Wpisy archiwalne w kategorii
Kajak
Dystans całkowity: | 85.00 km (w terenie 69.81 km; 82.13%) |
Czas w ruchu: | 23:19 |
Średnia prędkość: | 3.65 km/h |
Maksymalna prędkość: | 9.00 km/h |
Suma kalorii: | 6050 kcal |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 21.25 km i 5h 49m |
Więcej statystyk |
Kanał Augustowski
Sobota, 10 sierpnia 2013 Kategoria Kajak, Krajoznawczo, Mazury, Polska, Kanał Augustowski
Km: | 15.19 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:41 | km/h: | 3.24 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1081kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kajak | Aktywność: Wioślarstwo |
Mieliśmy zostać na spływie do niedzieli, ale z jednej strony coś nam "śmierdziało" z pogodą i tymi ciągle krążącymi dookoła burzami a z drugiej chcieliśmy wykorzystać niedzielę na objazd po Kaszubach ze znajomymi, którzy ich jeszcze nie poznali. Ostatecznie zdecydowaliśmy, że dziś kończymy nasz spływ.
Rano wstaliśmy zadowoleni, że nie pada, po mocnej burzy, która straszyła nad nami długo w nocy. Na szczęście nie trafiło w nasze domki. :-)
Po śniadaniu wodujemy kajaki i płyniemy w kierunku najbliższej śluzy na Kanale Augustowskim.
Przed śluzą chwile wątpliwości: "Jak to będzie?", "A jak nas zaleje?". No ale ostatecznie decydujemy się wpłynąć i przeżywamy pierwsze zalewanie śluzy. Wrażenie jest całkiem ciekawe - trzeba się dobrze ustawić, żeby woda do kajaka się nie lała.
Zaraz za śluzą zatrzymujemy się na chwilę na poranną kawkę w Mikaszówce.
Po kawie przepływamy drugą śluzę (Mikaszówka). Obie śluzy są bardzo ładnie odnowione. Tu też dotarły fundusze europejskie. Aż miło przez nie płynąć.
Chwilę później wpływamy na jezioro Mikaszewo. Jezioro położone jest fantastycznie. Dookoła lasy, woda przezroczysta, dno piaszczyste. Jest to ostatni tak czysty odcinek na naszym szlaku. Gdyby ktoś planował odpoczynek nad jeziorem, to wydaje mi się, że tu może być idealne miejsce. Polecam!
Po przepłynięciu jeziora wracamy na wody Kanału. Tu już nie jest ona przejrzysta... Przepływamy jeszcze dwie śluzy: Perkuć i Paniewo. Te są w gorszym stanie. Paniewo jest jedyną śluzą podwójną. Jest też w niej najciekawiej - trzeba się mocno pilnować przed zalaniem i nawet jak się kajak obroni przed wodą, to na pewno mu się nie uda przed pianą :-)
Już przed ostatnią śluzą robi się ciemno a na horyzoncie wręcz czarno. Udaje nam się jednak bez deszczu dopłynąć do śluzy Gorczyca, gdzie przed śluzą schodzimy na ląd.
Godzinę po wyjściu z kajaków przyjeżdża po nas transport i kolejną godzinę później jesteśmy ponownie w Wigrach, gdzie pakujemy się do naszego samochodu.
Ledwo wsiedliśmy do niego po zapakowaniu, a nadeszło oberwanie chmury. W Suwałkach rzeki płynęły ulicami. Spływ udało nam się zakończyć "just-in-time" :-)
/1419631
Rano wstaliśmy zadowoleni, że nie pada, po mocnej burzy, która straszyła nad nami długo w nocy. Na szczęście nie trafiło w nasze domki. :-)
Smaczne śniadanko po burzliwej nocy© Magic
Gospodarz na włościach© Magic
Mazurska kabina natryskowa© Magic
Stare ale jare :-)© Magic
Po śniadaniu wodujemy kajaki i płyniemy w kierunku najbliższej śluzy na Kanale Augustowskim.
Ruszamy dalej - tu jeszcze Czarna Hańcza© Magic
Pierwsza śluza na naszym szlaku - Sosnówek© Magic
Przed śluzą chwile wątpliwości: "Jak to będzie?", "A jak nas zaleje?". No ale ostatecznie decydujemy się wpłynąć i przeżywamy pierwsze zalewanie śluzy. Wrażenie jest całkiem ciekawe - trzeba się dobrze ustawić, żeby woda do kajaka się nie lała.
No i nas zalewają© Magic
Zaraz za śluzą zatrzymujemy się na chwilę na poranną kawkę w Mikaszówce.
Drugie śniadanko "U Mamy" w Mikaszówce© Magic
Kaczki też by coś przegryzły© Magic
Po kawie przepływamy drugą śluzę (Mikaszówka). Obie śluzy są bardzo ładnie odnowione. Tu też dotarły fundusze europejskie. Aż miło przez nie płynąć.
Chwilę później wpływamy na jezioro Mikaszewo. Jezioro położone jest fantastycznie. Dookoła lasy, woda przezroczysta, dno piaszczyste. Jest to ostatni tak czysty odcinek na naszym szlaku. Gdyby ktoś planował odpoczynek nad jeziorem, to wydaje mi się, że tu może być idealne miejsce. Polecam!
Końcówka jeziora Mikaszewo - ostatnie tak czyste na naszym szlaku© Magic
Po przepłynięciu jeziora wracamy na wody Kanału. Tu już nie jest ona przejrzysta... Przepływamy jeszcze dwie śluzy: Perkuć i Paniewo. Te są w gorszym stanie. Paniewo jest jedyną śluzą podwójną. Jest też w niej najciekawiej - trzeba się mocno pilnować przed zalaniem i nawet jak się kajak obroni przed wodą, to na pewno mu się nie uda przed pianą :-)
Śluza Paniewo - jedyna podwójna na szlaku© Magic
Już przed ostatnią śluzą robi się ciemno a na horyzoncie wręcz czarno. Udaje nam się jednak bez deszczu dopłynąć do śluzy Gorczyca, gdzie przed śluzą schodzimy na ląd.
Dopływamy do Płaskiej© Magic
Ostatnie jezioro (Orle) - robi się ciemno od chmur© Magic
Godzinę po wyjściu z kajaków przyjeżdża po nas transport i kolejną godzinę później jesteśmy ponownie w Wigrach, gdzie pakujemy się do naszego samochodu.
Ledwo wsiedliśmy do niego po zapakowaniu, a nadeszło oberwanie chmury. W Suwałkach rzeki płynęły ulicami. Spływ udało nam się zakończyć "just-in-time" :-)
/1419631
Czarna Hańcza cz. II
Piątek, 9 sierpnia 2013 Kategoria Czarna Hańcza, Kajak, Krajoznawczo, Mazury, Polska, < 25
Km: | 23.62 | Km teren: | 23.62 | Czas: | 05:13 | km/h: | 4.53 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1681kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kajak | Aktywność: Wioślarstwo |
Po wczorajszym zabójczo upalnym dniu przyszło wreszcie niewielkie ochłodzenie. W nocy przeszła obok naszego noclegowiska kolejna burza - tym razem kręciła się dłużej i bliżej niż ta z poprzedniej nocy. No ale poranek już był ładny - słonecznie i cieplutko (ale nie za gorąco!).
Wstaliśmy, zapakowaliśmy się do kajaków i z błogosławieństwem Bociana ruszylismy rzeką na śniadanie w pobliskiej stanicy wodnej we Frąckach.
Tuż przed stanicą złapał nas pierwszy deszcz i zaczęło grzmieć. Na szczęście przeszedł w czasie, gdy my jedliśmy przepyszne pierogi z jagodami i piliśmy poranną kawkę - warto było tu zajechać! :-)
Po obfitym śniadaniu wypływamy na kolejny etap Czarną Hańczą. Płyniemy spory odcinek lasem a później polami i łąkami aż do Dworczyska. Cały czas słyszymy w oddali grzmoty - najbardziej obawiamy się gdy po wpłynięciu na rozległe dzikie łąki robi się całkiem ciemno jak na tą porę dnia. Od Strzelcowizny zaczynamy oglądać się za jakimś miejscem postojowym z możliwością zjedzenia obiadu i podobnie jak wczoraj napotykamy pustkę. Są tabliczki, ale pola i budki są puste - nie ma obiecywanych kartaczy ani jagodzianek... Wreszcie w Dworczysku zatrzymujemy się przy gospodarstwie, gdzie można nie tylko zjeść, ale i się obkupić w lokalnym sklepie! Tu jemy obiad - naleśniki i placki ziemniaczane. Teraz mamy więcej sił, żeby płynąć dalej. W międzyczasie pogoda też się poprawia.
Od Dworczyska do Rygola kolejny odcinek leśny. Tu się płynie naprawdę miło - rzeka spokojna, dużo ciekawych miejsc, można się wykąpać i odpocząć w ciszy. Wcale nie ma dużego ruchu na rzece - pod tym względem jest dużo lepiej niż myśleliśmy.
Zmęczeni zbliżamy się do stanicy w Rygolu. Liczymy na miłe miejsce i dobre posiłki. Niestety spotyka nas tu kolejne zaskoczenie - okazuje się, że stanica jest nieczynna, bo ktoś się z kimś pokłócił i do porozumienia dojść nie mogą... A, że od początku szlaku nie było ani jednej informacji dla turystów o niedostępności tego miejsca, to przecież jest najmniejszy problem...
No i co teraz??? Wracamy do kajaków i płyniemy szukać czegoś na nocleg. Szczęśliwie kilkaset metrów dalej stoi chatka na wysokim prawym brzegu, a przy chatce są też dwa "domki" (jak się później okazało zbudowane z desek z palet), gdzie można przenocować oraz zmyślny prysznic. No to przecież nie ma się nad czym zastanawiać - zostajemy!
Później się dowiedzieliśmy, że podobno i Jan Paweł II w tej chatce nocował. Tak przynajmniej głoszą lokalne legendy.
I jak tu nie skorzystać z takich dobrobytów...
/1419631
Wstaliśmy, zapakowaliśmy się do kajaków i z błogosławieństwem Bociana ruszylismy rzeką na śniadanie w pobliskiej stanicy wodnej we Frąckach.
Bocian w swoim żywiole© Magic
Ekipa przed wypłynięciem na Czarną Hańczę© Magic
Czarna Hańcza widziana ze stanicy PTTK we Frąckach© Magic
Tuż przed stanicą złapał nas pierwszy deszcz i zaczęło grzmieć. Na szczęście przeszedł w czasie, gdy my jedliśmy przepyszne pierogi z jagodami i piliśmy poranną kawkę - warto było tu zajechać! :-)
Po obfitym śniadaniu wypływamy na kolejny etap Czarną Hańczą. Płyniemy spory odcinek lasem a później polami i łąkami aż do Dworczyska. Cały czas słyszymy w oddali grzmoty - najbardziej obawiamy się gdy po wpłynięciu na rozległe dzikie łąki robi się całkiem ciemno jak na tą porę dnia. Od Strzelcowizny zaczynamy oglądać się za jakimś miejscem postojowym z możliwością zjedzenia obiadu i podobnie jak wczoraj napotykamy pustkę. Są tabliczki, ale pola i budki są puste - nie ma obiecywanych kartaczy ani jagodzianek... Wreszcie w Dworczysku zatrzymujemy się przy gospodarstwie, gdzie można nie tylko zjeść, ale i się obkupić w lokalnym sklepie! Tu jemy obiad - naleśniki i placki ziemniaczane. Teraz mamy więcej sił, żeby płynąć dalej. W międzyczasie pogoda też się poprawia.
Sklep w Dworczysku© Magic
Profesjonalny sprzęt grający© Magic
Sztuka na szlaku© Magic
Od Dworczyska do Rygola kolejny odcinek leśny. Tu się płynie naprawdę miło - rzeka spokojna, dużo ciekawych miejsc, można się wykąpać i odpocząć w ciszy. Wcale nie ma dużego ruchu na rzece - pod tym względem jest dużo lepiej niż myśleliśmy.
Przystanek przed Rygolem© Magic
Odpoczynek na polu biwakowym© Magic
Zmęczeni zbliżamy się do stanicy w Rygolu. Liczymy na miłe miejsce i dobre posiłki. Niestety spotyka nas tu kolejne zaskoczenie - okazuje się, że stanica jest nieczynna, bo ktoś się z kimś pokłócił i do porozumienia dojść nie mogą... A, że od początku szlaku nie było ani jednej informacji dla turystów o niedostępności tego miejsca, to przecież jest najmniejszy problem...
Budujący komunikat na stanicy wodnej w Jałowym Rogu© Magic
Stanica PTTK w Jałowym Rogu© Magic
Stanica PTTK w Jałowym Rogu© Magic
Stanica PTTK w Jałowym Rogu© Magic
No i co teraz??? Wracamy do kajaków i płyniemy szukać czegoś na nocleg. Szczęśliwie kilkaset metrów dalej stoi chatka na wysokim prawym brzegu, a przy chatce są też dwa "domki" (jak się później okazało zbudowane z desek z palet), gdzie można przenocować oraz zmyślny prysznic. No to przecież nie ma się nad czym zastanawiać - zostajemy!
Później się dowiedzieliśmy, że podobno i Jan Paweł II w tej chatce nocował. Tak przynajmniej głoszą lokalne legendy.
Chatka w Jałowym Rogu© Magic
I jak tu nie skorzystać z takich dobrobytów...
Supernowoczesne kolektory słoneczne do prysznica :-)© Magic
/1419631
Marycha
Czwartek, 8 sierpnia 2013 Kategoria Czarna Hańcza, Kajak, Krajoznawczo, Mazury, Polska, < 25
Km: | 18.40 | Km teren: | 18.40 | Czas: | 05:14 | km/h: | 3.52 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 32.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1310kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kajak | Aktywność: Wioślarstwo |
Po wczorajszym bezproblemowym spływie Czarną Hańczą tym razem udajemy się (namówieni przez Bociana) na niemal dziką rzekę Marychę. Rzeka ta dopiero rok temu została udrożniona tak, żeby w miarę spokojnie można było przepłynąć nią kajakiem. Chcemy poznać bardziej naturalny obraz Mazur, ich rzek i lasów.
Z góry nastawiamy się na nieco krótszy odcinek, bo zapowiadane na dziś są niemiłosierne upały - i tak rzeczywiście jest. Na dodatek w nocy przeszła gdzieś w oddali burza - mamy nadzieję, że na rzece nas nie złapie...
Pierwsze dwa km płyniemy jeziorem. Wieje dość mocno i od czasu do czasu nieco się przelewa wody do kajaka, ale dajemy radę. Jest gorąco, czujemy się jak w saunie. Z ulgą dopływamy do miejsca, gdzie wpływamy przez trzciny na rzekę. Problem polega na tym, że te trzciny się nie kończą i po dwóch kilometrach jeziorem musimy płynąć kolejne dwa w bardzo wąskim "korytarzu" w trzcinach - tu jest jeszcze trudniej i mniej przyjemnie. A upał nas męczy...
Wreszcie w Zelwie znajduje się miejsce, gdzie możemy chwilę odpocząć i korzystamy z tej okazji.
Zaraz za Zelwą wpływamy w las - tu wreszcie odpoczywamy od słońca. Na naszym szlaku pojawia się bielik - dorodny i majestatyczny okaz. Prowadzi nas szlakiem Marychy. Kilka razy widzimy jak podrywa się do lotu i leci dalej wzdłuż rzeki. Tracimy go z widzenia a za chwilę znów pojawia się przed nami na jednym z kolejnych drzew.
Na tym odcinku część naszej ekipy wyraźnie opada z sił pod wpływem upału i panującej duchoty. Na szczęście znajdujemy małą polankę w lesie (przed Budwieciem), gdzie w cieniu dochodzimy nieco do siebie. Ja przy tej okazji podchodzę do granicy, żeby choć na chwilę wejść na Litwę. :-)
Po dłuższym odpoczynku i nabraniu sił ruszamy dalej i po minięciu Budwiecia oraz jedynej na trasie przeniosce docieramy do celu naszego dzisiejszego odcinka - miejsca, gdzie charakterystyczna tabliczka nie daje się ominąć niezauważona. :-)
Na koniec dnia posilamy się kartaczami w restauracji w Gibach.
Mimo upału warto było poznać inną rzekę niż tylko Czarną Hańczę - jutro na nią wracamy.
/1419631
Z góry nastawiamy się na nieco krótszy odcinek, bo zapowiadane na dziś są niemiłosierne upały - i tak rzeczywiście jest. Na dodatek w nocy przeszła gdzieś w oddali burza - mamy nadzieję, że na rzece nas nie złapie...
Wodowanie w Kuklach nad jeziorem Pomorze© Magic
Pierwsze dwa km płyniemy jeziorem. Wieje dość mocno i od czasu do czasu nieco się przelewa wody do kajaka, ale dajemy radę. Jest gorąco, czujemy się jak w saunie. Z ulgą dopływamy do miejsca, gdzie wpływamy przez trzciny na rzekę. Problem polega na tym, że te trzciny się nie kończą i po dwóch kilometrach jeziorem musimy płynąć kolejne dwa w bardzo wąskim "korytarzu" w trzcinach - tu jest jeszcze trudniej i mniej przyjemnie. A upał nas męczy...
Wreszcie w Zelwie znajduje się miejsce, gdzie możemy chwilę odpocząć i korzystamy z tej okazji.
Przystanek w Zelwie© Magic
Kultowy sprzęt jeżdżący© Magic
Zaraz za Zelwą wpływamy w las - tu wreszcie odpoczywamy od słońca. Na naszym szlaku pojawia się bielik - dorodny i majestatyczny okaz. Prowadzi nas szlakiem Marychy. Kilka razy widzimy jak podrywa się do lotu i leci dalej wzdłuż rzeki. Tracimy go z widzenia a za chwilę znów pojawia się przed nami na jednym z kolejnych drzew.
Na tym odcinku część naszej ekipy wyraźnie opada z sił pod wpływem upału i panującej duchoty. Na szczęście znajdujemy małą polankę w lesie (przed Budwieciem), gdzie w cieniu dochodzimy nieco do siebie. Ja przy tej okazji podchodzę do granicy, żeby choć na chwilę wejść na Litwę. :-)
Połowa ekipy nie wytrzymała upałów© Magic
Marycha w pełnej krasie© Magic
Granica polsko-litewska© Magic
Po dłuższym odpoczynku i nabraniu sił ruszamy dalej i po minięciu Budwiecia oraz jedynej na trasie przeniosce docieramy do celu naszego dzisiejszego odcinka - miejsca, gdzie charakterystyczna tabliczka nie daje się ominąć niezauważona. :-)
Tu mieliśmy dopłynąć - charakterystyczna tabliczka :-)© Magic
Na koniec dnia posilamy się kartaczami w restauracji w Gibach.
Mimo upału warto było poznać inną rzekę niż tylko Czarną Hańczę - jutro na nią wracamy.
Kartacze, zwane krogulcami, w nagrodę za całodzienny wysiłek© Magic
/1419631
Czarna Hańcza cz. I
Środa, 7 sierpnia 2013 Kategoria Krajoznawczo, Mazury, Kajak, Czarna Hańcza, 25 - 50
Km: | 27.79 | Km teren: | 27.79 | Czas: | 08:11 | km/h: | 3.40 |
Pr. maks.: | 9.00 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 1978kcal | Podjazdy: | m | Sprzęt: Kajak | Aktywność: Wioślarstwo |
Ostatni tydzień urlopu spędzamy na kajaku. Udało nam się zorganizować z Anią i Markiem wyjazd na spływ Czarną Hańczą i oto się zaczyna.
Pierwszą noc po przyjeździe spędzamy w klasztorze pokamedulskim w Wigrach.
Śpimy w eremie - chcemy poczuć klimat tego wiekowego miejsca.
Rano, wypoczęci, jemy szybko śniadanie i pełni energi ruszamy po nasze kajaki. Po drodze robimy jeszcze małe zakupy, żeby mieć co jeść i pić na rzece. Na miejscu okazuje się, że ładowność kajaków jest nieco mniejsza niż potrzeby, ale udaje nam się do nich w końcu upakować i płyniemy! Zdecydowaliśmy się na początek opłynąć klasztorny półwysep i już tutaj zaczęliśmy odczuwać dzisiejszy upał - jest naprawdę gorąco, więc jak najszybciej chcemy wpłynąć do lasu, do cienia.
Na rzekę wpływamy w Czerwonym Folwarku. Dość długo rzeka wije się polami więc nie mamy wytchnienia od palącego słońca.
Pomimo radosnych zapowiedzi w przewodnikach nie ma na szlaku spływu wielu okazji, żeby sie najeść lub napić. Tego dnia minęlismy zaledwie jedno miejsce, gdzie z brzegu sprzedawano sławne jagodzianki, a że miało takich miejsc być mnóstwo, to nie skorzystaliśmy (bo za wcześnie) no i tyle je widzieliśmy...
Na szczęście w Maćkowej Rudzie jest sklep niedaleko rzeki i tu mieliśmy szanse zaprowiantować się na cały dzień.
W Budzie Ruskiej zamierzaliśmy zobaczyć galerię fotografii, ale ponieważ upał bardzo spowalniał nasz spływ i chcieliśmy przepłynąć dziś spory kawałek, odpuściliśmy sobie tą atrakcję licząc na znalezienie wkrótce miejsca, gdzie będziemy mogli zjeść prawdziwy obiad.
I tak płynąc w tej nadziei mijaliśmy kolejne miejsca, gdzie albo od razu było widać, że dziś nic nie zjemy, albo gdzie pomimo zachęcających znaków nic nie było do jedzenia. Okazało się, że praktycznie nie ma na szlaku takich miejsc, a chcąc się najeść właściwie jedyną możliwością jest wcześniejsze telefoniczne zamówienie posiłku...
Od Studzianego Lasu zaczęliśmy powoli rozglądać się za miejscem na nocleg, ale dopiero w Głębokim Brodzie zauważyliśmy tablicę "U Bociana", która przekonała nas, że to właśnie tu chcemy nocować.
Okazało się, że jest tu fajne pole biwakowe, są też domki no i można zjeść smażoną rybkę a nawet do niej napić się piwka - nic więcej nam nie było już trzeba! Wnieśliśmy więc kajaki na brzeg, rozpakowaliśmy się, przekąpaliśmy w rzece (a jest tu bardzo czysta!) i przy kolacji pogawędziliśmy z Bocianem (sołtysem pobliskiej wioski). Gawędziło nam się tak dobrze, że aż Bocian przekonał nas do zmiany planów i spłynięcia Marychą - rzeką na granicy polsko-litewskiej udostępnionej dla turytów dopiero rok wcześniej. Ale o tym w kolejnej opowieści...
/1419631
Pierwszą noc po przyjeździe spędzamy w klasztorze pokamedulskim w Wigrach.
Śpimy w eremie - chcemy poczuć klimat tego wiekowego miejsca.
Eremy w klasztorze w Wigrach© Magic
Klasztor w pełnej krasie© Magic
Rano, wypoczęci, jemy szybko śniadanie i pełni energi ruszamy po nasze kajaki. Po drodze robimy jeszcze małe zakupy, żeby mieć co jeść i pić na rzece. Na miejscu okazuje się, że ładowność kajaków jest nieco mniejsza niż potrzeby, ale udaje nam się do nich w końcu upakować i płyniemy! Zdecydowaliśmy się na początek opłynąć klasztorny półwysep i już tutaj zaczęliśmy odczuwać dzisiejszy upał - jest naprawdę gorąco, więc jak najszybciej chcemy wpłynąć do lasu, do cienia.
Na rzekę wpływamy w Czerwonym Folwarku. Dość długo rzeka wije się polami więc nie mamy wytchnienia od palącego słońca.
Początek szlaku Czarnej Hańczy© Magic
Płyniemy z ptakami© Magic
...i innymi zwierzakami :-)© Magic
Są jak zwykle łąbędzie, które trzeba okrążać© Magic
Pomimo radosnych zapowiedzi w przewodnikach nie ma na szlaku spływu wielu okazji, żeby sie najeść lub napić. Tego dnia minęlismy zaledwie jedno miejsce, gdzie z brzegu sprzedawano sławne jagodzianki, a że miało takich miejsc być mnóstwo, to nie skorzystaliśmy (bo za wcześnie) no i tyle je widzieliśmy...
Na szczęście w Maćkowej Rudzie jest sklep niedaleko rzeki i tu mieliśmy szanse zaprowiantować się na cały dzień.
Przystanek w Maćkowej Rudzie (tu jest niedaleko sklep)© Magic
W Budzie Ruskiej zamierzaliśmy zobaczyć galerię fotografii, ale ponieważ upał bardzo spowalniał nasz spływ i chcieliśmy przepłynąć dziś spory kawałek, odpuściliśmy sobie tą atrakcję licząc na znalezienie wkrótce miejsca, gdzie będziemy mogli zjeść prawdziwy obiad.
Zbliżamy się do Budy Ruskiej© Magic
Tu jest galeria w Budzie Ruskiej - czas nas gonił i się nie zatrzymaliśmy© Magic
I tak płynąc w tej nadziei mijaliśmy kolejne miejsca, gdzie albo od razu było widać, że dziś nic nie zjemy, albo gdzie pomimo zachęcających znaków nic nie było do jedzenia. Okazało się, że praktycznie nie ma na szlaku takich miejsc, a chcąc się najeść właściwie jedyną możliwością jest wcześniejsze telefoniczne zamówienie posiłku...
Tu z kolei miało być cos do jedzenia© Magic
Od Studzianego Lasu zaczęliśmy powoli rozglądać się za miejscem na nocleg, ale dopiero w Głębokim Brodzie zauważyliśmy tablicę "U Bociana", która przekonała nas, że to właśnie tu chcemy nocować.
Okazało się, że jest tu fajne pole biwakowe, są też domki no i można zjeść smażoną rybkę a nawet do niej napić się piwka - nic więcej nam nie było już trzeba! Wnieśliśmy więc kajaki na brzeg, rozpakowaliśmy się, przekąpaliśmy w rzece (a jest tu bardzo czysta!) i przy kolacji pogawędziliśmy z Bocianem (sołtysem pobliskiej wioski). Gawędziło nam się tak dobrze, że aż Bocian przekonał nas do zmiany planów i spłynięcia Marychą - rzeką na granicy polsko-litewskiej udostępnionej dla turytów dopiero rok wcześniej. Ale o tym w kolejnej opowieści...
/1419631