Wpisy archiwalne w kategorii
Wdzydze
Dystans całkowity: | 499.01 km (w terenie 311.80 km; 62.48%) |
Czas w ruchu: | 28:26 |
Średnia prędkość: | 17.55 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.80 km/h |
Suma podjazdów: | 3478 m |
Maks. tętno maksymalne: | 164 (91 %) |
Maks. tętno średnie: | 137 (76 %) |
Suma kalorii: | 23676 kcal |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 83.17 km i 4h 44m |
Więcej statystyk |
Wdzydze w deszczu i wietrze
Niedziela, 1 grudnia 2013 Kategoria 25 - 50, Kaszuby, Polska, Teren, Wdzydze
Km: | 38.70 | Km teren: | 37.20 | Czas: | 02:42 | km/h: | 14.33 |
Pr. maks.: | 40.10 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 137( 76%) |
Kalorie: | 3013kcal | Podjazdy: | 469m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Od mniej więcej dwóch tygodni chodziła mi po głowie myśl, żeby odwiedzić jeszcze w tym roku Wdzydze. No i tak chodziła, chodziła aż wychodziła :-) Co prawda prognoza była kiepska (mocne wiatry i przelotne deszcze), ale się zebrałem i pojechałem.
Jeszcze jadąc samochodem słyszę, że na Pomorzu zapowiadane są silne wiatry i temperatura odczuwalna do -10 stopni... No ale nic - dam radę! Dojeżdżam do Wdzydz, a tam pustki - nie ma nawet gdzie samochodu postawić: stanica zamknięta, skansen zamknięty, restauracje pozamykane. Koniec świata... Wracam do Gołunia (bo tu widziałem ludzi) i parkuję koło ośrodka Gołuń. Przy ośrodku bardzo nieprzyjemnie wieje, ale jak tylko wjechałem rowerem do lasu, od razu zrobiło się przyjemniej - wiatru nie czuć i jakby z 10 stopni cieplej. Wjeżdżam na zielony szlak i zaczynam objazd jeziora.
Między Zabrodami a Lipą mijam panią biegającą szlakiem - jest to jedna z trzech osób, które widziałem dziś na szlaku (pozostałe dwie jechały quadem).
W Lipie podziwiam deszcz padający poziomo i fale jeziora niewiele ustepujące morskim.
Za Wdzydzami Tucholskimi napotykam kilka miejsc ze świeżymi śladami po bobrach. Zastanawiam się, gdzie one tu mieszkają - na rzekach budują żeremia, a na jeziorze?
Deszcz cały czas pada... (A miały być przelotne)
Za Borskiem miałem jechać kawałek asfaltem, ale ponieważ widzę, że czarny szlak pieszy jest na nowo oznaczony, zdecydowałem się nim dojechać do Przytarni. No i to był mój największy dziś błąd. Nie dość, że szlak jest wytyczony typowo dla pieszych, to jeszcze prowadzi ścieżkami leśnymi i łąkami, gdzie nie da się jechać oraz bardzo błotnistymi drogami. 4 km szlaku męczę w 40 minut, a na koniec wyjeżdżam na drogę z całymi przemoczonymi butami (aż mi w nich chlupie) - masakra jakaś... Ten odcinek zdecydowanie odradzam rowerzystom, a nawet pieszym jak jest mokro.
Po powrocie na normalną drogę jedzie mi się dużo lepiej (pomimo chłodu od mokrych stóp). Zatrzymuję się jeszcze na chwilę za Przytarnią, żeby zrobić zdjęcia jeziora od zachodniej strony. Pada coraz mocniej.
Chwilę później zaczyna mi zacinać się łańcuch, nie mogę używać środkowej przedniej tarczy, co dodatkowo spowalnia moją jazdę, ale daję radę. Pogoda jest na tyle zła, że marzę już o ciepłym samochodzie.
W pobliżu Jeziora Radolnego spotykam quadowców, którzy wcześniej mnie wyprzedzili, a teraz męczą się z przejazdem przez strumyk. Ja mykam obok nich kładką i jadę dalej.
Koło Czarliny zauważam, że mam wygiętą przerzutkę - widocznie zaszkodził jej zacinający się łańcuch. Robi się gorąco, bo przecież muszę dojechać do samochodu a to jeszcze z 6 kilometrów. Kawałek dalej, w lesie łańcuch spada z największej tylnej zębatki i męczę się kilka minut z jego założeniem. Przy okazji zauważam, że uszkodzone jest też jedno z kółek prowadzących łańcuch - oj większa naprawa przed nami...
Ostatecznie, mimo wszystkich przygód udaje się dojechać do Gołunia, gdzie szybko pakuję rower i siebie do samochodu, żeby jak najszybciej włączyć ogrzewanie.
Tak czy inaczej udało się zrealizować plan chodzący wcześniej po głowie! :-)
/1419631
Jeszcze jadąc samochodem słyszę, że na Pomorzu zapowiadane są silne wiatry i temperatura odczuwalna do -10 stopni... No ale nic - dam radę! Dojeżdżam do Wdzydz, a tam pustki - nie ma nawet gdzie samochodu postawić: stanica zamknięta, skansen zamknięty, restauracje pozamykane. Koniec świata... Wracam do Gołunia (bo tu widziałem ludzi) i parkuję koło ośrodka Gołuń. Przy ośrodku bardzo nieprzyjemnie wieje, ale jak tylko wjechałem rowerem do lasu, od razu zrobiło się przyjemniej - wiatru nie czuć i jakby z 10 stopni cieplej. Wjeżdżam na zielony szlak i zaczynam objazd jeziora.
Między Zabrodami a Lipą mijam panią biegającą szlakiem - jest to jedna z trzech osób, które widziałem dziś na szlaku (pozostałe dwie jechały quadem).
W Lipie podziwiam deszcz padający poziomo i fale jeziora niewiele ustepujące morskim.
Przed Półwyspem Lipa deszcz padał poziomo© Magic
W lecie jest tu tłum, a teraz pustki© Magic
Jadę dalej© Magic
Za Wdzydzami Tucholskimi napotykam kilka miejsc ze świeżymi śladami po bobrach. Zastanawiam się, gdzie one tu mieszkają - na rzekach budują żeremia, a na jeziorze?
Deszcz cały czas pada... (A miały być przelotne)
Barykada na szlaku© Magic
Tu był sprawca© Magic
Ścieżka wzdłuż jeziora© Magic
Jezioro widziane ze wschodniego brzegu© Magic
Kolejne ślady po bobrach© Magic
Za Borskiem miałem jechać kawałek asfaltem, ale ponieważ widzę, że czarny szlak pieszy jest na nowo oznaczony, zdecydowałem się nim dojechać do Przytarni. No i to był mój największy dziś błąd. Nie dość, że szlak jest wytyczony typowo dla pieszych, to jeszcze prowadzi ścieżkami leśnymi i łąkami, gdzie nie da się jechać oraz bardzo błotnistymi drogami. 4 km szlaku męczę w 40 minut, a na koniec wyjeżdżam na drogę z całymi przemoczonymi butami (aż mi w nich chlupie) - masakra jakaś... Ten odcinek zdecydowanie odradzam rowerzystom, a nawet pieszym jak jest mokro.
Po powrocie na normalną drogę jedzie mi się dużo lepiej (pomimo chłodu od mokrych stóp). Zatrzymuję się jeszcze na chwilę za Przytarnią, żeby zrobić zdjęcia jeziora od zachodniej strony. Pada coraz mocniej.
A tu widok z zachodniego brzegu© Magic
Chwilę później zaczyna mi zacinać się łańcuch, nie mogę używać środkowej przedniej tarczy, co dodatkowo spowalnia moją jazdę, ale daję radę. Pogoda jest na tyle zła, że marzę już o ciepłym samochodzie.
W pobliżu Jeziora Radolnego spotykam quadowców, którzy wcześniej mnie wyprzedzili, a teraz męczą się z przejazdem przez strumyk. Ja mykam obok nich kładką i jadę dalej.
Koło Czarliny zauważam, że mam wygiętą przerzutkę - widocznie zaszkodził jej zacinający się łańcuch. Robi się gorąco, bo przecież muszę dojechać do samochodu a to jeszcze z 6 kilometrów. Kawałek dalej, w lesie łańcuch spada z największej tylnej zębatki i męczę się kilka minut z jego założeniem. Przy okazji zauważam, że uszkodzone jest też jedno z kółek prowadzących łańcuch - oj większa naprawa przed nami...
Ostatecznie, mimo wszystkich przygód udaje się dojechać do Gołunia, gdzie szybko pakuję rower i siebie do samochodu, żeby jak najszybciej włączyć ogrzewanie.
Tak czy inaczej udało się zrealizować plan chodzący wcześniej po głowie! :-)
/1419631
Powrót z Wdzydz
Niedziela, 16 czerwca 2013 Kategoria >100 km, Kaszuby, Kociewie, Krajoznawczo, Polska, Teren, Wda, Wdzydze
Km: | 100.99 | Km teren: | 71.00 | Czas: | 06:14 | km/h: | 16.20 |
Pr. maks.: | 47.30 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 154154 ( 85%) | HRavg | 124( 68%) |
Kalorie: | 5027kcal | Podjazdy: | 559m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Oj joj joj joj....! Ciężka noc była... Niby zasnąłem szybko, ale moje nogi nie mogły się w ogóle ułożyć po jeździe - całą noc coś nie pasowało. Na dodatek około pierwszej przyszła krótkotrwała ale intensywna ulewa, wichura i burza.
No ale rano już było OK - pobudka o 8.00, śniadanko w pięknych okolicznościach przyrody, krótka wizyta na wieży widokowej i w trasę!
Rozumiem, że miło i przyjemnie, ale zastanawiało mnie jak ten turysta przetrwał wichurę i burzę w tym miejscu :-)
Wyruszam z Wdzydz znanym mi już z wcześniejszych przejazdów czerwonym szlakiem pieszym na wschód. Później przerzucam się na szlak zielony aż do Wojtala i dalej.
Dość długo jadę wzdłuż Wdy. Płynie ona pięknymi terenami, ale niestety, ze szlaku nie jest to aż tak bardzo widoczne - wbrew pozorom nie widać z niego wielu fragmentów rzeki.
W okolicach Czarnej Wody żegnam się z Wdą i ruszam dalej niebieskim szlakiem rowerowym w kierunku Starogardu. Szlak prowadzi głównie lasami, momentami jest bardzo dużo piachu (jak i wcześniej).
Po drodze zatrzymuję się na chwilę w Kaliskach, żeby uzupełnić zapasy napojów, Dunajkach na obiad i przejeżdżam Zblewo.
W Zblewie przyspieszam - przerzucam się na asfalty, żeby szybciej dotrzeć do domu. Ostatni w ten weekend spływ kajakowy zauważam przejeżdżając przez Wierzycę w Żabnie.
Za Wierzycą wjeżdżam na znane mi dużo lepiej trasy i spokojnie kończę dzień.
Tym razem, pomimo podobnego dystansu, nogi już nie cierpią - tej nocy jakby nigdy nic wszystko jest OK. Cierpi za to bardzo dupa - wczorajsza i dzisiejsza jazda terenowa z plecakiem na ramionach tak dała się jej we znaki, że od połowy dnia robiłem dużo rzadsze przystanki - każde wsiadanie na rower wiązało się z późniejszym kilkuminutowym próbowaniem usadowienia się na siodełku. Nie było łatwo, oj nie! :-)
/1419631
No ale rano już było OK - pobudka o 8.00, śniadanko w pięknych okolicznościach przyrody, krótka wizyta na wieży widokowej i w trasę!
Wieża widokowa we Wdzydzach© Magic
Panorama jeziora Wdzydze© Magic
Widok z wieży© Magic
Rozumiem, że miło i przyjemnie, ale zastanawiało mnie jak ten turysta przetrwał wichurę i burzę w tym miejscu :-)
Nocleg gratis :-)© Magic
Wyruszam z Wdzydz znanym mi już z wcześniejszych przejazdów czerwonym szlakiem pieszym na wschód. Później przerzucam się na szlak zielony aż do Wojtala i dalej.
Ostatnie spojrzenie na Wdzydze© Magic
Nasi tu też byli© Magic
Czy tu można jeszcze cokolwiek robić...?© Magic
Śluza na kanale Wdy© Magic
Młyn wodny w Wojtalu© Magic
Wda koło Wiecka© Magic
Dość długo jadę wzdłuż Wdy. Płynie ona pięknymi terenami, ale niestety, ze szlaku nie jest to aż tak bardzo widoczne - wbrew pozorom nie widać z niego wielu fragmentów rzeki.
W okolicach Czarnej Wody żegnam się z Wdą i ruszam dalej niebieskim szlakiem rowerowym w kierunku Starogardu. Szlak prowadzi głównie lasami, momentami jest bardzo dużo piachu (jak i wcześniej).
Kanał Wdy koło Studzienic© Magic
Po drodze zatrzymuję się na chwilę w Kaliskach, żeby uzupełnić zapasy napojów, Dunajkach na obiad i przejeżdżam Zblewo.
Kościół w Kaliskach© Magic
Bar Dunajki© Magic
Obiadek po drodze© Magic
W Zblewie przyspieszam - przerzucam się na asfalty, żeby szybciej dotrzeć do domu. Ostatni w ten weekend spływ kajakowy zauważam przejeżdżając przez Wierzycę w Żabnie.
Wierzyca koło Żabna© Magic
Za Wierzycą wjeżdżam na znane mi dużo lepiej trasy i spokojnie kończę dzień.
Tym razem, pomimo podobnego dystansu, nogi już nie cierpią - tej nocy jakby nigdy nic wszystko jest OK. Cierpi za to bardzo dupa - wczorajsza i dzisiejsza jazda terenowa z plecakiem na ramionach tak dała się jej we znaki, że od połowy dnia robiłem dużo rzadsze przystanki - każde wsiadanie na rower wiązało się z późniejszym kilkuminutowym próbowaniem usadowienia się na siodełku. Nie było łatwo, oj nie! :-)
/1419631
Fojutowo - Wdzydze
Sobota, 15 czerwca 2013 Kategoria 50 - 100, Bory Tucholskie, Kaszuby, Krajoznawczo, Polska, Teren, Wda, Wdzydze
Km: | 98.84 | Km teren: | 65.00 | Czas: | 06:03 | km/h: | 16.34 |
Pr. maks.: | 48.80 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 136( 75%) |
Kalorie: | 5537kcal | Podjazdy: | 580m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wykorzystując wyjazd do Fojutowa wracam rowerem do domu. I etap (dziś) kieruję się do Wdzydz a jutro dalej.
Zaczynam od zwiedzenia najdłuższego w Polsce akweduktu.
Potem robimy małe kółeczko w 3-osobowym teamie i po krótkiej przerwie na lody sam ruszam dalej - zielonym szlakiem wzdłuż kanału Brdy.
Przed Rytlem droga prowadzi skarpą - na prawo kanał Brdy a na lewo dość sporo w dół sama Brda. I tu i tu widać duże ilości kajakarzy korzystających z pogody i uroków okolicy. W Rytlu widzę "kumulację" - kilkadziesiąt kajaków na brzegu Brdy.
Z Rytla jadę w kierunku Zapory (Mylof), gdzie zawsze można zjeść smacznego pstrąga. Tu zaczyna się Wielki Kanał Brdy.
Po dobrym obiedzie jadę dalej szlakami w kierunku Parku Narodowego Bory Tucholskie. Pogoda się robi "niefotograficzna", więc przemykam szybko parkiem (przy okazji zauważam ciekawe miejsca do dokładniejszego zwiedzenia w przyszłości) i znów znajduję się nad Brdą (w Drzewiczu).
Z Drzewicza kieruję się na Brusy. Kawałek dalej odkrywam nową ścieżkę rowerową - genialny pomysł w tym miejscu!
Dalej kieruję się najkrótszą drogą (wg GPS'a) do Wdzydz. Przed Leśnem zbaczam jednak widząc drogowskaz na kamienne kręgi - o tych wcześniej nie słyszałem.
Później pędzę już do "mety" - mam coraz większą ochotę odpocząć we wdzydzkim klimacie. Udaje mi się dojechać ponad godzinę przed zachodem, więc mogę spokojnie się odświeżyć, dobrze zjeść i nabrać energii na kolejny dzień przy muzyce "live" w stanicy wodnej.
/1419631
Zaczynam od zwiedzenia najdłuższego w Polsce akweduktu.
Akwedukt w Fojutowie - górą płynie Wielki Kanał Brdy a dołem Czerska Struga© Magic
Akwedukt w Fojutowie widziany od strony Czerskiej Strugi© Magic
Potem robimy małe kółeczko w 3-osobowym teamie i po krótkiej przerwie na lody sam ruszam dalej - zielonym szlakiem wzdłuż kanału Brdy.
Bobry rządzą w tej okolicy© Magic
Przed Rytlem droga prowadzi skarpą - na prawo kanał Brdy a na lewo dość sporo w dół sama Brda. I tu i tu widać duże ilości kajakarzy korzystających z pogody i uroków okolicy. W Rytlu widzę "kumulację" - kilkadziesiąt kajaków na brzegu Brdy.
Rytel w pełnej krasie© Magic
Spływ na Brdzie w Rytlu© Magic
Z Rytla jadę w kierunku Zapory (Mylof), gdzie zawsze można zjeść smacznego pstrąga. Tu zaczyna się Wielki Kanał Brdy.
Zapora (Mylof) - początek Wielkiego Kanału Brdy© Magic
Zapora (Mylof) - stopień wodny na Brdzie© Magic
Po dobrym obiedzie jadę dalej szlakami w kierunku Parku Narodowego Bory Tucholskie. Pogoda się robi "niefotograficzna", więc przemykam szybko parkiem (przy okazji zauważam ciekawe miejsca do dokładniejszego zwiedzenia w przyszłości) i znów znajduję się nad Brdą (w Drzewiczu).
Park Narodowy Bory Tucholskie - wjazd© Magic
Brda wypływa z jeziora Łąckie© Magic
Z Drzewicza kieruję się na Brusy. Kawałek dalej odkrywam nową ścieżkę rowerową - genialny pomysł w tym miejscu!
Ścieżka rowerowa z Wielkich Chełmów w kierunku Drzewicza© Magic
Dalej kieruję się najkrótszą drogą (wg GPS'a) do Wdzydz. Przed Leśnem zbaczam jednak widząc drogowskaz na kamienne kręgi - o tych wcześniej nie słyszałem.
Kamienne kręgi koło Leśna© Magic
Później pędzę już do "mety" - mam coraz większą ochotę odpocząć we wdzydzkim klimacie. Udaje mi się dojechać ponad godzinę przed zachodem, więc mogę spokojnie się odświeżyć, dobrze zjeść i nabrać energii na kolejny dzień przy muzyce "live" w stanicy wodnej.
Wieczór nad Wdzydzami© Magic
Nieoczekiwana atrakcja - przelot lampionów© Magic
/1419631
Powrót z Wdzydz do Turza
Niedziela, 9 września 2012 Kategoria Wdzydze, Teren, Polska, Krajoznawczo, Kaszuby, 50 - 100
Km: | 89.63 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 04:49 | km/h: | 18.61 |
Pr. maks.: | 46.70 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 155155 ( 86%) | HRavg | 123( 68%) |
Kalorie: | 3271kcal | Podjazdy: | 750m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wracam z Wdzydz do Turza. Decyduję się na wariant "dookoła Kościerzyny" - w tym kierunku z Wdzydz jeszcze nie jechałem. Początkowo obieram kierunek na Łubianę czerwonym szlakiem pieszym
Na początek objazd Jeziora Jeleniego. Jedzie się całkiem fajnie, ale po kilkunastu minutach szlak się robi niemal nieprzejezdny (korzenie i krzaki) a ja zrywam wszystkie pajęczyny rozpięte nad ścieżką - tego odcinka nie polecam...
Dojeżdżając do drogi Wdzydze-Wąglikowice czuję ulgę. Tu też zatrzymuję się na chwilkę nad strumykiem.
Dalej podążam czerwonym szlakiem pieszym.
Przed Czarliną szlak odbija na północ. Niemal do Łubiany prowadzi wzdłuż Trzebiochy. Jedzie się bardzo przyjemnymi drogami leśnymi i polnymi.
Za Łubianą, wciąż leśnymi drogami dojeżdżam do jeziora Garczyn - jest tu bardzo spokojnie a woda czyściutka.
W Wieprznicy muszę niestety opuścić szlak, bo prowadzi przez posesję prywatną ograniczoną szlabanem. Niestety coraz więcej szlaków jest ograniczanych w ten sposób...
Zatrzymuję się w sklepie w Skorzewie, żeby kupić coś do picia. Przy okazji zauważam sympatyczny szyld :-)
Ze Skorzewa jadę dalej czerwonym szlakiem w kierunku Gołubia. W pewnym momencie zauważam "straszne" ostrzeżenia :-)
Przestraszony ostrzeżeniem ruszam dalej i po chwili docieram do Jeziora Dąbrowskiego - blisko jego brzegu stoi pokaźna drewniana chatka - Wichrowe Wzgórze.
Dalej, wzdłuż Jeziora Dąbrowskiego, docieram do Gołubia, gdzie obieram azymut na Turze. Czasu zostało mi nie za dużo i jadę teraz szybciej nie zatrzymując się zbyt często. Pierwszy przystanek w Grabowie Kościerskim przy kościele.
Chwilę później znów muszę się zatrzymać - trafiam na blokadę drogową :-)
Jakoś udaje mi się ją sforsować i pędzę dalej. Dojeżdżam do drogi 224 i duży odcinek przejeżdżam asfaltem. Na polną drogę wjeżdżam dopiero za Starym Wiecem. Chwilę później przede mną ukazuje się Szczodrowski Młyn.
Dalej jadę przez Szczodrowo do Skarszew i dalej najkrótszą drogą do Turza.
W sumie robię prawie 100km - byłoby więcej, ale muszę dziś załatwić jeszcze parę spraw a czas goni...
Duch Wdzydz© Magic
Na początek objazd Jeziora Jeleniego. Jedzie się całkiem fajnie, ale po kilkunastu minutach szlak się robi niemal nieprzejezdny (korzenie i krzaki) a ja zrywam wszystkie pajęczyny rozpięte nad ścieżką - tego odcinka nie polecam...
Ścieżka wzdłuż Jeziora Jeleniego© Magic
Dojeżdżając do drogi Wdzydze-Wąglikowice czuję ulgę. Tu też zatrzymuję się na chwilkę nad strumykiem.
Polana i strumyk przy drodze Wdzydze-Wąglikowice© Magic
Dalej podążam czerwonym szlakiem pieszym.
Droga do nieba© Magic
Przed Czarliną szlak odbija na północ. Niemal do Łubiany prowadzi wzdłuż Trzebiochy. Jedzie się bardzo przyjemnymi drogami leśnymi i polnymi.
Trzebiocha koło Czarliny© Magic
Za Łubianą, wciąż leśnymi drogami dojeżdżam do jeziora Garczyn - jest tu bardzo spokojnie a woda czyściutka.
Jezioro Garczyn© Magic
W Wieprznicy muszę niestety opuścić szlak, bo prowadzi przez posesję prywatną ograniczoną szlabanem. Niestety coraz więcej szlaków jest ograniczanych w ten sposób...
Zatrzymuję się w sklepie w Skorzewie, żeby kupić coś do picia. Przy okazji zauważam sympatyczny szyld :-)
Kop-ciuszek w Skorzewie :-)© Magic
Ze Skorzewa jadę dalej czerwonym szlakiem w kierunku Gołubia. W pewnym momencie zauważam "straszne" ostrzeżenia :-)
Straszne ostrzeżenie :-)© Magic
Przestraszony ostrzeżeniem ruszam dalej i po chwili docieram do Jeziora Dąbrowskiego - blisko jego brzegu stoi pokaźna drewniana chatka - Wichrowe Wzgórze.
Wichrowe Wzgórze© Magic
Jezioro Dąbrowskie© Magic
Dalej, wzdłuż Jeziora Dąbrowskiego, docieram do Gołubia, gdzie obieram azymut na Turze. Czasu zostało mi nie za dużo i jadę teraz szybciej nie zatrzymując się zbyt często. Pierwszy przystanek w Grabowie Kościerskim przy kościele.
Kościół w Grabowie Kościerskim© Magic
Chwilę później znów muszę się zatrzymać - trafiam na blokadę drogową :-)
Blokada drogowa w Grabowie© Magic
Jakoś udaje mi się ją sforsować i pędzę dalej. Dojeżdżam do drogi 224 i duży odcinek przejeżdżam asfaltem. Na polną drogę wjeżdżam dopiero za Starym Wiecem. Chwilę później przede mną ukazuje się Szczodrowski Młyn.
Szczodrowski Młyn© Magic
Dalej jadę przez Szczodrowo do Skarszew i dalej najkrótszą drogą do Turza.
Kościół w Szczodrowie© Magic
W sumie robię prawie 100km - byłoby więcej, ale muszę dziś załatwić jeszcze parę spraw a czas goni...
Wdzydze - jez. Kotel
Sobota, 8 września 2012 Kategoria < 25, Kaszuby, Krajoznawczo, Polska, Teren, Wdzydze
Km: | 17.72 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 01:01 | km/h: | 17.43 |
Pr. maks.: | 42.20 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 154154 ( 85%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 808kcal | Podjazdy: | 140m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając z obecności we Wdzydzach przejechałem się w miejsce, gdzie poluję na super ujęcie. Niestety słońce zawiodło i nic z moich planów nie wyszło...
Ale przynajmniej się przejechałem w tych ciekawych terenach.
A na koniec dnia magia zachodów - w tym miejscu są naprawdę niesamowite...
Ale przynajmniej się przejechałem w tych ciekawych terenach.
Krzyż przy czerwonym szlaku nad jez. Gołuń© Magic
Pole biwakowe nad jez. Gołuń© Magic
A na koniec dnia magia zachodów - w tym miejscu są naprawdę niesamowite...
Zachód na jeziorze Wdzydze© Magic
Magiczne drzewo© Magic
Nie róbcie tego przy drodze - nawet głęboko w lesie! :-)
Sobota, 19 maja 2012 Kategoria >100 km, Bory Tucholskie, Kaszuby, Kociewie, Polska, Teren, Wdzydze
Km: | 153.13 | Km teren: | 80.60 | Czas: | 07:37 | km/h: | 20.10 |
Pr. maks.: | 45.40 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 130( 72%) |
Kalorie: | 6020kcal | Podjazdy: | 980m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ten wpis miał mieć różne fantazyjne tytuły aż do momentu, kiedy wyjeżdżając zza zakrętu leśnej drogi ujrzałem widok niezwykły. Otóż jadę dość szybkim tempem, droga nierówna, cały rower się trzęsie, a ja widzę w oddali, jakieś 300-400 m przede mną "coś" podskakuje. Zafrapowało mnie to bardzo, najpierw myślałem, że ktoś się bawi z podskakującym psem, ale coś mi nie pasowało... Patrzę, patrzę i dalej nie wiem, co to za zabawa i kto tam się bawi... Pewnie nigdy bym się nie domyślił, gdyby nagle facet nie podskoczył sprężyście i sprawnie nie naciągnął gaci na goły tyłek. W ten oto sposób wszystko stało się jasne! :-)
Chciałem przejeżdżając twardo obok nich zawołać jak w tytule wpisu, ale się powstrzymałem - może lubią jak ktoś podgląda ;-)
Przyjechałem tu podglądać przyrodę, ale czasem spotkanie z ludźmi potrafi dać równie dużo radości :-)
No ale do sedna. Jak zwykle plan wyjazdu zrodził się w nocy z piątku na sobotę. Prognoza była dobra, więc czemu by nie przejechać jakimiś nie objechanymi jeszcze dalszymi trasami. Padło na Bory Tucholskie. W planie też były Wdzydze, ale tam nie udało się już zajechać.
Z rana pędzę na pociąg - zdążyłem na dwie minuty przed odjazdem. Jest dość chłodno - cieszę się, że wziąłem ze sobą bluzę. W Chojnicach jestem ok. 10.30 - tym razem nie zwiedzam miasta, tylko od razu kieruję się w kierunku parku narodowego.
Początkowo jadę zielonym szlakiem pieszym. Na wjeździe do Parku Narodowego Bory Tucholskie dowiaduję się, że trzeba kupić bilet. Problem w tym, że można to zrobić w dość odległych miejscach (nie ma nikogo na bramie) ale jedno z nich mam po drodze - tam spróbuję kupić bilet.
Szlak prowadzi wzdłuż kilku jeziorek ukrytych w borze - jest tu naprawdę uroczo tylko szkoda, że nie można dojechać do samych jeziorek. Zatrzymuję się przy leśniczówce Dębowa Góra - tu czasami sprzedają bilety do parku. Pukam, stukam, dzwonię, ale mimo, że ktoś jest w środku, to i tak mi nikt nie otwiera. Na wywieszonej kartce napis, że bilety sprzedawane są we wtorki i czwartki od 9.00 do 11.00... Ciekawe jakimi badaniami udało im się ustalić taką porę - zapewne są to godziny szczytu ruchu turystycznego w borach... :-)
Poddaję się i jadę dalej bez biletu (co jest zdecydowanie sprzeczne z moimi zasadami) :-(
Zatrzymuję się na odpoczynek nad pierwszym "dostępnym" jeziorem - Jeleń.
W jeziorze pływają płotki i okonie - widać, że mają się dobrze. Po odpoczynku jadę dalej zielonym a później przerzucam się na niebieski szlak do Swornychgaci.
Przed Swornymigaciami podziwiam jeszcze ogrom Jeziora Karsińskiego - fale dziś są tutaj jak na pełnym morzu.
Mijam też ciekawą reklamę :-)
Za Swornymigaciami wbijam się na niebieski Szlak Rzeki Zbrzycy, który pokrywa się z Greenway'em - chcę nimi dotrzeć w pobliże jeziora Wdzydze. Trasa ta, choć ciekawa, daje mi się jednak we znaki - bardzo dużo tu piachu i długimi odcinkami dość ciężko się jedzie... Ale jest bardzo ładnie!
Przedzierając się piachami kaszubskich lasów zbliżam się powoli do j. Wdzydze.
Niestety widzę, że czasu coraz mniej i muszę nieco zmodyfikować swoje plany. Nie dojadę do Wdzydz, żeby posiedzieć na przystani, więc zatrzymuję się na rybkę w małym barze przy szlaku.
Po szybkim posiłku ruszam już najkrótszą trasą w kierunku Tczewa. Jadę jeszcze kawałki lasem, ale większość drogi to teraz asfalty. Na jednym z leśnych skrzyżowań zauważam zamyślonego zająca. Jest na tyle zamyślony, że nie zauważa jak przejeżdżam i się zatrzymuję - dzięki temu udało mi się go uwiecznić.
Oprócz uwiecznionego tu zająca i parki opisanej na początku miałem jeszcze ciekawe spotkanie z lisem, który tak był zaaferowany grzebaniem w trawie, że zauważył mnie jak byłem jakieś 20 m przed nim, oraz z wiewiórką, która niestety nie chciała być sfotografowana :-(
Ogólnie dzień baaardzo udany!
Mapki bez dojazdu na PKP w Rokitkach. Niestety dwie, bo mi się Endo na jednym przystanku wyłączyło.
Chciałem przejeżdżając twardo obok nich zawołać jak w tytule wpisu, ale się powstrzymałem - może lubią jak ktoś podgląda ;-)
Przyjechałem tu podglądać przyrodę, ale czasem spotkanie z ludźmi potrafi dać równie dużo radości :-)
No ale do sedna. Jak zwykle plan wyjazdu zrodził się w nocy z piątku na sobotę. Prognoza była dobra, więc czemu by nie przejechać jakimiś nie objechanymi jeszcze dalszymi trasami. Padło na Bory Tucholskie. W planie też były Wdzydze, ale tam nie udało się już zajechać.
Z rana pędzę na pociąg - zdążyłem na dwie minuty przed odjazdem. Jest dość chłodno - cieszę się, że wziąłem ze sobą bluzę. W Chojnicach jestem ok. 10.30 - tym razem nie zwiedzam miasta, tylko od razu kieruję się w kierunku parku narodowego.
Ekspres Tczew-Chojnice na stacji w Chojnicach© Magic
Początkowo jadę zielonym szlakiem pieszym. Na wjeździe do Parku Narodowego Bory Tucholskie dowiaduję się, że trzeba kupić bilet. Problem w tym, że można to zrobić w dość odległych miejscach (nie ma nikogo na bramie) ale jedno z nich mam po drodze - tam spróbuję kupić bilet.
Bory Tucholskie - wjazd do parku narodowego© Magic
Szlak prowadzi wzdłuż kilku jeziorek ukrytych w borze - jest tu naprawdę uroczo tylko szkoda, że nie można dojechać do samych jeziorek. Zatrzymuję się przy leśniczówce Dębowa Góra - tu czasami sprzedają bilety do parku. Pukam, stukam, dzwonię, ale mimo, że ktoś jest w środku, to i tak mi nikt nie otwiera. Na wywieszonej kartce napis, że bilety sprzedawane są we wtorki i czwartki od 9.00 do 11.00... Ciekawe jakimi badaniami udało im się ustalić taką porę - zapewne są to godziny szczytu ruchu turystycznego w borach... :-)
Poddaję się i jadę dalej bez biletu (co jest zdecydowanie sprzeczne z moimi zasadami) :-(
Zatrzymuję się na odpoczynek nad pierwszym "dostępnym" jeziorem - Jeleń.
Opalanie nad Jeziorem Jeleń© Magic
W jeziorze pływają płotki i okonie - widać, że mają się dobrze. Po odpoczynku jadę dalej zielonym a później przerzucam się na niebieski szlak do Swornychgaci.
W Borach Tucholskich© Magic
Przed Swornymigaciami podziwiam jeszcze ogrom Jeziora Karsińskiego - fale dziś są tutaj jak na pełnym morzu.
Jezioro Karsińskie© Magic
Mijam też ciekawą reklamę :-)
Reklama przystani Kusznierewicza© Magic
Swornegacie© Magic
Za Swornymigaciami wbijam się na niebieski Szlak Rzeki Zbrzycy, który pokrywa się z Greenway'em - chcę nimi dotrzeć w pobliże jeziora Wdzydze. Trasa ta, choć ciekawa, daje mi się jednak we znaki - bardzo dużo tu piachu i długimi odcinkami dość ciężko się jedzie... Ale jest bardzo ładnie!
Tranquill nad Zbrzycą© Magic
Kościół w Leśnie© Magic
Przedzierając się piachami kaszubskich lasów zbliżam się powoli do j. Wdzydze.
Jezioro Lipno© Magic
Niestety widzę, że czasu coraz mniej i muszę nieco zmodyfikować swoje plany. Nie dojadę do Wdzydz, żeby posiedzieć na przystani, więc zatrzymuję się na rybkę w małym barze przy szlaku.
Tu Wda wpływa do jeziora Wdzydze© Magic
Po szybkim posiłku ruszam już najkrótszą trasą w kierunku Tczewa. Jadę jeszcze kawałki lasem, ale większość drogi to teraz asfalty. Na jednym z leśnych skrzyżowań zauważam zamyślonego zająca. Jest na tyle zamyślony, że nie zauważa jak przejeżdżam i się zatrzymuję - dzięki temu udało mi się go uwiecznić.
Gdzie ta stara się znowu szlaja... ;-)© Magic
Oprócz uwiecznionego tu zająca i parki opisanej na początku miałem jeszcze ciekawe spotkanie z lisem, który tak był zaaferowany grzebaniem w trawie, że zauważył mnie jak byłem jakieś 20 m przed nim, oraz z wiewiórką, która niestety nie chciała być sfotografowana :-(
Ogólnie dzień baaardzo udany!
Mapki bez dojazdu na PKP w Rokitkach. Niestety dwie, bo mi się Endo na jednym przystanku wyłączyło.