Łódki z wody - zima idzie!
Niedziela, 2 grudnia 2012
Km: | 66.17 | Km teren: | 13.00 | Czas: | 03:20 | km/h: | 19.85 |
Pr. maks.: | 43.90 | Temperatura: | 0.0°C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 144( 80%) |
Kalorie: | 3405kcal | Podjazdy: | 304m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pogoda się poprawiła, więc skorzystałem z okazji i wybrałem się na nieco dłuższy dystansik - ścieżką rowerową ze Złocieńca do Połczyna.
Początkowo nieco odbiłem od ścieżki - lasem koło Skąpego i Czarnówka a następnie szlakiem pieszym - tu było nieco przedzierania się mało uczęszczanym szlakiem.
Później już asfaltem nad Siecino - tam musiałem pomóc w uroczystym posezonowym antywodowaniu łódki taty. ;-)
Po spełnieniu zaszczytnego obowiązku dalej już swobodnie ruszam w kierunku Gawrońca, gdzie wjeżdżam na ścieżkę rowerową, którą dalej kieruję się do Połczyna (i później z powrotem).
Początkowo pogoda dopisuje, słońce często przebija się przez gęste chmury, nie wieje, jest przyjemnie. Niestety przed Połczynem sytuacja się pogarsza - coraz mniej słońca, odczuwalna jest duża wilgoć. Robi się nieprzyjemnie.
7 km przed końcem ścieżki zastanawiam się, czy jechać dalej, czy wracać - wiem, że przede mną zjazd do Połczyna, a nie za bardzo chce mi się później wspinać w drodze powrotnej. Jednak jadę dalej - cały czas w dół, więc wieje mi bardziej i robi się jeszcze chłodniej... Przed chwilą byłem na 233 m n.p.m. a kończę na 131 m n.p.m. Nie spodziewałem się, że będę musiał wjeżdżać ponad 100 m! Teraz już nie mam wyboru - muszę się wspinać.
Jak już się wdrapałem ponownie na 233 m nie pozostało mi nic jak pędzić jak najszybciej do Złocieńca, żeby zdążyć przed zachodem. Pogoda się nie poprawia, więc pomimo, że widzę co chwilę a to stada saren a to myszołowy a to koty, światło nie pozwala mi zrobić im jakiegoś ciekawego zdjęcia...
Mała nagroda spotyka mnie dopiero w Złocieńcu, gdzie docieram tuż po zachodzie a słońce łaskawie podświetla jeszcze panoramę miasta.
Początkowo nieco odbiłem od ścieżki - lasem koło Skąpego i Czarnówka a następnie szlakiem pieszym - tu było nieco przedzierania się mało uczęszczanym szlakiem.
Jesień to czy już zima... ?© Magic
Później już asfaltem nad Siecino - tam musiałem pomóc w uroczystym posezonowym antywodowaniu łódki taty. ;-)
Łódka jeszcze przed zejściem na ląd© Magic
Po spełnieniu zaszczytnego obowiązku dalej już swobodnie ruszam w kierunku Gawrońca, gdzie wjeżdżam na ścieżkę rowerową, którą dalej kieruję się do Połczyna (i później z powrotem).
Ostatnie ślady jesieni© Magic
Początkowo pogoda dopisuje, słońce często przebija się przez gęste chmury, nie wieje, jest przyjemnie. Niestety przed Połczynem sytuacja się pogarsza - coraz mniej słońca, odczuwalna jest duża wilgoć. Robi się nieprzyjemnie.
Ścieżka przed Połczynem© Magic
7 km przed końcem ścieżki zastanawiam się, czy jechać dalej, czy wracać - wiem, że przede mną zjazd do Połczyna, a nie za bardzo chce mi się później wspinać w drodze powrotnej. Jednak jadę dalej - cały czas w dół, więc wieje mi bardziej i robi się jeszcze chłodniej... Przed chwilą byłem na 233 m n.p.m. a kończę na 131 m n.p.m. Nie spodziewałem się, że będę musiał wjeżdżać ponad 100 m! Teraz już nie mam wyboru - muszę się wspinać.
Jak już się wdrapałem ponownie na 233 m nie pozostało mi nic jak pędzić jak najszybciej do Złocieńca, żeby zdążyć przed zachodem. Pogoda się nie poprawia, więc pomimo, że widzę co chwilę a to stada saren a to myszołowy a to koty, światło nie pozwala mi zrobić im jakiegoś ciekawego zdjęcia...
Mała nagroda spotyka mnie dopiero w Złocieńcu, gdzie docieram tuż po zachodzie a słońce łaskawie podświetla jeszcze panoramę miasta.
Złocieniecki kościół o zachodzie© Magic