Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2012
Dystans całkowity: | 450.65 km (w terenie 315.00 km; 69.90%) |
Czas w ruchu: | 22:21 |
Średnia prędkość: | 20.16 km/h |
Maksymalna prędkość: | 52.90 km/h |
Suma podjazdów: | 4083 m |
Maks. tętno maksymalne: | 178 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 147 (81 %) |
Suma kalorii: | 18579 kcal |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 50.07 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
Odlatują żurawie
Sobota, 29 września 2012 Kategoria Teren, Polska, Okolice Tczewa, Kociewie, 50 - 100
Km: | 54.19 | Km teren: | 43.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 19.71 |
Pr. maks.: | 46.30 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 165165 ( 91%) | HRavg | 138( 76%) |
Kalorie: | 2271kcal | Podjazdy: | 530m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przejazd na trasie Tczew - j. Zduńskie - Trzcińsk - Turze - Tczew.
Jesień w pełni, a odlatujące żurawie zwiastują nawet zbliżającą się zimę :-(
Jesień w pełni, a odlatujące żurawie zwiastują nawet zbliżającą się zimę :-(
Bardzo dobre, bardzo... :-)© Magic
Popluskamy się?© Magic
Plaża w Trzcińsku© Magic
Żurawie odlatują© Magic
No i poleciały...© Magic
Ale za to Czesiek się pojawił :-)© Magic
Ptasie harce
Niedziela, 23 września 2012 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 50.24 | Km teren: | 39.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 18.27 |
Pr. maks.: | 45.50 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 145145 ( 80%) | HRavg | 124( 68%) |
Kalorie: | 1909kcal | Podjazdy: | 558m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszym maratonie dziś zdecydowanie lajtowy przejazd do Turza.
Wieje mocno, więc szybko uciekam do lasu - tu jest spokojniej.
Po drodze zahaczam o Jezioro Zduńskie i ulubioną ścieżkę. Powoli robi się żółto...
Po przystanku w Turzu wracam do domu. Nie mam już nadziei na nic ciekawego, a tu niespodzianka - nad jeziorami przed Rokitkami zauważam (ciężko nie zauważyć) setki a może i tysiące szalejących ptaków - latają sobie tam i z powrotem, falują, tworzą przedziwne wzory, wyglądają jak szarańcza... Trochę je popodziwiałem - co widziałem, na zdjęciach poniżej.
I tak niepostrzeżenie licznik przekroczył 4 tys.km w tym roku :-)
Wieje mocno, więc szybko uciekam do lasu - tu jest spokojniej.
Po drodze zahaczam o Jezioro Zduńskie i ulubioną ścieżkę. Powoli robi się żółto...
Kaczki na Jeziorze Zduńskim© Magic
Ścieżka nad Jeziorem Zduńskim© Magic
Po przystanku w Turzu wracam do domu. Nie mam już nadziei na nic ciekawego, a tu niespodzianka - nad jeziorami przed Rokitkami zauważam (ciężko nie zauważyć) setki a może i tysiące szalejących ptaków - latają sobie tam i z powrotem, falują, tworzą przedziwne wzory, wyglądają jak szarańcza... Trochę je popodziwiałem - co widziałem, na zdjęciach poniżej.
I tak niepostrzeżenie licznik przekroczył 4 tys.km w tym roku :-)
Ptasie harce koło Rokitek© Magic
Ptasie harce© Magic
Ptasie harce© Magic
Ptasie harce© Magic
Skandia Maraton Kwidzyn - koniec sezonu a ja się nauczyłem regulować przerzutkę w trakcie jazdy ;-)
Sobota, 22 września 2012 Kategoria 50 - 100, Kwidzyn, Maraton, Polska, Spręż :-), Teren
Km: | 66.73 | Km teren: | 58.00 | Czas: | 02:58 | km/h: | 22.49 |
Pr. maks.: | 45.00 | Temperatura: | 12.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | 3500kcal | Podjazdy: | 553m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Bardzo długo się wahałem - jechać czy nie jechać. Przez ostatnie prawie dwa tygodnie zaledwie raz siedziałem na rowerze... Wir codziennych zadań tak mnie wciągnął od sierpnia, że na rower, niestety, nie starcza czasu :-( Jestem zmęczony, niewyspany, nie pamiętam, co to dobra forma...
Na dodatek prognoza - ma padać...
Budzę się w nocy - łapie mnie skurcz. Pięknie, kolejny znak, żeby nie jechać?
Jednak zrywam się o 6.30 pakuję i jadę. Na spokojnie dojeżdżam do Kwidzyna, rejestruję się, spotykam znajomych i powoli przygotowuję do startu.
Ponieważ czasu mam dość dużo podjeżdżam do serwisu Shimano, żeby mi panowie wyregulowali przerzutkę - podczas ostatniej jazdy niezbyt dobrze "schodziła" na szybszy bieg. Pan reguluje, reguluje i wkońcu decyduje, że trzeba wymienić linkę - wymiana dała taki dobry efekt, że linka zaczęła chodzić tak lekko, że później przez pół maratonu przyzwyczajałem się, żeby nie przerzucać dwóch przełożeń jednym pociągnięciem :-)
Ustawiam się na starcie - cel: dojechać do mety. Wielkich nadziei nie mam, bo nie czuję się dziś silny. Ruszamy - całkiem dobrze mi idzie na początku - z mojego sektora startowego ucieka mi tylko ok. 5 zawodników, reszta jest za mną. Jest lepiej niż myślałem, tylko znów coś nie tak z przerzutką - znowu nie schodzi płynnie. Wrrrrr! Nic to - zaczynam kręcić przy manetce i po trzech próbach chodzi idealnie! Dlaczego ja tego poprzednio nie spróbowałem?! Teraz mogę już tylko myśleć o napieraniu - no to napieram!
Do tej pory Kwidzyn mi jakoś nie leżał, ale dziś jedzie się nadspodziewanie dobrze. Górki, które wcześniej dawały się we znaki lub straszyły dziś pokonuję bez większych problemów - to pewnie ta przerzutka ;-) Trasa bardzo podobna do poprzednich - Miłosna i piach w lesie, dużo krótkich i dość mocnych podjazdów, długie leśne odcinki wzdłuż Liwy wraz z odcinkiem specjalnym, bardzo ostry zjazd i wjazd w połowie dystansu oraz najfajniejszy szalony zjazd i później piaskowy singielek.
Ponieważ mój licznik wciąż strajkuje dopiero ok. 30 kilometra orientuję się, że mam szanse skończyć trasę w niecałe 3 godziny! Wcześniej celowałem w 3.30 a tu masz! Dopinguje mnie to dość mocno do jazdy. Miałem kryzys na 10 kilometrze, gdzie wydawało się, że skurcze mnie dorwą, ale odpuściły i jedzie się dalej dobrze.
Dopiero ok. 5-10 km przed metą znów mam wrażenie, że zaraz mnie skurcz złapie - i to we wszystkich możliwych mięśniach, ale dojeżdżam spokojnie do końca, gdzie, zaraz za linią mety, wita mnie P. Henryk Sytner (ten sam, którego spotkałem parę tygodni temu w Szklarskiej Porębie) - zaprasza mnie do siebie na krótką rozmowę, ala ja nie mogę dać ani kroku (bo skurcze prawie mnie łapią). Jakoś opanowuję sytuację i podchodzę. P. Henryk zadaje pytanie "Nie był Pan co prawda w czołówce, ale czy ma Pan satysfakcję z ukończenia maratonu?".
No to ja go szybko prostuję "Byłem prawie w czołówce!" ;-) I tak sobie chwilę gawędzimy.
Później się okazuje, że ten występ był moim najlepszym w tegorocznej Skandii - 97 miejsce (pierwsza setka! - co prawda na tylko 162 startujące osoby, ale zawsze to "setka"! ;-)) i pierwszy medal na Skandii, co prawda za "dystans emerytalny", czyli 67 lat... tzn. 67 km ;-) ale zawsze medal!
I taką to niespodziankę sobie sprawiłem na koniec sezonu. Szkoda, że się kończy.
Ale za rok będzie lepiej!
Na dodatek prognoza - ma padać...
Budzę się w nocy - łapie mnie skurcz. Pięknie, kolejny znak, żeby nie jechać?
Jednak zrywam się o 6.30 pakuję i jadę. Na spokojnie dojeżdżam do Kwidzyna, rejestruję się, spotykam znajomych i powoli przygotowuję do startu.
Ponieważ czasu mam dość dużo podjeżdżam do serwisu Shimano, żeby mi panowie wyregulowali przerzutkę - podczas ostatniej jazdy niezbyt dobrze "schodziła" na szybszy bieg. Pan reguluje, reguluje i wkońcu decyduje, że trzeba wymienić linkę - wymiana dała taki dobry efekt, że linka zaczęła chodzić tak lekko, że później przez pół maratonu przyzwyczajałem się, żeby nie przerzucać dwóch przełożeń jednym pociągnięciem :-)
Ustawiam się na starcie - cel: dojechać do mety. Wielkich nadziei nie mam, bo nie czuję się dziś silny. Ruszamy - całkiem dobrze mi idzie na początku - z mojego sektora startowego ucieka mi tylko ok. 5 zawodników, reszta jest za mną. Jest lepiej niż myślałem, tylko znów coś nie tak z przerzutką - znowu nie schodzi płynnie. Wrrrrr! Nic to - zaczynam kręcić przy manetce i po trzech próbach chodzi idealnie! Dlaczego ja tego poprzednio nie spróbowałem?! Teraz mogę już tylko myśleć o napieraniu - no to napieram!
Do tej pory Kwidzyn mi jakoś nie leżał, ale dziś jedzie się nadspodziewanie dobrze. Górki, które wcześniej dawały się we znaki lub straszyły dziś pokonuję bez większych problemów - to pewnie ta przerzutka ;-) Trasa bardzo podobna do poprzednich - Miłosna i piach w lesie, dużo krótkich i dość mocnych podjazdów, długie leśne odcinki wzdłuż Liwy wraz z odcinkiem specjalnym, bardzo ostry zjazd i wjazd w połowie dystansu oraz najfajniejszy szalony zjazd i później piaskowy singielek.
Ponieważ mój licznik wciąż strajkuje dopiero ok. 30 kilometra orientuję się, że mam szanse skończyć trasę w niecałe 3 godziny! Wcześniej celowałem w 3.30 a tu masz! Dopinguje mnie to dość mocno do jazdy. Miałem kryzys na 10 kilometrze, gdzie wydawało się, że skurcze mnie dorwą, ale odpuściły i jedzie się dalej dobrze.
Dopiero ok. 5-10 km przed metą znów mam wrażenie, że zaraz mnie skurcz złapie - i to we wszystkich możliwych mięśniach, ale dojeżdżam spokojnie do końca, gdzie, zaraz za linią mety, wita mnie P. Henryk Sytner (ten sam, którego spotkałem parę tygodni temu w Szklarskiej Porębie) - zaprasza mnie do siebie na krótką rozmowę, ala ja nie mogę dać ani kroku (bo skurcze prawie mnie łapią). Jakoś opanowuję sytuację i podchodzę. P. Henryk zadaje pytanie "Nie był Pan co prawda w czołówce, ale czy ma Pan satysfakcję z ukończenia maratonu?".
No to ja go szybko prostuję "Byłem prawie w czołówce!" ;-) I tak sobie chwilę gawędzimy.
Później się okazuje, że ten występ był moim najlepszym w tegorocznej Skandii - 97 miejsce (pierwsza setka! - co prawda na tylko 162 startujące osoby, ale zawsze to "setka"! ;-)) i pierwszy medal na Skandii, co prawda za "dystans emerytalny", czyli 67 lat... tzn. 67 km ;-) ale zawsze medal!
I taką to niespodziankę sobie sprawiłem na koniec sezonu. Szkoda, że się kończy.
Ale za rok będzie lepiej!
Zakończenie sezonu 2012 - koszulka, numer i medal za "dystans emerytalny" :-) idą do szafy...© Magic
Tczew - Turze - Tczew
Niedziela, 16 września 2012 Kategoria Teren, Polska, Okolice Tczewa, Kociewie, 50 - 100
Km: | 51.29 | Km teren: | 39.00 | Czas: | 02:19 | km/h: | 22.14 |
Pr. maks.: | 51.40 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 168168 ( 93%) | HRavg | 147( 81%) |
Kalorie: | 2163kcal | Podjazdy: | 489m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Rundka po okolicach. Miało być ładnie a cały dzień było pochmurnie.
Ale jechało sie fajnie. Znów się przejechałem ścieżką wokół Jez. Zduńskiego.
Ale jechało sie fajnie. Znów się przejechałem ścieżką wokół Jez. Zduńskiego.
Powrót z Wdzydz do Turza
Niedziela, 9 września 2012 Kategoria Wdzydze, Teren, Polska, Krajoznawczo, Kaszuby, 50 - 100
Km: | 89.63 | Km teren: | 50.00 | Czas: | 04:49 | km/h: | 18.61 |
Pr. maks.: | 46.70 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 155155 ( 86%) | HRavg | 123( 68%) |
Kalorie: | 3271kcal | Podjazdy: | 750m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Wracam z Wdzydz do Turza. Decyduję się na wariant "dookoła Kościerzyny" - w tym kierunku z Wdzydz jeszcze nie jechałem. Początkowo obieram kierunek na Łubianę czerwonym szlakiem pieszym
Na początek objazd Jeziora Jeleniego. Jedzie się całkiem fajnie, ale po kilkunastu minutach szlak się robi niemal nieprzejezdny (korzenie i krzaki) a ja zrywam wszystkie pajęczyny rozpięte nad ścieżką - tego odcinka nie polecam...
Dojeżdżając do drogi Wdzydze-Wąglikowice czuję ulgę. Tu też zatrzymuję się na chwilkę nad strumykiem.
Dalej podążam czerwonym szlakiem pieszym.
Przed Czarliną szlak odbija na północ. Niemal do Łubiany prowadzi wzdłuż Trzebiochy. Jedzie się bardzo przyjemnymi drogami leśnymi i polnymi.
Za Łubianą, wciąż leśnymi drogami dojeżdżam do jeziora Garczyn - jest tu bardzo spokojnie a woda czyściutka.
W Wieprznicy muszę niestety opuścić szlak, bo prowadzi przez posesję prywatną ograniczoną szlabanem. Niestety coraz więcej szlaków jest ograniczanych w ten sposób...
Zatrzymuję się w sklepie w Skorzewie, żeby kupić coś do picia. Przy okazji zauważam sympatyczny szyld :-)
Ze Skorzewa jadę dalej czerwonym szlakiem w kierunku Gołubia. W pewnym momencie zauważam "straszne" ostrzeżenia :-)
Przestraszony ostrzeżeniem ruszam dalej i po chwili docieram do Jeziora Dąbrowskiego - blisko jego brzegu stoi pokaźna drewniana chatka - Wichrowe Wzgórze.
Dalej, wzdłuż Jeziora Dąbrowskiego, docieram do Gołubia, gdzie obieram azymut na Turze. Czasu zostało mi nie za dużo i jadę teraz szybciej nie zatrzymując się zbyt często. Pierwszy przystanek w Grabowie Kościerskim przy kościele.
Chwilę później znów muszę się zatrzymać - trafiam na blokadę drogową :-)
Jakoś udaje mi się ją sforsować i pędzę dalej. Dojeżdżam do drogi 224 i duży odcinek przejeżdżam asfaltem. Na polną drogę wjeżdżam dopiero za Starym Wiecem. Chwilę później przede mną ukazuje się Szczodrowski Młyn.
Dalej jadę przez Szczodrowo do Skarszew i dalej najkrótszą drogą do Turza.
W sumie robię prawie 100km - byłoby więcej, ale muszę dziś załatwić jeszcze parę spraw a czas goni...
Duch Wdzydz© Magic
Na początek objazd Jeziora Jeleniego. Jedzie się całkiem fajnie, ale po kilkunastu minutach szlak się robi niemal nieprzejezdny (korzenie i krzaki) a ja zrywam wszystkie pajęczyny rozpięte nad ścieżką - tego odcinka nie polecam...
Ścieżka wzdłuż Jeziora Jeleniego© Magic
Dojeżdżając do drogi Wdzydze-Wąglikowice czuję ulgę. Tu też zatrzymuję się na chwilkę nad strumykiem.
Polana i strumyk przy drodze Wdzydze-Wąglikowice© Magic
Dalej podążam czerwonym szlakiem pieszym.
Droga do nieba© Magic
Przed Czarliną szlak odbija na północ. Niemal do Łubiany prowadzi wzdłuż Trzebiochy. Jedzie się bardzo przyjemnymi drogami leśnymi i polnymi.
Trzebiocha koło Czarliny© Magic
Za Łubianą, wciąż leśnymi drogami dojeżdżam do jeziora Garczyn - jest tu bardzo spokojnie a woda czyściutka.
Jezioro Garczyn© Magic
W Wieprznicy muszę niestety opuścić szlak, bo prowadzi przez posesję prywatną ograniczoną szlabanem. Niestety coraz więcej szlaków jest ograniczanych w ten sposób...
Zatrzymuję się w sklepie w Skorzewie, żeby kupić coś do picia. Przy okazji zauważam sympatyczny szyld :-)
Kop-ciuszek w Skorzewie :-)© Magic
Ze Skorzewa jadę dalej czerwonym szlakiem w kierunku Gołubia. W pewnym momencie zauważam "straszne" ostrzeżenia :-)
Straszne ostrzeżenie :-)© Magic
Przestraszony ostrzeżeniem ruszam dalej i po chwili docieram do Jeziora Dąbrowskiego - blisko jego brzegu stoi pokaźna drewniana chatka - Wichrowe Wzgórze.
Wichrowe Wzgórze© Magic
Jezioro Dąbrowskie© Magic
Dalej, wzdłuż Jeziora Dąbrowskiego, docieram do Gołubia, gdzie obieram azymut na Turze. Czasu zostało mi nie za dużo i jadę teraz szybciej nie zatrzymując się zbyt często. Pierwszy przystanek w Grabowie Kościerskim przy kościele.
Kościół w Grabowie Kościerskim© Magic
Chwilę później znów muszę się zatrzymać - trafiam na blokadę drogową :-)
Blokada drogowa w Grabowie© Magic
Jakoś udaje mi się ją sforsować i pędzę dalej. Dojeżdżam do drogi 224 i duży odcinek przejeżdżam asfaltem. Na polną drogę wjeżdżam dopiero za Starym Wiecem. Chwilę później przede mną ukazuje się Szczodrowski Młyn.
Szczodrowski Młyn© Magic
Dalej jadę przez Szczodrowo do Skarszew i dalej najkrótszą drogą do Turza.
Kościół w Szczodrowie© Magic
W sumie robię prawie 100km - byłoby więcej, ale muszę dziś załatwić jeszcze parę spraw a czas goni...
Wdzydze - jez. Kotel
Sobota, 8 września 2012 Kategoria < 25, Kaszuby, Krajoznawczo, Polska, Teren, Wdzydze
Km: | 17.72 | Km teren: | 8.00 | Czas: | 01:01 | km/h: | 17.43 |
Pr. maks.: | 42.20 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 154154 ( 85%) | HRavg | 133( 73%) |
Kalorie: | 808kcal | Podjazdy: | 140m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Korzystając z obecności we Wdzydzach przejechałem się w miejsce, gdzie poluję na super ujęcie. Niestety słońce zawiodło i nic z moich planów nie wyszło...
Ale przynajmniej się przejechałem w tych ciekawych terenach.
A na koniec dnia magia zachodów - w tym miejscu są naprawdę niesamowite...
Ale przynajmniej się przejechałem w tych ciekawych terenach.
Krzyż przy czerwonym szlaku nad jez. Gołuń© Magic
Pole biwakowe nad jez. Gołuń© Magic
A na koniec dnia magia zachodów - w tym miejscu są naprawdę niesamowite...
Zachód na jeziorze Wdzydze© Magic
Magiczne drzewo© Magic
Turze - Tczew
Wtorek, 4 września 2012 Kategoria < 25, Kociewie, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 23.49 | Km teren: | 17.00 | Czas: | 01:01 | km/h: | 23.10 |
Pr. maks.: | 51.30 | Temperatura: | 18.0°C | HRmax: | 157157 ( 87%) | HRavg | 131( 72%) |
Kalorie: | 776kcal | Podjazdy: | 202m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Jeziora Raduńskie z GER
Niedziela, 2 września 2012 Kategoria 25 - 50, Kaszuby, Krajoznawczo, Polska, Teren
Km: | 48.78 | Km teren: | 27.00 | Czas: | 02:33 | km/h: | 19.13 |
Pr. maks.: | 52.90 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 178178 ( 98%) | HRavg | 130( 72%) |
Kalorie: | 2011kcal | Podjazdy: | 461m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po wczorajszym leniwym dniu dziś zdecydowanie bardziej ambitne plany - wycieczka wzdłuż Jezior Raduńskich z Gdańską Ekipą Rowerową.
Ponieważ start trasy jest w Gołubiu, a to całkiem niedaleko od Wieżycy, zaczynam od wjazdu na mój ulubiony kaszubski szczyt.
Jest dość wcześnie i na ścieżce prowadzącej do wieży widokowej nie ma prawie nikogo. Dzięki temu można tym razem spokojnie zjechać tu rowerem. Z Wieżycy najkrótszą drogą przez miejscowość Wieżyca i Potuły pędzę (bo prawie wyłacznie w dół) na stację PKP w Gołubiu. Jestem tu kilka minut przed przyjazdem pociągu i wykorzystuję ten czas na zwiedzanie stacji.
Po chwili nadjeżdża pociąg a z niego wychodzi ekipa.
Chwila na zdjęcia i kierujemy się w kierunku Stężycy i Jezior Raduńskich.
Nie jedziemy asfaltem, tylko brzegiem Jeziora Dąbrowskiego - ścieżka jest bardzo sympatyczna, niestety nie zatrzymujemy się na żadną "sesję" koło jeziora. Pierwszy przystanek dopiero przed Stężycą.
Ruszamy i za chwilę jesteśmy w Stężycy, gdzie spotykamy drugą grupkę kolarzy - szosowców.
Po krótkiej rozmowie jedziemy wszyscy w kierunku Chmielna. Początkowo wszyscy razem, ale później rozjeżdżamy się - jedni jadą dalej szosą a drudzy szutrem.
Niestety Jezior Raduńskich praktycznie nie widzimy. Dopiero przed samym Chmielnem nadarza się okazja sfotografowania Jeziora Raduńskiego Dolnego.
W Chmielnie kolejny przystanek. Ponieważ trasa prowadzi bardzo blisko Ostrzyc (i Pieca Chlebowego) zastanawiam się, czy nie pojechać dalej w tamtym właśnie kierunku. Nie udało mi się zajechać tam przez całe lato a tu taka okazja...
Po przerwie jadę jeszcze kawałek z ekipą, zaliczamy bardzo ciekawy podjazd za Chmielnem, ale w Kosach decyduję, że jednak pojadę do Ostrzyc na rybkę :-)
Pierwszy odcinek za Kosami bardzo fajny - m.in. ostry zjazd w dół do drogi 228. Zjazd jak w górach.
Dalej jadę przez Smętowo i Ramleje aż wreszcie dojeżdżam do Ostrzyc.
W Ostrzycach kieruję się do Pieca Chlebowego, gdzie w pięknych okolicznościach przyrody konsumuję ze smakiem przepysznego szczupaczka :-)
Ponieważ start trasy jest w Gołubiu, a to całkiem niedaleko od Wieżycy, zaczynam od wjazdu na mój ulubiony kaszubski szczyt.
Wieża widokowa na szczycie Wieżycy© Magic
Jest dość wcześnie i na ścieżce prowadzącej do wieży widokowej nie ma prawie nikogo. Dzięki temu można tym razem spokojnie zjechać tu rowerem. Z Wieżycy najkrótszą drogą przez miejscowość Wieżyca i Potuły pędzę (bo prawie wyłacznie w dół) na stację PKP w Gołubiu. Jestem tu kilka minut przed przyjazdem pociągu i wykorzystuję ten czas na zwiedzanie stacji.
Mini muzeum na stacji w Gołubiu© Magic
Po chwili nadjeżdża pociąg a z niego wychodzi ekipa.
Wysiadka w Gołubiu© Magic
Chwila na zdjęcia i kierujemy się w kierunku Stężycy i Jezior Raduńskich.
Ekipa na stacji w Gołubiu© Magic
Nie jedziemy asfaltem, tylko brzegiem Jeziora Dąbrowskiego - ścieżka jest bardzo sympatyczna, niestety nie zatrzymujemy się na żadną "sesję" koło jeziora. Pierwszy przystanek dopiero przed Stężycą.
Leśna droga przed Stężycą© Magic
Ruszamy i za chwilę jesteśmy w Stężycy, gdzie spotykamy drugą grupkę kolarzy - szosowców.
Spotkanie w Stężycy© Magic
Po krótkiej rozmowie jedziemy wszyscy w kierunku Chmielna. Początkowo wszyscy razem, ale później rozjeżdżamy się - jedni jadą dalej szosą a drudzy szutrem.
Na trasie do Chmielna© Magic
Niestety Jezior Raduńskich praktycznie nie widzimy. Dopiero przed samym Chmielnem nadarza się okazja sfotografowania Jeziora Raduńskiego Dolnego.
Jezioro Raduńskie Dolne przed Chmielnem© Magic
W Chmielnie kolejny przystanek. Ponieważ trasa prowadzi bardzo blisko Ostrzyc (i Pieca Chlebowego) zastanawiam się, czy nie pojechać dalej w tamtym właśnie kierunku. Nie udało mi się zajechać tam przez całe lato a tu taka okazja...
Ekipa w Chmielnie© Magic
Jezioro Białe© Magic
Po przerwie jadę jeszcze kawałek z ekipą, zaliczamy bardzo ciekawy podjazd za Chmielnem, ale w Kosach decyduję, że jednak pojadę do Ostrzyc na rybkę :-)
Podjazd za Chmielnem (na zdjęciu wygląda jak zjazd :-))© Magic
Pierwszy odcinek za Kosami bardzo fajny - m.in. ostry zjazd w dół do drogi 228. Zjazd jak w górach.
Jak w górach - zjazd do drogi 228© Magic
Dalej jadę przez Smętowo i Ramleje aż wreszcie dojeżdżam do Ostrzyc.
Krajobraz w Ramlejach© Magic
Jeden z ładniejszych widoków z Wieżycą© Magic
W Ostrzycach kieruję się do Pieca Chlebowego, gdzie w pięknych okolicznościach przyrody konsumuję ze smakiem przepysznego szczupaczka :-)
Piec Chlebowy w Ostrzycach© Magic
Jezioro Ostrzyckie© Magic
1 września - leniwa sobota
Sobota, 1 września 2012 Kategoria 25 - 50, Kociewie, Okolice Tczewa, Polska, Teren
Km: | 48.58 | Km teren: | 34.00 | Czas: | 02:10 | km/h: | 22.42 |
Pr. maks.: | 47.90 | Temperatura: | 20.0°C | HRmax: | 170170 ( 94%) | HRavg | 140( 77%) |
Kalorie: | 1870kcal | Podjazdy: | 400m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Z rana dorwała mnie totalna niechęć. Nawet na inscenizację walk przy Moście Tczewskim i wizyta prezydenta mnie nie zmotywowały...
No ale późnym popołudniem doszedłem do wniosku, że tak być nie może! Biorę rower i jadę - najpierw do Jeziora Zduńskiego, które dziś wygląda wyjątkowo ładnie.
Jezioro Zduńskie objeżdżam dookoła zaliczając przy okazji ulubiony singielek i dalej kieruję się na Trzcińsk. Przejeżdżam obok wieży nadajnikowej i dalej pędzę do Turza. Po drodze mijam pierwsze dziś zgrupowanie balotów zagubionych na polu.
Po ok. 36 kilometrach dojeżdżam na budowę. Chatka nabiera powoli kolorków :-)
Teraz kieruję się już na Tczew. W Turzu zatrzymuję się jeszcze na chwilkę nad jeziorkiem, żeby pooglądać tu zachód słońca.
Stąd prosto do Tczewa, żeby zdążyć przed ciemnościami, ale nie mogę się powstrzymać przed kolejną sesją z balotami w Szpęgawie :-)
No ale późnym popołudniem doszedłem do wniosku, że tak być nie może! Biorę rower i jadę - najpierw do Jeziora Zduńskiego, które dziś wygląda wyjątkowo ładnie.
Jezioro Zduńskie© Magic
Jezioro Zduńskie objeżdżam dookoła zaliczając przy okazji ulubiony singielek i dalej kieruję się na Trzcińsk. Przejeżdżam obok wieży nadajnikowej i dalej pędzę do Turza. Po drodze mijam pierwsze dziś zgrupowanie balotów zagubionych na polu.
Wieża w Trzcińsku© Magic
Wyglądają jakby się stoczyły z górki...© Magic
Po ok. 36 kilometrach dojeżdżam na budowę. Chatka nabiera powoli kolorków :-)
Chatka nabiera kolorków :-)© Magic
Teraz kieruję się już na Tczew. W Turzu zatrzymuję się jeszcze na chwilkę nad jeziorkiem, żeby pooglądać tu zachód słońca.
Zachód nad Jeziorem Damaszka© Magic
Stąd prosto do Tczewa, żeby zdążyć przed ciemnościami, ale nie mogę się powstrzymać przed kolejną sesją z balotami w Szpęgawie :-)
Baloty w Szpęgawie© Magic
Wieczorna cisza© Magic
Yin i Yang :-)© Magic
Tuż po zachodzie© Magic