Wpisy archiwalne w kategorii
Krajoznawczo
Dystans całkowity: | 3648.74 km (w terenie 1880.64 km; 51.54%) |
Czas w ruchu: | 226:21 |
Średnia prędkość: | 16.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 61.90 km/h |
Suma podjazdów: | 26776 m |
Maks. tętno maksymalne: | 203 (112 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (84 %) |
Suma kalorii: | 200238 kcal |
Liczba aktywności: | 75 |
Średnio na aktywność: | 48.65 km i 3h 01m |
Więcej statystyk |
Plamy na Słońcu
Sobota, 18 sierpnia 2012 Kategoria 50 - 100, Góry, Góry Izerskie, Krajoznawczo, Polska, Sudety, Teren
Km: | 54.25 | Km teren: | 29.00 | Czas: | 02:43 | km/h: | 19.97 |
Pr. maks.: | 58.60 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 120( 66%) |
Kalorie: | 1859kcal | Podjazdy: | 541m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zachęcony przejażdżką oraz spacerem po Górach Izerskich decyduję się na ponowny wyjazd w te tereny. Ponieważ prognoza zapowiada niezły upał (a ja nie przepadam za upałami) postanawiam dzisiejszy dzień potraktować lajtowo - skorzystam z PKP oraz kolejki górskiej na Stóg Izerski aby potem spokojnie nacieszyć się górskimi ścieżkami bez potrzeby wylewania litrów potu na podjeździe. :-)
Ruszam z Goduszyna i po niecałych 2 km dojeżdżam do stacji w Rybnicy. Jestem nieco przed pociągiem, więc mogę pooglądać kolejną stację na moim szlaku "złotych lat PKP"...

Po chwili nadjeżdża mój ekspress, który teleportuje mnie do Rębiszowa. Tu również jest co podziwiać, ale najbardziej przyciąga moją uwagę kolorowe graffiti wykonane przez lokalnych artystów na intensywnie pachnącym kibelku. Wpatrując się w nie dochodzę do wniosku, że jest ono duuuużo ciekawsze od oryginalnej, zniszczonej przez dziesiątki lat, elewacji...

Z Rębiszowa kieruję się najkrótszą drogą do Świeradowa i stacji kolejki na Stóg Izerski. Pierwsza część tego odcinka spokojna - jadę asfaltem i obserwuję rosnące przede mną góry.

Za Orłowicami wjeżdżam na szutrową drogę i tu zaczyna się podjazd - niecałe 150 m do góry w kierunku dolnej stacji kolejki przez Zajęcznik. Męczę się tu nieco, głównie przez upał, ale za to raduję gdy wyjeżdżając z lasu pojawia się przede mną taki widok:

Aby się znaleźć na stacji muszę jeszcze tylko zjechać i wjechać po 20 m, ale to przecież nie jest żaden problem! Na stacji szybko kupuję bilet i bez ociągania się wsiadam z Tranquill'kiem do wagonika aby rozkoszować się bezwysiłkową jazdą w górę.
Przy okazji mam jedną wskazówkę dla tych, co tu kiedyś dotrą: widząc kolejkę do kasy nie przejmujcie się, tylko poszukajcie tu okienka, przy którym nie ma kolejki! ;-) Nie wiem czemu tak jest, ale byłem tu dwa razy i dwa razy było to samo: do jednego okienka stoi z 20 osób, a w drugim okienku siedzi samotny/a kasjer/ka i nikt nie chce podejść. Zapewniam, że ci samotni kasjerzy nie gryzą - można i u nich kupić bilet i to dużo szybciej niż w tym obleganym okienku :-)
No ale wracam do podziwiania widoków.



Na górze wypijam kawkę (też podziwiając widoki) i decyduję, żę przynajmniej od schroniska na szczyt wjadę rowerem. Nie jest to długi odcinek, ale dość wymagający - ze względu na luźne duże kamienie trzeba tu też chwileczkę podprowadzić rower ku uciesze obserwujących pieszych :-) Za to odbiłem sobie na zjeździe - tam im miny nieco zrzedły ;-)

Zjeżdżam żółto-zielonym szlakiem pieszym do Łącznika. Zjazd jest dość kamienisty, ale w większości przejezdny. W jednym odcinku jest nawet "objazd" dla rowerzystów, których jest tu dużo. Na przełęczy zastanawiam się skąd tu się wzięły opisy w języku niemieckim - wyraźnie jest to pozostałość po przedwojennych czasach, kiedy infrastruktura miała się tu dużo lepiej niż przez wiele lat po wojnie, w sumie nawet do dziś...

Z przełęczy miałem zamiar jechać dalej żółtym szlakiem pieszym aż do granicy, ale napotkany rowerzysta wybił mi to z głowy. Twierdził, że "tam same bagna", a jego widok wydawał mi się dość poważnie potwierdzający te określenia. Zmieniam więc szybko plan i kieruję się Drogą Telefoniczną do Polany Izerskiej. Szlak fajny (bo w dół), ale głównie lasem. Droga dobrze utrzymana dla rowerzystów. Do polany dojeżdżam szybko, bez przystanków.

Tu skręcam w prawo i jeszcze raz w prawo szlakiem rowerowym nr 13 do Koziego Potoku i ponownie do żółtego szlaku. Początkowo szybko z górki na pazurki, ostro w dół, ale po dojechaniu do potoku zatrzymuję się na nieco dłuższą sesję - jest tu cicho, spokojnie i pięknie.


Po fotoprzystanku jadę dalej Drogą Borowinową w kierunku Hali Izerskiej i Chatki Górzystów. Widoki tu są już ciekawsze - więcej "szerokich widoków" na Góry Izerskie. Jadę i podziwiam...

...aż w końcu pojawia się na horyzoncie Chatka Górzystów.

Dojeżdżam do chatki z planem posilenia się tutejszymi naleśnikami. Niestety, kolejka jest dziś dłuższa niż w niejednym supermarkecie, a kasa tylko jedna...
Ponieważ szkoda mi czasu na stanie w kolejce, rezygnuję z naleśników na rzecz znalezionego w plecaku starego Snickersa a zaoszczędzony czas wykorzystuję na obserwację i zastanawianie się, co można robić w górach w piękny dzień. A można dużo np.:
- można odpoczywać lub stać w kolejce ;-)

- można poddać swój rower gruntownemu specjalistycznemu przeglądowi

- można nabierać energii do dalszego wysiłku

- no i można napić się czegoś ciepłego :-)

- można też uczyć się sztuki podrywu (tego niestety nie mam na zdjęciu) - siedzę sobie na trawce i widzę jak pewien rowerzysta stoi obok mnie... Stoi, stoi, stoi, obserwuje, wypatruje, zastanawia się, aż wreszcie uaktywnia się jak przechodzi obok niego rowerzystka (ubrana typowo rowerowo) i odzywa się do niej zaczepnie "Śliczny masz strój". He, he, he, no myślałem, że w tym momencie zaśmieję się rubasznie, ale na szczęście się powstrzymałem. Dużo gorzej by było gdybym w tym momencie pił piwo lub coś podobnego - prysznic murowany :-)
Nie mogę tak jednak kontemplować w nieskończoność - ruszam dalej w kierunku schroniska Orle - może tam uda mi się coś zjeść. Po drodze nie mogę odmówić sobie kilku przystanków nad Izerą - no ta rzeka (i dopływy) jest niesamowita...




Dojeżdżam do Orle i widzę pierwszą ciekawostkę - mnóstwo teleskopów porozstawianych koło schroniska. Widzę, że jakaś grupa astrologów rozgościła tu na dobre. Nie wiem jeszcze, że czeka mnie tu gwóźdź dzisiejszego programu - obserwacja plam na Słońcu. No ale to później...

Najpierw idę do baru zamówić coś do jedzenia. Niestety i tu jest kolejka, ale na szczęście dużo mniejsza niż w Chatce Górzystów. Po dłuższym oczekiwaniu otrzymuję wreszcie naleśniczki i wracam do stolika na zewnątrz a tu druga niespodzianka dnia - nadchodzi znany większości rowerzystów Henio Sytner z całą ekipą Wakacji na Dwóch Kółkach. Trochę ich jest, a jakie mają fajne rowery!

Trochę się pokręcili, coś zjedli i ruszyli dalej rowerami, a ja wracam do swojego naleśnika. Na koniec pobytu koło Orle udało mi się jeszcze popatrzeć przez teleskopy i nawet sfotografować plamy i wybuchy na Słońcu (oczywiście dzięki uprzejmości właścicieli teleskopów)! Najlepiej było przy pierwszym spojrzeniu - zaglądam w teleskop i widzę białe koło. "Gdzie to Słońce" myślę sobie. "Nie dość, że nie widać Słońca, to jeszcze jakieś plamki mi tu się pokazują - coś zabrudzony ten teleskop". Ostatecznie okazało się, że to białe koło to właśnie Słońce a nie pole widzenia teleskopu. :-) A te plamki, to plamy na Słońcu, które, jak twierdzili panowie, jest teraz bardzo aktywne.

Popatrzyłem jeszcze trochę co tamci na Słońcu wyprawiają i ruszam w dalszą drogę. Podobnie jak cztery dni wcześniej jadę w kierunku Jakuszyc, ale tym razem nie robię błędu i nie skracam sobie drogi, tylko, jak Bóg przykazał, jadę szlakiem rowerowym ER-2, co oznacza, że prawie całą drogę jadę w dół, co z kolei mnie bardzo cieszy. Przed Jakuszycami zauważam jeszcze pomiędzy drzewami skocznie narciarskie w Harrachovie - jako kibic nie mogę ich nie uwiecznić.

Chwilę później jestem w Jakuszycach.
Teraz pozostał mi już tylko zjazd do Piechowic. Tym razem nie jadę główną drogą lecz równoległym szlakiem rowerowym, ale prędkości i tak przekraczają 50 km/h. Trzeba tylko uważać na dziury. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy Kruczych Skałach, gdzie oglądam (i słucham) skok dziewczyny na bungee oraz zauważam betoniarkę do produkcji kamieni :-)



Z Kruczych Skał jadę dalej, mknę przez Szklarską Porębę i dalej główną drogą. Fajnie jest tak pędzić na równi z samochodami. Nieco żałuję, że w tym pędzie przejechałem zjazd do Wodospadu Szklarki - skręcam za to na mostek nad Kamienną nieco później, przed Piechowicami. Zaraz za rzeką drugi mostek, tym razem nad tajemniczym rurociągiem - boję się myśleć co nim płynie i co by było, gdyby wody rzeki go przerwały... Brrrr...

Ścieżka za to jest całkiem sympatyczna - fajnie się jedzie lasem wśród skał.

Ostatecznie dojeżdżam do Piechowic do pizzerii "U Bazyla", gdzie smakowicie kończę dzisiejszą przygodę.

Pizzę od Bazyla polecam wszystkim smakoszom pizzy! :-)
A tutejsze szlaki przekonują mnie, że to nie przypadek, że tu trenuje Maja Włoszczowska... Szkoda, że ma kontuzję, bo bym się z nią pościgał (tzn. spróbował utrzymać na kole) ;-)
Ruszam z Goduszyna i po niecałych 2 km dojeżdżam do stacji w Rybnicy. Jestem nieco przed pociągiem, więc mogę pooglądać kolejną stację na moim szlaku "złotych lat PKP"...

Stacja kolejowa w Rybnicy© Magic
Po chwili nadjeżdża mój ekspress, który teleportuje mnie do Rębiszowa. Tu również jest co podziwiać, ale najbardziej przyciąga moją uwagę kolorowe graffiti wykonane przez lokalnych artystów na intensywnie pachnącym kibelku. Wpatrując się w nie dochodzę do wniosku, że jest ono duuuużo ciekawsze od oryginalnej, zniszczonej przez dziesiątki lat, elewacji...

Graffiti na stacji w Rębiszowie© Magic
Z Rębiszowa kieruję się najkrótszą drogą do Świeradowa i stacji kolejki na Stóg Izerski. Pierwsza część tego odcinka spokojna - jadę asfaltem i obserwuję rosnące przede mną góry.

Panorama Gór Izerskich z królującym Stogiem Izerskim© Magic
Za Orłowicami wjeżdżam na szutrową drogę i tu zaczyna się podjazd - niecałe 150 m do góry w kierunku dolnej stacji kolejki przez Zajęcznik. Męczę się tu nieco, głównie przez upał, ale za to raduję gdy wyjeżdżając z lasu pojawia się przede mną taki widok:

Stacja kolejki linowej na Stóg Izerski© Magic
Aby się znaleźć na stacji muszę jeszcze tylko zjechać i wjechać po 20 m, ale to przecież nie jest żaden problem! Na stacji szybko kupuję bilet i bez ociągania się wsiadam z Tranquill'kiem do wagonika aby rozkoszować się bezwysiłkową jazdą w górę.
Przy okazji mam jedną wskazówkę dla tych, co tu kiedyś dotrą: widząc kolejkę do kasy nie przejmujcie się, tylko poszukajcie tu okienka, przy którym nie ma kolejki! ;-) Nie wiem czemu tak jest, ale byłem tu dwa razy i dwa razy było to samo: do jednego okienka stoi z 20 osób, a w drugim okienku siedzi samotny/a kasjer/ka i nikt nie chce podejść. Zapewniam, że ci samotni kasjerzy nie gryzą - można i u nich kupić bilet i to dużo szybciej niż w tym obleganym okienku :-)
No ale wracam do podziwiania widoków.

Widok z kolejki na Stóg Izerski© Magic

...i widok na kolejkę z góry© Magic

Schronisko PTTK na Stogu Izerskim© Magic
Na górze wypijam kawkę (też podziwiając widoki) i decyduję, żę przynajmniej od schroniska na szczyt wjadę rowerem. Nie jest to długi odcinek, ale dość wymagający - ze względu na luźne duże kamienie trzeba tu też chwileczkę podprowadzić rower ku uciesze obserwujących pieszych :-) Za to odbiłem sobie na zjeździe - tam im miny nieco zrzedły ;-)

Na szczycie Stogu Izerskiego© Magic
Zjeżdżam żółto-zielonym szlakiem pieszym do Łącznika. Zjazd jest dość kamienisty, ale w większości przejezdny. W jednym odcinku jest nawet "objazd" dla rowerzystów, których jest tu dużo. Na przełęczy zastanawiam się skąd tu się wzięły opisy w języku niemieckim - wyraźnie jest to pozostałość po przedwojennych czasach, kiedy infrastruktura miała się tu dużo lepiej niż przez wiele lat po wojnie, w sumie nawet do dziś...

Drogowskaz na przełęczy Łącznik - zwracam uwagę na trampki w kolorze szlaku ;-)© Magic
Z przełęczy miałem zamiar jechać dalej żółtym szlakiem pieszym aż do granicy, ale napotkany rowerzysta wybił mi to z głowy. Twierdził, że "tam same bagna", a jego widok wydawał mi się dość poważnie potwierdzający te określenia. Zmieniam więc szybko plan i kieruję się Drogą Telefoniczną do Polany Izerskiej. Szlak fajny (bo w dół), ale głównie lasem. Droga dobrze utrzymana dla rowerzystów. Do polany dojeżdżam szybko, bez przystanków.

Polana Izerska© Magic
Tu skręcam w prawo i jeszcze raz w prawo szlakiem rowerowym nr 13 do Koziego Potoku i ponownie do żółtego szlaku. Początkowo szybko z górki na pazurki, ostro w dół, ale po dojechaniu do potoku zatrzymuję się na nieco dłuższą sesję - jest tu cicho, spokojnie i pięknie.

Droga wzdłuż Koziego Potoku© Magic

Kozi Potok© Magic
Po fotoprzystanku jadę dalej Drogą Borowinową w kierunku Hali Izerskiej i Chatki Górzystów. Widoki tu są już ciekawsze - więcej "szerokich widoków" na Góry Izerskie. Jadę i podziwiam...

Przystanek na Drodze Borowinowej© Magic
...aż w końcu pojawia się na horyzoncie Chatka Górzystów.

Chatka Górzystów na Hali Izerskiej© Magic
Dojeżdżam do chatki z planem posilenia się tutejszymi naleśnikami. Niestety, kolejka jest dziś dłuższa niż w niejednym supermarkecie, a kasa tylko jedna...
Ponieważ szkoda mi czasu na stanie w kolejce, rezygnuję z naleśników na rzecz znalezionego w plecaku starego Snickersa a zaoszczędzony czas wykorzystuję na obserwację i zastanawianie się, co można robić w górach w piękny dzień. A można dużo np.:
- można odpoczywać lub stać w kolejce ;-)

Odpoczynek na łonie natury (kolejka do posiłków w tle)© Magic
- można poddać swój rower gruntownemu specjalistycznemu przeglądowi

Coś mi tu nie gra...© Magic
- można nabierać energii do dalszego wysiłku

Moce przybywajcie!© Magic
- no i można napić się czegoś ciepłego :-)

A co będę stać w kolejce - tu się napiję!© Magic
- można też uczyć się sztuki podrywu (tego niestety nie mam na zdjęciu) - siedzę sobie na trawce i widzę jak pewien rowerzysta stoi obok mnie... Stoi, stoi, stoi, obserwuje, wypatruje, zastanawia się, aż wreszcie uaktywnia się jak przechodzi obok niego rowerzystka (ubrana typowo rowerowo) i odzywa się do niej zaczepnie "Śliczny masz strój". He, he, he, no myślałem, że w tym momencie zaśmieję się rubasznie, ale na szczęście się powstrzymałem. Dużo gorzej by było gdybym w tym momencie pił piwo lub coś podobnego - prysznic murowany :-)
Nie mogę tak jednak kontemplować w nieskończoność - ruszam dalej w kierunku schroniska Orle - może tam uda mi się coś zjeść. Po drodze nie mogę odmówić sobie kilku przystanków nad Izerą - no ta rzeka (i dopływy) jest niesamowita...

Mostek na Hali Izerskiej© Magic

... i drugi mostek nad rzeczką Kobyła© Magic

Rzeka Izera© Magic

Izera© Magic
Dojeżdżam do Orle i widzę pierwszą ciekawostkę - mnóstwo teleskopów porozstawianych koło schroniska. Widzę, że jakaś grupa astrologów rozgościła tu na dobre. Nie wiem jeszcze, że czeka mnie tu gwóźdź dzisiejszego programu - obserwacja plam na Słońcu. No ale to później...

Teleskopy przed schroniskiem Orle© Magic
Najpierw idę do baru zamówić coś do jedzenia. Niestety i tu jest kolejka, ale na szczęście dużo mniejsza niż w Chatce Górzystów. Po dłuższym oczekiwaniu otrzymuję wreszcie naleśniczki i wracam do stolika na zewnątrz a tu druga niespodzianka dnia - nadchodzi znany większości rowerzystów Henio Sytner z całą ekipą Wakacji na Dwóch Kółkach. Trochę ich jest, a jakie mają fajne rowery!

Henryk Sytner na czele ekipy Wakacji na Dwóch Kółkach© Magic
Trochę się pokręcili, coś zjedli i ruszyli dalej rowerami, a ja wracam do swojego naleśnika. Na koniec pobytu koło Orle udało mi się jeszcze popatrzeć przez teleskopy i nawet sfotografować plamy i wybuchy na Słońcu (oczywiście dzięki uprzejmości właścicieli teleskopów)! Najlepiej było przy pierwszym spojrzeniu - zaglądam w teleskop i widzę białe koło. "Gdzie to Słońce" myślę sobie. "Nie dość, że nie widać Słońca, to jeszcze jakieś plamki mi tu się pokazują - coś zabrudzony ten teleskop". Ostatecznie okazało się, że to białe koło to właśnie Słońce a nie pole widzenia teleskopu. :-) A te plamki, to plamy na Słońcu, które, jak twierdzili panowie, jest teraz bardzo aktywne.

Wybuchy na Słońcu© Magic
Popatrzyłem jeszcze trochę co tamci na Słońcu wyprawiają i ruszam w dalszą drogę. Podobnie jak cztery dni wcześniej jadę w kierunku Jakuszyc, ale tym razem nie robię błędu i nie skracam sobie drogi, tylko, jak Bóg przykazał, jadę szlakiem rowerowym ER-2, co oznacza, że prawie całą drogę jadę w dół, co z kolei mnie bardzo cieszy. Przed Jakuszycami zauważam jeszcze pomiędzy drzewami skocznie narciarskie w Harrachovie - jako kibic nie mogę ich nie uwiecznić.

Skocznie narciarskie w Harrachovie© Magic
Chwilę później jestem w Jakuszycach.

Jakuszyce - tu odbywają się biegi narciarskie (i nie tylko)© Magic
Teraz pozostał mi już tylko zjazd do Piechowic. Tym razem nie jadę główną drogą lecz równoległym szlakiem rowerowym, ale prędkości i tak przekraczają 50 km/h. Trzeba tylko uważać na dziury. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy Kruczych Skałach, gdzie oglądam (i słucham) skok dziewczyny na bungee oraz zauważam betoniarkę do produkcji kamieni :-)

Kamienna pod Kruczymi Skałami© Magic

Betoniarka do produkcji kamieni ;-)© Magic

Bungee jumping w Kruczych Skałach© Magic
Z Kruczych Skał jadę dalej, mknę przez Szklarską Porębę i dalej główną drogą. Fajnie jest tak pędzić na równi z samochodami. Nieco żałuję, że w tym pędzie przejechałem zjazd do Wodospadu Szklarki - skręcam za to na mostek nad Kamienną nieco później, przed Piechowicami. Zaraz za rzeką drugi mostek, tym razem nad tajemniczym rurociągiem - boję się myśleć co nim płynie i co by było, gdyby wody rzeki go przerwały... Brrrr...

Rurociąg pomiędzy Szklarską Porębą a Piechowicami© Magic
Ścieżka za to jest całkiem sympatyczna - fajnie się jedzie lasem wśród skał.

Ścieżka wzdłuż Kamiennej przed Piechowicami© Magic
Ostatecznie dojeżdżam do Piechowic do pizzerii "U Bazyla", gdzie smakowicie kończę dzisiejszą przygodę.

Pizzeria "U Bazyla"© Magic
Pizzę od Bazyla polecam wszystkim smakoszom pizzy! :-)
A tutejsze szlaki przekonują mnie, że to nie przypadek, że tu trenuje Maja Włoszczowska... Szkoda, że ma kontuzję, bo bym się z nią pościgał (tzn. spróbował utrzymać na kole) ;-)
Bóbr, Jelenia Góra i Góry Sokole
Czwartek, 16 sierpnia 2012 Kategoria 25 - 50, Góry, Krajoznawczo, Polska, Sudety, Teren
Km: | 41.55 | Km teren: | 19.00 | Czas: | 02:22 | km/h: | 17.56 |
Pr. maks.: | 61.90 | Temperatura: | 24.0°C | HRmax: | 159159 ( 88%) | HRavg | 119( 66%) |
Kalorie: | 1569kcal | Podjazdy: | 490m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ponownie jadę zwiedzać Sudety i okolice Jeleniej Góry. Muszę przyznać, że tereny te są bardzo atrakcyjne zarówno turystycznie jak i rowerowo. Ale po kolei...
Wyruszam przed 10.00 z Goduszyna - ruszam w kierunku Siedlęcina - wsi nad Bobrem. Po 3 kilometrach rozpoczyna się zjazd do doliny rzeki zakończony fantastycznym śmiganiem z dziką radością z prędkością ponad 60 km/h wąską i niezbyt równą drogą. Jakoś to przeżywam. :-)
Jestem w Siedlęcinie. Byłem tu już kiedyś - wówczas bez roweru jako turysta górski. Pamiętam, że dolina Bobru ma swój urok, więc tym razem poznam ją nieco lepiej. Zaczynam od Wieży Książęcej. Trafiam tu na wykopaliska prowadzone przez studentów/pracowników UJ (mam nadzieję, że dobrze pamiętam uczelnię).


Z Siedlęcina jadę dalej wzdłuż Bobru w kierunku Jeleniej Góry. Niecałe 2 km dalej dojeżdżam do elektrowni wodnej Bobrowice i Jez. Modrego. Budynek elektrowni przypomina mi nieco niektóre zameczki nad Loarą (tak mi się jakoś skojarzyło...).

Elektrownia wodna i jezioro powstały w latach 1924-25 jako element systemu przeciwpowodziowego w Sudetach Zachodnich. Na drugim brzegu jeziora powstało też później schronisko Perła Zachodu. Teoretycznie schronisko PTTK, ale chyba więcej zarabia na weselach niż na turystach :-(

Od pierwszej mojej wizyty w tym miejscu fascynowała mnie wieżyczka schroniska - tym razem po raz pierwszy udało mi się na nią wdrapać :-)


Dalej od schroniska do Jeleniej Góry prowadzi bardzo miły szlak rowerowy/pieszy. Co chwilę pojawiają się tablice informacyjne a ja zatrzymuję się to tu to tam...

Popijam wody z Cudownego Źródełka - przeżywam to bez najmniejszych dolegliwości, co oznacza, że moja prawość i niewinność jest bez zarzutu. Szkoda, że takich źródełek nie ma na Pomorzu... Każdy budowlaniec powinien przejść ten test! ;-)

Zauważam też ciekawe stojaki rowerowe koło tablic informacyjnych - muszę powiedzieć, że dla "górali" zdają egzamin. Nie wiem tylko jak by było w przypadku wąskich kół.

A na końcu ścieżki dowiaduję się, że jechałem szlakiem im. Mariana Południkiewicza.

Zauważam też tutaj wąski wjazd na Wzgórze Krzywoustego (375 m n.p.m.). Nie za bardzo chce mi się wspinać do góry, ale kusi mnie możliwość popatrzenia na Jelenią z góry no i wjeżdżam. Najpierw wita mnie sam Krzywy Ryj (jak go zwaliśmy w szkole)

a chwilę później wyrasta przede mną sama wieża.

Jestem nieco zmęczony po podjeździe, ale nie zastanawiam się długo - skoro tu dojechałem, to muszę też wejść na wieżę. Warto było - panorama Kotliny Jeleniogórskiej jest imponująca i tylko żałuję, że nie jestem tu o zachodzie!

Schodząc z wieży zauważam, że ze sławnych postaci (oprócz Bolka) był tu też Dan Hill - przyjaciel wielu odważnych rowerzystów! ;-)

Muszę nieco przyspieszyć, bo miałem jeździć nie za długo, mija z dwie godziny a ja jeszcze nie wjechałem na dobre do Jeleniej. Teraz kieruję się na Góry Sokole, zwane przez lokalnych mieszkańców "Cyckami" (bo z daleka widać dwa sterczące szczyty :-)). Staram trzymać się szlaku rowerowego ER-6, ale w mieście okazuje się to niewykonalne. Nie wiem dlaczego, ale w miastach szlaki rowerowe jakby się rozpływały pomiędzy ulicami... Jadę więc "na azymut" i dopiero po drugiej stronie Jeleniej wracam na szlak. Teraz dość szybko pokonuję trasę. Po drodze wielokrotnie mogę podziwiać panoramy, głównie Karkonoszy, ale nie tylko.


Niecałe 10 km za Jelenią Górą dojeżdżam do Wojanowa i tu moim oczom ukazuje się okazały pałacyk. Muszę przyznać, że robi wrażenie. Jest jednym z najlepiej utrzymanych zabytków w Polsce. A wszystko dzięki jakiemuś tajemniczemu właścicielowi... (Pałac został przejęty po pożarze, który wybuchł z niewiadomych przyczyn)

Pałac nie jest jedyną atrakcją Wojanowa - jest tu też kościół przy którym ustawione są interesujące płyty nagrobne, są ciekawe budynki, jest też drugi pałac w Bobrowie a także coraz bardziej okazała panorama Gór Sokolich.





W Bobrowie muszę zmienić nieco plany - otrzymuję telefon z centrali i zamiast objechać Góry Sokole (czyli zajrzeć do Cycków ;-)) muszę pędzić w kierunku bazy - ruszam więc w kierunku Miłkowa. Droga z asfaltowej zmienia się w szutrową, ale jedzie się dobrze choć dużo więcej teraz mam podjazdów. W kolejnej miejscowości przejeżdżam koło kolejnego pałacyku - dużo tu ich jest dookoła.

Za Karpnikami droga wchodzi w las - pod górę i z góry do następnej wioski. Pojawia się ponownie asfalt. Na zjeździe do Kowar na horyzoncie powraca Śnieżka i tak mi towarzyszy niemal do końca trasy.

Za Kowarami, gdy przejeżdżam obok stawu, coś większego wskakuje do wody. Myślę, że mógł to być bóbr, ale nie mam, niestety, czasu go wypatrywać - już jestem na kolejnym podjeździe.
Ostatni przystanek na uwiecznienie Śnieżki i po paru minutach dojeżdżam do bazy.

Zastanawia mnie tylko jak ja na tą Śnieżkę wjechałem... :-)
Wyruszam przed 10.00 z Goduszyna - ruszam w kierunku Siedlęcina - wsi nad Bobrem. Po 3 kilometrach rozpoczyna się zjazd do doliny rzeki zakończony fantastycznym śmiganiem z dziką radością z prędkością ponad 60 km/h wąską i niezbyt równą drogą. Jakoś to przeżywam. :-)
Jestem w Siedlęcinie. Byłem tu już kiedyś - wówczas bez roweru jako turysta górski. Pamiętam, że dolina Bobru ma swój urok, więc tym razem poznam ją nieco lepiej. Zaczynam od Wieży Książęcej. Trafiam tu na wykopaliska prowadzone przez studentów/pracowników UJ (mam nadzieję, że dobrze pamiętam uczelnię).

Wieża Książęca w Siedlęcinie© Magic

Wykopaliska w Siedlęcinie© Magic
Z Siedlęcina jadę dalej wzdłuż Bobru w kierunku Jeleniej Góry. Niecałe 2 km dalej dojeżdżam do elektrowni wodnej Bobrowice i Jez. Modrego. Budynek elektrowni przypomina mi nieco niektóre zameczki nad Loarą (tak mi się jakoś skojarzyło...).

Elektrownia wodna Bobrowice nad Jez. Modrym© Magic
Elektrownia wodna i jezioro powstały w latach 1924-25 jako element systemu przeciwpowodziowego w Sudetach Zachodnich. Na drugim brzegu jeziora powstało też później schronisko Perła Zachodu. Teoretycznie schronisko PTTK, ale chyba więcej zarabia na weselach niż na turystach :-(

Jezioro Modre i Perła Zachodu w tle© Magic
Od pierwszej mojej wizyty w tym miejscu fascynowała mnie wieżyczka schroniska - tym razem po raz pierwszy udało mi się na nią wdrapać :-)

Wieżyczka schroniska Perła Zachodu© Magic

...I samo schronisko Perła Zachodu widziane z wieżyczki© Magic
Dalej od schroniska do Jeleniej Góry prowadzi bardzo miły szlak rowerowy/pieszy. Co chwilę pojawiają się tablice informacyjne a ja zatrzymuję się to tu to tam...

Szlak pieszo-rowerowy nad Bobrem© Magic
Popijam wody z Cudownego Źródełka - przeżywam to bez najmniejszych dolegliwości, co oznacza, że moja prawość i niewinność jest bez zarzutu. Szkoda, że takich źródełek nie ma na Pomorzu... Każdy budowlaniec powinien przejść ten test! ;-)

Cudowne Źródełko© Magic
Zauważam też ciekawe stojaki rowerowe koło tablic informacyjnych - muszę powiedzieć, że dla "górali" zdają egzamin. Nie wiem tylko jak by było w przypadku wąskich kół.

Przystanek przy ścieżce edukacyjnej© Magic
A na końcu ścieżki dowiaduję się, że jechałem szlakiem im. Mariana Południkiewicza.

Kamień pamiątkowy© Magic
Zauważam też tutaj wąski wjazd na Wzgórze Krzywoustego (375 m n.p.m.). Nie za bardzo chce mi się wspinać do góry, ale kusi mnie możliwość popatrzenia na Jelenią z góry no i wjeżdżam. Najpierw wita mnie sam Krzywy Ryj (jak go zwaliśmy w szkole)

Bolek Krzywousty© Magic
a chwilę później wyrasta przede mną sama wieża.

Wieża widokowa na Wzgórzu Krzywoustego w Jeleniej Górze© Magic
Jestem nieco zmęczony po podjeździe, ale nie zastanawiam się długo - skoro tu dojechałem, to muszę też wejść na wieżę. Warto było - panorama Kotliny Jeleniogórskiej jest imponująca i tylko żałuję, że nie jestem tu o zachodzie!

Panorama Jeleniej Góry i Kotliny Jeleniogórskiej z wieży na Wzgórzu Krzywoustego© Magic
Schodząc z wieży zauważam, że ze sławnych postaci (oprócz Bolka) był tu też Dan Hill - przyjaciel wielu odważnych rowerzystów! ;-)

Dan Hill tu był! ;-)© Magic
Muszę nieco przyspieszyć, bo miałem jeździć nie za długo, mija z dwie godziny a ja jeszcze nie wjechałem na dobre do Jeleniej. Teraz kieruję się na Góry Sokole, zwane przez lokalnych mieszkańców "Cyckami" (bo z daleka widać dwa sterczące szczyty :-)). Staram trzymać się szlaku rowerowego ER-6, ale w mieście okazuje się to niewykonalne. Nie wiem dlaczego, ale w miastach szlaki rowerowe jakby się rozpływały pomiędzy ulicami... Jadę więc "na azymut" i dopiero po drugiej stronie Jeleniej wracam na szlak. Teraz dość szybko pokonuję trasę. Po drodze wielokrotnie mogę podziwiać panoramy, głównie Karkonoszy, ale nie tylko.

Widok przed Dąbrowicą - w oddali Śnieżka© Magic

Tranquill na szlaku© Magic
Niecałe 10 km za Jelenią Górą dojeżdżam do Wojanowa i tu moim oczom ukazuje się okazały pałacyk. Muszę przyznać, że robi wrażenie. Jest jednym z najlepiej utrzymanych zabytków w Polsce. A wszystko dzięki jakiemuś tajemniczemu właścicielowi... (Pałac został przejęty po pożarze, który wybuchł z niewiadomych przyczyn)

Pałac w Wojanowie© Magic
Pałac nie jest jedyną atrakcją Wojanowa - jest tu też kościół przy którym ustawione są interesujące płyty nagrobne, są ciekawe budynki, jest też drugi pałac w Bobrowie a także coraz bardziej okazała panorama Gór Sokolich.

Płyta nagrobna koło kościoła w Wojanowie© Magic

Świetlica w Wojanowie© Magic

Pałac Bobrów© Magic

Pałac Bobrów - uwagę zwraca gustowny komin wystający z wieży© Magic

Cycki (Góry Sokole) widziane z Wojanowa© Magic
W Bobrowie muszę zmienić nieco plany - otrzymuję telefon z centrali i zamiast objechać Góry Sokole (czyli zajrzeć do Cycków ;-)) muszę pędzić w kierunku bazy - ruszam więc w kierunku Miłkowa. Droga z asfaltowej zmienia się w szutrową, ale jedzie się dobrze choć dużo więcej teraz mam podjazdów. W kolejnej miejscowości przejeżdżam koło kolejnego pałacyku - dużo tu ich jest dookoła.

Pałac Karpniki© Magic
Za Karpnikami droga wchodzi w las - pod górę i z góry do następnej wioski. Pojawia się ponownie asfalt. Na zjeździe do Kowar na horyzoncie powraca Śnieżka i tak mi towarzyszy niemal do końca trasy.

Panorama przed Kowarami - znów Śnieżka przyciąga wzrok© Magic
Za Kowarami, gdy przejeżdżam obok stawu, coś większego wskakuje do wody. Myślę, że mógł to być bóbr, ale nie mam, niestety, czasu go wypatrywać - już jestem na kolejnym podjeździe.
Ostatni przystanek na uwiecznienie Śnieżki i po paru minutach dojeżdżam do bazy.

Śnieżka w całej okazałości© Magic
Zastanawia mnie tylko jak ja na tą Śnieżkę wjechałem... :-)
Góry Izerskie i Karkonosze
Wtorek, 14 sierpnia 2012 Kategoria 50 - 100, Góry, Karkonosze, Krajoznawczo, Polska, Sudety, Teren, Góry Izerskie
Km: | 80.85 | Km teren: | 53.00 | Czas: | 05:25 | km/h: | 14.93 |
Pr. maks.: | 56.20 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 4660kcal | Podjazdy: | 1601m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wjeździe na Śnieżkę i wczorajszym spacerze w Karkonoszach wybrałem się na przejażdżkę po Górach Izerskich i Karkonoszach.
Startuję z Goduszyna koło Jeleniej Góry i kieruję się na Rozdroże Izerskie. Początkowo jadę asfaltowymi drogami, żeby jak najszybciej dotrzeć w góry.

Zatrzymuję się tylko na chwilę przy ciekawych budynkach, robię zdjęcia i jadę dalej. Pogoda dopisuje, więc mogę spokojnie jechać. Z rana było chłodno, ale bardzo szybko zrobiło się gorąco...

Zaraz za Kopańcem wjeżdżam na lokalny szlak rowerowy, który wg mapy powinien doprowadzić mnie do Rozdroża Izerskiego. Początkowo jedzie się sympatycznie polami, choć nieco niepokoją mnie wysokie trawy na drodze. Kilometr później moje obawy potwierdzają się - polna droga stopniowo zamienia się w płynący strumień i niby to wciąż jest droga, ale rowerem jechać się nie da a pieszo co jakiś czas wpadam po kostki w wodę/błoto... Klnę, że podkusiło mnie tędy jechać - na szczęście był to dziś jedyny tak nieprzejezdny odcinek. Po paru minutach podejścia teren wypłaszcza się, woda znika, a teraz przeszkodami stają się pościnane drzewa leżące w poprzek drogi.

Z tego miejsca ruszam dużo szybciej do Rozdroża - teraz lasem prowadzi dobra droga leśna z niewielkimi podjazdami a później droga szutrowa.
Na Rozdrożu Izerskim bez większych zmian. Ok. 10 lat temu gdy tu byłem stała już ta sama okazała ruina schroniska i widać było w górze kamieniołom.



Po krótkim odpoczynku i sesji zdjęciowej ruszam, tym razem już ostro do góry na Rozdroże Pod Kopą (czyli jakieś 250 m podjazdu). Na tym odcinku nieźle się spociłem :-)

Z Rozdroża Pod Kopą wreszcie zaczyna się eldorado - teraz już prawie wyłącznie w dół w kierunku Chatki Górzystów na Hali Izerskiej. Początkowo dość spokojnie, jakieś 40 km/h dobrą szutrową drogą a przed Jagnięcym Jarem skręt w prawo i tu osiągam niemal 60 km/h. Szkoda, że w dół tak szybko się zjeżdża :-)
Około kilometr przed schroniskiem dobra droga zamienia się w typowy górski szlak pieszy (w końcu jadę żółtym szlakiem) i nawet w dół ciężko tu jechać pomiędzy kamieniami. Muszę więc często zsiadać z roweru. Po chwili docieram do przeuroczego wąwozu z mostkiem nad przepływającym tędy strumykiem.


Po przejechaniu strumyka i krótkiego podjazdu docieram do Chatki Górzystów, gdzie serwuję sobie przyzwoitego naleśnika z serem i pieczarkami :-)


Chatka wyraźnie opanowana jest przez rowerzystów - widać, że te regiony są nam bardzo przyjazne. Jem sobie powoli obiadek, obserwuję kręcących się dookoła turystów i kontempluję otaczające widoki.
Przypomina mi się jak tu byłem ostatnio - jakieś dwadzieścia lat temu w długi weekend majowy. Wówczas byłem tu tylko ja z kolegą i ktoś z obsługi - cisza i spokój, a dziś - pełno ludzi.


Po dłuższym postoju w Chatce Górzystów ruszam w kierunku Jakuszyc. Jeszcze na Hali Izerskiej zatrzymuję się kilka razy, żeby uwiecznić to wyjątkowe miejsce.



Docieram do schroniska Orle - tu nigdy nie byłem i jestem dość zaskoczony architekturą tego schroniska - jest to jedno z niewielu w pełni murowanych schronisk a wygląda podobnie do jakiejś kaplicy lub mini-pałacyku. Po krótkich poszukiwaniach w Internecie okazuje się, że kiedyś była tu huta szkła.

Ze schroniska kieruję się na Jakuszyce. Zamiast jechać dalej Międzynarodowym Szlakiem Rowerowym ER-2 (którym chciałem później dojechać aż do Karpacza) "skracam" sobie drogę i wjeżdżam na czerwony szlak krótszą drogą. Nie wiem jeszcze, że oznacza to konieczność pokonania kolejnego ok. 200-metrowego podjazdu :-)
Za to jak już wjechałem na górę, zaczął się szybciutki zjazd do Jakuszyc. Znów mogłem potrenować nieco "hopki" nad przeszkodami i progami odwadniającymi.

Z Jakuszyc zaczyna się długi i mocny zjazd do Szklarskiej Poręby - jadę tą drogą spory kawałek (na szczęście ruch samochodowy jest niewielki) i skręcam dopiero w drogę do wodospadu Kamieńczyk. Do wodospadu nie dojeżdżam - kieruję się na Szklarską zjeżdżając bardzo kamienistym szlakiem - widzę momentami jak piesi turyści z niedowierzaniem patrzą na mój zjazd. No ale przecież ktoś tędy wytyczył szlak rowerowy... ;-)
W Szklarskiej próbuję podążać za szlakiem ER-2 ale jego oznaczenie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Gubię go kilka razy, ale na szczęście odnajduję już na wyjeździe z miasta. Szlak prowadzi dalej Drogą Pod Reglami. Mijam Jagniątków i Przesiekę.

Myślałem, że będzie spokojnie a tu nagle w Przesiece zaczyna się bardzo wymagający podjazd... Jadę, jadę, jadę... 10 km/h... 9 km/h... 8 km/h.... I bardziej i bardziej i bardziej pionowo... Wreszcie w pewnym momencie zauważam, że jestem na drodze do Przełęczy Karkonoskiej, a to z kolei oznacza, że przez przypadek znalazłem się na najbardziej wymagającym odcinku najtrudniejszego w Polsce podjazdu szosowego (Rowerowa Baza Podjazdów). Na szczęście szlak ER-2 zahacza tylko o ok. 1/3 całego podjazdu ale i ta 1/3 w zupełności mi wystarcza! :-) Dojeżdżam do Drogi Sudeckiej, gdzie chwilę odpoczywam i z przyjemnością żegnam się z podjazdem na Przełęcz Karkonoską.
Niestety, później wcale nie jest łatwiej - w dół i do góry, w dół i do góry. Dojeżdżam tak do Przełęczy pod Czołem (czyli granicy Karpacza) skąd pozostaje mi już tylko zjechać do Miłkowa do "bazy". Na mapie wygląda to bardzo niewinnie, ale ścieżki leśne okazują się w kilku miejscach być bardzo podobne do stromego nasypu kolejowego - pełno luźnych kamieni. Jakoś udaje mi się je przebrnąć i ostatecznie przed zachodem docieram na miejsce. Wreszcie mogę odpocząć!

Startuję z Goduszyna koło Jeleniej Góry i kieruję się na Rozdroże Izerskie. Początkowo jadę asfaltowymi drogami, żeby jak najszybciej dotrzeć w góry.

Droga koło Rybnicy z panoramą Karkonoszy i Gór Izerskich© Magic
Zatrzymuję się tylko na chwilę przy ciekawych budynkach, robię zdjęcia i jadę dalej. Pogoda dopisuje, więc mogę spokojnie jechać. Z rana było chłodno, ale bardzo szybko zrobiło się gorąco...

Lokalna architektura© Magic
Zaraz za Kopańcem wjeżdżam na lokalny szlak rowerowy, który wg mapy powinien doprowadzić mnie do Rozdroża Izerskiego. Początkowo jedzie się sympatycznie polami, choć nieco niepokoją mnie wysokie trawy na drodze. Kilometr później moje obawy potwierdzają się - polna droga stopniowo zamienia się w płynący strumień i niby to wciąż jest droga, ale rowerem jechać się nie da a pieszo co jakiś czas wpadam po kostki w wodę/błoto... Klnę, że podkusiło mnie tędy jechać - na szczęście był to dziś jedyny tak nieprzejezdny odcinek. Po paru minutach podejścia teren wypłaszcza się, woda znika, a teraz przeszkodami stają się pościnane drzewa leżące w poprzek drogi.

Roboty leśne na zboczu Kopania© Magic
Z tego miejsca ruszam dużo szybciej do Rozdroża - teraz lasem prowadzi dobra droga leśna z niewielkimi podjazdami a później droga szutrowa.
Na Rozdrożu Izerskim bez większych zmian. Ok. 10 lat temu gdy tu byłem stała już ta sama okazała ruina schroniska i widać było w górze kamieniołom.

Ruina schroniska na Rozdrożu Izerskim (767 m n.p.m.)© Magic

Wnętrze budynku gospodarczego...© Magic

Widok na kopalnię kwarcu w Górach Izerskich© Magic
Po krótkim odpoczynku i sesji zdjęciowej ruszam, tym razem już ostro do góry na Rozdroże Pod Kopą (czyli jakieś 250 m podjazdu). Na tym odcinku nieźle się spociłem :-)

Turyści na Rozdrożu Pod Kopą© Magic
Z Rozdroża Pod Kopą wreszcie zaczyna się eldorado - teraz już prawie wyłącznie w dół w kierunku Chatki Górzystów na Hali Izerskiej. Początkowo dość spokojnie, jakieś 40 km/h dobrą szutrową drogą a przed Jagnięcym Jarem skręt w prawo i tu osiągam niemal 60 km/h. Szkoda, że w dół tak szybko się zjeżdża :-)
Około kilometr przed schroniskiem dobra droga zamienia się w typowy górski szlak pieszy (w końcu jadę żółtym szlakiem) i nawet w dół ciężko tu jechać pomiędzy kamieniami. Muszę więc często zsiadać z roweru. Po chwili docieram do przeuroczego wąwozu z mostkiem nad przepływającym tędy strumykiem.

Zjazd do strumyka© Magic

Górski strumyk© Magic
Po przejechaniu strumyka i krótkiego podjazdu docieram do Chatki Górzystów, gdzie serwuję sobie przyzwoitego naleśnika z serem i pieczarkami :-)

Chatka Górzystów na Hali Izerskiej© Magic

Naleśniczek z Chatki Górzystów© Magic
Chatka wyraźnie opanowana jest przez rowerzystów - widać, że te regiony są nam bardzo przyjazne. Jem sobie powoli obiadek, obserwuję kręcących się dookoła turystów i kontempluję otaczające widoki.
Przypomina mi się jak tu byłem ostatnio - jakieś dwadzieścia lat temu w długi weekend majowy. Wówczas byłem tu tylko ja z kolegą i ktoś z obsługi - cisza i spokój, a dziś - pełno ludzi.

Panorama Gór Izerskich z Chatki Górzystów© Magic

Widok z Chatki Górzystów© Magic
Po dłuższym postoju w Chatce Górzystów ruszam w kierunku Jakuszyc. Jeszcze na Hali Izerskiej zatrzymuję się kilka razy, żeby uwiecznić to wyjątkowe miejsce.

Mostek nad Jagnięcym Potokiem© Magic

Droga w Górach Izerskich© Magic

Rzeka Izera© Magic
Docieram do schroniska Orle - tu nigdy nie byłem i jestem dość zaskoczony architekturą tego schroniska - jest to jedno z niewielu w pełni murowanych schronisk a wygląda podobnie do jakiejś kaplicy lub mini-pałacyku. Po krótkich poszukiwaniach w Internecie okazuje się, że kiedyś była tu huta szkła.

Schronisko Orle w Górach Izerskich© Magic
Ze schroniska kieruję się na Jakuszyce. Zamiast jechać dalej Międzynarodowym Szlakiem Rowerowym ER-2 (którym chciałem później dojechać aż do Karpacza) "skracam" sobie drogę i wjeżdżam na czerwony szlak krótszą drogą. Nie wiem jeszcze, że oznacza to konieczność pokonania kolejnego ok. 200-metrowego podjazdu :-)
Za to jak już wjechałem na górę, zaczął się szybciutki zjazd do Jakuszyc. Znów mogłem potrenować nieco "hopki" nad przeszkodami i progami odwadniającymi.

Jakuszyce - ośrodek szkolenia biathlonistów© Magic
Z Jakuszyc zaczyna się długi i mocny zjazd do Szklarskiej Poręby - jadę tą drogą spory kawałek (na szczęście ruch samochodowy jest niewielki) i skręcam dopiero w drogę do wodospadu Kamieńczyk. Do wodospadu nie dojeżdżam - kieruję się na Szklarską zjeżdżając bardzo kamienistym szlakiem - widzę momentami jak piesi turyści z niedowierzaniem patrzą na mój zjazd. No ale przecież ktoś tędy wytyczył szlak rowerowy... ;-)
W Szklarskiej próbuję podążać za szlakiem ER-2 ale jego oznaczenie pozostawia bardzo dużo do życzenia. Gubię go kilka razy, ale na szczęście odnajduję już na wyjeździe z miasta. Szlak prowadzi dalej Drogą Pod Reglami. Mijam Jagniątków i Przesiekę.

Górska Chata w Przesiece© Magic
Myślałem, że będzie spokojnie a tu nagle w Przesiece zaczyna się bardzo wymagający podjazd... Jadę, jadę, jadę... 10 km/h... 9 km/h... 8 km/h.... I bardziej i bardziej i bardziej pionowo... Wreszcie w pewnym momencie zauważam, że jestem na drodze do Przełęczy Karkonoskiej, a to z kolei oznacza, że przez przypadek znalazłem się na najbardziej wymagającym odcinku najtrudniejszego w Polsce podjazdu szosowego (Rowerowa Baza Podjazdów). Na szczęście szlak ER-2 zahacza tylko o ok. 1/3 całego podjazdu ale i ta 1/3 w zupełności mi wystarcza! :-) Dojeżdżam do Drogi Sudeckiej, gdzie chwilę odpoczywam i z przyjemnością żegnam się z podjazdem na Przełęcz Karkonoską.
Niestety, później wcale nie jest łatwiej - w dół i do góry, w dół i do góry. Dojeżdżam tak do Przełęczy pod Czołem (czyli granicy Karpacza) skąd pozostaje mi już tylko zjechać do Miłkowa do "bazy". Na mapie wygląda to bardzo niewinnie, ale ścieżki leśne okazują się w kilku miejscach być bardzo podobne do stromego nasypu kolejowego - pełno luźnych kamieni. Jakoś udaje mi się je przebrnąć i ostatecznie przed zachodem docieram na miejsce. Wreszcie mogę odpocząć!

Dom z Bali - moja baza© Magic
Rundka po wyspie Uznam
Piątek, 27 lipca 2012 Kategoria 50 - 100, Krajoznawczo, Niemcy, Teren
Km: | 51.76 | Km teren: | 17.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 19.66 |
Pr. maks.: | 45.90 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 130( 72%) |
Kalorie: | 2095kcal | Podjazdy: | 358m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Mam wolny dzień w Świnoujściu. Wybieram się więc pojeździć nieco po niemieckich ścieżkach rowerowych. Na początek jadę w kierunku granicy, przejeżdżam przez lasek, mijam teren wojskowy i nagle, nie wiadomo skąd, zaczyna się podjazd - wjeżdżam na ok. 50 m n.p.m. i znajduję się niemal na szczycie Góry Słowiańskiej. Nie wiedziałem, że tu jest taka górka! Jestem już na granicy, stąd kieruję się w kierunku morza.

Krążę nieco wzdłuż granicy. Jeżdżąc po lesie zauważam wiele pozostałości betonowych umocnień. Jestem zaskoczony jak wiele tego jest tu poukrywane - widać granica przyjaźni Polska-DDR musiała bardzo tej przyjaźni pilnować :-)
Dojeżdżam wreszcie do plaży - zarówno w Polsce jak i w Niemczech pełno dziś plażowiczów korzystających z nielicznych tego lata ładnych dni. Różnica jest taka, że w Polsce wygląda, że ludzie są jakby bardziej poubierani... A mówią, że w Niemczech taki dobrobyt - to skąd tam tyle golasów??? ;-)
Ośmieliłem się nawet zdefiniować nowe prawo społeczno-psychologiczne: im ktoś jest brzydszy, tym bardziej skłonny do publicznego obnażania się. ;-) Może dlatego w Polsce tak mało nudystów... A tam - pełno gołych brzydali a żadnej "syrenki"...

Odpuszczam sobie te życiowe rozważania i jadę dalej - ścieżką rowerową w kierunku Bansin. Chcę przejechać spory odcinek ścieżki nadmorskiej a później dostać się na południe do Dargen i wrócić do Świnoujścia ścieżką wzdłuż Zalewu Szczecińskiego.

W pewnym momencie zaczynam się zastanawiać, czy za daleko nie zajechałem - czuję się jak w Peru! :-)
Na deptaku w Ahlbeck jest naprawdę międzynarodowo.

Przejeżdżam Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin i wreszcie wjeżdżam do lasu. Jadę pod górkę i po chwili jestem na klifie Langer Berg ponad 50 m n.p.m. Widok na Bałtyk jest tu imponujący. Na wschodzie widać polskie wybrzeże daleko poza Międzyzdroje.

Jazda po klifie jest ciekawa - w górę i w dół, w górę i w dół - prawdziwe interwały jak by to nazwał Czesiek Lang. Ostatecznie skręcam jednak w lewo i przez Pudaglę jadę w kierunku Dargen. Początkowo odcinek przez las a później spory kawałek ścieżką rowerową wzdłuż drogi 111.
Nad Schmollensee widzę stada kormoranów okupujące wszystkie stojące na brzegu drzwa. Zauważam też, że kormorany nagle znikają z dalszych drzew - czyżby był tu gdzieś bielik? Jest! Siedzi sobie spokojnie i obserwuje jeziorko. Zatrzymuję się i zaczynam jego obserwować...


Po krótkiej sesji wsiadam na rower i jadę dalej - muszę się spieszyć, bo mi obiad ucieknie :-) Robię po drodze jeszcze kilka zdjęć, ale nie zatrzymuję się już nigdzie na dłużej.



Końcówka pod dość silny wiatr - nie spodziewałem się, że tak będzie dziś wiało :-( Dzień był bardzo gorący i duszny - na szczęście większość trasy prowadziła lasami - w odkrytym terenie było dużo mniej przyjemnie...

Granica polsko-niemiecka© Magic
Krążę nieco wzdłuż granicy. Jeżdżąc po lesie zauważam wiele pozostałości betonowych umocnień. Jestem zaskoczony jak wiele tego jest tu poukrywane - widać granica przyjaźni Polska-DDR musiała bardzo tej przyjaźni pilnować :-)
Dojeżdżam wreszcie do plaży - zarówno w Polsce jak i w Niemczech pełno dziś plażowiczów korzystających z nielicznych tego lata ładnych dni. Różnica jest taka, że w Polsce wygląda, że ludzie są jakby bardziej poubierani... A mówią, że w Niemczech taki dobrobyt - to skąd tam tyle golasów??? ;-)
Ośmieliłem się nawet zdefiniować nowe prawo społeczno-psychologiczne: im ktoś jest brzydszy, tym bardziej skłonny do publicznego obnażania się. ;-) Może dlatego w Polsce tak mało nudystów... A tam - pełno gołych brzydali a żadnej "syrenki"...

Plaża w Świnoujściu© Magic
Odpuszczam sobie te życiowe rozważania i jadę dalej - ścieżką rowerową w kierunku Bansin. Chcę przejechać spory odcinek ścieżki nadmorskiej a później dostać się na południe do Dargen i wrócić do Świnoujścia ścieżką wzdłuż Zalewu Szczecińskiego.

Na promenadzie w Ahlbeck'u© Magic
W pewnym momencie zaczynam się zastanawiać, czy za daleko nie zajechałem - czuję się jak w Peru! :-)
Na deptaku w Ahlbeck jest naprawdę międzynarodowo.

Dojechałem do Peru ;-)© Magic
Przejeżdżam Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin i wreszcie wjeżdżam do lasu. Jadę pod górkę i po chwili jestem na klifie Langer Berg ponad 50 m n.p.m. Widok na Bałtyk jest tu imponujący. Na wschodzie widać polskie wybrzeże daleko poza Międzyzdroje.

Klif za miejscowością Bansin (Langer Berg) - widok na Świnoujście© Magic
Jazda po klifie jest ciekawa - w górę i w dół, w górę i w dół - prawdziwe interwały jak by to nazwał Czesiek Lang. Ostatecznie skręcam jednak w lewo i przez Pudaglę jadę w kierunku Dargen. Początkowo odcinek przez las a później spory kawałek ścieżką rowerową wzdłuż drogi 111.
Nad Schmollensee widzę stada kormoranów okupujące wszystkie stojące na brzegu drzwa. Zauważam też, że kormorany nagle znikają z dalszych drzew - czyżby był tu gdzieś bielik? Jest! Siedzi sobie spokojnie i obserwuje jeziorko. Zatrzymuję się i zaczynam jego obserwować...

Kormorany nad Schmollensee© Magic

Bielik na czatach© Magic
Po krótkiej sesji wsiadam na rower i jadę dalej - muszę się spieszyć, bo mi obiad ucieknie :-) Robię po drodze jeszcze kilka zdjęć, ale nie zatrzymuję się już nigdzie na dłużej.

Prace w polu ruszyły na dobre© Magic

Pole w okolicy Dargen© Magic

Ścieżka rowerowa na wyspie Uznam© Magic
Końcówka pod dość silny wiatr - nie spodziewałem się, że tak będzie dziś wiało :-( Dzień był bardzo gorący i duszny - na szczęście większość trasy prowadziła lasami - w odkrytym terenie było dużo mniej przyjemnie...
W poszukiwaniu śladów trąby...
Niedziela, 15 lipca 2012 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Krajoznawczo, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 68.70 | Km teren: | 44.00 | Czas: | 03:11 | km/h: | 21.58 |
Pr. maks.: | 46.20 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 157157 ( 87%) | HRavg | 132( 73%) |
Kalorie: | 2562kcal | Podjazdy: | 648m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rano z przerażeniem oglądałem wiadomości z Borów Tucholskich. W końcu to całkiem niedaleko...
Jak już się zebrałem, zdecydowałem, że pojadę na działkę nieco wydłużoną drogą. Ruszyłem przez Śliwiny i dalej zielonym szlakiem pieszym w kierunku Pelplina.
Nieco się zawahałem w Waćmierku, ale śmiało pojechałem skrótem obok miejsca, gdzie przy drodze stoi wyglądający na bardzo wygodny fotel - na szczęście dziś był pusty :-) Zaraz za Waćmierkiem krótki postój fotograficzny na górce na której stoi krzyż. Bardzo kontrastuje z "fotelowym miejscem" kilkaset metrów wcześniej.

Nieco dalej, zaraz za lasem natrafiam na pierwszy "ślad trąby". Nie jest to oczywiście pozostałość po trąbie powietrznej z Borów Tucholskich, ale świadczy o tym, że i tu nieźle wiało...

Podobnych widoków widziałem jeszcze kilka po drodze. To lato nie ma litosci dla przyrody i ludzi...
Z Waćmierka jadę przez Waćmierz i później kieruję się na leśniczówkę Bukowiec. Wciąż zielonym pieszym szlakiem przejeżdżam kawałek lasu, aby po paru kilometrach skręcić na mostek na Wierzycy w okolicy Rajkowskiego Młyna.

Chwilę później natrafiam na bardzo fajnie ulokowane gniazdo, które na dłużej przyciąga moją uwagę. :-)

Z Klonówki kieruję się już do Turza. Jadę przez Rywałd, Szpęgawsk, naokoło Jeziora Zduńskiego i Boroszewo. Po dłuższej przerwie w Turzu, tuż przed zachodem wyruszam do Tczewa. Teraz dużo szybciej, aby zdążyć przed zmrokiem. Udaje mi się jeszcze jedynie sfotografować zachód nad jeziorami lubiszewskimi.

Jak już się zebrałem, zdecydowałem, że pojadę na działkę nieco wydłużoną drogą. Ruszyłem przez Śliwiny i dalej zielonym szlakiem pieszym w kierunku Pelplina.
Nieco się zawahałem w Waćmierku, ale śmiało pojechałem skrótem obok miejsca, gdzie przy drodze stoi wyglądający na bardzo wygodny fotel - na szczęście dziś był pusty :-) Zaraz za Waćmierkiem krótki postój fotograficzny na górce na której stoi krzyż. Bardzo kontrastuje z "fotelowym miejscem" kilkaset metrów wcześniej.

Krzyż koło Waćmierka© Magic
Nieco dalej, zaraz za lasem natrafiam na pierwszy "ślad trąby". Nie jest to oczywiście pozostałość po trąbie powietrznej z Borów Tucholskich, ale świadczy o tym, że i tu nieźle wiało...

"Ślad trąby"© Magic
Podobnych widoków widziałem jeszcze kilka po drodze. To lato nie ma litosci dla przyrody i ludzi...
Z Waćmierka jadę przez Waćmierz i później kieruję się na leśniczówkę Bukowiec. Wciąż zielonym pieszym szlakiem przejeżdżam kawałek lasu, aby po paru kilometrach skręcić na mostek na Wierzycy w okolicy Rajkowskiego Młyna.

Mostek na Wierzycy© Magic
Chwilę później natrafiam na bardzo fajnie ulokowane gniazdo, które na dłużej przyciąga moją uwagę. :-)

Dwa maluchy© Magic
Z Klonówki kieruję się już do Turza. Jadę przez Rywałd, Szpęgawsk, naokoło Jeziora Zduńskiego i Boroszewo. Po dłuższej przerwie w Turzu, tuż przed zachodem wyruszam do Tczewa. Teraz dużo szybciej, aby zdążyć przed zmrokiem. Udaje mi się jeszcze jedynie sfotografować zachód nad jeziorami lubiszewskimi.

Zachód nad Lubiszewem© Magic
Z Beatą nad Perełkę i Siecino
Niedziela, 8 lipca 2012 Kategoria < 25, Krajoznawczo, Pojezierze Drawskie, Polska, Złocieniec
Km: | 24.61 | Km teren: | 9.00 | Czas: | 01:43 | km/h: | 14.34 |
Pr. maks.: | 41.80 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 147147 ( 81%) | HRavg | 106( 58%) |
Kalorie: | 909kcal | Podjazdy: | 166m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wycieczka rowerowa z Beatą nad Perełkę i Siecino.
Powrót ścieżką rowerową.



Powrót ścieżką rowerową.

Nad Perełką© Magic

Taplanie w Siecinie - ciepła woda!© Magic

Nad Drawą w Złocieńcu© Magic
Ponownie Turze
Wtorek, 3 lipca 2012 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Krajoznawczo, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 32.30 | Km teren: | 14.00 | Czas: | 01:22 | km/h: | 23.63 |
Pr. maks.: | 42.20 | Temperatura: | 17.0°C | HRmax: | 163163 ( 90%) | HRavg | 132( 73%) |
Kalorie: | 1086kcal | Podjazdy: | 277m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wreszcie uzupełniłem zaległości! :-)
Jeszcze tylko parę zdjęć i będzie całkiem OK :-)
Jeszcze tylko parę zdjęć i będzie całkiem OK :-)
Powrót na "starą" rundkę
Poniedziałek, 2 lipca 2012 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Krajoznawczo, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 33.80 | Km teren: | 22.80 | Czas: | 01:20 | km/h: | 25.35 |
Pr. maks.: | 49.10 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 165165 ( 91%) | HRavg | 144( 80%) |
Kalorie: | 1232kcal | Podjazdy: | 322m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Dłuższa rundka przed finałem
Niedziela, 1 lipca 2012 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Krajoznawczo, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 53.70 | Km teren: | 41.70 | Czas: | 02:29 | km/h: | 21.62 |
Pr. maks.: | 44.60 | Temperatura: | 27.0°C | HRmax: | 167167 ( 92%) | HRavg | 138( 76%) |
Kalorie: | 2189kcal | Podjazdy: | 467m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przejazd przez Turze, Boroszewo, Ciecholewy, Szpęgawsk. Dłuższa rundka.
Ponieważ czerwiec był mizerny rowerowo zdecydowałem, że w lipcu przejadę 1000 km - zobaczymy na ile uda mi się ten plan zrealizować... Pierwszy dzień lipca OK! :-)
Ponieważ czerwiec był mizerny rowerowo zdecydowałem, że w lipcu przejadę 1000 km - zobaczymy na ile uda mi się ten plan zrealizować... Pierwszy dzień lipca OK! :-)
41 km na 41 urodziny :-)
Niedziela, 24 czerwca 2012 Kategoria 25 - 50, Krajoznawczo, Pajtuny, Polska, Teren
Km: | 41.00 | Km teren: | 39.00 | Czas: | 02:35 | km/h: | 15.87 |
Pr. maks.: | 34.30 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 162162 ( 90%) | HRavg | 125( 69%) |
Kalorie: | 1928kcal | Podjazdy: | 395m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Z okazji 41 urodzin postanowiłem przejechać 41 km.
Zaczynam, podobnie jak wczoraj, z Pajtuńskiego Młyna z jeźdźcami konnymi. Po kilku kilometrach odłączam się i jadę w kierunku Klewek - chcę odwiedzić okolice, gdzie (podobno) lądowało kiedyś UFO. Dojeżdżam do Jeziora Linowskiego i bacznie obserwuję - nie zauważam jednak żadnych Marsjan a jedynie kilka ptaków i śmigłowiec.

Zawiedziony jadę dalej przez Kaborno, szlakiem rowerowym, w kierunku miejscowości Łajs nad jeziorem Kośno. Po drodze zauważam ślady - zastanawiam się - wilk to czy pies? Jeżeli ktoś wie, po czym odróżnić te dwa tropy, proszę o info :-)

Po dojechaniu do jeziora kieruję się do Pajtuńskiego Młyna ulubioną moją ścieżką krajoznawczą wzdłuż brzegu jeziora. Po drodze spotykam parę rowerzystów, którzy, podobnie jak ja, męczą się na piaszczystych drogach. Poza tym pusto...

Bardzo lubię tutejsze ścieżki - pokonuje tu się spore dystanse leśnymi drogami w bardzo "naturalnej atmosferze".

Dojeżdżam do młyna mając dokładnie 41 km na liczniku. Co to będzie za 59 lat...? :-)
Zaczynam, podobnie jak wczoraj, z Pajtuńskiego Młyna z jeźdźcami konnymi. Po kilku kilometrach odłączam się i jadę w kierunku Klewek - chcę odwiedzić okolice, gdzie (podobno) lądowało kiedyś UFO. Dojeżdżam do Jeziora Linowskiego i bacznie obserwuję - nie zauważam jednak żadnych Marsjan a jedynie kilka ptaków i śmigłowiec.

Jezioro Linowskie koło Klewek© Magic
Zawiedziony jadę dalej przez Kaborno, szlakiem rowerowym, w kierunku miejscowości Łajs nad jeziorem Kośno. Po drodze zauważam ślady - zastanawiam się - wilk to czy pies? Jeżeli ktoś wie, po czym odróżnić te dwa tropy, proszę o info :-)

Groźne ślady na szlaku - pies czy wilk?© Magic
Po dojechaniu do jeziora kieruję się do Pajtuńskiego Młyna ulubioną moją ścieżką krajoznawczą wzdłuż brzegu jeziora. Po drodze spotykam parę rowerzystów, którzy, podobnie jak ja, męczą się na piaszczystych drogach. Poza tym pusto...

Nad jeziorem Kośno© Magic
Bardzo lubię tutejsze ścieżki - pokonuje tu się spore dystanse leśnymi drogami w bardzo "naturalnej atmosferze".

Ścieżka wzdłuż brzegu jeziora Kośno© Magic
Dojeżdżam do młyna mając dokładnie 41 km na liczniku. Co to będzie za 59 lat...? :-)