Wpisy archiwalne w kategorii
Karkonosze
Dystans całkowity: | 111.06 km (w terenie 74.00 km; 66.63%) |
Czas w ruchu: | 08:39 |
Średnia prędkość: | 12.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.20 km/h |
Suma podjazdów: | 2731 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 140 (77 %) |
Suma kalorii: | 7806 kcal |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 55.53 km i 4h 19m |
Więcej statystyk |
Góry Izerskie i Karkonosze
Wtorek, 14 sierpnia 2012 Kategoria 50 - 100, Góry, Karkonosze, Krajoznawczo, Polska, Sudety, Teren, Góry Izerskie
Km: | 80.85 | Km teren: | 53.00 | Czas: | 05:25 | km/h: | 14.93 |
Pr. maks.: | 56.20 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 4660kcal | Podjazdy: | 1601m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wjeździe na Śnieżkę i wczorajszym spacerze w Karkonoszach wybrałem się na przejażdżkę po Górach Izerskich i Karkonoszach.
Startuję z Goduszyna koło Jeleniej Góry i kieruję się na Rozdroże Izerskie. Początkowo jadę asfaltowymi drogami, żeby jak najszybciej dotrzeć w góry.
Zatrzymuję się tylko na chwilę przy ciekawych budynkach, robię zdjęcia i jadę dalej. Pogoda dopisuje, więc mogę spokojnie jechać. Z rana było chłodno, ale bardzo szybko zrobiło się gorąco...
Zaraz za Kopańcem wjeżdżam na lokalny szlak rowerowy, który wg mapy powinien doprowadzić mnie do Rozdroża Izerskiego. Początkowo jedzie się sympatycznie polami, choć nieco niepokoją mnie wysokie trawy na drodze. Kilometr później moje obawy potwierdzają się - polna droga stopniowo zamienia się w płynący strumień i niby to wciąż jest droga, ale rowerem jechać się nie da a pieszo co jakiś czas wpadam po kostki w wodę/błoto... Klnę, że podkusiło mnie tędy jechać - na szczęście był to dziś jedyny tak nieprzejezdny odcinek. Po paru minutach podejścia teren wypłaszcza się, woda znika, a teraz przeszkodami stają się pościnane drzewa leżące w poprzek drogi.
Z tego miejsca ruszam dużo szybciej do Rozdroża - teraz lasem prowadzi dobra droga leśna z niewielkimi podjazdami a później droga szutrowa.
Na Rozdrożu Izerskim bez większych zmian. Ok. 10 lat temu gdy tu byłem stała już ta sama okazała ruina schroniska i widać było w górze kamieniołom.
Po krótkim odpoczynku i sesji zdjęciowej ruszam, tym razem już ostro do góry na Rozdroże Pod Kopą (czyli jakieś 250 m podjazdu). Na tym odcinku nieźle się spociłem :-)
Z Rozdroża Pod Kopą wreszcie zaczyna się eldorado - teraz już prawie wyłącznie w dół w kierunku Chatki Górzystów na Hali Izerskiej. Początkowo dość spokojnie, jakieś 40 km/h dobrą szutrową drogą a przed Jagnięcym Jarem skręt w prawo i tu osiągam niemal 60 km/h. Szkoda, że w dół tak szybko się zjeżdża :-)
Około kilometr przed schroniskiem dobra droga zamienia się w typowy górski szlak pieszy (w końcu jadę żółtym szlakiem) i nawet w dół ciężko tu jechać pomiędzy kamieniami. Muszę więc często zsiadać z roweru. Po chwili docieram do przeuroczego wąwozu z mostkiem nad przepływającym tędy strumykiem.
Po przejechaniu strumyka i krótkiego podjazdu docieram do Chatki Górzystów, gdzie serwuję sobie przyzwoitego naleśnika z serem i pieczarkami :-)
Chatka wyraźnie opanowana jest przez rowerzystów - widać, że te regiony są nam bardzo przyjazne. Jem sobie powoli obiadek, obserwuję kręcących się dookoła turystów i kontempluję otaczające widoki.
Przypomina mi się jak tu byłem ostatnio - jakieś dwadzieścia lat temu w długi weekend majowy. Wówczas byłem tu tylko ja z kolegą i ktoś z obsługi - cisza i spokój, a dziś - pełno ludzi.
Po dłuższym postoju w Chatce Górzystów ruszam w kierunku Jakuszyc. Jeszcze na Hali Izerskiej zatrzymuję się kilka razy, żeby uwiecznić to wyjątkowe miejsce.
Docieram do schroniska Orle - tu nigdy nie byłem i jestem dość zaskoczony architekturą tego schroniska - jest to jedno z niewielu w pełni murowanych schronisk a wygląda podobnie do jakiejś kaplicy lub mini-pałacyku. Po krótkich poszukiwaniach w Internecie okazuje się, że kiedyś była tu huta szkła.
Ze schroniska kieruję się na Jakuszyce. Zamiast jechać dalej Międzynarodowym Szlakiem Rowerowym ER-2 (którym chciałem później dojechać aż do Karpacza) "skracam" sobie drogę i wjeżdżam na czerwony szlak krótszą drogą. Nie wiem jeszcze, że oznacza to konieczność pokonania kolejnego ok. 200-metrowego podjazdu :-)
Za to jak już wjechałem na górę, zaczął się szybciutki zjazd do Jakuszyc. Znów mogłem potrenować nieco "hopki" nad przeszkodami i progami odwadniającymi.
Z Jakuszyc zaczyna się długi i mocny zjazd do Szklarskiej Poręby - jadę tą drogą spory kawałek (na szczęście ruch samochodowy jest niewielki) i skręcam dopiero w drogę do wodospadu Kamieńczyk. Do wodospadu nie dojeżdżam - kieruję się na Szklarską zjeżdżając bardzo kamienistym szlakiem - widzę momentami jak piesi turyści z niedowierzaniem patrzą na mój zjazd. No ale przecież ktoś tędy wytyczył szlak rowerowy... ;-)
W Szklarskiej próbuję podążać za szlakiem ER-2 ale jego oznaczenie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Gubię go kilka razy, ale na szczęście odnajduję już na wyjeździe z miasta. Szlak prowadzi dalej Drogą Pod Reglami. Mijam Jagniątków i Przesiekę.
Myślałem, że będzie spokojnie a tu nagle w Przesiece zaczyna się bardzo wymagający podjazd... Jadę, jadę, jadę... 10 km/h... 9 km/h... 8 km/h.... I bardziej i bardziej i bardziej pionowo... Wreszcie w pewnym momencie zauważam, że jestem na drodze do Przełęczy Karkonoskiej, a to z kolei oznacza, że przez przypadek znalazłem się na najbardziej wymagającym odcinku najtrudniejszego w Polsce podjazdu szosowego (Rowerowa Baza Podjazdów). Na szczęście szlak ER-2 zahacza tylko o ok. 1/3 całego podjazdu ale i ta 1/3 w zupełności mi wystarcza! :-) Dojeżdżam do Drogi Sudeckiej, gdzie chwilę odpoczywam i z przyjemnością żegnam się z podjazdem na Przełęcz Karkonoską.
Niestety, później wcale nie jest łatwiej - w dół i do góry, w dół i do góry. Dojeżdżam tak do Przełęczy pod Czołem (czyli granicy Karpacza) skąd pozostaje mi już tylko zjechać do Miłkowa do "bazy". Na mapie wygląda to bardzo niewinnie, ale ścieżki leśne okazują się w kilku miejscach być bardzo podobne do stromego nasypu kolejowego - pełno luźnych kamieni. Jakoś udaje mi się je przebrnąć i ostatecznie przed zachodem docieram na miejsce. Wreszcie mogę odpocząć!
Startuję z Goduszyna koło Jeleniej Góry i kieruję się na Rozdroże Izerskie. Początkowo jadę asfaltowymi drogami, żeby jak najszybciej dotrzeć w góry.
Droga koło Rybnicy z panoramą Karkonoszy i Gór Izerskich© Magic
Zatrzymuję się tylko na chwilę przy ciekawych budynkach, robię zdjęcia i jadę dalej. Pogoda dopisuje, więc mogę spokojnie jechać. Z rana było chłodno, ale bardzo szybko zrobiło się gorąco...
Lokalna architektura© Magic
Zaraz za Kopańcem wjeżdżam na lokalny szlak rowerowy, który wg mapy powinien doprowadzić mnie do Rozdroża Izerskiego. Początkowo jedzie się sympatycznie polami, choć nieco niepokoją mnie wysokie trawy na drodze. Kilometr później moje obawy potwierdzają się - polna droga stopniowo zamienia się w płynący strumień i niby to wciąż jest droga, ale rowerem jechać się nie da a pieszo co jakiś czas wpadam po kostki w wodę/błoto... Klnę, że podkusiło mnie tędy jechać - na szczęście był to dziś jedyny tak nieprzejezdny odcinek. Po paru minutach podejścia teren wypłaszcza się, woda znika, a teraz przeszkodami stają się pościnane drzewa leżące w poprzek drogi.
Roboty leśne na zboczu Kopania© Magic
Z tego miejsca ruszam dużo szybciej do Rozdroża - teraz lasem prowadzi dobra droga leśna z niewielkimi podjazdami a później droga szutrowa.
Na Rozdrożu Izerskim bez większych zmian. Ok. 10 lat temu gdy tu byłem stała już ta sama okazała ruina schroniska i widać było w górze kamieniołom.
Ruina schroniska na Rozdrożu Izerskim (767 m n.p.m.)© Magic
Wnętrze budynku gospodarczego...© Magic
Widok na kopalnię kwarcu w Górach Izerskich© Magic
Po krótkim odpoczynku i sesji zdjęciowej ruszam, tym razem już ostro do góry na Rozdroże Pod Kopą (czyli jakieś 250 m podjazdu). Na tym odcinku nieźle się spociłem :-)
Turyści na Rozdrożu Pod Kopą© Magic
Z Rozdroża Pod Kopą wreszcie zaczyna się eldorado - teraz już prawie wyłącznie w dół w kierunku Chatki Górzystów na Hali Izerskiej. Początkowo dość spokojnie, jakieś 40 km/h dobrą szutrową drogą a przed Jagnięcym Jarem skręt w prawo i tu osiągam niemal 60 km/h. Szkoda, że w dół tak szybko się zjeżdża :-)
Około kilometr przed schroniskiem dobra droga zamienia się w typowy górski szlak pieszy (w końcu jadę żółtym szlakiem) i nawet w dół ciężko tu jechać pomiędzy kamieniami. Muszę więc często zsiadać z roweru. Po chwili docieram do przeuroczego wąwozu z mostkiem nad przepływającym tędy strumykiem.
Zjazd do strumyka© Magic
Górski strumyk© Magic
Po przejechaniu strumyka i krótkiego podjazdu docieram do Chatki Górzystów, gdzie serwuję sobie przyzwoitego naleśnika z serem i pieczarkami :-)
Chatka Górzystów na Hali Izerskiej© Magic
Naleśniczek z Chatki Górzystów© Magic
Chatka wyraźnie opanowana jest przez rowerzystów - widać, że te regiony są nam bardzo przyjazne. Jem sobie powoli obiadek, obserwuję kręcących się dookoła turystów i kontempluję otaczające widoki.
Przypomina mi się jak tu byłem ostatnio - jakieś dwadzieścia lat temu w długi weekend majowy. Wówczas byłem tu tylko ja z kolegą i ktoś z obsługi - cisza i spokój, a dziś - pełno ludzi.
Panorama Gór Izerskich z Chatki Górzystów© Magic
Widok z Chatki Górzystów© Magic
Po dłuższym postoju w Chatce Górzystów ruszam w kierunku Jakuszyc. Jeszcze na Hali Izerskiej zatrzymuję się kilka razy, żeby uwiecznić to wyjątkowe miejsce.
Mostek nad Jagnięcym Potokiem© Magic
Droga w Górach Izerskich© Magic
Rzeka Izera© Magic
Docieram do schroniska Orle - tu nigdy nie byłem i jestem dość zaskoczony architekturą tego schroniska - jest to jedno z niewielu w pełni murowanych schronisk a wygląda podobnie do jakiejś kaplicy lub mini-pałacyku. Po krótkich poszukiwaniach w Internecie okazuje się, że kiedyś była tu huta szkła.
Schronisko Orle w Górach Izerskich© Magic
Ze schroniska kieruję się na Jakuszyce. Zamiast jechać dalej Międzynarodowym Szlakiem Rowerowym ER-2 (którym chciałem później dojechać aż do Karpacza) "skracam" sobie drogę i wjeżdżam na czerwony szlak krótszą drogą. Nie wiem jeszcze, że oznacza to konieczność pokonania kolejnego ok. 200-metrowego podjazdu :-)
Za to jak już wjechałem na górę, zaczął się szybciutki zjazd do Jakuszyc. Znów mogłem potrenować nieco "hopki" nad przeszkodami i progami odwadniającymi.
Jakuszyce - ośrodek szkolenia biathlonistów© Magic
Z Jakuszyc zaczyna się długi i mocny zjazd do Szklarskiej Poręby - jadę tą drogą spory kawałek (na szczęście ruch samochodowy jest niewielki) i skręcam dopiero w drogę do wodospadu Kamieńczyk. Do wodospadu nie dojeżdżam - kieruję się na Szklarską zjeżdżając bardzo kamienistym szlakiem - widzę momentami jak piesi turyści z niedowierzaniem patrzą na mój zjazd. No ale przecież ktoś tędy wytyczył szlak rowerowy... ;-)
W Szklarskiej próbuję podążać za szlakiem ER-2 ale jego oznaczenie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Gubię go kilka razy, ale na szczęście odnajduję już na wyjeździe z miasta. Szlak prowadzi dalej Drogą Pod Reglami. Mijam Jagniątków i Przesiekę.
Górska Chata w Przesiece© Magic
Myślałem, że będzie spokojnie a tu nagle w Przesiece zaczyna się bardzo wymagający podjazd... Jadę, jadę, jadę... 10 km/h... 9 km/h... 8 km/h.... I bardziej i bardziej i bardziej pionowo... Wreszcie w pewnym momencie zauważam, że jestem na drodze do Przełęczy Karkonoskiej, a to z kolei oznacza, że przez przypadek znalazłem się na najbardziej wymagającym odcinku najtrudniejszego w Polsce podjazdu szosowego (Rowerowa Baza Podjazdów). Na szczęście szlak ER-2 zahacza tylko o ok. 1/3 całego podjazdu ale i ta 1/3 w zupełności mi wystarcza! :-) Dojeżdżam do Drogi Sudeckiej, gdzie chwilę odpoczywam i z przyjemnością żegnam się z podjazdem na Przełęcz Karkonoską.
Niestety, później wcale nie jest łatwiej - w dół i do góry, w dół i do góry. Dojeżdżam tak do Przełęczy pod Czołem (czyli granicy Karpacza) skąd pozostaje mi już tylko zjechać do Miłkowa do "bazy". Na mapie wygląda to bardzo niewinnie, ale ścieżki leśne okazują się w kilku miejscach być bardzo podobne do stromego nasypu kolejowego - pełno luźnych kamieni. Jakoś udaje mi się je przebrnąć i ostatecznie przed zachodem docieram na miejsce. Wreszcie mogę odpocząć!
Dom z Bali - moja baza© Magic
No i wjechałem!!! (Uphill Race Śnieżka 2012)
Niedziela, 12 sierpnia 2012 Kategoria 25 - 50, Góry, Polska, Spręż :-), Sudety, Teren, Uphill, Karkonosze
Km: | 30.21 | Km teren: | 21.00 | Czas: | 03:14 | km/h: | 9.34 |
Pr. maks.: | 54.70 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 177177 ( 98%) | HRavg | 140( 77%) |
Kalorie: | 3146kcal | Podjazdy: | 1130m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
No i wreszcie nadszedł ten dzień! To był mój główny cel rowerowy 2012 - wjechać na Śnieżkę. Do sprawy podszedłem profesjonalnie - nie muszę być w pierwszej dzisiątce, wystarczy, że wjadę. :-)
Mając na uwadze moje duże zaległości treningowe w tym roku nieco się obawiałem, że może być ciężko, ale przecież nie niemożliwie!
Przygotowania zaczynam od testu aparatu - biorę ze sobą "malucha" na wypadek gdyby "duży" nie zdążył na górę na czas. :-)
Później przygotowuję resztę sprzętu (rower jest gotowy od wczoraj).
Powoli ustawiam się na starcie - widać napięcie wśród startujących a ja na "luziku" nucę sobie "Jedziemy autosstopem..." ;-)
Start ze stadionu ok. 9.55, a później start ostry ok. 10.00. Zaczynam dość ostrożnie - w końcu moim celem jest wjechać na szczyt a nie wypstrykać się w połowie drogi. Do kościoła Wang idzie bardzo fajnie - po asfalcie ciągnę bez problemów. Dobrze, że jest chłodno (na dole ok. 15 stopni) - lubię taką pogodę i nie topię się na podjeździe.
Zaraz za Wangiem zaczynają się "schody" - zjeżdżamy z asfaltu, zaczyna się nie zawsze równa droga po kocich łbach i chwilę później kamieniach. Na dodatek nachylenie podjazdu robi się bardzo duże - ok. 5 kilometra muszę zejść z roweru pierwszy raz - podprowadzam ok. 200 m a jak nachylenie się nieco zmniejsza wsiadam i jadę dalej. Myślałem, że będzie źle, ale okazuje się, że później dość długo jest nieco spokojniej i daję radę jechać. Niestety nie wiem jak szybko jechałem - mój licznik odmówił współpracy i mogłem obserwować jedynie pulsometr.
Droga robi się coraz bardziej nierówna - bardzo odczuwają to moje plecy, które stają się głównym moim "oporem" w jeździe - nogi dają radę - żadnych skurczów, puls na poziomie 90% (więć dość spokojnie) a ja nie mogę przyspieszyć... Najważniejsze, że jadę! Momentami ciężko mi skupić się na tym, co dzieje się dookoła, ale wiem, że jadę i to się liczy :-)
Po raz drugi podprowadzam rower w okolicach Strzechy Akademickiej - chwilowe nachylenie jest tam tak duże, że muszę zejść z roweru a na dodatek bardzo już bolą mnie plecy. Pierwsi zawodnicy pewnie już wjechali na szczyt a ja dopiero posilam się tu w bufecie :-(
Po krótkim przystanku przy schronisku moje plecy czują się dużo lepiej. Dzięki temu przyspieszam nieco i bez większych problemów dojeżdżam do Spalonej Strażnicy, gdzie zaczyna się jedyny większy zjazd na trasie - wreszcie mogę nieco odsapnąć! Nie mogę jednak za bardzo się rozpędzić, bo droga bardzo nierówna a nie schowałem wcześniej GPS'a do kieszeni i obawiam się, że spadnie mi z kierownicy.
Wreszcie dojeżdżam do Śląskiego Domu, skąd zaczyna się ostateczny podjazd na szczyt. Beata już jest pod Śnieżką, więc z tego odcinka mam nieco więcej zdjęć. Jestem tak zmęczony, że ciężko mi mówić, przejdę więc na mowę obrazów :-)
Po niezbyt długim odpoczynku, wypiciu trzech gorących herbat i zjedzeniu kanapki od organizatora trzeba zjechać. Zjazd odbywa się w zorganizowanej kolumnie za samochodem technicznym tak, aby zawodników fantazja nie poniosła za bardzo...
Podczas zjazdu dwa dłuższe przystanki na zebranie grupy - koło Domu Śląskiego oraz koło Strzechy Akademickiej.
Po około czterech godzinach od wyjazdu jesteśmy z powrotem na stadionie w Karpaczu. Zdecydowanie się ociepliło i bardzo miło kończy się ten ciekawy dzień.
Mój cel na rok 2012 został osiągnięty! Pozostał mi jeszcze tylko dojazd do domu...
Czas samego Uphill Race: 1.51:32 (322 miejsce open / 384 startujących)
Dystans: 13,5 km
Przewyższenie: ponad 1000 m
Do góry:
Na dół:
Powrót do domu:
Mając na uwadze moje duże zaległości treningowe w tym roku nieco się obawiałem, że może być ciężko, ale przecież nie niemożliwie!
Przygotowania zaczynam od testu aparatu - biorę ze sobą "malucha" na wypadek gdyby "duży" nie zdążył na górę na czas. :-)
Coś tu chyba jest nie tak ;-)© Magic
Później przygotowuję resztę sprzętu (rower jest gotowy od wczoraj).
Na GPS'ie mój dzisiejszy plan wygląda bardzo niewinnie© Magic
Powoli ustawiam się na starcie - widać napięcie wśród startujących a ja na "luziku" nucę sobie "Jedziemy autosstopem..." ;-)
Uphill Race Śnieżka 2012 - Start© Magic
Zaraz ruszamy - ja w bojowym nastroju!© Magic
Start ze stadionu ok. 9.55, a później start ostry ok. 10.00. Zaczynam dość ostrożnie - w końcu moim celem jest wjechać na szczyt a nie wypstrykać się w połowie drogi. Do kościoła Wang idzie bardzo fajnie - po asfalcie ciągnę bez problemów. Dobrze, że jest chłodno (na dole ok. 15 stopni) - lubię taką pogodę i nie topię się na podjeździe.
Zaraz za Wangiem zaczynają się "schody" - zjeżdżamy z asfaltu, zaczyna się nie zawsze równa droga po kocich łbach i chwilę później kamieniach. Na dodatek nachylenie podjazdu robi się bardzo duże - ok. 5 kilometra muszę zejść z roweru pierwszy raz - podprowadzam ok. 200 m a jak nachylenie się nieco zmniejsza wsiadam i jadę dalej. Myślałem, że będzie źle, ale okazuje się, że później dość długo jest nieco spokojniej i daję radę jechać. Niestety nie wiem jak szybko jechałem - mój licznik odmówił współpracy i mogłem obserwować jedynie pulsometr.
Droga robi się coraz bardziej nierówna - bardzo odczuwają to moje plecy, które stają się głównym moim "oporem" w jeździe - nogi dają radę - żadnych skurczów, puls na poziomie 90% (więć dość spokojnie) a ja nie mogę przyspieszyć... Najważniejsze, że jadę! Momentami ciężko mi skupić się na tym, co dzieje się dookoła, ale wiem, że jadę i to się liczy :-)
Po raz drugi podprowadzam rower w okolicach Strzechy Akademickiej - chwilowe nachylenie jest tam tak duże, że muszę zejść z roweru a na dodatek bardzo już bolą mnie plecy. Pierwsi zawodnicy pewnie już wjechali na szczyt a ja dopiero posilam się tu w bufecie :-(
Przełęcz pod Śnieżką© Magic
Po krótkim przystanku przy schronisku moje plecy czują się dużo lepiej. Dzięki temu przyspieszam nieco i bez większych problemów dojeżdżam do Spalonej Strażnicy, gdzie zaczyna się jedyny większy zjazd na trasie - wreszcie mogę nieco odsapnąć! Nie mogę jednak za bardzo się rozpędzić, bo droga bardzo nierówna a nie schowałem wcześniej GPS'a do kieszeni i obawiam się, że spadnie mi z kierownicy.
Wreszcie dojeżdżam do Śląskiego Domu, skąd zaczyna się ostateczny podjazd na szczyt. Beata już jest pod Śnieżką, więc z tego odcinka mam nieco więcej zdjęć. Jestem tak zmęczony, że ciężko mi mówić, przejdę więc na mowę obrazów :-)
Jestem i ja! Już na zboczu Śnieżki.© Magic
Wciąż w bojowym nastroju!© Magic
Pnę się metr po metrze...© Magic
I dalej w chmury!© Magic
Nawet język nie pomaga! :-)© Magic
Ostatnia prosta - stromo i jeszcze te przeklęte kamienie... Ale jadę!© Magic
Gonią mnie jakieś potwory... Nie dam się!© Magic
I jest - meta - wjechałem na Śnieżkę!© Magic
Szczęście na szczycie - dostałem nawet medal zdobywcy :-)© Magic
Ja, mój rower, medal i Śnieżka© Magic
A to moja ekipa techniczna - również spisała się na medal! :-)© Magic
Po niezbyt długim odpoczynku, wypiciu trzech gorących herbat i zjedzeniu kanapki od organizatora trzeba zjechać. Zjazd odbywa się w zorganizowanej kolumnie za samochodem technicznym tak, aby zawodników fantazja nie poniosła za bardzo...
Uczestnicy gotowi do zjazdu© Magic
No i ruszamy w dół© Magic
Podczas zjazdu dwa dłuższe przystanki na zebranie grupy - koło Domu Śląskiego oraz koło Strzechy Akademickiej.
Peleton pod Śnieżką© Magic
Ostatni przystanek pod Strzechą Akademicką© Magic
Po około czterech godzinach od wyjazdu jesteśmy z powrotem na stadionie w Karpaczu. Zdecydowanie się ociepliło i bardzo miło kończy się ten ciekawy dzień.
Mój cel na rok 2012 został osiągnięty! Pozostał mi jeszcze tylko dojazd do domu...
Czas samego Uphill Race: 1.51:32 (322 miejsce open / 384 startujących)
Dystans: 13,5 km
Przewyższenie: ponad 1000 m
Do góry:
Na dół:
Powrót do domu: