas: | 01:14 | km/h: | 23.50 |
Pr. maks.: | 45.60 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 147( 81%) |
Kalorie: | 1230kcal | Podjazdy: | 250m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Muszę się trochę "wyszaleć" po spokojnym weekendzie :-)
Do spalonej leśniczówki
Niedziela, 6 kwietnia 2014 Kategoria < 25, Krajoznawczo, Mazury, Polska, Teren, Warmia
Km: | 11.70 | Km teren: | 11.70 | Czas: | 01:04 | km/h: | 10.97 |
Pr. maks.: | 28.70 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 149149 ( 82%) | HRavg | 116( 64%) |
Kalorie: | 836kcal | Podjazdy: | 158m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając z ostatnich chwil w Bajkowym Zakątku wybieramy się z Beatą na spacer rowerowy w poszukiwaniu spalonej leśniczówki.
Wyjeżdżamy z Guzowego Pieca i chwilę później zauważam, że znów jestem na Szlaku św. Jakuba... No chodzi on za mną od kiedy obejrzałem film "Droga życia"...
Szlak św. Jakuba koło Guzowego Pieca © Magic
Jedziemy praktycznie cały czas lasem. Dobrze, bo nie wieje i nie przeszkadza bardzo to, że jest chłodniej niż wczoraj. Po drodze zatrzymujemy się przy jeziorkach.
Beata nad jeziorem Helgut © Magic
Jezioro Parwółki © Magic
Woda w jeziorze © Magic
Za Parwółkami musimy jechać bardzo uciążliwym brukiem. Dopiero po powrocie do domu wyczytuję, że był to bruk zabytkowy! :-)
Zabytkowy bruk Stare Jabłonki-Parwółki-Tomaszyn © Magic
Po kilkunastu minutach trafiamy w miejsce, które na mapie oznaczone jest "Spalona leśniczówka" - cel naszej wycieczki. No i tu zaczynają się poszukiwania. Dopiero gdy zrezygnowani ruszamy do Guzowego Pieca udaje się w ostatniej chwili wypatrzeć ślady po leśniczówce.
Szukamy spalonej leśniczówki © Magic
I oto jest! © Magic
Powrót to czysta przyjemność - nie ma bruku, a na dodatek jedziemy głównie z górki. :-)
Wracamy do Guzowego Pieca © Magic
Wyjeżdżamy z Guzowego Pieca i chwilę później zauważam, że znów jestem na Szlaku św. Jakuba... No chodzi on za mną od kiedy obejrzałem film "Droga życia"...
Szlak św. Jakuba koło Guzowego Pieca © Magic
Jedziemy praktycznie cały czas lasem. Dobrze, bo nie wieje i nie przeszkadza bardzo to, że jest chłodniej niż wczoraj. Po drodze zatrzymujemy się przy jeziorkach.
Beata nad jeziorem Helgut © Magic
Jezioro Parwółki © Magic
Woda w jeziorze © Magic
Za Parwółkami musimy jechać bardzo uciążliwym brukiem. Dopiero po powrocie do domu wyczytuję, że był to bruk zabytkowy! :-)
Zabytkowy bruk Stare Jabłonki-Parwółki-Tomaszyn © Magic
Po kilkunastu minutach trafiamy w miejsce, które na mapie oznaczone jest "Spalona leśniczówka" - cel naszej wycieczki. No i tu zaczynają się poszukiwania. Dopiero gdy zrezygnowani ruszamy do Guzowego Pieca udaje się w ostatniej chwili wypatrzeć ślady po leśniczówce.
Szukamy spalonej leśniczówki © Magic
I oto jest! © Magic
Powrót to czysta przyjemność - nie ma bruku, a na dodatek jedziemy głównie z górki. :-)
Wracamy do Guzowego Pieca © Magic
Do Gietrzwałdu
Sobota, 5 kwietnia 2014 Kategoria < 25, Krajoznawczo, Polska, Teren, Warmia
Km: | 21.37 | Km teren: | 13.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 14.09 |
Pr. maks.: | 40.80 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 134( 74%) |
Kalorie: | 1649kcal | Podjazdy: | 245m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po samochodowej wycieczce do Olsztynka (skansen) i Ameryki wygospodarowałem dwie godziny "wolnego" na rower. Od dawna zamierzałem się na Gietrzwałd, więc skorzystałem z okazji.
Na początek jadę do leśniczówki, przy której rano już przejeżdżałem.
Prośba © Magic
Miejsce biwakowe przy leśniczówce Mitelki © Magic
Most na Pasłęce przy leśniczówce © Magic
Dalej kieruję się na Łajsy. Zaraz za lasem, przed Pęglitami napotykam grupkę rowerzystów: dorosły i trójka dzieci. Trochę dzieciaki się męczą w piasku, ale z górki idzie im dużo lepiej a dorosły rozmawia przez telefon i widząc, że mu dzieciaki odjeżdżają woła "Wolniej
siurki!" co poprawia mi znacznie i tak już dobry humor :-)
Pęglity © Magic
Stawy koło Łajsów © Magic
Leśna "kępka" © Magic
Po niecałej godzinie dojeżdżam do Gietrzwałdu - wsi sławnej z objawień Matki Boskiej w 1877 roku.
Przed Gietrzwałdem © Magic
Przy Bazylice Narodzenia Najświętszej Maryi Panny zatrzymuję się na dłużej, żeby ją sobie obejrzeć i sfotografować.
Bazylika Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Gietrzwałdzie © Magic
Miejsce objawień z 1877 roku © Magic
Krzyż przy bazylice © Magic
Obok bazyliki znajduje się ogromny parking (niewidoczny na zdjęciu) oraz miejsce odpoczynku z amfiteatrem. Miejsce dobrze przygotowane dla pielgrzymów.
Panorama Gietrzwałdu © Magic
Słońce coraz niżej i muszę wracać, tym razem na kolację.
Przed zachodem © Magic
Parę kilometrów jadę drogą Ostróda-Olsztyn. Jest tu straszny ruch i męczę się na wąskim poboczu. Za Gietrzwałdem napotykam tablicę oznajmiającą "Granica Mazur". To jest dla mnie odwieczna zagadka - gdzie w końcu przebiega granica pomiędzy Mazurami a Warmią? Myślałem, że jestem na Warmii, a tu niespodzianka... Kilka razy szukałem, ale ostatecznie nie rozstrzygnęło się, gdzie dziś przebiega ta granica. Jeżeli ktoś wie, to proszę o info :-)
Granica Warmii i Mazur koło Gietrzwałdu © Magic
Chmury szaleją © Magic
Na początek jadę do leśniczówki, przy której rano już przejeżdżałem.
Prośba © Magic
Miejsce biwakowe przy leśniczówce Mitelki © Magic
Most na Pasłęce przy leśniczówce © Magic
Dalej kieruję się na Łajsy. Zaraz za lasem, przed Pęglitami napotykam grupkę rowerzystów: dorosły i trójka dzieci. Trochę dzieciaki się męczą w piasku, ale z górki idzie im dużo lepiej a dorosły rozmawia przez telefon i widząc, że mu dzieciaki odjeżdżają woła "Wolniej
siurki!" co poprawia mi znacznie i tak już dobry humor :-)
Pęglity © Magic
Stawy koło Łajsów © Magic
Leśna "kępka" © Magic
Po niecałej godzinie dojeżdżam do Gietrzwałdu - wsi sławnej z objawień Matki Boskiej w 1877 roku.
Przed Gietrzwałdem © Magic
Przy Bazylice Narodzenia Najświętszej Maryi Panny zatrzymuję się na dłużej, żeby ją sobie obejrzeć i sfotografować.
Bazylika Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Gietrzwałdzie © Magic
Miejsce objawień z 1877 roku © Magic
Krzyż przy bazylice © Magic
Obok bazyliki znajduje się ogromny parking (niewidoczny na zdjęciu) oraz miejsce odpoczynku z amfiteatrem. Miejsce dobrze przygotowane dla pielgrzymów.
Panorama Gietrzwałdu © Magic
Słońce coraz niżej i muszę wracać, tym razem na kolację.
Przed zachodem © Magic
Parę kilometrów jadę drogą Ostróda-Olsztyn. Jest tu straszny ruch i męczę się na wąskim poboczu. Za Gietrzwałdem napotykam tablicę oznajmiającą "Granica Mazur". To jest dla mnie odwieczna zagadka - gdzie w końcu przebiega granica pomiędzy Mazurami a Warmią? Myślałem, że jestem na Warmii, a tu niespodzianka... Kilka razy szukałem, ale ostatecznie nie rozstrzygnęło się, gdzie dziś przebiega ta granica. Jeżeli ktoś wie, to proszę o info :-)
Granica Warmii i Mazur koło Gietrzwałdu © Magic
Chmury szaleją © Magic
Poranny spacerek przyrodniczy
Sobota, 5 kwietnia 2014 Kategoria < 25, Krajoznawczo, Polska, Teren, Warmia
Km: | 16.34 | Km teren: | 15.80 | Czas: | 01:36 | km/h: | 10.21 |
Pr. maks.: | 32.80 | Temperatura: | 0.0°C | HRmax: | 148148 ( 82%) | HRavg | 116( 64%) |
Kalorie: | 1269kcal | Podjazdy: | 277m | Sprzęt: Inne rowery, taki np. Jaguar :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Kolejny weekend i kolejny wschód słońca :-) Tym razem na Warmii.
Wstaję jak zwykle z bólem serca - zamiast spać wyszukuję ciuchy rowerowe. Niby wszystko przygotowane, bo taki miałem plan, ale jakoś tak łóżko zachęca do powrotu... Dam radę, dam radę... No i dałem radę - wyrwałem się na zewnątrz a tam uuuuuu - mrozi aż miło!
Szybko wybieram rower (dziś będzie wynajęty) - mam nawet wybór - biorę przyzwoicie wyglądającego Authora i jadę dla rozgrzewki.
Jedzie się inaczej niż na moim, jakoś tak ciężej. Myślę jak by tu go nazwać i mam - Szatan! Tak! To jest prawdziwy Szatan ;-)
Ruszam żwawo w prawo, coś nie tak, jadę w lewo, też nie pasuje, więc znów w prawo... Miał być czerwony szlak a nie ma... Chciałem na wschód nad jezioro, ale już wiem, że nie zdążę, więc dojeżdżam do najbliższej łączki i tu rozbijam się na fotopostój. Mrozi mnie jak nie wiem, bo nie byłem przygotowany na ujemną temperaturę, ale za chwilę pokazuje się słońce i od razu jest lepiej.
W oczekiwaniu na słońce © Magic
Po wschodzie słońca ruszam dalej - chcę zrealizować swój plan i objechać jezioro Sarąg. Zanim dojechałem do jeziora zatrzymuję się jeszcze koło Guzowego Młyna.
Guzowy Młyn nad rzeką Młynówką © Magic
Potem jadę jeszcze kawałek lasem, leśną drogą i pojawia się jezioro. Zatrzymuję się przy nim od południa, wschodu i północy, co widać na poniższych zdjęciach.
Jezioro Sarąg © Magic
Jezioro Sarąg © Magic
Poranny połów © Magic
Jezioro z drugiej strony © Magic
Cisza i spokój © Magic
To straszne, że nawet w takich pięknych miejscach jest pełno śmieci...
Śmieci w lesie :-( © Magic
Ale z drugiej strony przyroda rekompensuje te przykre "zjawiska".
Jest coraz bardziej zielono © Magic
Szatan dawał radę - wjechał wszędzie i nawet przerzutki działały od najmniejszej do największej - rzadkość w wynajmowanych rowerach :-)
A nie mówiłem, że Szatan! © Magic
Po drodze mijałem rzekę Pasłękę. Jakoś tak mi się skojarzyła z Pasłękiem, dawnym OSM Pasłęk i jego dobrymi serami :-)
Most na Pasłęce © Magic
Pasłęka © Magic
Ruina nad jeziorem © Magic
Później chciałem przyspieszyć, żeby szybciej dotrzeć na śniadanie, ale zwierzaki mi nie pozwoliły - nie mogłem przy nich nie przystanąć...
Rudzik © Magic
I ja tu jestem © Magic
Droga wzdłuż jeziora © Magic
Mostek w Guzowym Piecu © Magic
Wstaję jak zwykle z bólem serca - zamiast spać wyszukuję ciuchy rowerowe. Niby wszystko przygotowane, bo taki miałem plan, ale jakoś tak łóżko zachęca do powrotu... Dam radę, dam radę... No i dałem radę - wyrwałem się na zewnątrz a tam uuuuuu - mrozi aż miło!
Szybko wybieram rower (dziś będzie wynajęty) - mam nawet wybór - biorę przyzwoicie wyglądającego Authora i jadę dla rozgrzewki.
Jedzie się inaczej niż na moim, jakoś tak ciężej. Myślę jak by tu go nazwać i mam - Szatan! Tak! To jest prawdziwy Szatan ;-)
Ruszam żwawo w prawo, coś nie tak, jadę w lewo, też nie pasuje, więc znów w prawo... Miał być czerwony szlak a nie ma... Chciałem na wschód nad jezioro, ale już wiem, że nie zdążę, więc dojeżdżam do najbliższej łączki i tu rozbijam się na fotopostój. Mrozi mnie jak nie wiem, bo nie byłem przygotowany na ujemną temperaturę, ale za chwilę pokazuje się słońce i od razu jest lepiej.
W oczekiwaniu na słońce © Magic
Po wschodzie słońca ruszam dalej - chcę zrealizować swój plan i objechać jezioro Sarąg. Zanim dojechałem do jeziora zatrzymuję się jeszcze koło Guzowego Młyna.
Guzowy Młyn nad rzeką Młynówką © Magic
Potem jadę jeszcze kawałek lasem, leśną drogą i pojawia się jezioro. Zatrzymuję się przy nim od południa, wschodu i północy, co widać na poniższych zdjęciach.
Jezioro Sarąg © Magic
Jezioro Sarąg © Magic
Poranny połów © Magic
Jezioro z drugiej strony © Magic
Cisza i spokój © Magic
To straszne, że nawet w takich pięknych miejscach jest pełno śmieci...
Śmieci w lesie :-( © Magic
Ale z drugiej strony przyroda rekompensuje te przykre "zjawiska".
Jest coraz bardziej zielono © Magic
Szatan dawał radę - wjechał wszędzie i nawet przerzutki działały od najmniejszej do największej - rzadkość w wynajmowanych rowerach :-)
A nie mówiłem, że Szatan! © Magic
Po drodze mijałem rzekę Pasłękę. Jakoś tak mi się skojarzyła z Pasłękiem, dawnym OSM Pasłęk i jego dobrymi serami :-)
Most na Pasłęce © Magic
Pasłęka © Magic
Ruina nad jeziorem © Magic
Później chciałem przyspieszyć, żeby szybciej dotrzeć na śniadanie, ale zwierzaki mi nie pozwoliły - nie mogłem przy nich nie przystanąć...
Rudzik © Magic
I ja tu jestem © Magic
Droga wzdłuż jeziora © Magic
Mostek w Guzowym Piecu © Magic
Nowy koń w stajni
Poniedziałek, 31 marca 2014 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Spręż :-), Szosa
Km: | 53.68 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:03 | km/h: | 26.19 |
Pr. maks.: | 45.60 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 158158 ( 87%) | HRavg | 142( 78%) |
Kalorie: | 1905kcal | Podjazdy: | 281m | Sprzęt: Ferrari | Aktywność: Jazda na rowerze |
No i stało się...
Bardzo długo się temu opierałem, bo nie lubię jeździć po polskich szosach. No ale z drugiej strony nie zawsze da się jeździć w terenie i nie na każdą imprezę/wyjazd nadaje się góral...
Zdecydowałem się więc na zakup i nie mogłem już dłużej czekać. Zaraz po pracy pojechałem po rower a chwilę potem wybrałem się nim na pierwszą dłuższą jazdę.
No i było śmiganie! Było co prawda bardzo chłodno, wbrew podanej temperaturze nogi i stopy zmarzły mi mocno po drodze, ale jak na postoju przed przejazdem w Starogardzie po równo godzinie jazdy zauważyłem, że mam przejechane 27 km, to przekroczyło to moje przewidywania.
Jest super i oby tak dalej :-)
Nowy koń w stajni :-) © Magic
Bardzo długo się temu opierałem, bo nie lubię jeździć po polskich szosach. No ale z drugiej strony nie zawsze da się jeździć w terenie i nie na każdą imprezę/wyjazd nadaje się góral...
Zdecydowałem się więc na zakup i nie mogłem już dłużej czekać. Zaraz po pracy pojechałem po rower a chwilę potem wybrałem się nim na pierwszą dłuższą jazdę.
No i było śmiganie! Było co prawda bardzo chłodno, wbrew podanej temperaturze nogi i stopy zmarzły mi mocno po drodze, ale jak na postoju przed przejazdem w Starogardzie po równo godzinie jazdy zauważyłem, że mam przejechane 27 km, to przekroczyło to moje przewidywania.
Jest super i oby tak dalej :-)
Nowy koń w stajni :-) © Magic
Rozruch po wczorajszym etapie
Niedziela, 30 marca 2014 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Teren
Km: | 54.45 | Km teren: | 30.50 | Czas: | 03:09 | km/h: | 17.29 |
Pr. maks.: | 51.80 | Temperatura: | 10.0°C | HRmax: | 154154 ( 85%) | HRavg | 117( 65%) |
Kalorie: | 2389kcal | Podjazdy: | 547m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wymyśliłem sobie, że muszę się rozruszać po wczorajszej setce. No i miało być spokojnie, krótko i lajtowo. Pierwsze i trzecie w miarę udało się zrealizować, ale drugie nie za bardzo wyszło :-)
Ruszam w coraz bardziej wiosennych okolicznościach przyrody:
Rośliny zaczynają się zielenić © Magic
Jezioro Damaszka © Magic
Przy okazji spokojnego przejazdu zatrzymałem się zrobić fotkę kościoła w Turzu - często tu przejeżdżam a jeszcze nie udało mi się go sfotografować.
Kościół w Turzu © Magic
W Młynkach spotkałem znajomych, którzy jechali rundkę rowerową z Tczewa. I w ten sposób zaliczyłem dwa przejazdy w tym miejscu :-)
Zapora w Młynkach © Magic
Po rozstaniu ze znajomymi pojechałem dalej w kierunku Jeziora Zduńskiego, które objechałem ulubionym moim szlakiem. Udało się przejechać bez topienia roweru w błocie.
Mostek nad Jeziorem Zduńskim © Magic
Dalej kierowałem się do Trzcińska. Po drodze zatrzymałem się koło Jeziora Żygowickiego, gdzie wypatrzyłem ciekawą konstrukcję :-)
Polowa toaleta :-) © Magic
Za Trzcińskiem zatrzymałem się koło kamienia pamiątkowego. Zawsze go mijałem, bo myślałem, że to kolejny kamień kolejnego koła myśliwskiego, a tymczasem ten kamień upamiętnia historię kapliczki z XVII w., którą 2.09.1939 zdemontowali hitlerowcy, a później jeszcze zamordowali człowieka, który chciał ocalić jej pozostałości... Taka kolejna smutna historia wojenna...
Kamień pamiątkowy koło Trzcińska © Magic
Z Trzcińska przez Obozin i Bolesławowo kieruję się już do Zagrody Kociewskiej w Godziszewie, gdzie jestem umówiony z Beatą na obiad. Coraz częściej odwiedzamy to miejsce, bo smacznie dają tu jeść :-)
Przed Bolesławowem © Magic
Zagroda Kociewska © Magic
Zagroda Kociewska © Magic
Po obiedzie najkrótszą już trasą wracam do domu, a po drodze zauważam jeszcze na polu żurawie i sarny dzielące się wspólną przestrzenią.
Sarny i żurawie © Magic
Ruszam w coraz bardziej wiosennych okolicznościach przyrody:
Rośliny zaczynają się zielenić © Magic
Jezioro Damaszka © Magic
Przy okazji spokojnego przejazdu zatrzymałem się zrobić fotkę kościoła w Turzu - często tu przejeżdżam a jeszcze nie udało mi się go sfotografować.
Kościół w Turzu © Magic
W Młynkach spotkałem znajomych, którzy jechali rundkę rowerową z Tczewa. I w ten sposób zaliczyłem dwa przejazdy w tym miejscu :-)
Zapora w Młynkach © Magic
Po rozstaniu ze znajomymi pojechałem dalej w kierunku Jeziora Zduńskiego, które objechałem ulubionym moim szlakiem. Udało się przejechać bez topienia roweru w błocie.
Mostek nad Jeziorem Zduńskim © Magic
Dalej kierowałem się do Trzcińska. Po drodze zatrzymałem się koło Jeziora Żygowickiego, gdzie wypatrzyłem ciekawą konstrukcję :-)
Polowa toaleta :-) © Magic
Za Trzcińskiem zatrzymałem się koło kamienia pamiątkowego. Zawsze go mijałem, bo myślałem, że to kolejny kamień kolejnego koła myśliwskiego, a tymczasem ten kamień upamiętnia historię kapliczki z XVII w., którą 2.09.1939 zdemontowali hitlerowcy, a później jeszcze zamordowali człowieka, który chciał ocalić jej pozostałości... Taka kolejna smutna historia wojenna...
Kamień pamiątkowy koło Trzcińska © Magic
Z Trzcińska przez Obozin i Bolesławowo kieruję się już do Zagrody Kociewskiej w Godziszewie, gdzie jestem umówiony z Beatą na obiad. Coraz częściej odwiedzamy to miejsce, bo smacznie dają tu jeść :-)
Przed Bolesławowem © Magic
Zagroda Kociewska © Magic
Zagroda Kociewska © Magic
Po obiedzie najkrótszą już trasą wracam do domu, a po drodze zauważam jeszcze na polu żurawie i sarny dzielące się wspólną przestrzenią.
Sarny i żurawie © Magic
Test Scott'a
Niedziela, 30 marca 2014 Kategoria < 25, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Szosa
Km: | 15.62 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:39 | km/h: | 24.03 |
Pr. maks.: | 44.40 | Temperatura: | 11.0°C | HRmax: | 154154 ( 85%) | HRavg | 138( 76%) |
Kalorie: | 590kcal | Podjazdy: | 135m | Sprzęt: Ferrari | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od dłuższego czasu zastanawiam się nad zakupem roweru szosowego.
Tak się składa, że fruzia sprzedaje rower, no to zacząłem się na poważnie zastanawiać. :-)
"Karnąłem" się na nim tam i z powrotem i muszę przyznać, że wypadło bardzo obiecująco!
Tak się składa, że fruzia sprzedaje rower, no to zacząłem się na poważnie zastanawiać. :-)
"Karnąłem" się na nim tam i z powrotem i muszę przyznać, że wypadło bardzo obiecująco!
Dobra wiadomość - żaby przetrwają! (Rzucewo-Zielony Dwór-Wejherowo-Szemud-Kartuzy)
Sobota, 29 marca 2014 Kategoria >100 km, Kaszuby, Krajoznawczo, Polska, Teren
Km: | 102.38 | Km teren: | 70.00 | Czas: | 06:31 | km/h: | 15.71 |
Pr. maks.: | 44.60 | Temperatura: | 13.0°C | HRmax: | 153153 ( 85%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 7101kcal | Podjazdy: | 1107m | Sprzęt: Bielik | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wymęczony po pracowitym tygodniu, niewyspany po koncercie Ray'a Wilsona poprzedniego wieczoru długo się "łamałem" jak bardzo się sponiewierać kolejnego dnia, tj. w sobotę, kiedy powinno się przecież odpoczywać do bólu... Moje wątpliwości nie trwały jednak długo - szybko do spania, bo zostało jeszcze tylko niecałe pięć godzin do wschodu słońca. A wschodu w ciekawym miejscu przegapić przecież nie można, prawda? ;-)
No i wstałem... Zwaliłem się z łóżka przed 5.00... Jak już się wstaje, to tak, żeby przypadkiem się nie spóźnić. Na szczęście pogoda dopisała i mimo niedospania chwilę po wyjściu na świeże powietrze byłem już całkiem rześki. Zarówno pogoda jak i miejsce okazały się tak dziś sprzyjać, że dwugodzinna sesja - fotografowanie wschodu - minęły jakby to było parę minut.
Wschód słońca nad Jastarnią © Magic
Wschód nad Zatoką Pucką © Magic
Gdynia w tle © Magic
Przy okazji wschodu słońca napotkałem tutejszy park kulturowy - Osadę Łowców Fok. Nie miałem okazji pozwiedzać go dokładnie, ale pochodziłem sobie po nim - na pewno jest ciekawostką turystyczną okolicy.
Osada Łowców Fok w Rzucewie © Magic
Po sesji "o wschodzie" wróciłem na chwilę, żeby się odświeżyć, zjeść śniadanie i zaraz po śniadaniu wyruszam w trasę. Plan był bardzo ambitny - dojechać do Ostrzyc i, o ile czas pozwoli, jechać w stronę Turza. Ostatni rzut okiem na zamek w Rzucewie i jadę!
"Nalot" na zamek w Rzucewie © Magic
Dojeżdżam do drogi Żelistrzewo-Puck i dalej wjeżdżam już w drogę polną. Trochę niepokoi mnie to, że w pewnym momencie droga zamienia się w wąski ślad maszyny rolniczej, ale jadę dalej. Jest całkiem sympatycznie, ślad prowadzi środkiem rozległej równiny, widoki piękne, pogoda ładna, nie wieje a na dodatek mijam stado saren, które zbyt szybko mnie zauważa, żebym im mógł zrobić zdjęcie. Sielanka kończy się w Celbowie, gdzie na mojej drodze staje brama... Powinienem jechać dalej drogą prosto, ale ponieważ na drodze stoi brama, to muszę kilkaset metrów ryć się przez zabronowane pole. Na szczęście nie ma błota. Udaje mi się ostatecznie wjechać jakoś na teren gospodarstwa i wrócić na cywilizowane drogi.
Pałac w Celbowie © Magic
Za Darzlubiem zaczynają się coraz bardziej "kaszubskie" tj. górzyste tereny - coraz więcej górek, podjazdów, wąwozów. A przy tym pełno rolników w polu - widać tak jak ja zdecydowali się wykorzystać piękną pogodę.
Droga za Darzlubiem © Magic
W Mechowie podjeżdżam do Grot Mechowskich. Z zewnątrz nie wyglądają jak Błędne Skały, są malutkie, ale po bliższym poznaniu nabierają uroku. Z rozrzewnieniem będę wspominał bliskie spotkanie mojej głowy ze skałą, gdy przymierzałem się do zdjęcia - nie spodziewałem się, że w grocie będzie widać gwiazdy :-) A myślałem przed wejściem, żeby, kurna, nie ściągać kasku...
Groty Mechowskie © Magic
Groty Mechowskie © Magic
Ja w grocie © Magic
Ugasimy każdy pożar! :-) © Magic
Mechowo - kościół ryglowy z 1742 roku © Magic
Z Mechowa kieruję się na zachód - chcę czarnym szlakiem dojechać do zielonego i tym z kolei do Wejherowa. Początkowo jedzie się dobrze, ale kawałek w dalej w lesie zaczynają się problemy - najpierw drogę zagradzają wiatrołomy, a później bardzo miękka i błotnista droga. Widać nie ominęły tych terenów tegoroczne wichury...
Wiatrołomy na szlaku © Magic
W pewnym momencie, jadąc sobie spokojnie, tylne koło zjeżdża mi w liście, a w liściach jest takie błoto, że ląduję fantazyjnie w koleinie po drugiej stronie drogi. No całą zimę, na śniegu i lodzie się nie wygrzmociłem a tu na niemal prostej drodze... dzwon... Cóż... Na szczęście ani mi, ani rowerowi nic się nie stało, więc otrzepałem się z błota, popatrzyłem na krążące nade mną bociany i ruszyłem dalej.
Ale żeby w takim miejscu zaliczyć dzwon... :-) © Magic
Ze względu na trudne warunki musiałem nieco odbić od czarnego szlaku, ale wróciłem na niego przed kolejnymi ciekawostkami tych okolic - kamieniami narzutowymi. W tym miejscu minął mnie inny rowerzysta, który też podążał czarnym szlakiem, ale bez aparatu, więc szybciej :-)
Diabelski Kamień © Magic
Za Diabelskim Kamieniem dojechałem do miejsca nazwanego Czechy. A Czesi, jak wiadomo, dowcipni są bardzo i nazwali taki oto kamień "Bożą Stopką":
Boża... Stopka © Magic
Żeby było jasne - to brązowe po prawej, to nie jest kamień, to jest mrowisko, a kamień, to jest to takie szaro-zielone coś ogrodzone drewnianymi barierkami. Jak ja to zobaczyłem, to pomyślałem sobie po cichu, że powinno się toto nazywać ewentualnie "Boża kupka", ale w życiu Boża Stopka...
Zjazd wąwozem do Jeziora Dobrego © Magic
Jezioro Dobre © Magic
Nad Jeziorem Dobrym przerzuciłem się na zielony szlak i kawałek nim jechałem, ale ponieważ zauważyłem, że mam już dość spore opóźnienie czasowe, wjechałem na asfalt i chwilę później na konny szlak w kierunku Wejherowa. Muszę przyznać, że bardzo miło się nim jedzie. Myślałem, że będzie zryty kopytami, ale nie było tam najmniejszego problemu, a droga szeroka, twarda i dużo jazdy z górki. Tak się tym szlakiem rozbujałem, że zamiast wjechać do Wejherowa, wjechałem do Bolszewa i dopiero stamtąd przejechałem do Wejherowa.
Boćki w miejscowości Orle © Magic
Reda przepływająca przez Orle © Magic
W Wejherowie znów zeszło mi trochę czasu na fotostopach... Tak już mam... :-)
Budynek jednostki wojskowej w Wejherowie © Magic
Orzeł może :-) © Magic
Neogotycki kościół św. Stanisława Kostki w Wejherowie © Magic
Park Miejski im. A. Majkowskiego w Wejherowie © Magic
Pałac Keyserlingków i Przebendowskich w Wejherowie © Magic
Muszę przyznać, że park miejski w Wejherowie zrobił na mnie pozytywne wrażenie - z jednej trony przestrzeń, gdzie każdy znajdzie kąt dla siebie, a z drugiej wyjeżdża się z niego prosto na szlak prowadzący aż do Gdyni i Sopotu (czerwony szlak pieszy). Nie przejechałem całego tego szlaku, ale ten fragment, który przejechałem jest naprawdę malowniczo poprowadzony.
Zbiornik w Młynkach przy czerwonym szlaku z Wejherowa © Magic
Przejeżdżając koło zbiorników wodnych napotkałem masową migrację żab do wody. Myślę, że po tym co zobaczyłem, możemy być niemal pewni, że ten gatunek przetrwa bez problemów ;-) Choć jeden problem mniej dla Greenpeace...
Taką wiosnę mamy! ;-) © Magic
Spadaj z mojej łąki!!! © Magic
Czerwony szlak koło Gniewowa © Magic
Cedron - nie ten koło Jerozolimy ;-) © Magic
Koło jeziora Pałsznik zrobiłem sobie krótki przystanek. Miejsce jest energetyczne - cisza, spokój, odgłosy ptaków a na dodatek motyl, który wg Wikipedii jest bardzo płochliwy, sprawiał wrażenie, że pozuje mi do zdjęć a nawet chce wejść do obiektywu. :-)
Czyli - motyle już też są - wiosna na całego!
Jezioro Pałsznik © Magic
Rusałka żałobnik © Magic
Jakby dwa drzewa trzecie zniewoliły © Magic
Kawałek dalej chciałem sobie skrócić drogę i skierowałem się wg mapy najkrótszą drogą do Grabowca, gdzie koniecznie chciałem odwiedzić tamtejszy "monastyr" wypatrzony na innej mapie. Wszystko wyglądało dobrze aż do momentu gdy na dość sporym podjeździe w lesie skończyła się droga... No i się musiałem dalej przedzierać przez dzicz - jechać się nie dało, ale po kilkunastu minutach walki dotarłem wreszcie do drogi po drugiej stronie!
Chwilę później stałem już na skraju lasu, na drodze, która, wydawało mi się, prowadzi wprost do gospodarstwa przede mną. I tak nie wiedziałem, czy mogę tam przejechać czy nie, stoję i myślę niezdecydowany aż podeszła, a właściwie podjechała mi z pomocą blondynka na rowerze. Dojechała do mnie z tego właśnie gospodarstwa. Widzę, że mam szanse na pomoc, więc pytam inteligentnie:
- Przepraszam, którędy dojadę do Grabowca?
- Pan jest na Grabowcu... - Odpowiada, a ja pewnie robię w tym momencie jeszcze bardziej inteligentną minę...
- Aaaaa.... A jak mogę dojechać do "monastyru"?
- A! Tam, to pojedzie Pan prosto (czyli przez to gospodarstwo przede mną), potem skręci Pan w prawo, potem przy krzyżu w lewo i daleko, daleko a na dole będzie Pan musiał zapytać gdzie dalej...
- Dziękuję!
No! To jestem prawie w domu. Jadę zgodnie ze wskazówkami i dojeżdżam "na dół". Tu wypatruję jakiegoś tubylca krzątającego się na swoich włościach więc podchodzę (na pewno będzie wiedział):
- Dzień dobry! Którędy dojadę do "monastyru"?
- Eeeee....
Wygląda na zdezorientowanego...
- Czy jest tu gdzieś w okolicy "monastyr"?
- Co?! Nie, nie ma.
No to czarna dupa - jak to nie ma, myślę sobie. Znowu nieaktualna mapa czy co? Próbuję jeszcze raz:
- A jakiś klasztor?
- A! Klasztor! Tak, jest! Pojedzie Pan tam i potem na górę.
No to jadę, zawracam i 100 metrów dalej dojeżdżam do skrzyżowania, którym chwilę wcześniej przejeżdżałem a na nim drogowskaz "Do klasztoru" :-) Jadę dalej zgodnie z drogowskazem, wjeżdżam mozolnie na górę, potem miłym wąwozem w dół aż wreszcie trafiam na miejsce.
Zaskakuje mnie trochę to co widzę, bo spodziewałem się budynku typu grecki monastyr a tu niemal zwykły dom i na dodatek z tabliczką "Monaster Najświętszej Dziewicy na Pustyni".
Do dziś nie wiem, czy "monastyr" i "monaster" to to samo...
Monaster w Grabowcu © Magic
Gościcina w Grabowcu © Magic
Po przygodach przed i w Grabowcu wiem już, że nie zrealizuję swojego całego planu na dziś, więc ustawiam GPS na Kartuzy i jadę w tym kierunku najkrótszą drogą. Zatrzymuję się w Szemudzie, żeby uzupełnić bidon, bo już czuję, że wysycham na dobre. Przez przypadek trafiam do sklepu o dość swojsko brzmiącej nazwie :-)
Kościół w Szemudzie © Magic
Sklep w Szemudzie © Magic
Za Szemudem zaczyna się "strefa przemysłowa" - jadę od huty do huty. A to Szemudzka Huta, a to Jeleńska Huta itd. itp. Zastanawia mnie tylko, że nigdzie tych hut nie widzę. Dobrze je musieli ukryć. Ale za to mijam jeszcze ładniejsze niż wcześniej krajobrazy - jechać się nie da, bo 3-4 minuty jazdy i fotostop i znów chwila jazdy i znów fotostop. Jest pięknie wbrew hutniczym nazwom.
Jezioro Otalżyno © Magic
Pokicamy??? © Magic
Bajkowy terenik © Magic
Otalżyno - charakterystyczny kaszubski krajobraz © Magic
Okolice Pomieczyna © Magic
Ciekawa kolekcja :-) © Magic
Przed Pomieczyńską Hutą © Magic
Kolejna huta po drodze © Magic
Ucisko © Magic
Jezioro Białe © Magic
Do Kartuz dojeżdżam tuż przed zachodem słońca. Udaje mi się jeszcze wjechać na wzgórze na którym znajduje się "Ławka Asesora" z przepięknym widokiem na miasto. Przy okazji szukając po powrocie do domu jakichś informacji nt. tego miejsca trafiłem na stronę Nonsensopedia i myślę, że dużo częściej będę z niej korzystał, bo opisy są tu naprawdę przednie:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kartuzy
Niewiele brakowało do tego, żebym stracił laptopa czytając w niej informacje nt. Starogardu - o mało co utonąłby w złocistym napoju, który akurat piłem ;-)
Asesor na swojej ławce © Magic
Panorama Kartuz © Magic
No i wstałem... Zwaliłem się z łóżka przed 5.00... Jak już się wstaje, to tak, żeby przypadkiem się nie spóźnić. Na szczęście pogoda dopisała i mimo niedospania chwilę po wyjściu na świeże powietrze byłem już całkiem rześki. Zarówno pogoda jak i miejsce okazały się tak dziś sprzyjać, że dwugodzinna sesja - fotografowanie wschodu - minęły jakby to było parę minut.
Wschód słońca nad Jastarnią © Magic
Wschód nad Zatoką Pucką © Magic
Gdynia w tle © Magic
Przy okazji wschodu słońca napotkałem tutejszy park kulturowy - Osadę Łowców Fok. Nie miałem okazji pozwiedzać go dokładnie, ale pochodziłem sobie po nim - na pewno jest ciekawostką turystyczną okolicy.
Osada Łowców Fok w Rzucewie © Magic
Po sesji "o wschodzie" wróciłem na chwilę, żeby się odświeżyć, zjeść śniadanie i zaraz po śniadaniu wyruszam w trasę. Plan był bardzo ambitny - dojechać do Ostrzyc i, o ile czas pozwoli, jechać w stronę Turza. Ostatni rzut okiem na zamek w Rzucewie i jadę!
"Nalot" na zamek w Rzucewie © Magic
Dojeżdżam do drogi Żelistrzewo-Puck i dalej wjeżdżam już w drogę polną. Trochę niepokoi mnie to, że w pewnym momencie droga zamienia się w wąski ślad maszyny rolniczej, ale jadę dalej. Jest całkiem sympatycznie, ślad prowadzi środkiem rozległej równiny, widoki piękne, pogoda ładna, nie wieje a na dodatek mijam stado saren, które zbyt szybko mnie zauważa, żebym im mógł zrobić zdjęcie. Sielanka kończy się w Celbowie, gdzie na mojej drodze staje brama... Powinienem jechać dalej drogą prosto, ale ponieważ na drodze stoi brama, to muszę kilkaset metrów ryć się przez zabronowane pole. Na szczęście nie ma błota. Udaje mi się ostatecznie wjechać jakoś na teren gospodarstwa i wrócić na cywilizowane drogi.
Pałac w Celbowie © Magic
Za Darzlubiem zaczynają się coraz bardziej "kaszubskie" tj. górzyste tereny - coraz więcej górek, podjazdów, wąwozów. A przy tym pełno rolników w polu - widać tak jak ja zdecydowali się wykorzystać piękną pogodę.
Droga za Darzlubiem © Magic
W Mechowie podjeżdżam do Grot Mechowskich. Z zewnątrz nie wyglądają jak Błędne Skały, są malutkie, ale po bliższym poznaniu nabierają uroku. Z rozrzewnieniem będę wspominał bliskie spotkanie mojej głowy ze skałą, gdy przymierzałem się do zdjęcia - nie spodziewałem się, że w grocie będzie widać gwiazdy :-) A myślałem przed wejściem, żeby, kurna, nie ściągać kasku...
Groty Mechowskie © Magic
Groty Mechowskie © Magic
Ja w grocie © Magic
Ugasimy każdy pożar! :-) © Magic
Mechowo - kościół ryglowy z 1742 roku © Magic
Z Mechowa kieruję się na zachód - chcę czarnym szlakiem dojechać do zielonego i tym z kolei do Wejherowa. Początkowo jedzie się dobrze, ale kawałek w dalej w lesie zaczynają się problemy - najpierw drogę zagradzają wiatrołomy, a później bardzo miękka i błotnista droga. Widać nie ominęły tych terenów tegoroczne wichury...
Wiatrołomy na szlaku © Magic
W pewnym momencie, jadąc sobie spokojnie, tylne koło zjeżdża mi w liście, a w liściach jest takie błoto, że ląduję fantazyjnie w koleinie po drugiej stronie drogi. No całą zimę, na śniegu i lodzie się nie wygrzmociłem a tu na niemal prostej drodze... dzwon... Cóż... Na szczęście ani mi, ani rowerowi nic się nie stało, więc otrzepałem się z błota, popatrzyłem na krążące nade mną bociany i ruszyłem dalej.
Ale żeby w takim miejscu zaliczyć dzwon... :-) © Magic
Ze względu na trudne warunki musiałem nieco odbić od czarnego szlaku, ale wróciłem na niego przed kolejnymi ciekawostkami tych okolic - kamieniami narzutowymi. W tym miejscu minął mnie inny rowerzysta, który też podążał czarnym szlakiem, ale bez aparatu, więc szybciej :-)
Diabelski Kamień © Magic
Za Diabelskim Kamieniem dojechałem do miejsca nazwanego Czechy. A Czesi, jak wiadomo, dowcipni są bardzo i nazwali taki oto kamień "Bożą Stopką":
Boża... Stopka © Magic
Żeby było jasne - to brązowe po prawej, to nie jest kamień, to jest mrowisko, a kamień, to jest to takie szaro-zielone coś ogrodzone drewnianymi barierkami. Jak ja to zobaczyłem, to pomyślałem sobie po cichu, że powinno się toto nazywać ewentualnie "Boża kupka", ale w życiu Boża Stopka...
Zjazd wąwozem do Jeziora Dobrego © Magic
Jezioro Dobre © Magic
Nad Jeziorem Dobrym przerzuciłem się na zielony szlak i kawałek nim jechałem, ale ponieważ zauważyłem, że mam już dość spore opóźnienie czasowe, wjechałem na asfalt i chwilę później na konny szlak w kierunku Wejherowa. Muszę przyznać, że bardzo miło się nim jedzie. Myślałem, że będzie zryty kopytami, ale nie było tam najmniejszego problemu, a droga szeroka, twarda i dużo jazdy z górki. Tak się tym szlakiem rozbujałem, że zamiast wjechać do Wejherowa, wjechałem do Bolszewa i dopiero stamtąd przejechałem do Wejherowa.
Boćki w miejscowości Orle © Magic
Reda przepływająca przez Orle © Magic
W Wejherowie znów zeszło mi trochę czasu na fotostopach... Tak już mam... :-)
Budynek jednostki wojskowej w Wejherowie © Magic
Orzeł może :-) © Magic
Neogotycki kościół św. Stanisława Kostki w Wejherowie © Magic
Park Miejski im. A. Majkowskiego w Wejherowie © Magic
Pałac Keyserlingków i Przebendowskich w Wejherowie © Magic
Muszę przyznać, że park miejski w Wejherowie zrobił na mnie pozytywne wrażenie - z jednej trony przestrzeń, gdzie każdy znajdzie kąt dla siebie, a z drugiej wyjeżdża się z niego prosto na szlak prowadzący aż do Gdyni i Sopotu (czerwony szlak pieszy). Nie przejechałem całego tego szlaku, ale ten fragment, który przejechałem jest naprawdę malowniczo poprowadzony.
Zbiornik w Młynkach przy czerwonym szlaku z Wejherowa © Magic
Przejeżdżając koło zbiorników wodnych napotkałem masową migrację żab do wody. Myślę, że po tym co zobaczyłem, możemy być niemal pewni, że ten gatunek przetrwa bez problemów ;-) Choć jeden problem mniej dla Greenpeace...
Taką wiosnę mamy! ;-) © Magic
Spadaj z mojej łąki!!! © Magic
Czerwony szlak koło Gniewowa © Magic
Cedron - nie ten koło Jerozolimy ;-) © Magic
Koło jeziora Pałsznik zrobiłem sobie krótki przystanek. Miejsce jest energetyczne - cisza, spokój, odgłosy ptaków a na dodatek motyl, który wg Wikipedii jest bardzo płochliwy, sprawiał wrażenie, że pozuje mi do zdjęć a nawet chce wejść do obiektywu. :-)
Czyli - motyle już też są - wiosna na całego!
Jezioro Pałsznik © Magic
Rusałka żałobnik © Magic
Jakby dwa drzewa trzecie zniewoliły © Magic
Kawałek dalej chciałem sobie skrócić drogę i skierowałem się wg mapy najkrótszą drogą do Grabowca, gdzie koniecznie chciałem odwiedzić tamtejszy "monastyr" wypatrzony na innej mapie. Wszystko wyglądało dobrze aż do momentu gdy na dość sporym podjeździe w lesie skończyła się droga... No i się musiałem dalej przedzierać przez dzicz - jechać się nie dało, ale po kilkunastu minutach walki dotarłem wreszcie do drogi po drugiej stronie!
Chwilę później stałem już na skraju lasu, na drodze, która, wydawało mi się, prowadzi wprost do gospodarstwa przede mną. I tak nie wiedziałem, czy mogę tam przejechać czy nie, stoję i myślę niezdecydowany aż podeszła, a właściwie podjechała mi z pomocą blondynka na rowerze. Dojechała do mnie z tego właśnie gospodarstwa. Widzę, że mam szanse na pomoc, więc pytam inteligentnie:
- Przepraszam, którędy dojadę do Grabowca?
- Pan jest na Grabowcu... - Odpowiada, a ja pewnie robię w tym momencie jeszcze bardziej inteligentną minę...
- Aaaaa.... A jak mogę dojechać do "monastyru"?
- A! Tam, to pojedzie Pan prosto (czyli przez to gospodarstwo przede mną), potem skręci Pan w prawo, potem przy krzyżu w lewo i daleko, daleko a na dole będzie Pan musiał zapytać gdzie dalej...
- Dziękuję!
No! To jestem prawie w domu. Jadę zgodnie ze wskazówkami i dojeżdżam "na dół". Tu wypatruję jakiegoś tubylca krzątającego się na swoich włościach więc podchodzę (na pewno będzie wiedział):
- Dzień dobry! Którędy dojadę do "monastyru"?
- Eeeee....
Wygląda na zdezorientowanego...
- Czy jest tu gdzieś w okolicy "monastyr"?
- Co?! Nie, nie ma.
No to czarna dupa - jak to nie ma, myślę sobie. Znowu nieaktualna mapa czy co? Próbuję jeszcze raz:
- A jakiś klasztor?
- A! Klasztor! Tak, jest! Pojedzie Pan tam i potem na górę.
No to jadę, zawracam i 100 metrów dalej dojeżdżam do skrzyżowania, którym chwilę wcześniej przejeżdżałem a na nim drogowskaz "Do klasztoru" :-) Jadę dalej zgodnie z drogowskazem, wjeżdżam mozolnie na górę, potem miłym wąwozem w dół aż wreszcie trafiam na miejsce.
Zaskakuje mnie trochę to co widzę, bo spodziewałem się budynku typu grecki monastyr a tu niemal zwykły dom i na dodatek z tabliczką "Monaster Najświętszej Dziewicy na Pustyni".
Do dziś nie wiem, czy "monastyr" i "monaster" to to samo...
Monaster w Grabowcu © Magic
Gościcina w Grabowcu © Magic
Po przygodach przed i w Grabowcu wiem już, że nie zrealizuję swojego całego planu na dziś, więc ustawiam GPS na Kartuzy i jadę w tym kierunku najkrótszą drogą. Zatrzymuję się w Szemudzie, żeby uzupełnić bidon, bo już czuję, że wysycham na dobre. Przez przypadek trafiam do sklepu o dość swojsko brzmiącej nazwie :-)
Kościół w Szemudzie © Magic
Sklep w Szemudzie © Magic
Za Szemudem zaczyna się "strefa przemysłowa" - jadę od huty do huty. A to Szemudzka Huta, a to Jeleńska Huta itd. itp. Zastanawia mnie tylko, że nigdzie tych hut nie widzę. Dobrze je musieli ukryć. Ale za to mijam jeszcze ładniejsze niż wcześniej krajobrazy - jechać się nie da, bo 3-4 minuty jazdy i fotostop i znów chwila jazdy i znów fotostop. Jest pięknie wbrew hutniczym nazwom.
Jezioro Otalżyno © Magic
Pokicamy??? © Magic
Bajkowy terenik © Magic
Otalżyno - charakterystyczny kaszubski krajobraz © Magic
Okolice Pomieczyna © Magic
Ciekawa kolekcja :-) © Magic
Przed Pomieczyńską Hutą © Magic
Kolejna huta po drodze © Magic
Ucisko © Magic
Jezioro Białe © Magic
Do Kartuz dojeżdżam tuż przed zachodem słońca. Udaje mi się jeszcze wjechać na wzgórze na którym znajduje się "Ławka Asesora" z przepięknym widokiem na miasto. Przy okazji szukając po powrocie do domu jakichś informacji nt. tego miejsca trafiłem na stronę Nonsensopedia i myślę, że dużo częściej będę z niej korzystał, bo opisy są tu naprawdę przednie:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Kartuzy
Niewiele brakowało do tego, żebym stracił laptopa czytając w niej informacje nt. Starogardu - o mało co utonąłby w złocistym napoju, który akurat piłem ;-)
Asesor na swojej ławce © Magic
Panorama Kartuz © Magic