Wpisy archiwalne w kategorii
Bory Tucholskie
Dystans całkowity: | 376.91 km (w terenie 238.60 km; 63.30%) |
Czas w ruchu: | 20:55 |
Średnia prędkość: | 18.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.80 km/h |
Suma podjazdów: | 2464 m |
Maks. tętno maksymalne: | 167 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 136 (75 %) |
Suma kalorii: | 16987 kcal |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 125.64 km i 6h 58m |
Więcej statystyk |
Fojutowo - Wdzydze
Sobota, 15 czerwca 2013 Kategoria 50 - 100, Bory Tucholskie, Kaszuby, Krajoznawczo, Polska, Teren, Wda, Wdzydze
Km: | 98.84 | Km teren: | 65.00 | Czas: | 06:03 | km/h: | 16.34 |
Pr. maks.: | 48.80 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 136( 75%) |
Kalorie: | 5537kcal | Podjazdy: | 580m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wykorzystując wyjazd do Fojutowa wracam rowerem do domu. I etap (dziś) kieruję się do Wdzydz a jutro dalej.
Zaczynam od zwiedzenia najdłuższego w Polsce akweduktu.
Potem robimy małe kółeczko w 3-osobowym teamie i po krótkiej przerwie na lody sam ruszam dalej - zielonym szlakiem wzdłuż kanału Brdy.
Przed Rytlem droga prowadzi skarpą - na prawo kanał Brdy a na lewo dość sporo w dół sama Brda. I tu i tu widać duże ilości kajakarzy korzystających z pogody i uroków okolicy. W Rytlu widzę "kumulację" - kilkadziesiąt kajaków na brzegu Brdy.
Z Rytla jadę w kierunku Zapory (Mylof), gdzie zawsze można zjeść smacznego pstrąga. Tu zaczyna się Wielki Kanał Brdy.
Po dobrym obiedzie jadę dalej szlakami w kierunku Parku Narodowego Bory Tucholskie. Pogoda się robi "niefotograficzna", więc przemykam szybko parkiem (przy okazji zauważam ciekawe miejsca do dokładniejszego zwiedzenia w przyszłości) i znów znajduję się nad Brdą (w Drzewiczu).
Z Drzewicza kieruję się na Brusy. Kawałek dalej odkrywam nową ścieżkę rowerową - genialny pomysł w tym miejscu!
Dalej kieruję się najkrótszą drogą (wg GPS'a) do Wdzydz. Przed Leśnem zbaczam jednak widząc drogowskaz na kamienne kręgi - o tych wcześniej nie słyszałem.
Później pędzę już do "mety" - mam coraz większą ochotę odpocząć we wdzydzkim klimacie. Udaje mi się dojechać ponad godzinę przed zachodem, więc mogę spokojnie się odświeżyć, dobrze zjeść i nabrać energii na kolejny dzień przy muzyce "live" w stanicy wodnej.
/1419631
Zaczynam od zwiedzenia najdłuższego w Polsce akweduktu.
Akwedukt w Fojutowie - górą płynie Wielki Kanał Brdy a dołem Czerska Struga© Magic
Akwedukt w Fojutowie widziany od strony Czerskiej Strugi© Magic
Potem robimy małe kółeczko w 3-osobowym teamie i po krótkiej przerwie na lody sam ruszam dalej - zielonym szlakiem wzdłuż kanału Brdy.
Bobry rządzą w tej okolicy© Magic
Przed Rytlem droga prowadzi skarpą - na prawo kanał Brdy a na lewo dość sporo w dół sama Brda. I tu i tu widać duże ilości kajakarzy korzystających z pogody i uroków okolicy. W Rytlu widzę "kumulację" - kilkadziesiąt kajaków na brzegu Brdy.
Rytel w pełnej krasie© Magic
Spływ na Brdzie w Rytlu© Magic
Z Rytla jadę w kierunku Zapory (Mylof), gdzie zawsze można zjeść smacznego pstrąga. Tu zaczyna się Wielki Kanał Brdy.
Zapora (Mylof) - początek Wielkiego Kanału Brdy© Magic
Zapora (Mylof) - stopień wodny na Brdzie© Magic
Po dobrym obiedzie jadę dalej szlakami w kierunku Parku Narodowego Bory Tucholskie. Pogoda się robi "niefotograficzna", więc przemykam szybko parkiem (przy okazji zauważam ciekawe miejsca do dokładniejszego zwiedzenia w przyszłości) i znów znajduję się nad Brdą (w Drzewiczu).
Park Narodowy Bory Tucholskie - wjazd© Magic
Brda wypływa z jeziora Łąckie© Magic
Z Drzewicza kieruję się na Brusy. Kawałek dalej odkrywam nową ścieżkę rowerową - genialny pomysł w tym miejscu!
Ścieżka rowerowa z Wielkich Chełmów w kierunku Drzewicza© Magic
Dalej kieruję się najkrótszą drogą (wg GPS'a) do Wdzydz. Przed Leśnem zbaczam jednak widząc drogowskaz na kamienne kręgi - o tych wcześniej nie słyszałem.
Kamienne kręgi koło Leśna© Magic
Później pędzę już do "mety" - mam coraz większą ochotę odpocząć we wdzydzkim klimacie. Udaje mi się dojechać ponad godzinę przed zachodem, więc mogę spokojnie się odświeżyć, dobrze zjeść i nabrać energii na kolejny dzień przy muzyce "live" w stanicy wodnej.
Wieczór nad Wdzydzami© Magic
Nieoczekiwana atrakcja - przelot lampionów© Magic
/1419631
Nie róbcie tego przy drodze - nawet głęboko w lesie! :-)
Sobota, 19 maja 2012 Kategoria >100 km, Bory Tucholskie, Kaszuby, Kociewie, Polska, Teren, Wdzydze
Km: | 153.13 | Km teren: | 80.60 | Czas: | 07:37 | km/h: | 20.10 |
Pr. maks.: | 45.40 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 130( 72%) |
Kalorie: | 6020kcal | Podjazdy: | 980m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ten wpis miał mieć różne fantazyjne tytuły aż do momentu, kiedy wyjeżdżając zza zakrętu leśnej drogi ujrzałem widok niezwykły. Otóż jadę dość szybkim tempem, droga nierówna, cały rower się trzęsie, a ja widzę w oddali, jakieś 300-400 m przede mną "coś" podskakuje. Zafrapowało mnie to bardzo, najpierw myślałem, że ktoś się bawi z podskakującym psem, ale coś mi nie pasowało... Patrzę, patrzę i dalej nie wiem, co to za zabawa i kto tam się bawi... Pewnie nigdy bym się nie domyślił, gdyby nagle facet nie podskoczył sprężyście i sprawnie nie naciągnął gaci na goły tyłek. W ten oto sposób wszystko stało się jasne! :-)
Chciałem przejeżdżając twardo obok nich zawołać jak w tytule wpisu, ale się powstrzymałem - może lubią jak ktoś podgląda ;-)
Przyjechałem tu podglądać przyrodę, ale czasem spotkanie z ludźmi potrafi dać równie dużo radości :-)
No ale do sedna. Jak zwykle plan wyjazdu zrodził się w nocy z piątku na sobotę. Prognoza była dobra, więc czemu by nie przejechać jakimiś nie objechanymi jeszcze dalszymi trasami. Padło na Bory Tucholskie. W planie też były Wdzydze, ale tam nie udało się już zajechać.
Z rana pędzę na pociąg - zdążyłem na dwie minuty przed odjazdem. Jest dość chłodno - cieszę się, że wziąłem ze sobą bluzę. W Chojnicach jestem ok. 10.30 - tym razem nie zwiedzam miasta, tylko od razu kieruję się w kierunku parku narodowego.
Początkowo jadę zielonym szlakiem pieszym. Na wjeździe do Parku Narodowego Bory Tucholskie dowiaduję się, że trzeba kupić bilet. Problem w tym, że można to zrobić w dość odległych miejscach (nie ma nikogo na bramie) ale jedno z nich mam po drodze - tam spróbuję kupić bilet.
Szlak prowadzi wzdłuż kilku jeziorek ukrytych w borze - jest tu naprawdę uroczo tylko szkoda, że nie można dojechać do samych jeziorek. Zatrzymuję się przy leśniczówce Dębowa Góra - tu czasami sprzedają bilety do parku. Pukam, stukam, dzwonię, ale mimo, że ktoś jest w środku, to i tak mi nikt nie otwiera. Na wywieszonej kartce napis, że bilety sprzedawane są we wtorki i czwartki od 9.00 do 11.00... Ciekawe jakimi badaniami udało im się ustalić taką porę - zapewne są to godziny szczytu ruchu turystycznego w borach... :-)
Poddaję się i jadę dalej bez biletu (co jest zdecydowanie sprzeczne z moimi zasadami) :-(
Zatrzymuję się na odpoczynek nad pierwszym "dostępnym" jeziorem - Jeleń.
W jeziorze pływają płotki i okonie - widać, że mają się dobrze. Po odpoczynku jadę dalej zielonym a później przerzucam się na niebieski szlak do Swornychgaci.
Przed Swornymigaciami podziwiam jeszcze ogrom Jeziora Karsińskiego - fale dziś są tutaj jak na pełnym morzu.
Mijam też ciekawą reklamę :-)
Za Swornymigaciami wbijam się na niebieski Szlak Rzeki Zbrzycy, który pokrywa się z Greenway'em - chcę nimi dotrzeć w pobliże jeziora Wdzydze. Trasa ta, choć ciekawa, daje mi się jednak we znaki - bardzo dużo tu piachu i długimi odcinkami dość ciężko się jedzie... Ale jest bardzo ładnie!
Przedzierając się piachami kaszubskich lasów zbliżam się powoli do j. Wdzydze.
Niestety widzę, że czasu coraz mniej i muszę nieco zmodyfikować swoje plany. Nie dojadę do Wdzydz, żeby posiedzieć na przystani, więc zatrzymuję się na rybkę w małym barze przy szlaku.
Po szybkim posiłku ruszam już najkrótszą trasą w kierunku Tczewa. Jadę jeszcze kawałki lasem, ale większość drogi to teraz asfalty. Na jednym z leśnych skrzyżowań zauważam zamyślonego zająca. Jest na tyle zamyślony, że nie zauważa jak przejeżdżam i się zatrzymuję - dzięki temu udało mi się go uwiecznić.
Oprócz uwiecznionego tu zająca i parki opisanej na początku miałem jeszcze ciekawe spotkanie z lisem, który tak był zaaferowany grzebaniem w trawie, że zauważył mnie jak byłem jakieś 20 m przed nim, oraz z wiewiórką, która niestety nie chciała być sfotografowana :-(
Ogólnie dzień baaardzo udany!
Mapki bez dojazdu na PKP w Rokitkach. Niestety dwie, bo mi się Endo na jednym przystanku wyłączyło.
Chciałem przejeżdżając twardo obok nich zawołać jak w tytule wpisu, ale się powstrzymałem - może lubią jak ktoś podgląda ;-)
Przyjechałem tu podglądać przyrodę, ale czasem spotkanie z ludźmi potrafi dać równie dużo radości :-)
No ale do sedna. Jak zwykle plan wyjazdu zrodził się w nocy z piątku na sobotę. Prognoza była dobra, więc czemu by nie przejechać jakimiś nie objechanymi jeszcze dalszymi trasami. Padło na Bory Tucholskie. W planie też były Wdzydze, ale tam nie udało się już zajechać.
Z rana pędzę na pociąg - zdążyłem na dwie minuty przed odjazdem. Jest dość chłodno - cieszę się, że wziąłem ze sobą bluzę. W Chojnicach jestem ok. 10.30 - tym razem nie zwiedzam miasta, tylko od razu kieruję się w kierunku parku narodowego.
Ekspres Tczew-Chojnice na stacji w Chojnicach© Magic
Początkowo jadę zielonym szlakiem pieszym. Na wjeździe do Parku Narodowego Bory Tucholskie dowiaduję się, że trzeba kupić bilet. Problem w tym, że można to zrobić w dość odległych miejscach (nie ma nikogo na bramie) ale jedno z nich mam po drodze - tam spróbuję kupić bilet.
Bory Tucholskie - wjazd do parku narodowego© Magic
Szlak prowadzi wzdłuż kilku jeziorek ukrytych w borze - jest tu naprawdę uroczo tylko szkoda, że nie można dojechać do samych jeziorek. Zatrzymuję się przy leśniczówce Dębowa Góra - tu czasami sprzedają bilety do parku. Pukam, stukam, dzwonię, ale mimo, że ktoś jest w środku, to i tak mi nikt nie otwiera. Na wywieszonej kartce napis, że bilety sprzedawane są we wtorki i czwartki od 9.00 do 11.00... Ciekawe jakimi badaniami udało im się ustalić taką porę - zapewne są to godziny szczytu ruchu turystycznego w borach... :-)
Poddaję się i jadę dalej bez biletu (co jest zdecydowanie sprzeczne z moimi zasadami) :-(
Zatrzymuję się na odpoczynek nad pierwszym "dostępnym" jeziorem - Jeleń.
Opalanie nad Jeziorem Jeleń© Magic
W jeziorze pływają płotki i okonie - widać, że mają się dobrze. Po odpoczynku jadę dalej zielonym a później przerzucam się na niebieski szlak do Swornychgaci.
W Borach Tucholskich© Magic
Przed Swornymigaciami podziwiam jeszcze ogrom Jeziora Karsińskiego - fale dziś są tutaj jak na pełnym morzu.
Jezioro Karsińskie© Magic
Mijam też ciekawą reklamę :-)
Reklama przystani Kusznierewicza© Magic
Swornegacie© Magic
Za Swornymigaciami wbijam się na niebieski Szlak Rzeki Zbrzycy, który pokrywa się z Greenway'em - chcę nimi dotrzeć w pobliże jeziora Wdzydze. Trasa ta, choć ciekawa, daje mi się jednak we znaki - bardzo dużo tu piachu i długimi odcinkami dość ciężko się jedzie... Ale jest bardzo ładnie!
Tranquill nad Zbrzycą© Magic
Kościół w Leśnie© Magic
Przedzierając się piachami kaszubskich lasów zbliżam się powoli do j. Wdzydze.
Jezioro Lipno© Magic
Niestety widzę, że czasu coraz mniej i muszę nieco zmodyfikować swoje plany. Nie dojadę do Wdzydz, żeby posiedzieć na przystani, więc zatrzymuję się na rybkę w małym barze przy szlaku.
Tu Wda wpływa do jeziora Wdzydze© Magic
Po szybkim posiłku ruszam już najkrótszą trasą w kierunku Tczewa. Jadę jeszcze kawałki lasem, ale większość drogi to teraz asfalty. Na jednym z leśnych skrzyżowań zauważam zamyślonego zająca. Jest na tyle zamyślony, że nie zauważa jak przejeżdżam i się zatrzymuję - dzięki temu udało mi się go uwiecznić.
Gdzie ta stara się znowu szlaja... ;-)© Magic
Oprócz uwiecznionego tu zająca i parki opisanej na początku miałem jeszcze ciekawe spotkanie z lisem, który tak był zaaferowany grzebaniem w trawie, że zauważył mnie jak byłem jakieś 20 m przed nim, oraz z wiewiórką, która niestety nie chciała być sfotografowana :-(
Ogólnie dzień baaardzo udany!
Mapki bez dojazdu na PKP w Rokitkach. Niestety dwie, bo mi się Endo na jednym przystanku wyłączyło.
Znów do Wdy...
Sobota, 14 kwietnia 2012 Kategoria Kociewie, Wda, Teren, >100 km, Bory Tucholskie
Km: | 124.94 | Km teren: | 93.00 | Czas: | 07:15 | km/h: | 17.23 |
Pr. maks.: | 42.70 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 167167 ( 92%) | HRavg | 131( 72%) |
Kalorie: | 5430kcal | Podjazdy: | 904m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Urocze miejsca nad Wdą - po to, żeby je znów zobaczyć konkretnie się dziś "nakręciłem". Ale po kolei...
Wreszcie wolna (od innych zajęć) sobota! W piątek wieczorem zdecydowałem, że tym razem się "skatuję" rowerowo. No i udało się :-)
Miał być wyjazd do Murowanej Gośliny, ale nie wypalił i trzeba było coś innego wymyśleć. Do piątku nie miałem planu, ale zauważyłem na RWM, że jest wycieczka do Wdy. A Wda jak to Wda - bardzo mnie ciągnie do siebie. Więc decyzja nie była trudna.
Dołączyłem do dwuosobowej ekipy (Padre i Zbychu) w pociągu, którym dojechaliśmy do Warlubia.
Z Warlubia ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Wdy. Początkowo parę kilometrów asfaltem do Bąkowskiego Młyna.
Od Bąkowskiego młyna jedziemy już lasem i leśnymi drogami (cały czas czerwonym szlakiem wzdłuż Mątawy). Pierwszy odcinek nieco zniechęca, cały czas kopiemy się w piachu, ale po chwili droga się znacznie poprawia i możemy już spokojnie pędzić dalej.
Wyjechaliśmy na tyle wcześnie, że jeszcze przed Wdą kilkukrotnie napotkaliśmy dość duże stada saren i pokaźnych jeleni - czułem się jakby prowadziły nas przez las biegnąć równolegle do naszego szlaku.
W Lipinkach robimy pierwszy dłuższy postój na zakupy i posiłek.
W Lipinkach zauważam jeszcze coś, co mnie zafascynowało - reklama firmy, która montowała okna zanim jeszcze powstała - to się nazywa tradycja! :-)
Zwracam uwagę na napis "10 lat tradycji" - okno (i budynek) mają na pewno więcej lat :-)
Z Lipinek jedziemy dalej czerwonym szlakiem aż do Starej Rzeki, gdzie witamy się z Wdą. Po drodze mijamy jeszcze rezerwaty Miedzno i Brzęki.
W Starej Rzece "przeskakujemy" z czerwonego na żółty szlak, którym jedziemy wzdłuż Wdy w górę rzeki. 3 kilometry dalej robimy drugi dłuższy postój, aby się posilić i w spokoju popodziwiać piękno Wdy. Miejsce to nazwałem kiedyś "Cudo" - nieco więcej o nim można poczytać tu.
Po odpoczynku jedziemy dalej wzdłuż Wdy. Teraz kierujemy się do rezerwatu Krzywe Koło Pętli Wdy. Chcemy dostać się do zakola Wdy. Niestety, niepotrzebnie przejeżdżamy na drugą stronę rzeki w Błędnie i dojeżdżamy do zakola od jego zewnętrznej strony. Ale i tu jest pięknie.
Jeździmy jeszcze trochę wzdłuż Wdy szukając kolejnych zakoli i wreszcie po przejechaniu około 60 kilometrów dojeżdżamy do miejsca zwanego Szlaga Młyn, gdzie kończy się nasza wspólna jazda. Stąd Padre i Zbychu ruszają w kierunku Smętowa a ja "ciągnę" dalej do Wdy i później "na Tczew".
Jeszcze przed Wdą zatrzymuję się w dwóch ciekawych miejscach: na parkingu nad Wdą oraz przy Wdeckim Młynie, gdzie znajduje się duże pole namiotowe przygotowane dla płynących Wdą kajakarzy.
Z Wdeckiego Młyna miałem jechać do Wdy i później w kierunku Grabowa do zielonego szlaku, którym przez Pelplin chciałem dojechać do Tczewa. Tymczasem we Wdeckim Młynie natrafiłem na inny zielony szlak - rowerowy Szlak Jeziorny, który przez Lubichowo i Starogard Gd. prowadzi do Szpęgawska i dalej Skarszew. Skorzystałem więc z tej okazji, żeby zapoznać się ze szlakiem, który często widuję w okolicach Jez. Zduńskiego. Niestety, jak się później okazało, nie był to najlepszy wybór...
Po sesji zdjęciowej we Wdeckim Młynie jadę już bezpośrednio do Wdy. Za Wdą szlak prowadzi jeszcze chwilę lasem (ten odcinek jest OK), ale od Wilczych Błot zaczyna się męka - szlak prowadzi teraz w większości szutrowymi drogami, na których na zmianę bardzo przeszkadzają albo piach albo twarda "tarka", której strasznie nie lubię. Na dodatek robi się chłodniej i wzmaga się nieprzychylny wiatr. Dobrze, że słońce nie zawodzi.
Jestem (moje ręce) tak zmęczony jazdą po "tarce", że rzadziej teraz zatrzymuje się na zdjęcia chcąc jak najszybciej mieć to za sobą. Pierwsze miejsce, które mnie zaintrygowało, to odcinek drogi koło Jeziora Sumińskiego, gdzie stoją monumentalne poprzycinane drzewa (a właściwie "łyse" pnie) - nie wiem czemu ten widok skojarzył mi się z niedawno widzianym filmem "Starcie Tytanów" :-)
Chwilę później dojeżdżam do Sumina. Tu zauważam ładną panoramę z gniazdem bocianim na pierwszym planie. Jak się okazuje po dłuższej obserwacji jest to sztuczny bocian - parę minut czekałem aż się ruszy, a on, skubany, ani drgnął! :-)
Nieco jestem zaskoczony, że szlak nie prowadzi przez Wirty i okolice jez. Borzechowskiego. W końcu ze Szteklina do Wirtów jest ok. 2 km w linii prostej, ale cóż... Jadę dalej... Niedaleko już do Starogardu. Miasto przejeżdżam "na azymut" - tu oznaczenie szlaku jest dużo gorsze niż wcześniej i parę razy go gubię, ale tylko na chwilkę.
Za Starogardem droga na Rywałd - dawno nie widziałem tak połatanego asfaltu.
Na szczęście to tylko 3 km... Z Rywałdu jadę ostatni odcinek zielonym szlakiem do Szpęgawska, a później kieruję się już na Wędkowy i standardowym moim szlakiem do Tczewa. Po drodze robię jeszcze kilka fotek m.in. domu w Zwierzynku - zawsze jak tam jestem jest już po zachodzie a tym razem udało mi się tam zajechać w dobrym momencie więc wykorzystałem tę okazję.
I jeszcze ostatnie zdjęcie koło Rokitek - to też skojarzyło mi się z tytułem filmu "Przeminęło z wiatrem" :-)
Teraz już naprawdę pędzę do domu, bo zrobiło się przejmująco chłodno - potrzebna mi gorąca kąpiel i gorąca herbatka (wreszcie!).
Miejsce nazwane przeze mnie "Cudo" (Wda)© Magic
Wreszcie wolna (od innych zajęć) sobota! W piątek wieczorem zdecydowałem, że tym razem się "skatuję" rowerowo. No i udało się :-)
Miał być wyjazd do Murowanej Gośliny, ale nie wypalił i trzeba było coś innego wymyśleć. Do piątku nie miałem planu, ale zauważyłem na RWM, że jest wycieczka do Wdy. A Wda jak to Wda - bardzo mnie ciągnie do siebie. Więc decyzja nie była trudna.
Dołączyłem do dwuosobowej ekipy (Padre i Zbychu) w pociągu, którym dojechaliśmy do Warlubia.
Galeria Kociewska już prawie gotowa© Magic
Z Warlubia ruszamy czerwonym szlakiem w kierunku Wdy. Początkowo parę kilometrów asfaltem do Bąkowskiego Młyna.
Ekipa przy Bąkowskim Młynie© Magic
Od Bąkowskiego młyna jedziemy już lasem i leśnymi drogami (cały czas czerwonym szlakiem wzdłuż Mątawy). Pierwszy odcinek nieco zniechęca, cały czas kopiemy się w piachu, ale po chwili droga się znacznie poprawia i możemy już spokojnie pędzić dalej.
Wyjechaliśmy na tyle wcześnie, że jeszcze przed Wdą kilkukrotnie napotkaliśmy dość duże stada saren i pokaźnych jeleni - czułem się jakby prowadziły nas przez las biegnąć równolegle do naszego szlaku.
Tu na polanie wypatrzyliśmy pierwsze większe zwierzaki - żurawie© Magic
W Lipinkach robimy pierwszy dłuższy postój na zakupy i posiłek.
Lipinki witają nas wozem konnym© Magic
Ekipa przed kościołem w Lipinkach© Magic
W Lipinkach zauważam jeszcze coś, co mnie zafascynowało - reklama firmy, która montowała okna zanim jeszcze powstała - to się nazywa tradycja! :-)
Zwracam uwagę na napis "10 lat tradycji" - okno (i budynek) mają na pewno więcej lat :-)
Okna z tradycjami :-)© Magic
Z Lipinek jedziemy dalej czerwonym szlakiem aż do Starej Rzeki, gdzie witamy się z Wdą. Po drodze mijamy jeszcze rezerwaty Miedzno i Brzęki.
Koło rezerwatu Miedzno© Magic
Przywitanie z Wdą w Starej Rzece© Magic
W Starej Rzece "przeskakujemy" z czerwonego na żółty szlak, którym jedziemy wzdłuż Wdy w górę rzeki. 3 kilometry dalej robimy drugi dłuższy postój, aby się posilić i w spokoju popodziwiać piękno Wdy. Miejsce to nazwałem kiedyś "Cudo" - nieco więcej o nim można poczytać tu.
Podziwiamy piękno Wdy© Magic
Po odpoczynku jedziemy dalej wzdłuż Wdy. Teraz kierujemy się do rezerwatu Krzywe Koło Pętli Wdy. Chcemy dostać się do zakola Wdy. Niestety, niepotrzebnie przejeżdżamy na drugą stronę rzeki w Błędnie i dojeżdżamy do zakola od jego zewnętrznej strony. Ale i tu jest pięknie.
Drogowskaz w Borach Tucholskich© Magic
Rezerwat Krzywe Koło Pętli Wdy© Magic
Bobry tu były...© Magic
Rower kontempluje nad Wdą© Magic
Jeździmy jeszcze trochę wzdłuż Wdy szukając kolejnych zakoli i wreszcie po przejechaniu około 60 kilometrów dojeżdżamy do miejsca zwanego Szlaga Młyn, gdzie kończy się nasza wspólna jazda. Stąd Padre i Zbychu ruszają w kierunku Smętowa a ja "ciągnę" dalej do Wdy i później "na Tczew".
Jeszcze przed Wdą zatrzymuję się w dwóch ciekawych miejscach: na parkingu nad Wdą oraz przy Wdeckim Młynie, gdzie znajduje się duże pole namiotowe przygotowane dla płynących Wdą kajakarzy.
Wda koło jeziora Jelonek© Magic
Wdecki Młyn© Magic
Wiosna nieśmiało się budzi - pierwsze przylaszczki© Magic
Z Wdeckiego Młyna miałem jechać do Wdy i później w kierunku Grabowa do zielonego szlaku, którym przez Pelplin chciałem dojechać do Tczewa. Tymczasem we Wdeckim Młynie natrafiłem na inny zielony szlak - rowerowy Szlak Jeziorny, który przez Lubichowo i Starogard Gd. prowadzi do Szpęgawska i dalej Skarszew. Skorzystałem więc z tej okazji, żeby zapoznać się ze szlakiem, który często widuję w okolicach Jez. Zduńskiego. Niestety, jak się później okazało, nie był to najlepszy wybór...
Po sesji zdjęciowej we Wdeckim Młynie jadę już bezpośrednio do Wdy. Za Wdą szlak prowadzi jeszcze chwilę lasem (ten odcinek jest OK), ale od Wilczych Błot zaczyna się męka - szlak prowadzi teraz w większości szutrowymi drogami, na których na zmianę bardzo przeszkadzają albo piach albo twarda "tarka", której strasznie nie lubię. Na dodatek robi się chłodniej i wzmaga się nieprzychylny wiatr. Dobrze, że słońce nie zawodzi.
Jestem (moje ręce) tak zmęczony jazdą po "tarce", że rzadziej teraz zatrzymuje się na zdjęcia chcąc jak najszybciej mieć to za sobą. Pierwsze miejsce, które mnie zaintrygowało, to odcinek drogi koło Jeziora Sumińskiego, gdzie stoją monumentalne poprzycinane drzewa (a właściwie "łyse" pnie) - nie wiem czemu ten widok skojarzył mi się z niedawno widzianym filmem "Starcie Tytanów" :-)
Starcie Tytanów - droga koło Szteklina© Magic
Chwilę później dojeżdżam do Sumina. Tu zauważam ładną panoramę z gniazdem bocianim na pierwszym planie. Jak się okazuje po dłuższej obserwacji jest to sztuczny bocian - parę minut czekałem aż się ruszy, a on, skubany, ani drgnął! :-)
Panorama Sumina© Magic
Nieco jestem zaskoczony, że szlak nie prowadzi przez Wirty i okolice jez. Borzechowskiego. W końcu ze Szteklina do Wirtów jest ok. 2 km w linii prostej, ale cóż... Jadę dalej... Niedaleko już do Starogardu. Miasto przejeżdżam "na azymut" - tu oznaczenie szlaku jest dużo gorsze niż wcześniej i parę razy go gubię, ale tylko na chwilkę.
Za Starogardem droga na Rywałd - dawno nie widziałem tak połatanego asfaltu.
Na szczęście to tylko 3 km... Z Rywałdu jadę ostatni odcinek zielonym szlakiem do Szpęgawska, a później kieruję się już na Wędkowy i standardowym moim szlakiem do Tczewa. Po drodze robię jeszcze kilka fotek m.in. domu w Zwierzynku - zawsze jak tam jestem jest już po zachodzie a tym razem udało mi się tam zajechać w dobrym momencie więc wykorzystałem tę okazję.
Chatka koło Zwierzynka© Magic
I jeszcze ostatnie zdjęcie koło Rokitek - to też skojarzyło mi się z tytułem filmu "Przeminęło z wiatrem" :-)
Przeminęło z wiatrem - widok na Rokitki© Magic
Teraz już naprawdę pędzę do domu, bo zrobiło się przejmująco chłodno - potrzebna mi gorąca kąpiel i gorąca herbatka (wreszcie!).