Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2013
Dystans całkowity: | 283.13 km (w terenie 83.20 km; 29.39%) |
Czas w ruchu: | 13:30 |
Średnia prędkość: | 20.97 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.60 km/h |
Suma podjazdów: | 1862 m |
Maks. tętno maksymalne: | 181 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 152 (84 %) |
Suma kalorii: | 14991 kcal |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 70.78 km i 3h 22m |
Więcej statystyk |
Długi terenik po okolicy
Niedziela, 29 września 2013 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Teren
Km: | 53.91 | Km teren: | 52.00 | Czas: | 03:16 | km/h: | 16.50 |
Pr. maks.: | 45.80 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | 157157 ( 87%) | HRavg | 128( 71%) |
Kalorie: | 2770kcal | Podjazdy: | 451m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając z ładnej jesiennej pogody (tak, to już jesień!) wybieramy się z Beatą na wspólną przejażdżkę w trójkącie Boroszewo-Siwiałka-Trzcińsk. Ja jadę rowerem a Beata konno.
Okolice Trzcińska © Magic
Purchaweczka © Magic
W kierunku Boroszewa © Magic
...I dalej © Magic
Wracamy do stajni © Magic
Po powrocie do stajni jadę już sam dalej. Mam na liczniku 14 km i trochę mi mało jak na tak ładny dzień.
No i tak jak się rozkręciłem, to nabiłem kolejne 40 km w tym przejazd nieznaną wcześniej polno-leśną drogą między Boroszewem a Wędkowymi. Jakie chatki w takich odludnych zakątkach są poukrywane...
Mostek nad strumykiem wpływającym do Jeziora Zduńskiego © Magic
I znów Trzcińsk - wieża nadawcza © Magic
Pod koniec przejazdu udaje mi się jeszcze wypatrzeć na polu polującego lisa. Cała akcja, choć tragiczna, wyglądała dość komicznie. Niestety zdjęcie nie oddaje dynamiki tego, co się działo.
Lis na polowaniu © Magic
No i nie da się ukryć, że to już jesień...
Dęby już zrzuciły żołędzie © Magic
/1419631
Okolice Trzcińska © Magic
Purchaweczka © Magic
W kierunku Boroszewa © Magic
...I dalej © Magic
Wracamy do stajni © Magic
Po powrocie do stajni jadę już sam dalej. Mam na liczniku 14 km i trochę mi mało jak na tak ładny dzień.
No i tak jak się rozkręciłem, to nabiłem kolejne 40 km w tym przejazd nieznaną wcześniej polno-leśną drogą między Boroszewem a Wędkowymi. Jakie chatki w takich odludnych zakątkach są poukrywane...
Mostek nad strumykiem wpływającym do Jeziora Zduńskiego © Magic
I znów Trzcińsk - wieża nadawcza © Magic
Pod koniec przejazdu udaje mi się jeszcze wypatrzeć na polu polującego lisa. Cała akcja, choć tragiczna, wyglądała dość komicznie. Niestety zdjęcie nie oddaje dynamiki tego, co się działo.
Lis na polowaniu © Magic
No i nie da się ukryć, że to już jesień...
Dęby już zrzuciły żołędzie © Magic
/1419631
Rowerowy Potop w Szwecji
Poniedziałek, 23 września 2013 Kategoria 50 - 100, Bałtyk, Krajoznawczo, Szwecja
Uczestnicy
Km: | 77.74 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 03:50 | km/h: | 20.28 |
Pr. maks.: | 44.50 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 166166 ( 92%) | HRavg | 122( 67%) |
Kalorie: | 5085kcal | Podjazdy: | 597m | Sprzęt: Penny - rower żony :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
No i udało się!
Wreszcie po czterech miesiącach przebrnąłem przez ogromną ilość zdjęć zrobionych jednego dnia w Szwecji :-)
A wszystko zaczęło się tak niewinnie od rzuconego przez Adama w przelocie hasła, że Stena Line organizuje Rowerowy Potop w Szwecji... Ale o co kaman?? Jakiej Szwecji - tej koło Wałcza czy co???
Po pilnym przestudiowaniu strony Potopu powoli zaczęło mi świtać, że to może być nawet ciekawa impreza - nastawiona na zwiedzanie (a nie ściganie) - wreszcie będę mógł na spokojnie pojeździć rowerkiem bez limitu czasu na zdjęcia! No przypadł mi ten pomysł do gustu, nie ma co ukrywać. I tak kiełkował przez miesiąc aż znalazłem się 22 września na promie płynącym do Karlskrony.
Wchodzimy na prom w Gdyni © Magic
Wyjście z portu © Magic
Po krótkiej nocy wczesna pobudka, żeby zobaczyć wschód słońca na morzu. Godzinę później prom zbliża się do Karlskrony.
Wschód przed Karlskroną © Magic
Karlskrona - Drottningskärs kastell © Magic
Po godzinie 9.15 możemy wreszcie opuścić prom - wszyscy rowerzyści nie mogli się doczekać tej chwili. Chwilę później zbiórka na placu, podział na grupy i ruszamy - my z Adamem oraz dwoma spotkanymi na promie kolegami jedziemy trasą "żółtą" - planowane ok. 75 km.
Zaczyna się Rowerowy Potop © Magic
Do boju! :-) © Magic
Po kilku kilometrach rowerowymi drogami z portu zaczynamy zwiedzanie - na początek rezerwat dębów na wyspie Knösö. Z drogi wyglądał on niepozornie, ale wystarczyło zrobić kilka kroków w kierunku zatoki, żeby zobaczyć jego piękno. Dęby naprawdę robiły wrażenie. Zastanawia mnie jak wyglądałoby porównanie wieku najstarszych stojących tu drzew z naszymi Bartkami, Lechami i innymi.
Dodatkowymi atrakcjami było stado jeleni, które przebiegło przestraszone wśród tłumu turystów oraz urocza zatoczka nad którą ulokowany był rezerwat.
Rezerwat dębów na wyspie Knösö © Magic
Dęby były tym, co jeżdżąc po Szwecji najbardziej mnie zaskoczyło. Płynąc tu myślałem, że będziemy jeździć wśród sosnowych lub świerkowych lasów, a tu niespodzianka - bardzo dużo było po drodze lasów dębowych, które jesienią wyglądają zdecydowanie ciekawiej od lasów iglastych.
Szwedzki dąb - podobny do polskiego :-) © Magic
Zatoczki mają tu swój urok © Magic
Ja na Knösö :-) © Magic
Dom nad zatoką © Magic
Objechaliśmy z Adamem okolice rezerwatu, pokrążyliśmy po półwyspie i skierowaliśmy się dalej, zgodnie z planem do Lyckeby oraz dalej do Mocklösund. Aż do mostu na cieśninie (i dalej) prowadziła dobrze utrzymana ścieżka rowerowa, więc mogliśmy z rowerów spokojnie podziwiać lokalne krajobrazy i bez problemów robić częste fotostopy.
Szwedzki domek 1 © Magic
Rowerowy Potop nadciągnął © Magic
Rzut oka na wiatraki © Magic
Co większe - dom czy kamień? © Magic
Zbliżamy się do mostu przez cieśninę Mocklösund © Magic
Panorama cieśniny Mocklösund © Magic
Za mostem zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie na specjalnym miejscu postojowym. Było tu nie tylko dużo dostępnych ławek i trawnika, ale też domki kempingowe tuż obok, restauracja oraz wioska wikingów niedaleko. Niestety okres ten był już "poza sezonem" i np. wioska była zamknięta.
Most z drugiej strony © Magic
Rower... zaintrygował mnie © Magic
Wioska wikingów koło miejsca biwakowego © Magic
Volvo inaczej © Magic
Pożegnanie z mostem © Magic
Po długim odpoczynku ruszyliśmy dalej w kierunku kolejnej wyspy - Sturkö. Krajobrazy stawały się coraz bardziej "wyspowe" - coraz więcej natury a mniej zabudowań, choć i tu zdarzały się miasta po drodze.
Opuszczamy Senoren © Magic
Kolejna szwedzka malownicza zatoczka © Magic
Wiatrak w Sturkö © Magic
Grobla-most pomiędzy Sturkö a Tjurkö © Magic
Widok z grobli na Sturkö © Magic
Około 13.30 dojechaliśmy do "punktu docelowego" naszej trasy - wyspy Tjurkö z dawnym kamieniołomem.
Łódź podwodną wypuścili, żeby odeprzeć Potop :-) © Magic
Zwiedzanie kamieniołomu zaczęliśmy od postoju w miejscu "na końcu trasy", gdzie zatrzymywała się większość rowerzystów. Wrócić zdecydowaliśmy się początkowo szlakiem (pieszym) prowadzącym przez kamieniołom tak, żeby zobaczyć atrakcje samego kamieniołomu - kamienne podkłady, kostnicę, prochownię i inne. Niestety opisy na szlaku były w języku szwedzkim, co nie ułatwiło nam identyfikacji tutejszych obiektów :-)
Przystanek przy kamieniołomach na Tjurkö © Magic
Dawny kamieniołom na wyspie Tjurkö © Magic
Pozostałość po kamiennych torach © Magic
Jeden z budynków w kamieniołomie - obstawiamy prochownię (niestety opisy po szwedzku) © Magic
Inny budynek - kostnica? © Magic
Po zwiedzeniu kamieniołomu odwiedziliśmy jeszcze cypel Finskan i zawróciliśmy w kierunku Karlskrony i promu.
Cypel Finskan z widokiem na twierdzę Kungsholmen © Magic
Ja na Finskan © Magic
Opuszczamy Tjurkö © Magic
Szwedzki domek 2 © Magic
Kościół w Lösen © Magic
Stopień wodny w Lyckeby © Magic
Ruiny zamku w Lyckeby - Lyckå slottsruin © Magic
Około 2 godzin przed odpłynięciem byliśmy z powrotem na promie, gdzie na spokojnie obserwowaliśmy ostatnie wracające grupki kolarzy oraz zachód słońca nad Karlskroną.
Widok z promu © Magic
Zachód nad Karlskroną © Magic
Chwilę po zachodzie prom odpłynął w kierunku Gdyni.
Wyjazd udał się nadspodziewanie dobrze, tym bardziej, że udało nam się wstrzelić w bardzo ładne okienko pogodowe. W tym samym dniu w Trójmieście padało, a dzień później była prawdziwa ulewa. Zmianę pogody czuć było już w drodze powrotnej - bujało tak, że aż prom skrzypiał... Ale dopłynął! :-)
Myślę, że tu jeszcze przypłynę pozwiedzać kolejne rowerowe trasy - miejsce naprawdę warte polecenia zarówno dla kolarzy jak i turystów.
/1419631
Wreszcie po czterech miesiącach przebrnąłem przez ogromną ilość zdjęć zrobionych jednego dnia w Szwecji :-)
A wszystko zaczęło się tak niewinnie od rzuconego przez Adama w przelocie hasła, że Stena Line organizuje Rowerowy Potop w Szwecji... Ale o co kaman?? Jakiej Szwecji - tej koło Wałcza czy co???
Po pilnym przestudiowaniu strony Potopu powoli zaczęło mi świtać, że to może być nawet ciekawa impreza - nastawiona na zwiedzanie (a nie ściganie) - wreszcie będę mógł na spokojnie pojeździć rowerkiem bez limitu czasu na zdjęcia! No przypadł mi ten pomysł do gustu, nie ma co ukrywać. I tak kiełkował przez miesiąc aż znalazłem się 22 września na promie płynącym do Karlskrony.
Wchodzimy na prom w Gdyni © Magic
Wyjście z portu © Magic
Po krótkiej nocy wczesna pobudka, żeby zobaczyć wschód słońca na morzu. Godzinę później prom zbliża się do Karlskrony.
Wschód przed Karlskroną © Magic
Karlskrona - Drottningskärs kastell © Magic
Po godzinie 9.15 możemy wreszcie opuścić prom - wszyscy rowerzyści nie mogli się doczekać tej chwili. Chwilę później zbiórka na placu, podział na grupy i ruszamy - my z Adamem oraz dwoma spotkanymi na promie kolegami jedziemy trasą "żółtą" - planowane ok. 75 km.
Zaczyna się Rowerowy Potop © Magic
Do boju! :-) © Magic
Po kilku kilometrach rowerowymi drogami z portu zaczynamy zwiedzanie - na początek rezerwat dębów na wyspie Knösö. Z drogi wyglądał on niepozornie, ale wystarczyło zrobić kilka kroków w kierunku zatoki, żeby zobaczyć jego piękno. Dęby naprawdę robiły wrażenie. Zastanawia mnie jak wyglądałoby porównanie wieku najstarszych stojących tu drzew z naszymi Bartkami, Lechami i innymi.
Dodatkowymi atrakcjami było stado jeleni, które przebiegło przestraszone wśród tłumu turystów oraz urocza zatoczka nad którą ulokowany był rezerwat.
Rezerwat dębów na wyspie Knösö © Magic
Dęby były tym, co jeżdżąc po Szwecji najbardziej mnie zaskoczyło. Płynąc tu myślałem, że będziemy jeździć wśród sosnowych lub świerkowych lasów, a tu niespodzianka - bardzo dużo było po drodze lasów dębowych, które jesienią wyglądają zdecydowanie ciekawiej od lasów iglastych.
Szwedzki dąb - podobny do polskiego :-) © Magic
Zatoczki mają tu swój urok © Magic
Ja na Knösö :-) © Magic
Dom nad zatoką © Magic
Objechaliśmy z Adamem okolice rezerwatu, pokrążyliśmy po półwyspie i skierowaliśmy się dalej, zgodnie z planem do Lyckeby oraz dalej do Mocklösund. Aż do mostu na cieśninie (i dalej) prowadziła dobrze utrzymana ścieżka rowerowa, więc mogliśmy z rowerów spokojnie podziwiać lokalne krajobrazy i bez problemów robić częste fotostopy.
Szwedzki domek 1 © Magic
Rowerowy Potop nadciągnął © Magic
Rzut oka na wiatraki © Magic
Co większe - dom czy kamień? © Magic
Zbliżamy się do mostu przez cieśninę Mocklösund © Magic
Panorama cieśniny Mocklösund © Magic
Za mostem zatrzymaliśmy się na drugie śniadanie na specjalnym miejscu postojowym. Było tu nie tylko dużo dostępnych ławek i trawnika, ale też domki kempingowe tuż obok, restauracja oraz wioska wikingów niedaleko. Niestety okres ten był już "poza sezonem" i np. wioska była zamknięta.
Most z drugiej strony © Magic
Rower... zaintrygował mnie © Magic
Wioska wikingów koło miejsca biwakowego © Magic
Volvo inaczej © Magic
Pożegnanie z mostem © Magic
Po długim odpoczynku ruszyliśmy dalej w kierunku kolejnej wyspy - Sturkö. Krajobrazy stawały się coraz bardziej "wyspowe" - coraz więcej natury a mniej zabudowań, choć i tu zdarzały się miasta po drodze.
Opuszczamy Senoren © Magic
Kolejna szwedzka malownicza zatoczka © Magic
Wiatrak w Sturkö © Magic
Grobla-most pomiędzy Sturkö a Tjurkö © Magic
Widok z grobli na Sturkö © Magic
Około 13.30 dojechaliśmy do "punktu docelowego" naszej trasy - wyspy Tjurkö z dawnym kamieniołomem.
Łódź podwodną wypuścili, żeby odeprzeć Potop :-) © Magic
Zwiedzanie kamieniołomu zaczęliśmy od postoju w miejscu "na końcu trasy", gdzie zatrzymywała się większość rowerzystów. Wrócić zdecydowaliśmy się początkowo szlakiem (pieszym) prowadzącym przez kamieniołom tak, żeby zobaczyć atrakcje samego kamieniołomu - kamienne podkłady, kostnicę, prochownię i inne. Niestety opisy na szlaku były w języku szwedzkim, co nie ułatwiło nam identyfikacji tutejszych obiektów :-)
Przystanek przy kamieniołomach na Tjurkö © Magic
Dawny kamieniołom na wyspie Tjurkö © Magic
Pozostałość po kamiennych torach © Magic
Jeden z budynków w kamieniołomie - obstawiamy prochownię (niestety opisy po szwedzku) © Magic
Inny budynek - kostnica? © Magic
Po zwiedzeniu kamieniołomu odwiedziliśmy jeszcze cypel Finskan i zawróciliśmy w kierunku Karlskrony i promu.
Cypel Finskan z widokiem na twierdzę Kungsholmen © Magic
Ja na Finskan © Magic
Opuszczamy Tjurkö © Magic
Szwedzki domek 2 © Magic
Kościół w Lösen © Magic
Stopień wodny w Lyckeby © Magic
Ruiny zamku w Lyckeby - Lyckå slottsruin © Magic
Około 2 godzin przed odpłynięciem byliśmy z powrotem na promie, gdzie na spokojnie obserwowaliśmy ostatnie wracające grupki kolarzy oraz zachód słońca nad Karlskroną.
Widok z promu © Magic
Zachód nad Karlskroną © Magic
Chwilę po zachodzie prom odpłynął w kierunku Gdyni.
Wyjazd udał się nadspodziewanie dobrze, tym bardziej, że udało nam się wstrzelić w bardzo ładne okienko pogodowe. W tym samym dniu w Trójmieście padało, a dzień później była prawdziwa ulewa. Zmianę pogody czuć było już w drodze powrotnej - bujało tak, że aż prom skrzypiał... Ale dopłynął! :-)
Myślę, że tu jeszcze przypłynę pozwiedzać kolejne rowerowe trasy - miejsce naprawdę warte polecenia zarówno dla kolarzy jak i turystów.
/1419631
Miał być trening z GK STG
Środa, 18 września 2013 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Okolice Turza, Polska, Teren
Km: | 28.20 | Km teren: | 25.20 | Czas: | 01:20 | km/h: | 21.15 |
Pr. maks.: | 46.60 | Temperatura: | 16.0°C | HRmax: | 174174 ( 96%) | HRavg | 152( 84%) |
Kalorie: | 1470kcal | Podjazdy: | 223m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Miała być ustawka z GK STG. Na luziku wyjechałem w kierunku Wędkowych, gdzie mieliśmy się spotkać, ale ponieważ czasu miałem dużo zdecydowałem się objechać Zduńskie i poczekać przy mostku, żeby zrobić jakieś ciekawe zdjęcia na zjeździe do niego.
Czekam przy mostku, czekam, czekam i nic... W końcu zadzwoniłem do Wojtka, a panowie już hen daleko - zmienili trasę i się minęliśmy.
Nic straconego - w międzyczasie porobiłem kilka zdjęć mostku, a jak już wiedziałem, że nie mam co czekać - pojechałem sobie dalej niemal standardowym moim szlakiem.
Mostek koło Jeziora Zduńskiego © Magic
/1419631
Czekam przy mostku, czekam, czekam i nic... W końcu zadzwoniłem do Wojtka, a panowie już hen daleko - zmienili trasę i się minęliśmy.
Nic straconego - w międzyczasie porobiłem kilka zdjęć mostku, a jak już wiedziałem, że nie mam co czekać - pojechałem sobie dalej niemal standardowym moim szlakiem.
Mostek koło Jeziora Zduńskiego © Magic
/1419631
Kociewie Kołem + dojazdy
Niedziela, 15 września 2013 Kategoria >100 km, Kociewie, Krajoznawczo, Maraton, Polska, Spręż :-), Wda
Km: | 123.28 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 05:04 | km/h: | 24.33 |
Pr. maks.: | 45.90 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 181181 (100%) | HRavg | 152( 84%) |
Kalorie: | 5666kcal | Podjazdy: | 591m | Sprzęt: Penny - rower żony :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po dwóch tygodniach rozłąki z rowerem i po bardzo marnym półroczu rowerowym jadę jedyny w tym roku maraton szosowy - Kociewie Kołem.
Najpierw z rana dojeżdżam spokojnie na start. Od Swarożyna jadę z Maćkiem. Dookoła mgła, szaro, niezbyt ciekawie...
Penny gotowy do jazdy © Magic
Na starcie jestem całkiem wcześnie, ale, niestety, za późno, żeby się załapać z grupką GK STG. Później okazuje się, że dobrze wyszło, bo i tak bym nie nadążył za nimi :-)
Ja też gotowy do jazdy :-) © Magic
No i GK STG gotowe do startu © Magic
Skoczna muzyka na starcie © Magic
Po starcie jadę z czołówką mojej grupki. Do granic Starogardu gonię pierwszych dwóch zawodników i udaje mi się dogonić drugiego, ale pierwszy nam odjeżdża. Drugiego się trzymam do ok. 17 km. Na tym odcinku udaje mi się utrzymać przyzwoitą średnią ok. 28 km/h.
Niestety, brak treningu i/lub objeżdżenia na tym rowerze zaczyna dawać mi się bardzo mocno we znaki - zaczynają mnie boleć mięśnie uda, najbardziej wewnętrzna strona (pewnie od innego niż zwykle siodełka). Muszę zwolnić...
Kila kilometrów dalej trasa prowadzi w Borami Tucholskimi. W lesie jedzie się całkiem przyjemnie, pomimo mżącego tu deszczu. Przejeżdżam Wdę, później Ocypel - tu umiejscowiony jest pierwszy bufet. Zatrzymuję się przy nim na chwilkę, żeby dać odpocząć nogom.
.
Jeden z bufetów © Magic
Koszyk koło bufetu © Magic
Za bufetem jedzie mi się jeszcze całkiem, całkiem do Borzechowa, ale później powoli jazda robi się małym koszmarkiem. Nogi bolą już tak, że pod górki ledwie kręcę, a na dodatek odzywają się tradycyjnie plecy. Jest ciężko.
Odżywam nieco w Pinczynie, gdzie w drugim bufecie ogrzewam się gorącą herbatką. Mimo, że jest mi cieplej, to nogi i tak nie kręcą. Nie pamiętam, kiedy tak słabo ciągnęły... Ze względu na ból mięśni od Pinczyna do Bączka praktycznie odpuszczam. W okolicach bączka mija mnie dwójka kolarzy, z którymi żartujemy sobie w trakcie jazdy, ale zagrzewają mnie oni nieco "do boju" i staram się utrzymać dalej za nimi. Udaje mi się to całkiem dobrze, a na zjazdach do Starogardu udaje mi się im odjechać i tak szczęśliwie dojeżdżam do mety.
Na mecie! © Magic
Radość po maratonie © Magic
Trofeum © Magic
Po dłuższym odpoczynku w Starogardzie wracam do domu już spokojniejszym tempem. Za rok muszę się lepiej przygotować :-)
/1419631
/1419631
Najpierw z rana dojeżdżam spokojnie na start. Od Swarożyna jadę z Maćkiem. Dookoła mgła, szaro, niezbyt ciekawie...
Penny gotowy do jazdy © Magic
Na starcie jestem całkiem wcześnie, ale, niestety, za późno, żeby się załapać z grupką GK STG. Później okazuje się, że dobrze wyszło, bo i tak bym nie nadążył za nimi :-)
Ja też gotowy do jazdy :-) © Magic
No i GK STG gotowe do startu © Magic
Skoczna muzyka na starcie © Magic
Po starcie jadę z czołówką mojej grupki. Do granic Starogardu gonię pierwszych dwóch zawodników i udaje mi się dogonić drugiego, ale pierwszy nam odjeżdża. Drugiego się trzymam do ok. 17 km. Na tym odcinku udaje mi się utrzymać przyzwoitą średnią ok. 28 km/h.
Niestety, brak treningu i/lub objeżdżenia na tym rowerze zaczyna dawać mi się bardzo mocno we znaki - zaczynają mnie boleć mięśnie uda, najbardziej wewnętrzna strona (pewnie od innego niż zwykle siodełka). Muszę zwolnić...
Kila kilometrów dalej trasa prowadzi w Borami Tucholskimi. W lesie jedzie się całkiem przyjemnie, pomimo mżącego tu deszczu. Przejeżdżam Wdę, później Ocypel - tu umiejscowiony jest pierwszy bufet. Zatrzymuję się przy nim na chwilkę, żeby dać odpocząć nogom.
.
Jeden z bufetów © Magic
Koszyk koło bufetu © Magic
Za bufetem jedzie mi się jeszcze całkiem, całkiem do Borzechowa, ale później powoli jazda robi się małym koszmarkiem. Nogi bolą już tak, że pod górki ledwie kręcę, a na dodatek odzywają się tradycyjnie plecy. Jest ciężko.
Odżywam nieco w Pinczynie, gdzie w drugim bufecie ogrzewam się gorącą herbatką. Mimo, że jest mi cieplej, to nogi i tak nie kręcą. Nie pamiętam, kiedy tak słabo ciągnęły... Ze względu na ból mięśni od Pinczyna do Bączka praktycznie odpuszczam. W okolicach bączka mija mnie dwójka kolarzy, z którymi żartujemy sobie w trakcie jazdy, ale zagrzewają mnie oni nieco "do boju" i staram się utrzymać dalej za nimi. Udaje mi się to całkiem dobrze, a na zjazdach do Starogardu udaje mi się im odjechać i tak szczęśliwie dojeżdżam do mety.
Na mecie! © Magic
Radość po maratonie © Magic
Trofeum © Magic
Po dłuższym odpoczynku w Starogardzie wracam do domu już spokojniejszym tempem. Za rok muszę się lepiej przygotować :-)
/1419631
/1419631