blog rowerowy

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Znajomi

wszyscy znajomi(28)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Magic.bikestats.pl

linki

Powrót po tygodniu przerwy

Poniedziałek, 24 października 2011
Km: 41.07 Km teren: 29.00 Czas: 01:52 km/h: 22.00
Pr. maks.: 42.90 Temperatura: 8.0°C HRmax: 167167 ( 92%) HRavg 145( 80%)
Kalorie: 1594kcal Podjazdy: 376m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Wieczorno-nocny przejazd. Połączenie terenu (pierwsza część ok. 28 km) i powrotu z Turza (ok. 13 km). Fajnie było znów wsiąść na rower :-)

Łapanie złotej jesieni - z Łapina wieeeelkim łukiem do Tczewa

Niedziela, 16 października 2011
Km: 92.34 Km teren: 60.00 Czas: 05:09 km/h: 17.93
Pr. maks.: 43.30 Temperatura: 8.0°C HRmax: 158158 ( 87%) HRavg 126( 70%)
Kalorie: 3527kcal Podjazdy: 942m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Z rana stwierdziłem, że skoro rower się znów wczoraj zbiesił, to ja mu dziś pokażę!
Wyjeżdżam ok. 11.00 (na wszelki wypadek biorę ze sobą trzy (!) zapasowe śruby do sztycy) i, podobnie jak wczoraj, kieruję się w kierunku Jaru Reknicy. Jestem tak blisko, że nie mogę ominąć tego pięknego miejsca.
Jar Reknicy © Magic

Spędzam tu dość dużo czasu, ale mniej niż wczoraj - mam zdecydowanie więcej drogi przed sobą. Wyjeżdżając z jaru napotykam stadko kóz wylegujące się na słońcu.
Stadko przy drodze © Magic

Dalej kieruję się na Borcz. Ponieważ preferuję leśne drogi decyduję się na wjazd do lasu zaraz za Marszewem. Okazuje się, że ten skrót niemal nie wymusił na mnie zawracania, ale udaje mi się przedrzeć leśnymi bezdrożami i docieram do leśnej "autostrady", którą dojeżdżam do samego Borcza.
Hotel Spichrz w Borczu © Magic

W Borczu spotykam dwóch rezolutnych chłopaków, których pytam o drogę. Tłumaczą mi, że nie ma drogi tam, gdzie w rzeczywistości była i ostatecznie to oni się dużo więcej ode mnie dowiadują niż ja od nich. :) Po krótkiej pogawędce i sprawdzeniu mapy ruszam czarnym szlakiem w kierunku niebieskiego i Jaru Rzeki Raduni. Po drodze zajeżdżam do kamiennych kręgów w Trątkownicy (Kamienne kręgi w Trątkownicy).
Kamienne kręgi w Trątkownicy © Magic

Dwa-trzy kilometry dalej jest już Jar Rzeki Raduni - schodzę do niego stromym wąwozem. Jestem tu po raz pierwszy i muszę przyznać, że zrobił on na mnie bardzo duże wrażenie. Radunia jest rzeką dużo większą niż Reknica, jar też jest większy. Woda płynie bardzo szybko, a miejsce sprawia wrażenie całkowicie dzikiego. Zastanawia mnie jak wyglądają tu spływy kajakowe - to musi być prawdziwe wyzwanie dla płynących tędy kajakarzy.
Jar Rzeki Raduni © Magic

Dla mnie wyzwaniem na dziś okazuje się przeprawa przez Radunię. Jest tu co prawda mostek i pewnie dość łatwo można go sforsować pieszemu, ale ja mam ze sobą rower, który sam się nie przeprawi... Problem w tym, że z tej strony "mostek" oznacza mokrą (czyli bardzo śliską) pochyłą belkę na którą trzeba się wdrapać, żeby wejść na właściwy mostek. Podejmuję pierwszą próbę z rowerem w prawej ręce - nic z tego, nie dam rady wdrapać się po belce a na dodatek dość mocno tracę równowagę... Ale się utrzymuję na belce, ufff :) Druga próba - na drugą nogę - też nic z tego. I co teraz? Ani tak, ani tak, roweru nie postawię na dnie, żeby się podeprzeć, bo za głęboko, nie wniosę na mostek, bo za ślisko i nie da rady bez oparcia... W końcu wymyśliłem - znajduję długą i mocną gałąź, którą zamierzam się podpierać w czasie przeprawy, łapię ją w lewą rękę, rower w prawą i prę na mostek! Teraz jest nieco stabilniej, ale wciąz niezbyt łatwo. Udaje mi się rower postawić na górze (szkoda, że nikt tego nie fotografował :)) - jakoś stoi. Dzięki temu sam też mogę się wdrapać na górę a dalej to już "pestka". Jestem wreszcie na drugiej stronie - cały i suchy i z rowerem!
Mostek na Raduni © Magic

Po tych mrożących krew w żyłach momentach jadę dalej w kierunku Kartuz. Chciałem przed Kartuzami skręcić na Ostrzyce i tam dojechać, ale widząc, że czasu zaczyna nieco brakować robię duży nawrót i kieruję się już na południe - zjem obiad w Przywidzu zamiast Ostrzyc. Mijam Somonino, a zatrzymuję się na chwilę w Hopowie - tu przy drodze zbudowana została okazała Droga Krzyżowa.
Droga Krzyżowa w Hopowie © Magic

Dalej przez Nową Wieś Przywidzką i Jezioro Głęboczko dojeżdżam ok. 16.30 do Przywidza, gdzie w pierogarni, w wyborowym towarzystwie, jem przepyszne pierogi z pieczarkami (najważniejsze, że towarzystwo mi nie podjada!).
Obiad w wyborowym towarzystwie © Magic

Po obiadku jadę wzdłuż Jeziora Przywidzkiego, gdzie ponownie podziwiam piękne krajobrazy.
Nad Jeziorem Przywidzkim © Magic

Jezioro Przywidzkie jesienią © Magic

Dalej kieruję się nową drogą w kierunku Miłowa, gdzie na podjeździe spotykam miłego wędkarza zastanawiającego się jak to jest, że ja daję radę tu podjechać :)
Z Miłowa najkrótszą drogą kieruję się już na Tczew, żeby jak najkrócej jechać w ciemnościach (bo już wiem, że to mnie nie ominie).
Przed Tczewem robię jeszcze zdjęcie na pożegnanie dzisiejszego dnia :)
Słońce zaszło © Magic

Jar Reknicy i Przywidz - spacer rowerowy, a rower znów zastrajkował...

Sobota, 15 października 2011
Km: 32.70 Km teren: 27.00 Czas: 02:25 km/h: 13.53
Pr. maks.: 39.70 Temperatura: 8.0°C HRmax: 149149 ( 82%) HRavg 108( 60%)
Kalorie: 1260kcal Podjazdy: 361m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Plan był ambitny fotograficznie - obfotografować Jar Reknicy i okolice Przywidza.
Udało się go zrealizować jedynie częściowo, ale o tym za chwilę.
Wyruszyłem przed 11.00 z Łapina Kartuskiego - najpierw w kierunku Czapielska, a zaraz potem do Jaru Reknicy. W Czapielsku zafascynowała mnie wiekowa chata ze swoją "opiekunką".
Ja tu rządzę! © Magic

Z Czapielska ruszam w kierunku drogi Gdańsk-Kościerzyna i z tej drogi kawałeczek dalej skręcam w las w kierunku Jaru Reknicy. Jeszcze przed jarem wsłuchuję się w odgłosy ptaków krążących nad lasem - lata tu jakiś drapieżnik (myszołów?), ale nie mogę go wypatrzeć przez korony drzew (głównie buków). Po kilku minutach widzę po prawej stronie Reknicę i coraz wyraźniej zaznaczające się brzegi jaru. Zatrzymuję się na mostku nad rzeczką i spędzam tu kilkadziesiąt minut fotografując. Jest to, moim zdaniem, jedno z piękniejszych miejsc na Kaszubach - od kiedy je poznałem lubię tu wracać i każdy przejazd daje mi mnóstwo energii. Niestety nie mam przy sobie statywu i próbuję jakoś stabilnie ustawić aparat. Kombinuję na różne sposoby i w końcu znajduję rozwiązanie - za statyw zaczyna "robić" mój kask rowerowy. Muszę przyznać, że spisał się nieźle! :-)
Jar Reknicy © Magic

"Statyw" w Jarze Reknicy © Magic

Gdy już nacieszyłem swoje oczy i obiektyw widokami Jaru Reknicy jadę dalej w kierunku Marszewskiej Góry i Huty Dolnej. Mijam Jezioro Ząbrskie miłą bukową aleją, później nieco trudniejsze ścieżki przed Hutą. W Hucie zatrzymuję się na chwilę przy studni - charakterystycznym miejscu tej okolicy.
Studnia w Hucie Dolnej © Magic

Z Huty Dolnej kieruję się już do Przywidza - tam jestem umówiony na 14.00 na obiad w pierogarni w ośrodku jeździeckim Zielona Brama. Tutejsze pierogi są naprawdę znakomite! :)
Pierogarnia w Przywidzu © Magic

Po smacznym obiedzie planuję objechać jeszcze okolice Przywidza tak, żeby wrócić do Jaru Reknicy przed zachodem słońca. Jeżdżę nieco po Przywidzu, poznaję tutejszą Syrenkę (Zastanawia mnie, dlaczego jej niektóre "elementy" są dużo lepiej wypolerowane od innych? :-) Poza tym chyba ma implanty - świat się zmienia, kto to słyszał o takich rzeczach u syrenek?!...) i kieruję się na objazd Jeziora Przywidzkiego.
Syrenka w Przywidzu © Magic

Okazuje się, że droga wokół jeziora jest przyjemniejsza niż się spodziewałem - bez problemu można ją pokonać rowerem, a wzdłuż brzegu jest wiele przystanków, gdzie można się zatrzymać i odpocząć w ciszy lasu.
Jezioro Przywidzkie © Magic

Jezioro Przywidzkie © Magic

Jest kilkanaście minut po 16.00, objechałem już jezioro i kieruję się w kierunku szlaku po drugiej stronie Przywidza. Niestety, nie udało mi się daleko zajechać - jeszcze w Przywidzu pęka śruba przytrzymująca siodełko - ta sama, którą wymieniałem tydzień temu! Wszystko wskazuje, że śruby samochodowe są dużo słabsze niż rowerowe, a przez to ja niestety nie dojeżdżam na wyczekiwany zachód nad Reknicą. Zamiast tego muszę wzywać "posiłki" i gonić do Leroy Merlin'a kupić śrubę (no bo przecież nigdzie indziej jej nie dostanę w sobotę po 17.00), aby móc jutro pojeździć...

Nad Jezioro Zduńskie

Czwartek, 13 października 2011
Km: 34.70 Km teren: 24.50 Czas: 01:30 km/h: 23.13
Pr. maks.: 54.20 Temperatura: 8.0°C HRmax: 159159 ( 88%) HRavg 139( 77%)
Kalorie: 1178kcal Podjazdy: 349m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejna jesienna przejażdżka nad Jezioro Zduńskie.
Chłodno, ale całkiem przyjemnie no i niemal zdążyłem przed zmrokiem.
Liczba zauważonych saren i jeleni: 3. ;-)
Jezioro Zduńskie jesienią © Magic

Przełomowe odkrycia w historii ludzkości - chmury burzowe

Środa, 12 października 2011
Km: 28.02 Km teren: 21.50 Czas: 01:22 km/h: 20.50
Pr. maks.: 43.50 Temperatura: 10.0°C HRmax: 150150 ( 83%) HRavg 117( 65%)
Kalorie: 750kcal Podjazdy: 275m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Czy zastanawialiście się kiedyś skąd chmura burzowa ma w sobie tyle energii?
Mnie ten temat intrygował od dzieciństwa i wreszcie dzisiaj się dowiedziałem! Otóż około 10 km na zachód od Tczewa stoi taki słup z prądem do którego chmura się podłącza, ciągnie, ciągnie, ciągnie elektrony i już! Gotowa do błyskania i "grzmocenia".
Przez długą chwilę wątpiłem, czy dobrze widzę, ale chmura rozwiała moje wątpliwości - godzinę później, gdy już się naładowała, naprawdę zaczęła błyskać (co nie jest tak powszechnym zjawiskiem o tej porze roku).
Chmura w trakcie ładowania © Magic

Przejazd podobnym szlakiem jak 6 października. Temperatura dużo niższa i trochę błota po ostatnich deszczach, ale ogólnie całkiem OK.
Kilka spotkań z sarnami - po zachodzie pokazuje się ich bardzo dużo w lasach.

Do Cuda

Niedziela, 9 października 2011
Km: 71.10 Km teren: 55.00 Czas: 04:19 km/h: 16.47
Pr. maks.: 39.20 Temperatura: 12.0°C HRmax: 160160 ( 88%) HRavg 117( 65%)
Kalorie: 2679kcal Podjazdy: 529m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
"Cudo" - tak mam zapisane w Garminie miejsce, do którego dziś chciałem dojechać.
Po raz pierwszy dotarłem tam w maju, gdy miałem okazję pojeździć po okolicach Tlenia nad Wdą. Nie myślałem, że jeszcze w tym roku uda mi się tam wrócić.
Wyjeżdżam po śniadaniu ze Skrętu i jadę lasem w kierunku Tlenia - najpierw przez Mukrz, później "łapię" zielony szlak (szlak "Cisów Staropolskich"), którym dojeżdżam aż do Wierzchów. Pogoda dopisuje - jest dziś dużo ładniej niż wczoraj, choć temperatura wyraźnie wskazuje, że to już jesień.
Boisko w miejscowości Mukrz z lożą honorową © Magic

Rzeczka Ryszka w miejscu o wdzięcznej nazwie Homer © Magic

Homerowa huba © Magic

Po drodze zatrzymuję się w miejscu o wdzięcznej nazwie "Homer" oraz nad jeziorkiem przy leśnictwie Ryszka, gdzie dowiaduję się nieco o pojawiających się w okolicach ptakach. Przed Wierzchami zauważam jeszcze w lesie czatującego drapieżnika (najbardziej podobny był do orlika z atlasu, ale nie jestem pewien, co to był za ptak) oraz pokaźne gniazdo w pobliżu - niestety było puste i nie wiem, jakie ptaki je zamieszkują.
Szlak "Cisów Staropolskich" © Magic

Drzewa na szlaku © Magic

Młyn wodny w Jakubowie © Magic

Z Wierzchów kieruję się nad jezioro Mukrz (to już drugi Mukrz dziś na mojej drodze) i do Tlenia, gdzie w barze jem obiad (naleśniki).
Wda w Tleniu © Magic

Z Tlenia kieruję się brzegiem Wdy do tytułowego Cuda. Po drodze zajeżdżam jeszcze w kilka urokliwych miejsc na brzegu rzeki. Muszę przyznać, że jest tu co zwiedzać i fotografować. Od maja, kiedy po raz pierwszy miałem okazję przyjrzeć się Wdzie w tych okolicach, stała się ona moją ulubioną rzeką. Bardzo malowniczo wije się pośród Borów Tucholskich, a Wdecki Park Krajobrazowy urodą "bije na głowę" wiele parków narodowych. Myślę, że zdjęcia będą mogły powiedzieć nieco więcej na temat tych okolic.
Jesienno-rowerowa impresja © Magic

Starość nie radość... © Magic

Dzieło bobrów © Magic

Zakole Wdy © Magic

Leśny potworek © Magic

Przyjrzyjcie się jakie ma oczodoły, nozdrza i dłonią zakrywa twarz ;-)
Nie wiem czemu, ale wyjątkowo lubię poniższe zdjęcie. No i nawet pasuje do niego tytuł mojego ulubionego utworu...
Brothers in Arms © Magic

Cudo to miejsce na wysokim brzegu Wdy, z którego widać panoramę wijącej się rzeki. Jest to najpiękniejsza panorama rzeki jaką widziałem do tej pory. Tu odpoczywam dłużej i spotykam dwóch jeźdźców, którzy dotarli konno z przeciwnej strony (później jeszcze natrafiłem na ich ślady po drugiej stronie rzeki). Mógłbym zostać do zachodu, ale, niestety, mam do przejechania jeszcze ok. 30 km, więc ruszam dalej.
Cudo © Magic

Jeźdźcy nad Wdą © Magic

Teraz jadę już szybciej - w Błędnie przejeżdżam na drugą stronę Wdy i kieruję się już w stronę Skrętu.
Błędno - miejsce pamięci największej bitwy partyzanckiej w Borach Tucholskich w 1944 r. © Magic

Las koło Pohulanki © Magic

Zajeżdżam jeszcze po drodze w jednym miejscu nad Wdę, gdzie w dole widzę kilka saren uciekających na mój widok i żegnam się z rzeką w pobliżu leśniczówki o wdzięcznej nazwie Pohulanka :-) Stąd wybieram ścieżki prowadzące najkrótszą drogą do Skrętu. Zatrzymuję się jeszcze na parę zdjęć przy zachodzącym słońcu w miejscowości Łążek (jedna z łatwiejszych dla obcokrajowców do wymówienia nazw :-)).
Chata w miejscowości Łążek © Magic

PKP Łążek - seria "Złote lata PKP" © Magic

Tuż przed końcem wycieczki, o zachodzie, zauważam jeszcze charyzmatyczną ławeczkę, która pozwala mi piękną pętlą zakończyć tę opowieść - zaczęło się i kończy przy ławeczce...
Ławeczka w miejscowości Zdroje © Magic

Motto dnia: "W życiu piękne są tylko chwile". Ważne, żeby były jak najdłuższe i było ich jak najwięcej :-)

No i się rower zbiesił...

Sobota, 8 października 2011
Km: 67.49 Km teren: 47.00 Czas: 03:39 km/h: 18.49
Pr. maks.: 38.60 Temperatura: 10.0°C HRmax: 153153 ( 85%) HRavg 125( 69%)
Kalorie: 2523kcal Podjazdy: 760m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
...A dopiero co go pochwaliłem :-)
Plan był ambitny: zjeździć ile się da od śniadania do zmierzchu z przerwą na obiad. Wszystko szło zgodnie z planem do momentu dopompowania kół. Pompuję, a tu szzzzzzzzzz przy wentylu w przednim kole. Patrzę, patrzę i nic – ciągle ucieka powietrze. Ściągam koło - jest dziura! Łatam dziurę, składam koło a tu dalej szzzzzzz... Jadę kawałek, liczę, że się zaklei. Po 2 km widzę, że nic z tego - trzeba wracać :-( Wracam i jeszcze raz ściągam oponę i dętkę, pompuję i pod wodę - nie ma żadnej dziury! Co jest?! Składam koło a tu wciąż szzzzz... Dokręcam wentyl i teraz jakby ciszej - chyba się udało. No to jadę! Początkowo nieśmiało, ale po 6 km koło się trzyma jak trzeba, więc radośnie kręcę do przodu. Chwilę później "brzdęk" i siodełko mi ucieka. Wrrrrrr - co znowu!? Dobrze, że miałem torebkę podsiodłową, która przytrzymała siodełko, bo inaczej mógłbym "usiąść" na sztycy...
Rower bez siodełka to jak człowiek bez głowy :-) © Magic

Okazało się, że zerwała się śruba mocująca siodełko, no i znów muszę wracać :-( Wracam 6,5 km bez siodełka - okazuje się to łatwiejsze niż myślałem. Jest sobota 13.00 i gdzie ja teraz znajdę taką śrubę?
Objechałem całą okolicę (samochodem), ale wszystkie sklepy i warsztaty rowerowe pozamykane - rzutem na taśmę zajeżdżam do warsztatu samochodowego, a tam pan sięga do pojemniczka i wyciąga idealną śrubę. Hurra! Może wreszcie pojeżdżę :-)
Ostatecznie wyruszam dopiero przed 16.00 no i nie mam za dużo czasu. Jadę w kierunku rezerwatu "Źródła Rzeki Stążki" - aby tam dojechać muszę przejechać ok. 25 km, a już o 18.08 zachodzi słońce - pewnie nie wrócę przed zmrokiem...
Granica rezerwatu "Źródła Rzeki Stążki" © Magic

U źródeł jestem około 17.00, objeżdżam wszystkie leśne drogi dookoła, robię parę zdjęć, dojeżdżam do miejsca, gdzie niebieski szlak krzyżuje się ze Stążką i stąd kieruję się już do ośrodka Skręt, gdzie nocuję.
Mrowisko w rezerwacie © Magic

W lesie nad Stążką © Magic

Źródła rzeki Stążki © Magic

Za Cekcynem robi się już całkiem ciemno, więc mogę przetestować oświetlenie w nieznanym terenie - daję radę i po 19.00 jestem na miejscu!
Pomimo strajku Trankilka udało się ostatecznie zrobić całkiem niezły przejazd.
Cały dzień podsumować można stwierdzeniem, że "wszystko dobre, co się dobrze kończy".
Endomondo też mi się dziś zbiesiło i szlak zapisany jest w dwóch etapach.

Jelenimi szlakami

Czwartek, 6 października 2011
Km: 29.90 Km teren: 21.00 Czas: 01:21 km/h: 22.15
Pr. maks.: 45.50 Temperatura: 20.0°C HRmax: 153153 ( 85%) HRavg 126( 70%)
Kalorie: 888kcal Podjazdy: 287m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Kolejny ciepły jesienny wieczór. Pierwsza część jazdy przy słabnącym świetle dziennym, a później już jazda ciemnym lasem. Co jakiś czas odgłosy zwierzaków spacerujących po lesie. Miałem nadzieję coś ciekawego wypatrzeć, ale przez długi czas nic... tylko odgłosy. W pewnym momencie lis przebiegł przez drogę - "nudy" pomyślałem, ale chwilę później 100 m przede mną dwa jelenie/łanie (było za ciemno, żeby rozpoznać) wchodzą na drogę, zatrzymują się i obserwują. Zwalniam, ale nie wyhamowuję całkowicie - chcę bliżej podjechać. Jak jestem jakieś 20 m przed nimi, rozbiegają się w dwie strony. "Micha mi się cieszy" - dla takich chwil warto jeździć parę godzin na rowerze :-)

Pierwsza jazda w tym roku z pełnym nocnym oświetleniem - spisuje się dobrze.
Na początku miałem stresa, bo cienie gałęzi ciągle mi wbiegały pod koła ;-), ale się przyzwyczaiłem do tego efektu.

Standardzik w sosnowym aromacie

Środa, 5 października 2011
Km: 41.15 Km teren: 29.00 Czas: 01:51 km/h: 22.24
Pr. maks.: 52.10 Temperatura: 16.0°C HRmax: 156156 ( 86%) HRavg 133( 73%)
Kalorie: 1357kcal Podjazdy: 417m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Spokojny przejazd ulubioną drogą z singletrackiem wokół Jez. Zduńskiego. Nigdy jeszcze liście i gałęzie nie chrupały tak pod kołami. Coraz więcej żółtego i brązowego w lesie, a do tego wspaniały zapach sosen, niestety świeżo ściętych... Powrót w ciemnościach - już o 19.00 jest ciemno.
No i wreszcie ochrzciłem swój rower! ;-) Trasa w sam raz dla takiego imienia.

Szlakiem ciekawych jeziorek i borów

Niedziela, 2 października 2011
Km: 141.50 Km teren: 53.00 Czas: 06:45 km/h: 20.96
Pr. maks.: 45.30 Temperatura: 16.0°C HRmax: 150150 ( 83%) HRavg 121( 67%)
Kalorie: 4436kcal Podjazdy: 815m Sprzęt: Tranquill Aktywność: Jazda na rowerze
Miał być turystyczno-fotograficzny wyjazd z Adamem w okolice Człuchowa, ale Adamowi plany się pokrzyżowały i musiałem coś wymyśleć sam. W sumie, to tamte okolice są bardzo ciekawe, więc czemu nie. Popatrzyłem w rozkład PKP i wybrałem pociąg o największym zasięgu, czyli Tczew-Chojnice. Wstaję rano, a tu chłodno i mgła. No ale przecież muszę się nieco rozruszać po wczorajszym maratonie :-) Szybko się zebrałem i pędzę na pociąg. Zdążyłem! Po niecałych 2 godzinach jestem w Chojnicach, tu wciąż mgła i chłodno, a ja tylko w koszulce. Zimno było...
Rozgrzałem się już w Chojnicach - po paru minutach wyszło słońce, a na rynku spotkałem bardzo gorące panie ;-)
Pani na rynku w Chojnicach © Magic

Nieco poważniej muszę powiedzieć, że miasto zrobiło na mnie duże wrażenie - czysto, wiele budynków odnowionych, momentami poczułem się jak w Krakowie.
Jadę dalej w kierunku Jeziora Charzykowskiego. Mój cel: Park Narodowy Bory Tucholskie. Po niecałej godzinie od wyjścia z pociągu jestem w Charzykowych.
Jachty na Jeziorze Charzykowskim © Magic

Stąd jadę dalej w kierunku miejscowości o wdzięcznej nazwie Funka gdzie odbijam do Parku Narodowego. Kieruję się nad jeziora Małe i Wielkie Gacno. Nie wiem jak pierwsze, ale Wielkie Gacno jest jeziorem lobeliowym, co może mieć kluczowe znaczenie dla miłośników torfowisk. ;-)
Na brzegu Wielkiego Gacna zbudowano fantastyczny pomost w kształcie serca - nie mogę się powstrzymać i objeżdżam cały pomost rowerem (nie było zakazu!) a później chwilkę odpoczywam szukając rosiczek.
Wielkie Gacno - jezioro lobeliowe © Magic

Dalej jadę w kierunku Bachorza, a później Drzewicza.
Wejście do Parku Narodowego Bory Tucholskie © Magic

Po drodze mijam m.in. Krzyż Napoleoński oraz wiekowy 600-letni dąb Bartuś rosnący przy szlaku.
Krzyż Napoleoński © Magic

Droga w Borach Tucholskich © Magic

Park Narodowy Bory Tucholskie © Magic

Dąb Bartuś © Magic

Bartuś rośnie w bardzo malowniczym zakątku, blisko przesmyku pomiędzy dwoma jeziorami: Płęsno i Skrzynka. Woda tam jest bardzo czysta i widać mnóstwo ryb.
Jezioro Płęsno © Magic

Kawałek dalej o mało co nie najechałem na prawdziweczka rosnącego na środku drogi...
Grzybek na drodze © Magic

Parę kilometrów przed Drzewiczem mam bliskie spotkanie z jelenią rodziną. Przez drogę przebiega jeleń o przepięknym porożu, łania i 4-5 młodych. Spłoszyłem je pędząc rowerem po lesie. Gdybym tylko wiedział, że tam stoją, to może miałbym szanse je dłużej poobserwować, a tak zniknęły bardzo szybko pośród drzew.
Po godzinie 13.00 dojeżdżam do Drzewicza. Siadam na ławce nad Jeziorem Łąckim i tu dociera do mnie, że niestety nie uda mi się zrobić mojego ambitnego planu przejazdu przez Swornegacie i Laskę - najkrótszą drogą mam jeszcze ponad 100 km do Tczewa, a zachód słońca za nieco ponad 5 godzin. Kieruję się więc najkrótszą drogą do domu.
Jezioro Łąckie © Magic

Jadę teraz już szybciej, więcej asfaltem i rzadziej zatrzymuję się na sesje fotograficzne - parę zdjęć w Brusach i nad Jeziorem Skąpym a dłuższy postój jedynie w Borsku, gdzie nad Jeziorem Wdzydze jem "lokalnego" łososia na obiad.
Chata Kaszubska w Brusach © Magic

Kościół pw. Wszystkich Świętych w Brusach © Magic

Nad Jeziorem Skąpym © Magic

Jezioro Wdzydze © Magic

Nad Jeziorem Wdzydze niemal bez przerwy słychać było klangor żurawi. W ciągu całego dnia widziałem też wiele kluczy żurawi odlatujących już na zimę. Widać rzeczywiście lato się kończy na dobre :-(
Odlatują żurawie © Magic

Krajobraz koło Pałubina © Magic

Przelatujące żurawie zatrzymały mnie jeszcze na chwilkę w okolicach Pałubina, ale po tym krótkim postoju popędziłem już żwawo w kierunku Tczewa. I tak nie udało mi się zdążyć przed zmrokiem. Tu, na zakończenie dnia, zrobiłem jeszcze zdjęcie - żarcik.
Księżyc nad kominem © Magic


Ogólnie dzień spędzony baaaardzo pozytywnie! Motto dnia: Polska jest piękna. :-)

kategorie bloga

Moje rowery

Bielik 1662 km
Tranquill 11764 km
Penny - rower żony :-) 1425 km
Rower taty 1251 km
Inne rowery, taki np. Jaguar :-) 177 km
Trenażer 500 km
Ferrari 3169 km
Kajak 85 km

szukaj

archiwum