Wpisy archiwalne w kategorii
Góry Izerskie
Dystans całkowity: | 135.10 km (w terenie 82.00 km; 60.70%) |
Czas w ruchu: | 08:08 |
Średnia prędkość: | 16.61 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.60 km/h |
Suma podjazdów: | 2142 m |
Maks. tętno maksymalne: | 166 (92 %) |
Maks. tętno średnie: | 133 (73 %) |
Suma kalorii: | 6519 kcal |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 67.55 km i 4h 04m |
Więcej statystyk |
Plamy na Słońcu
Sobota, 18 sierpnia 2012 Kategoria 50 - 100, Góry, Góry Izerskie, Krajoznawczo, Polska, Sudety, Teren
Km: | 54.25 | Km teren: | 29.00 | Czas: | 02:43 | km/h: | 19.97 |
Pr. maks.: | 58.60 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 120( 66%) |
Kalorie: | 1859kcal | Podjazdy: | 541m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zachęcony przejażdżką oraz spacerem po Górach Izerskich decyduję się na ponowny wyjazd w te tereny. Ponieważ prognoza zapowiada niezły upał (a ja nie przepadam za upałami) postanawiam dzisiejszy dzień potraktować lajtowo - skorzystam z PKP oraz kolejki górskiej na Stóg Izerski aby potem spokojnie nacieszyć się górskimi ścieżkami bez potrzeby wylewania litrów potu na podjeździe. :-)
Ruszam z Goduszyna i po niecałych 2 km dojeżdżam do stacji w Rybnicy. Jestem nieco przed pociągiem, więc mogę pooglądać kolejną stację na moim szlaku "złotych lat PKP"...
Po chwili nadjeżdża mój ekspress, który teleportuje mnie do Rębiszowa. Tu również jest co podziwiać, ale najbardziej przyciąga moją uwagę kolorowe graffiti wykonane przez lokalnych artystów na intensywnie pachnącym kibelku. Wpatrując się w nie dochodzę do wniosku, że jest ono duuuużo ciekawsze od oryginalnej, zniszczonej przez dziesiątki lat, elewacji...
Z Rębiszowa kieruję się najkrótszą drogą do Świeradowa i stacji kolejki na Stóg Izerski. Pierwsza część tego odcinka spokojna - jadę asfaltem i obserwuję rosnące przede mną góry.
Za Orłowicami wjeżdżam na szutrową drogę i tu zaczyna się podjazd - niecałe 150 m do góry w kierunku dolnej stacji kolejki przez Zajęcznik. Męczę się tu nieco, głównie przez upał, ale za to raduję gdy wyjeżdżając z lasu pojawia się przede mną taki widok:
Aby się znaleźć na stacji muszę jeszcze tylko zjechać i wjechać po 20 m, ale to przecież nie jest żaden problem! Na stacji szybko kupuję bilet i bez ociągania się wsiadam z Tranquill'kiem do wagonika aby rozkoszować się bezwysiłkową jazdą w górę.
Przy okazji mam jedną wskazówkę dla tych, co tu kiedyś dotrą: widząc kolejkę do kasy nie przejmujcie się, tylko poszukajcie tu okienka, przy którym nie ma kolejki! ;-) Nie wiem czemu tak jest, ale byłem tu dwa razy i dwa razy było to samo: do jednego okienka stoi z 20 osób, a w drugim okienku siedzi samotny/a kasjer/ka i nikt nie chce podejść. Zapewniam, że ci samotni kasjerzy nie gryzą - można i u nich kupić bilet i to dużo szybciej niż w tym obleganym okienku :-)
No ale wracam do podziwiania widoków.
Na górze wypijam kawkę (też podziwiając widoki) i decyduję, żę przynajmniej od schroniska na szczyt wjadę rowerem. Nie jest to długi odcinek, ale dość wymagający - ze względu na luźne duże kamienie trzeba tu też chwileczkę podprowadzić rower ku uciesze obserwujących pieszych :-) Za to odbiłem sobie na zjeździe - tam im miny nieco zrzedły ;-)
Zjeżdżam żółto-zielonym szlakiem pieszym do Łącznika. Zjazd jest dość kamienisty, ale w większości przejezdny. W jednym odcinku jest nawet "objazd" dla rowerzystów, których jest tu dużo. Na przełęczy zastanawiam się skąd tu się wzięły opisy w języku niemieckim - wyraźnie jest to pozostałość po przedwojennych czasach, kiedy infrastruktura miała się tu dużo lepiej niż przez wiele lat po wojnie, w sumie nawet do dziś...
Z przełęczy miałem zamiar jechać dalej żółtym szlakiem pieszym aż do granicy, ale napotkany rowerzysta wybił mi to z głowy. Twierdził, że "tam same bagna", a jego widok wydawał mi się dość poważnie potwierdzający te określenia. Zmieniam więc szybko plan i kieruję się Drogą Telefoniczną do Polany Izerskiej. Szlak fajny (bo w dół), ale głównie lasem. Droga dobrze utrzymana dla rowerzystów. Do polany dojeżdżam szybko, bez przystanków.
Tu skręcam w prawo i jeszcze raz w prawo szlakiem rowerowym nr 13 do Koziego Potoku i ponownie do żółtego szlaku. Początkowo szybko z górki na pazurki, ostro w dół, ale po dojechaniu do potoku zatrzymuję się na nieco dłuższą sesję - jest tu cicho, spokojnie i pięknie.
Po fotoprzystanku jadę dalej Drogą Borowinową w kierunku Hali Izerskiej i Chatki Górzystów. Widoki tu są już ciekawsze - więcej "szerokich widoków" na Góry Izerskie. Jadę i podziwiam...
...aż w końcu pojawia się na horyzoncie Chatka Górzystów.
Dojeżdżam do chatki z planem posilenia się tutejszymi naleśnikami. Niestety, kolejka jest dziś dłuższa niż w niejednym supermarkecie, a kasa tylko jedna...
Ponieważ szkoda mi czasu na stanie w kolejce, rezygnuję z naleśników na rzecz znalezionego w plecaku starego Snickersa a zaoszczędzony czas wykorzystuję na obserwację i zastanawianie się, co można robić w górach w piękny dzień. A można dużo np.:
- można odpoczywać lub stać w kolejce ;-)
- można poddać swój rower gruntownemu specjalistycznemu przeglądowi
- można nabierać energii do dalszego wysiłku
- no i można napić się czegoś ciepłego :-)
- można też uczyć się sztuki podrywu (tego niestety nie mam na zdjęciu) - siedzę sobie na trawce i widzę jak pewien rowerzysta stoi obok mnie... Stoi, stoi, stoi, obserwuje, wypatruje, zastanawia się, aż wreszcie uaktywnia się jak przechodzi obok niego rowerzystka (ubrana typowo rowerowo) i odzywa się do niej zaczepnie "Śliczny masz strój". He, he, he, no myślałem, że w tym momencie zaśmieję się rubasznie, ale na szczęście się powstrzymałem. Dużo gorzej by było gdybym w tym momencie pił piwo lub coś podobnego - prysznic murowany :-)
Nie mogę tak jednak kontemplować w nieskończoność - ruszam dalej w kierunku schroniska Orle - może tam uda mi się coś zjeść. Po drodze nie mogę odmówić sobie kilku przystanków nad Izerą - no ta rzeka (i dopływy) jest niesamowita...
Dojeżdżam do Orle i widzę pierwszą ciekawostkę - mnóstwo teleskopów porozstawianych koło schroniska. Widzę, że jakaś grupa astrologów rozgościła tu na dobre. Nie wiem jeszcze, że czeka mnie tu gwóźdź dzisiejszego programu - obserwacja plam na Słońcu. No ale to później...
Najpierw idę do baru zamówić coś do jedzenia. Niestety i tu jest kolejka, ale na szczęście dużo mniejsza niż w Chatce Górzystów. Po dłuższym oczekiwaniu otrzymuję wreszcie naleśniczki i wracam do stolika na zewnątrz a tu druga niespodzianka dnia - nadchodzi znany większości rowerzystów Henio Sytner z całą ekipą Wakacji na Dwóch Kółkach. Trochę ich jest, a jakie mają fajne rowery!
Trochę się pokręcili, coś zjedli i ruszyli dalej rowerami, a ja wracam do swojego naleśnika. Na koniec pobytu koło Orle udało mi się jeszcze popatrzeć przez teleskopy i nawet sfotografować plamy i wybuchy na Słońcu (oczywiście dzięki uprzejmości właścicieli teleskopów)! Najlepiej było przy pierwszym spojrzeniu - zaglądam w teleskop i widzę białe koło. "Gdzie to Słońce" myślę sobie. "Nie dość, że nie widać Słońca, to jeszcze jakieś plamki mi tu się pokazują - coś zabrudzony ten teleskop". Ostatecznie okazało się, że to białe koło to właśnie Słońce a nie pole widzenia teleskopu. :-) A te plamki, to plamy na Słońcu, które, jak twierdzili panowie, jest teraz bardzo aktywne.
Popatrzyłem jeszcze trochę co tamci na Słońcu wyprawiają i ruszam w dalszą drogę. Podobnie jak cztery dni wcześniej jadę w kierunku Jakuszyc, ale tym razem nie robię błędu i nie skracam sobie drogi, tylko, jak Bóg przykazał, jadę szlakiem rowerowym ER-2, co oznacza, że prawie całą drogę jadę w dół, co z kolei mnie bardzo cieszy. Przed Jakuszycami zauważam jeszcze pomiędzy drzewami skocznie narciarskie w Harrachovie - jako kibic nie mogę ich nie uwiecznić.
Chwilę później jestem w Jakuszycach.
Teraz pozostał mi już tylko zjazd do Piechowic. Tym razem nie jadę główną drogą lecz równoległym szlakiem rowerowym, ale prędkości i tak przekraczają 50 km/h. Trzeba tylko uważać na dziury. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy Kruczych Skałach, gdzie oglądam (i słucham) skok dziewczyny na bungee oraz zauważam betoniarkę do produkcji kamieni :-)
Z Kruczych Skał jadę dalej, mknę przez Szklarską Porębę i dalej główną drogą. Fajnie jest tak pędzić na równi z samochodami. Nieco żałuję, że w tym pędzie przejechałem zjazd do Wodospadu Szklarki - skręcam za to na mostek nad Kamienną nieco później, przed Piechowicami. Zaraz za rzeką drugi mostek, tym razem nad tajemniczym rurociągiem - boję się myśleć co nim płynie i co by było, gdyby wody rzeki go przerwały... Brrrr...
Ścieżka za to jest całkiem sympatyczna - fajnie się jedzie lasem wśród skał.
Ostatecznie dojeżdżam do Piechowic do pizzerii "U Bazyla", gdzie smakowicie kończę dzisiejszą przygodę.
Pizzę od Bazyla polecam wszystkim smakoszom pizzy! :-)
A tutejsze szlaki przekonują mnie, że to nie przypadek, że tu trenuje Maja Włoszczowska... Szkoda, że ma kontuzję, bo bym się z nią pościgał (tzn. spróbował utrzymać na kole) ;-)
Ruszam z Goduszyna i po niecałych 2 km dojeżdżam do stacji w Rybnicy. Jestem nieco przed pociągiem, więc mogę pooglądać kolejną stację na moim szlaku "złotych lat PKP"...
Stacja kolejowa w Rybnicy© Magic
Po chwili nadjeżdża mój ekspress, który teleportuje mnie do Rębiszowa. Tu również jest co podziwiać, ale najbardziej przyciąga moją uwagę kolorowe graffiti wykonane przez lokalnych artystów na intensywnie pachnącym kibelku. Wpatrując się w nie dochodzę do wniosku, że jest ono duuuużo ciekawsze od oryginalnej, zniszczonej przez dziesiątki lat, elewacji...
Graffiti na stacji w Rębiszowie© Magic
Z Rębiszowa kieruję się najkrótszą drogą do Świeradowa i stacji kolejki na Stóg Izerski. Pierwsza część tego odcinka spokojna - jadę asfaltem i obserwuję rosnące przede mną góry.
Panorama Gór Izerskich z królującym Stogiem Izerskim© Magic
Za Orłowicami wjeżdżam na szutrową drogę i tu zaczyna się podjazd - niecałe 150 m do góry w kierunku dolnej stacji kolejki przez Zajęcznik. Męczę się tu nieco, głównie przez upał, ale za to raduję gdy wyjeżdżając z lasu pojawia się przede mną taki widok:
Stacja kolejki linowej na Stóg Izerski© Magic
Aby się znaleźć na stacji muszę jeszcze tylko zjechać i wjechać po 20 m, ale to przecież nie jest żaden problem! Na stacji szybko kupuję bilet i bez ociągania się wsiadam z Tranquill'kiem do wagonika aby rozkoszować się bezwysiłkową jazdą w górę.
Przy okazji mam jedną wskazówkę dla tych, co tu kiedyś dotrą: widząc kolejkę do kasy nie przejmujcie się, tylko poszukajcie tu okienka, przy którym nie ma kolejki! ;-) Nie wiem czemu tak jest, ale byłem tu dwa razy i dwa razy było to samo: do jednego okienka stoi z 20 osób, a w drugim okienku siedzi samotny/a kasjer/ka i nikt nie chce podejść. Zapewniam, że ci samotni kasjerzy nie gryzą - można i u nich kupić bilet i to dużo szybciej niż w tym obleganym okienku :-)
No ale wracam do podziwiania widoków.
Widok z kolejki na Stóg Izerski© Magic
...i widok na kolejkę z góry© Magic
Schronisko PTTK na Stogu Izerskim© Magic
Na górze wypijam kawkę (też podziwiając widoki) i decyduję, żę przynajmniej od schroniska na szczyt wjadę rowerem. Nie jest to długi odcinek, ale dość wymagający - ze względu na luźne duże kamienie trzeba tu też chwileczkę podprowadzić rower ku uciesze obserwujących pieszych :-) Za to odbiłem sobie na zjeździe - tam im miny nieco zrzedły ;-)
Na szczycie Stogu Izerskiego© Magic
Zjeżdżam żółto-zielonym szlakiem pieszym do Łącznika. Zjazd jest dość kamienisty, ale w większości przejezdny. W jednym odcinku jest nawet "objazd" dla rowerzystów, których jest tu dużo. Na przełęczy zastanawiam się skąd tu się wzięły opisy w języku niemieckim - wyraźnie jest to pozostałość po przedwojennych czasach, kiedy infrastruktura miała się tu dużo lepiej niż przez wiele lat po wojnie, w sumie nawet do dziś...
Drogowskaz na przełęczy Łącznik - zwracam uwagę na trampki w kolorze szlaku ;-)© Magic
Z przełęczy miałem zamiar jechać dalej żółtym szlakiem pieszym aż do granicy, ale napotkany rowerzysta wybił mi to z głowy. Twierdził, że "tam same bagna", a jego widok wydawał mi się dość poważnie potwierdzający te określenia. Zmieniam więc szybko plan i kieruję się Drogą Telefoniczną do Polany Izerskiej. Szlak fajny (bo w dół), ale głównie lasem. Droga dobrze utrzymana dla rowerzystów. Do polany dojeżdżam szybko, bez przystanków.
Polana Izerska© Magic
Tu skręcam w prawo i jeszcze raz w prawo szlakiem rowerowym nr 13 do Koziego Potoku i ponownie do żółtego szlaku. Początkowo szybko z górki na pazurki, ostro w dół, ale po dojechaniu do potoku zatrzymuję się na nieco dłuższą sesję - jest tu cicho, spokojnie i pięknie.
Droga wzdłuż Koziego Potoku© Magic
Kozi Potok© Magic
Po fotoprzystanku jadę dalej Drogą Borowinową w kierunku Hali Izerskiej i Chatki Górzystów. Widoki tu są już ciekawsze - więcej "szerokich widoków" na Góry Izerskie. Jadę i podziwiam...
Przystanek na Drodze Borowinowej© Magic
...aż w końcu pojawia się na horyzoncie Chatka Górzystów.
Chatka Górzystów na Hali Izerskiej© Magic
Dojeżdżam do chatki z planem posilenia się tutejszymi naleśnikami. Niestety, kolejka jest dziś dłuższa niż w niejednym supermarkecie, a kasa tylko jedna...
Ponieważ szkoda mi czasu na stanie w kolejce, rezygnuję z naleśników na rzecz znalezionego w plecaku starego Snickersa a zaoszczędzony czas wykorzystuję na obserwację i zastanawianie się, co można robić w górach w piękny dzień. A można dużo np.:
- można odpoczywać lub stać w kolejce ;-)
Odpoczynek na łonie natury (kolejka do posiłków w tle)© Magic
- można poddać swój rower gruntownemu specjalistycznemu przeglądowi
Coś mi tu nie gra...© Magic
- można nabierać energii do dalszego wysiłku
Moce przybywajcie!© Magic
- no i można napić się czegoś ciepłego :-)
A co będę stać w kolejce - tu się napiję!© Magic
- można też uczyć się sztuki podrywu (tego niestety nie mam na zdjęciu) - siedzę sobie na trawce i widzę jak pewien rowerzysta stoi obok mnie... Stoi, stoi, stoi, obserwuje, wypatruje, zastanawia się, aż wreszcie uaktywnia się jak przechodzi obok niego rowerzystka (ubrana typowo rowerowo) i odzywa się do niej zaczepnie "Śliczny masz strój". He, he, he, no myślałem, że w tym momencie zaśmieję się rubasznie, ale na szczęście się powstrzymałem. Dużo gorzej by było gdybym w tym momencie pił piwo lub coś podobnego - prysznic murowany :-)
Nie mogę tak jednak kontemplować w nieskończoność - ruszam dalej w kierunku schroniska Orle - może tam uda mi się coś zjeść. Po drodze nie mogę odmówić sobie kilku przystanków nad Izerą - no ta rzeka (i dopływy) jest niesamowita...
Mostek na Hali Izerskiej© Magic
... i drugi mostek nad rzeczką Kobyła© Magic
Rzeka Izera© Magic
Izera© Magic
Dojeżdżam do Orle i widzę pierwszą ciekawostkę - mnóstwo teleskopów porozstawianych koło schroniska. Widzę, że jakaś grupa astrologów rozgościła tu na dobre. Nie wiem jeszcze, że czeka mnie tu gwóźdź dzisiejszego programu - obserwacja plam na Słońcu. No ale to później...
Teleskopy przed schroniskiem Orle© Magic
Najpierw idę do baru zamówić coś do jedzenia. Niestety i tu jest kolejka, ale na szczęście dużo mniejsza niż w Chatce Górzystów. Po dłuższym oczekiwaniu otrzymuję wreszcie naleśniczki i wracam do stolika na zewnątrz a tu druga niespodzianka dnia - nadchodzi znany większości rowerzystów Henio Sytner z całą ekipą Wakacji na Dwóch Kółkach. Trochę ich jest, a jakie mają fajne rowery!
Henryk Sytner na czele ekipy Wakacji na Dwóch Kółkach© Magic
Trochę się pokręcili, coś zjedli i ruszyli dalej rowerami, a ja wracam do swojego naleśnika. Na koniec pobytu koło Orle udało mi się jeszcze popatrzeć przez teleskopy i nawet sfotografować plamy i wybuchy na Słońcu (oczywiście dzięki uprzejmości właścicieli teleskopów)! Najlepiej było przy pierwszym spojrzeniu - zaglądam w teleskop i widzę białe koło. "Gdzie to Słońce" myślę sobie. "Nie dość, że nie widać Słońca, to jeszcze jakieś plamki mi tu się pokazują - coś zabrudzony ten teleskop". Ostatecznie okazało się, że to białe koło to właśnie Słońce a nie pole widzenia teleskopu. :-) A te plamki, to plamy na Słońcu, które, jak twierdzili panowie, jest teraz bardzo aktywne.
Wybuchy na Słońcu© Magic
Popatrzyłem jeszcze trochę co tamci na Słońcu wyprawiają i ruszam w dalszą drogę. Podobnie jak cztery dni wcześniej jadę w kierunku Jakuszyc, ale tym razem nie robię błędu i nie skracam sobie drogi, tylko, jak Bóg przykazał, jadę szlakiem rowerowym ER-2, co oznacza, że prawie całą drogę jadę w dół, co z kolei mnie bardzo cieszy. Przed Jakuszycami zauważam jeszcze pomiędzy drzewami skocznie narciarskie w Harrachovie - jako kibic nie mogę ich nie uwiecznić.
Skocznie narciarskie w Harrachovie© Magic
Chwilę później jestem w Jakuszycach.
Jakuszyce - tu odbywają się biegi narciarskie (i nie tylko)© Magic
Teraz pozostał mi już tylko zjazd do Piechowic. Tym razem nie jadę główną drogą lecz równoległym szlakiem rowerowym, ale prędkości i tak przekraczają 50 km/h. Trzeba tylko uważać na dziury. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy Kruczych Skałach, gdzie oglądam (i słucham) skok dziewczyny na bungee oraz zauważam betoniarkę do produkcji kamieni :-)
Kamienna pod Kruczymi Skałami© Magic
Betoniarka do produkcji kamieni ;-)© Magic
Bungee jumping w Kruczych Skałach© Magic
Z Kruczych Skał jadę dalej, mknę przez Szklarską Porębę i dalej główną drogą. Fajnie jest tak pędzić na równi z samochodami. Nieco żałuję, że w tym pędzie przejechałem zjazd do Wodospadu Szklarki - skręcam za to na mostek nad Kamienną nieco później, przed Piechowicami. Zaraz za rzeką drugi mostek, tym razem nad tajemniczym rurociągiem - boję się myśleć co nim płynie i co by było, gdyby wody rzeki go przerwały... Brrrr...
Rurociąg pomiędzy Szklarską Porębą a Piechowicami© Magic
Ścieżka za to jest całkiem sympatyczna - fajnie się jedzie lasem wśród skał.
Ścieżka wzdłuż Kamiennej przed Piechowicami© Magic
Ostatecznie dojeżdżam do Piechowic do pizzerii "U Bazyla", gdzie smakowicie kończę dzisiejszą przygodę.
Pizzeria "U Bazyla"© Magic
Pizzę od Bazyla polecam wszystkim smakoszom pizzy! :-)
A tutejsze szlaki przekonują mnie, że to nie przypadek, że tu trenuje Maja Włoszczowska... Szkoda, że ma kontuzję, bo bym się z nią pościgał (tzn. spróbował utrzymać na kole) ;-)
Góry Izerskie i Karkonosze
Wtorek, 14 sierpnia 2012 Kategoria 50 - 100, Góry, Karkonosze, Krajoznawczo, Polska, Sudety, Teren, Góry Izerskie
Km: | 80.85 | Km teren: | 53.00 | Czas: | 05:25 | km/h: | 14.93 |
Pr. maks.: | 56.20 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 4660kcal | Podjazdy: | 1601m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wjeździe na Śnieżkę i wczorajszym spacerze w Karkonoszach wybrałem się na przejażdżkę po Górach Izerskich i Karkonoszach.
Startuję z Goduszyna koło Jeleniej Góry i kieruję się na Rozdroże Izerskie. Początkowo jadę asfaltowymi drogami, żeby jak najszybciej dotrzeć w góry.
Zatrzymuję się tylko na chwilę przy ciekawych budynkach, robię zdjęcia i jadę dalej. Pogoda dopisuje, więc mogę spokojnie jechać. Z rana było chłodno, ale bardzo szybko zrobiło się gorąco...
Zaraz za Kopańcem wjeżdżam na lokalny szlak rowerowy, który wg mapy powinien doprowadzić mnie do Rozdroża Izerskiego. Początkowo jedzie się sympatycznie polami, choć nieco niepokoją mnie wysokie trawy na drodze. Kilometr później moje obawy potwierdzają się - polna droga stopniowo zamienia się w płynący strumień i niby to wciąż jest droga, ale rowerem jechać się nie da a pieszo co jakiś czas wpadam po kostki w wodę/błoto... Klnę, że podkusiło mnie tędy jechać - na szczęście był to dziś jedyny tak nieprzejezdny odcinek. Po paru minutach podejścia teren wypłaszcza się, woda znika, a teraz przeszkodami stają się pościnane drzewa leżące w poprzek drogi.
Z tego miejsca ruszam dużo szybciej do Rozdroża - teraz lasem prowadzi dobra droga leśna z niewielkimi podjazdami a później droga szutrowa.
Na Rozdrożu Izerskim bez większych zmian. Ok. 10 lat temu gdy tu byłem stała już ta sama okazała ruina schroniska i widać było w górze kamieniołom.
Po krótkim odpoczynku i sesji zdjęciowej ruszam, tym razem już ostro do góry na Rozdroże Pod Kopą (czyli jakieś 250 m podjazdu). Na tym odcinku nieźle się spociłem :-)
Z Rozdroża Pod Kopą wreszcie zaczyna się eldorado - teraz już prawie wyłącznie w dół w kierunku Chatki Górzystów na Hali Izerskiej. Początkowo dość spokojnie, jakieś 40 km/h dobrą szutrową drogą a przed Jagnięcym Jarem skręt w prawo i tu osiągam niemal 60 km/h. Szkoda, że w dół tak szybko się zjeżdża :-)
Około kilometr przed schroniskiem dobra droga zamienia się w typowy górski szlak pieszy (w końcu jadę żółtym szlakiem) i nawet w dół ciężko tu jechać pomiędzy kamieniami. Muszę więc często zsiadać z roweru. Po chwili docieram do przeuroczego wąwozu z mostkiem nad przepływającym tędy strumykiem.
Po przejechaniu strumyka i krótkiego podjazdu docieram do Chatki Górzystów, gdzie serwuję sobie przyzwoitego naleśnika z serem i pieczarkami :-)
Chatka wyraźnie opanowana jest przez rowerzystów - widać, że te regiony są nam bardzo przyjazne. Jem sobie powoli obiadek, obserwuję kręcących się dookoła turystów i kontempluję otaczające widoki.
Przypomina mi się jak tu byłem ostatnio - jakieś dwadzieścia lat temu w długi weekend majowy. Wówczas byłem tu tylko ja z kolegą i ktoś z obsługi - cisza i spokój, a dziś - pełno ludzi.
Po dłuższym postoju w Chatce Górzystów ruszam w kierunku Jakuszyc. Jeszcze na Hali Izerskiej zatrzymuję się kilka razy, żeby uwiecznić to wyjątkowe miejsce.
Docieram do schroniska Orle - tu nigdy nie byłem i jestem dość zaskoczony architekturą tego schroniska - jest to jedno z niewielu w pełni murowanych schronisk a wygląda podobnie do jakiejś kaplicy lub mini-pałacyku. Po krótkich poszukiwaniach w Internecie okazuje się, że kiedyś była tu huta szkła.
Ze schroniska kieruję się na Jakuszyce. Zamiast jechać dalej Międzynarodowym Szlakiem Rowerowym ER-2 (którym chciałem później dojechać aż do Karpacza) "skracam" sobie drogę i wjeżdżam na czerwony szlak krótszą drogą. Nie wiem jeszcze, że oznacza to konieczność pokonania kolejnego ok. 200-metrowego podjazdu :-)
Za to jak już wjechałem na górę, zaczął się szybciutki zjazd do Jakuszyc. Znów mogłem potrenować nieco "hopki" nad przeszkodami i progami odwadniającymi.
Z Jakuszyc zaczyna się długi i mocny zjazd do Szklarskiej Poręby - jadę tą drogą spory kawałek (na szczęście ruch samochodowy jest niewielki) i skręcam dopiero w drogę do wodospadu Kamieńczyk. Do wodospadu nie dojeżdżam - kieruję się na Szklarską zjeżdżając bardzo kamienistym szlakiem - widzę momentami jak piesi turyści z niedowierzaniem patrzą na mój zjazd. No ale przecież ktoś tędy wytyczył szlak rowerowy... ;-)
W Szklarskiej próbuję podążać za szlakiem ER-2 ale jego oznaczenie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Gubię go kilka razy, ale na szczęście odnajduję już na wyjeździe z miasta. Szlak prowadzi dalej Drogą Pod Reglami. Mijam Jagniątków i Przesiekę.
Myślałem, że będzie spokojnie a tu nagle w Przesiece zaczyna się bardzo wymagający podjazd... Jadę, jadę, jadę... 10 km/h... 9 km/h... 8 km/h.... I bardziej i bardziej i bardziej pionowo... Wreszcie w pewnym momencie zauważam, że jestem na drodze do Przełęczy Karkonoskiej, a to z kolei oznacza, że przez przypadek znalazłem się na najbardziej wymagającym odcinku najtrudniejszego w Polsce podjazdu szosowego (Rowerowa Baza Podjazdów). Na szczęście szlak ER-2 zahacza tylko o ok. 1/3 całego podjazdu ale i ta 1/3 w zupełności mi wystarcza! :-) Dojeżdżam do Drogi Sudeckiej, gdzie chwilę odpoczywam i z przyjemnością żegnam się z podjazdem na Przełęcz Karkonoską.
Niestety, później wcale nie jest łatwiej - w dół i do góry, w dół i do góry. Dojeżdżam tak do Przełęczy pod Czołem (czyli granicy Karpacza) skąd pozostaje mi już tylko zjechać do Miłkowa do "bazy". Na mapie wygląda to bardzo niewinnie, ale ścieżki leśne okazują się w kilku miejscach być bardzo podobne do stromego nasypu kolejowego - pełno luźnych kamieni. Jakoś udaje mi się je przebrnąć i ostatecznie przed zachodem docieram na miejsce. Wreszcie mogę odpocząć!
Startuję z Goduszyna koło Jeleniej Góry i kieruję się na Rozdroże Izerskie. Początkowo jadę asfaltowymi drogami, żeby jak najszybciej dotrzeć w góry.
Droga koło Rybnicy z panoramą Karkonoszy i Gór Izerskich© Magic
Zatrzymuję się tylko na chwilę przy ciekawych budynkach, robię zdjęcia i jadę dalej. Pogoda dopisuje, więc mogę spokojnie jechać. Z rana było chłodno, ale bardzo szybko zrobiło się gorąco...
Lokalna architektura© Magic
Zaraz za Kopańcem wjeżdżam na lokalny szlak rowerowy, który wg mapy powinien doprowadzić mnie do Rozdroża Izerskiego. Początkowo jedzie się sympatycznie polami, choć nieco niepokoją mnie wysokie trawy na drodze. Kilometr później moje obawy potwierdzają się - polna droga stopniowo zamienia się w płynący strumień i niby to wciąż jest droga, ale rowerem jechać się nie da a pieszo co jakiś czas wpadam po kostki w wodę/błoto... Klnę, że podkusiło mnie tędy jechać - na szczęście był to dziś jedyny tak nieprzejezdny odcinek. Po paru minutach podejścia teren wypłaszcza się, woda znika, a teraz przeszkodami stają się pościnane drzewa leżące w poprzek drogi.
Roboty leśne na zboczu Kopania© Magic
Z tego miejsca ruszam dużo szybciej do Rozdroża - teraz lasem prowadzi dobra droga leśna z niewielkimi podjazdami a później droga szutrowa.
Na Rozdrożu Izerskim bez większych zmian. Ok. 10 lat temu gdy tu byłem stała już ta sama okazała ruina schroniska i widać było w górze kamieniołom.
Ruina schroniska na Rozdrożu Izerskim (767 m n.p.m.)© Magic
Wnętrze budynku gospodarczego...© Magic
Widok na kopalnię kwarcu w Górach Izerskich© Magic
Po krótkim odpoczynku i sesji zdjęciowej ruszam, tym razem już ostro do góry na Rozdroże Pod Kopą (czyli jakieś 250 m podjazdu). Na tym odcinku nieźle się spociłem :-)
Turyści na Rozdrożu Pod Kopą© Magic
Z Rozdroża Pod Kopą wreszcie zaczyna się eldorado - teraz już prawie wyłącznie w dół w kierunku Chatki Górzystów na Hali Izerskiej. Początkowo dość spokojnie, jakieś 40 km/h dobrą szutrową drogą a przed Jagnięcym Jarem skręt w prawo i tu osiągam niemal 60 km/h. Szkoda, że w dół tak szybko się zjeżdża :-)
Około kilometr przed schroniskiem dobra droga zamienia się w typowy górski szlak pieszy (w końcu jadę żółtym szlakiem) i nawet w dół ciężko tu jechać pomiędzy kamieniami. Muszę więc często zsiadać z roweru. Po chwili docieram do przeuroczego wąwozu z mostkiem nad przepływającym tędy strumykiem.
Zjazd do strumyka© Magic
Górski strumyk© Magic
Po przejechaniu strumyka i krótkiego podjazdu docieram do Chatki Górzystów, gdzie serwuję sobie przyzwoitego naleśnika z serem i pieczarkami :-)
Chatka Górzystów na Hali Izerskiej© Magic
Naleśniczek z Chatki Górzystów© Magic
Chatka wyraźnie opanowana jest przez rowerzystów - widać, że te regiony są nam bardzo przyjazne. Jem sobie powoli obiadek, obserwuję kręcących się dookoła turystów i kontempluję otaczające widoki.
Przypomina mi się jak tu byłem ostatnio - jakieś dwadzieścia lat temu w długi weekend majowy. Wówczas byłem tu tylko ja z kolegą i ktoś z obsługi - cisza i spokój, a dziś - pełno ludzi.
Panorama Gór Izerskich z Chatki Górzystów© Magic
Widok z Chatki Górzystów© Magic
Po dłuższym postoju w Chatce Górzystów ruszam w kierunku Jakuszyc. Jeszcze na Hali Izerskiej zatrzymuję się kilka razy, żeby uwiecznić to wyjątkowe miejsce.
Mostek nad Jagnięcym Potokiem© Magic
Droga w Górach Izerskich© Magic
Rzeka Izera© Magic
Docieram do schroniska Orle - tu nigdy nie byłem i jestem dość zaskoczony architekturą tego schroniska - jest to jedno z niewielu w pełni murowanych schronisk a wygląda podobnie do jakiejś kaplicy lub mini-pałacyku. Po krótkich poszukiwaniach w Internecie okazuje się, że kiedyś była tu huta szkła.
Schronisko Orle w Górach Izerskich© Magic
Ze schroniska kieruję się na Jakuszyce. Zamiast jechać dalej Międzynarodowym Szlakiem Rowerowym ER-2 (którym chciałem później dojechać aż do Karpacza) "skracam" sobie drogę i wjeżdżam na czerwony szlak krótszą drogą. Nie wiem jeszcze, że oznacza to konieczność pokonania kolejnego ok. 200-metrowego podjazdu :-)
Za to jak już wjechałem na górę, zaczął się szybciutki zjazd do Jakuszyc. Znów mogłem potrenować nieco "hopki" nad przeszkodami i progami odwadniającymi.
Jakuszyce - ośrodek szkolenia biathlonistów© Magic
Z Jakuszyc zaczyna się długi i mocny zjazd do Szklarskiej Poręby - jadę tą drogą spory kawałek (na szczęście ruch samochodowy jest niewielki) i skręcam dopiero w drogę do wodospadu Kamieńczyk. Do wodospadu nie dojeżdżam - kieruję się na Szklarską zjeżdżając bardzo kamienistym szlakiem - widzę momentami jak piesi turyści z niedowierzaniem patrzą na mój zjazd. No ale przecież ktoś tędy wytyczył szlak rowerowy... ;-)
W Szklarskiej próbuję podążać za szlakiem ER-2 ale jego oznaczenie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Gubię go kilka razy, ale na szczęście odnajduję już na wyjeździe z miasta. Szlak prowadzi dalej Drogą Pod Reglami. Mijam Jagniątków i Przesiekę.
Górska Chata w Przesiece© Magic
Myślałem, że będzie spokojnie a tu nagle w Przesiece zaczyna się bardzo wymagający podjazd... Jadę, jadę, jadę... 10 km/h... 9 km/h... 8 km/h.... I bardziej i bardziej i bardziej pionowo... Wreszcie w pewnym momencie zauważam, że jestem na drodze do Przełęczy Karkonoskiej, a to z kolei oznacza, że przez przypadek znalazłem się na najbardziej wymagającym odcinku najtrudniejszego w Polsce podjazdu szosowego (Rowerowa Baza Podjazdów). Na szczęście szlak ER-2 zahacza tylko o ok. 1/3 całego podjazdu ale i ta 1/3 w zupełności mi wystarcza! :-) Dojeżdżam do Drogi Sudeckiej, gdzie chwilę odpoczywam i z przyjemnością żegnam się z podjazdem na Przełęcz Karkonoską.
Niestety, później wcale nie jest łatwiej - w dół i do góry, w dół i do góry. Dojeżdżam tak do Przełęczy pod Czołem (czyli granicy Karpacza) skąd pozostaje mi już tylko zjechać do Miłkowa do "bazy". Na mapie wygląda to bardzo niewinnie, ale ścieżki leśne okazują się w kilku miejscach być bardzo podobne do stromego nasypu kolejowego - pełno luźnych kamieni. Jakoś udaje mi się je przebrnąć i ostatecznie przed zachodem docieram na miejsce. Wreszcie mogę odpocząć!
Dom z Bali - moja baza© Magic