Wpisy archiwalne w kategorii
Okolice Tczewa
Dystans całkowity: | 2423.38 km (w terenie 1444.12 km; 59.59%) |
Czas w ruchu: | 112:01 |
Średnia prędkość: | 21.63 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.50 km/h |
Suma podjazdów: | 20446 m |
Maks. tętno maksymalne: | 203 (112 %) |
Maks. tętno średnie: | 159 (88 %) |
Suma kalorii: | 95736 kcal |
Liczba aktywności: | 57 |
Średnio na aktywność: | 42.52 km i 1h 57m |
Więcej statystyk |
Znów ten plecień (Jazda na budowie odc. II)
Wtorek, 17 kwietnia 2012 Kategoria 25 - 50, Okolice Tczewa, Teren
Km: | 39.03 | Km teren: | 23.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 21.29 |
Pr. maks.: | 47.90 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 159159 ( 88%) | HRavg | 134( 74%) |
Kalorie: | 1516kcal | Podjazdy: | 348m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Znów przejazd na budowę.
Wydawało się, że jest całkiem sympatycznie, ale już po paru minutach jazdy poczułem przeszywający chłód. Do tego wiał tak mocny i mrożący wiatr, że zdecydowałem, że wrócę samochodem.
Na szczęście w ciągu godziny wiatr się uspokoił i zrobiło się dużo milej - wróciłem więc rowerem i naprawdę było całkiem znośnie.
Nie mogę się doczekać prawdziwej wiosny...
Czas na "Jazdę na budowie" odc. II. p.t. "1 + 1 równa się... DUŻE 1!".
Background (tzn. tło akcji): Na budowie, wg umowy, miało być zainstalowane 16 kaloryferów, zostało zainstalowane 14. Jakoś udało mi się to zauważyć :-), więc łaskawie dostawili piętnasty kaloryfer. Więc drąże temat dalej:
Ja: Miało być 16 kaloryferów a jest 15 - dlaczego jednego brakuje?
Szef ekipy: Bo piętnasty kaloryfer jest duży i liczy się za dwa!
:-)
A życie toczy się dalej... CDN.
Wydawało się, że jest całkiem sympatycznie, ale już po paru minutach jazdy poczułem przeszywający chłód. Do tego wiał tak mocny i mrożący wiatr, że zdecydowałem, że wrócę samochodem.
Na szczęście w ciągu godziny wiatr się uspokoił i zrobiło się dużo milej - wróciłem więc rowerem i naprawdę było całkiem znośnie.
Nie mogę się doczekać prawdziwej wiosny...
Czas na "Jazdę na budowie" odc. II. p.t. "1 + 1 równa się... DUŻE 1!".
Background (tzn. tło akcji): Na budowie, wg umowy, miało być zainstalowane 16 kaloryferów, zostało zainstalowane 14. Jakoś udało mi się to zauważyć :-), więc łaskawie dostawili piętnasty kaloryfer. Więc drąże temat dalej:
Ja: Miało być 16 kaloryferów a jest 15 - dlaczego jednego brakuje?
Szef ekipy: Bo piętnasty kaloryfer jest duży i liczy się za dwa!
:-)
A życie toczy się dalej... CDN.
O zachodzie...© Magic
Niedzielny rozruch
Niedziela, 15 kwietnia 2012 Kategoria Okolice Tczewa, Teren, 50 - 100
Km: | 55.06 | Km teren: | 42.00 | Czas: | 02:41 | km/h: | 20.52 |
Pr. maks.: | 46.20 | Temperatura: | 6.0°C | HRmax: | 147147 ( 81%) | HRavg | 132( 73%) |
Kalorie: | 1929kcal | Podjazdy: | 575m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miał być leciutki rozruch po wczorajszym "maratonie". Zakładałem ok. 30 km (może mniej), lekko (max 80% HR max), bez zrywów i zamęczania i bez aparatu na plecach. Długo się zbierałem, bo moje nogi czuły wczorajszy przejazd a prognoza była kiepska.
No ale jak się wreszcie zebrałem i wsiadłem na rower, to z minuty na minutę było lepiej no i poniosło mnie aż 55 km :-) Bardzo pilnowałem, żeby nie przekroczyć 80% HR i to się udało, więc osiągniętą średnią prędkość uważam za bardzo przyzwoitą - chyba mój organizm dochodzi do formy po dłuższej zimowej przerwie.
Niestety prognoza się sprawdziła i podczas powrotu zaczęło padać.
Z ciekawych spotkań - trzy dorodne jelenie koło Małżewa oraz pięć błotniaków przed Rokitkami.
No ale jak się wreszcie zebrałem i wsiadłem na rower, to z minuty na minutę było lepiej no i poniosło mnie aż 55 km :-) Bardzo pilnowałem, żeby nie przekroczyć 80% HR i to się udało, więc osiągniętą średnią prędkość uważam za bardzo przyzwoitą - chyba mój organizm dochodzi do formy po dłuższej zimowej przerwie.
Niestety prognoza się sprawdziła i podczas powrotu zaczęło padać.
Z ciekawych spotkań - trzy dorodne jelenie koło Małżewa oraz pięć błotniaków przed Rokitkami.
Powtórka z wczoraj
Środa, 11 kwietnia 2012 Kategoria 25 - 50, Okolice Tczewa, Teren
Km: | 32.55 | Km teren: | 10.00 | Czas: | 01:28 | km/h: | 22.19 |
Pr. maks.: | 42.70 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 147147 ( 81%) | HRavg | 129( 71%) |
Kalorie: | 1015kcal | Podjazdy: | 293m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przejazd podobny do wczorajszego - pierwszy odcinek dokładnie taki sam jak wczoraj, a drugi z małą zmianą. Było cieplej mimo tego, że wracałem już po zmroku. Dzięki temperaturze jechało się bardzo sympatycznie.
Z ciekawych spotkań sarna w pełnym pędzie przebiegająca parę metrów przed rowerem.
Z ciekawych spotkań sarna w pełnym pędzie przebiegająca parę metrów przed rowerem.
Poświąteczne kręcenie
Wtorek, 10 kwietnia 2012 Kategoria Okolice Tczewa, 25 - 50
Km: | 32.70 | Km teren: | 11.00 | Czas: | 01:34 | km/h: | 20.87 |
Pr. maks.: | 42.60 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 170170 ( 94%) | HRavg | 150( 83%) |
Kalorie: | 1267kcal | Podjazdy: | 243m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rozruch po świątecznym obżarstwie i przeziębieniu. Po drodze dwie sarny, dwa jelenie i zając. Szczególnie ciekawe spotkanie z jeleniami mknącymi kawałek między drzewami równolegle ze mną.
A nad jeziorkami Rokickimi pojawił sie bąk. Dawno go tam nie słyszałem. Może wreszcie uda mi się go kiedyś wypatrzeć :-)
A nad jeziorkami Rokickimi pojawił sie bąk. Dawno go tam nie słyszałem. Może wreszcie uda mi się go kiedyś wypatrzeć :-)
Przyrodniczy odlot! Pierwszy bocian na horyzoncie! Pierwszy borsuk na żywo!
Czwartek, 5 kwietnia 2012 Kategoria Teren, 25 - 50, Okolice Tczewa
Km: | 46.86 | Km teren: | 31.86 | Czas: | 02:09 | km/h: | 21.80 |
Pr. maks.: | 46.60 | Temperatura: | 5.0°C | HRmax: | 170170 ( 94%) | HRavg | 145( 80%) |
Kalorie: | 1827kcal | Podjazdy: | 462m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po kilku dniach wiosennej zimy prawdziwie zaświeciło słońce. Takiej okazji nie mogłem zmarnować i zaraz po pracy ruszyłem "w teren" :-)
Z Tczewa w kierunku Turza przejechałem ulubioną moją ostatnio trasą przez Młynki i Wędkowy. Przed Małżewem krótki przystanek na fotografie zaoranego właśnie pola. W oddali widziałem stado saren, ale nie spodziewałem się jakie to zwierzaki dziś mi się zaprezentują...
Dalej jadę w kierunku Turza - tam dłuższa przerwa przy kominku i później decyduję, że pojadę dalej w kierunku Jeziora Zduńskiego. Wyruszam z Turza, ale jeszcze przed Boroszewem zauważam po lewej stronie stado saren na górce. Takiej okazji nie mogę odpuścić - zatrzymuję się na dłuższą sesję.
Przyglądam się sarnom przez dłuższą chwilę. Są na tyle daleko, że nie przejmują się ani mną ani przejeżdżającym w międzyczasie quadom - za tymi nie przepadam...
W międzyczasie udaje mi się wypatrzeć też dwa żurawie, ale wciąż głównym tematem są pasące się na polu sarny. Nagle zauważam po prawej stronie znajome kształty wynurzające się z rowu melioracyjnego - nie wierzę własnym oczom... Siedzę tu już z 15 minut i dopiero teraz zauważam, że na polu przechadza się... BOCIAN!!! JEEEEEST! Pierwszy bocian w tym roku! To znaczy, że wiosna idzie na dobre!
Spotkanie z bocianem napawa mnie tak optymistycznie, że lepiej chyba być nie może. Nawet mój cień dostaje tyle energii, że bez problemu unosi rower! :-)
Jestem niesamowicie uradowany - już kilka tygodni wypatruję pierwszego bociana i wreszcie jest!
Obserwacja saren i bociana trwa na tyle długo, że muszę nieco skrócić swoją planowaną trasę - odpuszczam dziś Jezioro Żygowickie, a jadę przez Bojary w kierunku Jeziora Zduńskiego. Przed Bojarami zatrzymuję się na chwilkę, żeby uwiecznić dzisiejszy zachód słońca.
Zatrzymując się widzę uciekającego szaraka, ale jest już za daleko, żeby i jego sfotografować. Ale to wciąż nie były jeszcze wszystkie przyrodnicze atrakcje dzisiejszego dnia! Jadę dalej i chwilę póżniej, już w lesie, spostrzegam kątem oka (wiem, nie posiadam kąta oka z medycznego punktu widzenia ;-)), że po lewej stronie coś się rusza... Patrzę... Sarna? Nie! Dzik!! Nie... Niedźwiedź? No bez przesady! Wreszcie dociera do mnie, że właśnie zauważyłem pierwszego w swoim życiu żywego borsuka! Poznałem go po białych paskach po boku głowy. A widzieliście kiedyś spierdzialającego borsuka? Nie!? To żałujcie - wygląda jak podskakująca pluszowa piłeczka, tylko nieco duża :-) Niestety uciekł tak szybko, że o żadnym zdjęciu nie było nawet mowy... :-(
Teraz to już tak mi się micha cieszy, że gdybym właśnie jechał w maratonie, to żadne Banachy, Kaisery, Langi ani inne nie miałyby najmniejszych szans ;-)
Mijam Zduńskie, droga w kierunku Wędków rozjeżdżona jak nigdy - pewnie te czterokołowe przybłędy rozjeździły :-( Zauważam, że właśnie wschodzi księżyc - prawie w pełni. Towarzyszy mi już do końca. W drodze powrotnej przebiegają mi jeszcze przed nosem dwie sarny no i zauważam widziane wcześniej quady... Jeden chyba niedomaga, bo ciągnie się na linie za drugim. Chyba go panowie zajeździli.
No ale jakby nie patrzeć i tak dzisiejszy dzień był bardzo pozytywny rowerowo i przyrodniczo - prawdziwy Wielki Tydzień :-)
Niestety Endomondo znów mi pocięło trasę na dwa etapy:
Z Tczewa w kierunku Turza przejechałem ulubioną moją ostatnio trasą przez Młynki i Wędkowy. Przed Małżewem krótki przystanek na fotografie zaoranego właśnie pola. W oddali widziałem stado saren, ale nie spodziewałem się jakie to zwierzaki dziś mi się zaprezentują...
Wczesnowiosenne pola pod Małżewem© Magic
Dalej jadę w kierunku Turza - tam dłuższa przerwa przy kominku i później decyduję, że pojadę dalej w kierunku Jeziora Zduńskiego. Wyruszam z Turza, ale jeszcze przed Boroszewem zauważam po lewej stronie stado saren na górce. Takiej okazji nie mogę odpuścić - zatrzymuję się na dłuższą sesję.
Sarny koło Boroszewa© Magic
Przyglądam się sarnom przez dłuższą chwilę. Są na tyle daleko, że nie przejmują się ani mną ani przejeżdżającym w międzyczasie quadom - za tymi nie przepadam...
Quady... Co ja mogę napisać o tych, co bez litości rozjeżdżają leśne drogi...© Magic
W międzyczasie udaje mi się wypatrzeć też dwa żurawie, ale wciąż głównym tematem są pasące się na polu sarny. Nagle zauważam po prawej stronie znajome kształty wynurzające się z rowu melioracyjnego - nie wierzę własnym oczom... Siedzę tu już z 15 minut i dopiero teraz zauważam, że na polu przechadza się... BOCIAN!!! JEEEEEST! Pierwszy bocian w tym roku! To znaczy, że wiosna idzie na dobre!
Pierwszy bocian A.D. 2012© Magic
Spotkanie z bocianem napawa mnie tak optymistycznie, że lepiej chyba być nie może. Nawet mój cień dostaje tyle energii, że bez problemu unosi rower! :-)
Rowery w górę!© Magic
Jestem niesamowicie uradowany - już kilka tygodni wypatruję pierwszego bociana i wreszcie jest!
Obserwacja saren i bociana trwa na tyle długo, że muszę nieco skrócić swoją planowaną trasę - odpuszczam dziś Jezioro Żygowickie, a jadę przez Bojary w kierunku Jeziora Zduńskiego. Przed Bojarami zatrzymuję się na chwilkę, żeby uwiecznić dzisiejszy zachód słońca.
Zachód słońca© Magic
Zatrzymując się widzę uciekającego szaraka, ale jest już za daleko, żeby i jego sfotografować. Ale to wciąż nie były jeszcze wszystkie przyrodnicze atrakcje dzisiejszego dnia! Jadę dalej i chwilę póżniej, już w lesie, spostrzegam kątem oka (wiem, nie posiadam kąta oka z medycznego punktu widzenia ;-)), że po lewej stronie coś się rusza... Patrzę... Sarna? Nie! Dzik!! Nie... Niedźwiedź? No bez przesady! Wreszcie dociera do mnie, że właśnie zauważyłem pierwszego w swoim życiu żywego borsuka! Poznałem go po białych paskach po boku głowy. A widzieliście kiedyś spierdzialającego borsuka? Nie!? To żałujcie - wygląda jak podskakująca pluszowa piłeczka, tylko nieco duża :-) Niestety uciekł tak szybko, że o żadnym zdjęciu nie było nawet mowy... :-(
Teraz to już tak mi się micha cieszy, że gdybym właśnie jechał w maratonie, to żadne Banachy, Kaisery, Langi ani inne nie miałyby najmniejszych szans ;-)
Mijam Zduńskie, droga w kierunku Wędków rozjeżdżona jak nigdy - pewnie te czterokołowe przybłędy rozjeździły :-( Zauważam, że właśnie wschodzi księżyc - prawie w pełni. Towarzyszy mi już do końca. W drodze powrotnej przebiegają mi jeszcze przed nosem dwie sarny no i zauważam widziane wcześniej quady... Jeden chyba niedomaga, bo ciągnie się na linie za drugim. Chyba go panowie zajeździli.
No ale jakby nie patrzeć i tak dzisiejszy dzień był bardzo pozytywny rowerowo i przyrodniczo - prawdziwy Wielki Tydzień :-)
Księżyc© Magic
Niestety Endomondo znów mi pocięło trasę na dwa etapy:
Znów prószy śnieg...
Poniedziałek, 2 kwietnia 2012 Kategoria 25 - 50, Okolice Tczewa, Teren
Km: | 25.21 | Km teren: | 17.50 | Czas: | 01:09 | km/h: | 21.92 |
Pr. maks.: | 47.60 | Temperatura: | 4.0°C | HRmax: | 149149 ( 82%) | HRavg | 126( 70%) |
Kalorie: | 797kcal | Podjazdy: | 209m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miała być wiosna a przyszła zima.
Po pracy wybrałem się na rowerek - tym razem z Turza przez Boroszewo i Jez. Zduńskie do Tczewa.
Jeszcze w Turzu pierwsza śnieżyca, ale później prawdziwe wiosenne słońce więc zdecydowałem, że jadę. Po drodze jednak pogoda znów się zmieniła i zaraz za autostradą powróciła śnieżyca. I tak już do końca...
Po pracy wybrałem się na rowerek - tym razem z Turza przez Boroszewo i Jez. Zduńskie do Tczewa.
Jeszcze w Turzu pierwsza śnieżyca, ale później prawdziwe wiosenne słońce więc zdecydowałem, że jadę. Po drodze jednak pogoda znów się zmieniła i zaraz za autostradą powróciła śnieżyca. I tak już do końca...
Znów pada śnieg...© Magic
Śnieżne ślady© Magic
Śnieżna czapla© Magic
Żuławy Wkoło + dodatki :-)
Sobota, 24 września 2011 Kategoria >100 km, Kociewie, Krajoznawczo, Maraton, Okolice Tczewa, Polska, Spręż :-), Żuławy
Km: | 178.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:20 | km/h: | 28.13 |
Pr. maks.: | 44.20 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 177177 ( 98%) | HRavg | 150( 83%) |
Kalorie: | 5700kcal | Podjazdy: | 130m | Sprzęt: Penny - rower żony :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wreszcie nastąpił ten dzień, kiedy trzeba było przejechać 170 km. Na starcie pojawiłem się tuż po 9.00 (chciałem się nieco wyspać po wczorajszym bardzo późnym powrocie ze Śląska) i nie załapałem się do grupy w której startowali Adam i Turysta. Moja grupa wystartowała dopiero 20 minut później, więc musiałem się sprężyć, żeby być w stanie dojść chłopaków na trasie. Rozpocząłem więc ostro z Tczewa (jak się później okazało za ostro) - przez pierwsze ponad 10 km jechałem samotnie uciekając reszcie grupy. Niestety, wbrew prognozom sprzed paru dni wiatr był dziś mocny (przez 80% trasy wiał z boku i bardzo utrudniał jazdę) i ostatecznie zdecydowałem nieco odpuścić - w końcu w grupie raźniej :-). Dogoniło mnie pięciu kolarzy na rowerach szosowych (jedynie ja w tej grupie miałem rower trekingowy) i jechaliśmy w takiej grupce prawie do promu w Świbnie. Parę kilometrów wcześniej wyprzedziliśmy Adama ze znajomymi a na rozkopanym przejeździe nad Martwą Wisłą udało mi się odskoczyć na kiepskiej nawierzchni kolarzom i samotnie dojechałem do przeprawy promowej. Niestety prom parę minut wcześniej odpłynął i musiałem poczekać kilkanaście minut na kolejny. W międzyczasie dojechał Adam ze znajomymi i przepłynęliśmy razem promem. Do tego miejsca miałem przejechane prawie 40 km i średnią 32,3 km/h.
Po dopłynięciu promu na drugi brzeg ruszyłem ostro dalej. Pierwszą niespodzianką były konie biegające po ulicy w Mikoszewie. Jeden z nich nawet towarzyszył mi przez kilkadziesiąt metrów :-) Ktoś się musiał pewnie później nachodzić, żeby je wszystkie pozbierać...
Odcinek do Nowego Stawu (70 km) to był jedyny dziś fragment, gdzie zdarzały się dłuższe odcinki z wiatrem i tam można było popędzić prawie do 40 km/h. No ale chwilę później wiatr, wiatr, wiatr. W Ostaszewie był pierwszy prawdziwy bufet, ale z powodu dożynek było też tam takie zamieszanie, że w ogóle go nie zauważyłem i popędziłem dalej. Później przez ok. 10 km zabrałem się z dwoma innymi zawodnikami. Tu zacząłem już odczuwać słabość spowodowaną za szybkim przejechaniem pierwszego odcinka i nie byłem w stanie dawać zbyt mocnych zmian.
Aby poprawić sytuację zatrzymałem się w bufecie w Nowym Stawie. Okazało się, że jest tu też Turysta z kolegami. Turystę ostatnio widziałem chyba w podstawówce, a może nieco później :-) Było to bardzo szczęśliwe spotkanie - dzięki temu, że dogoniłem chłopaków mogłem później jechać w grupce do samej mety, a przyznam, że byli bardzo mocni - przez kolejne 90 km byłem jedynie w stanie dać kilka i to słabych zmian, a oni ciągnęli ostro do przodu, co bardzo pomagało utrzymać dobre tempo - sam bym na pewno nie utrzymał średniej powyżej 30 km/h na całej trasie.
Po wyruszeniu z Nowego Stawu zatrzymywaliśmy się jeszcze w Ryjewie (bufet z wyśmienitym ryżem z jabłkami), Białej Górze (śluza na Nogacie) oraz Miłoradzu (bufet z wieloma wyśmienitymi rzeczami :-)).
Druga część trasy była cięższa z powodu częstej jazdy pod wiatr a także dużo gorszej nawierzchni. Tu wytrzęsło nas najbardziej za Ryjewem, przed Miłoradzem oraz za Starą Wisłą. Tu był też najbardziej niebezpieczny odcinek drogą 55 z mnóstwem samochodów.
Ostatecznie dojechałem na metę z Turystą, który ostro ciągnął aż do mety.
Całkowity czas przejazdu 7 godz. 15 min., czas netto (bez oczekiwania na prom oraz bufetów) 5 godz. 23 min. 24 s, a dystans zarejestrowany przez licznik 163,77 km (średnia z jazdy 30,4 km/h).
Prawie bym zapomniał - w sumie przejechałem dziś 178 km, co jest moją nową życiówką! :-)
Poniżej linki do opowieści kolegów z imprezy:
- Opowieść Turysty
- Opowieść Adama
- Opowieść Sirmicha
- Opowieść Marchosa
Na promie w Świbnie© Magic
Po dopłynięciu promu na drugi brzeg ruszyłem ostro dalej. Pierwszą niespodzianką były konie biegające po ulicy w Mikoszewie. Jeden z nich nawet towarzyszył mi przez kilkadziesiąt metrów :-) Ktoś się musiał pewnie później nachodzić, żeby je wszystkie pozbierać...
Odcinek do Nowego Stawu (70 km) to był jedyny dziś fragment, gdzie zdarzały się dłuższe odcinki z wiatrem i tam można było popędzić prawie do 40 km/h. No ale chwilę później wiatr, wiatr, wiatr. W Ostaszewie był pierwszy prawdziwy bufet, ale z powodu dożynek było też tam takie zamieszanie, że w ogóle go nie zauważyłem i popędziłem dalej. Później przez ok. 10 km zabrałem się z dwoma innymi zawodnikami. Tu zacząłem już odczuwać słabość spowodowaną za szybkim przejechaniem pierwszego odcinka i nie byłem w stanie dawać zbyt mocnych zmian.
Aby poprawić sytuację zatrzymałem się w bufecie w Nowym Stawie. Okazało się, że jest tu też Turysta z kolegami. Turystę ostatnio widziałem chyba w podstawówce, a może nieco później :-) Było to bardzo szczęśliwe spotkanie - dzięki temu, że dogoniłem chłopaków mogłem później jechać w grupce do samej mety, a przyznam, że byli bardzo mocni - przez kolejne 90 km byłem jedynie w stanie dać kilka i to słabych zmian, a oni ciągnęli ostro do przodu, co bardzo pomagało utrzymać dobre tempo - sam bym na pewno nie utrzymał średniej powyżej 30 km/h na całej trasie.
Bufet w Nowym Stawie - ekipa w komplecie© Magic
Po wyruszeniu z Nowego Stawu zatrzymywaliśmy się jeszcze w Ryjewie (bufet z wyśmienitym ryżem z jabłkami), Białej Górze (śluza na Nogacie) oraz Miłoradzu (bufet z wieloma wyśmienitymi rzeczami :-)).
Rusałki - przemiłe gospodynie bufetu w Ryjewie© Magic
Postój przy śluzie na Nogacie w Białej Górze© Magic
Bufet w Miłoradzu - nie wiadomo co lepsze :-)© Magic
Druga część trasy była cięższa z powodu częstej jazdy pod wiatr a także dużo gorszej nawierzchni. Tu wytrzęsło nas najbardziej za Ryjewem, przed Miłoradzem oraz za Starą Wisłą. Tu był też najbardziej niebezpieczny odcinek drogą 55 z mnóstwem samochodów.
Ostatecznie dojechałem na metę z Turystą, który ostro ciągnął aż do mety.
Całkowity czas przejazdu 7 godz. 15 min., czas netto (bez oczekiwania na prom oraz bufetów) 5 godz. 23 min. 24 s, a dystans zarejestrowany przez licznik 163,77 km (średnia z jazdy 30,4 km/h).
Prawie bym zapomniał - w sumie przejechałem dziś 178 km, co jest moją nową życiówką! :-)
Poniżej linki do opowieści kolegów z imprezy:
- Opowieść Turysty
- Opowieść Adama
- Opowieść Sirmicha
- Opowieść Marchosa