Miał być test trasy maratonu...
Niedziela, 19 maja 2013 Kategoria 50 - 100, Kociewie, Krajoznawczo, Okolice Turza, Polska, Teren
Km: | 58.99 | Km teren: | 39.00 | Czas: | 03:14 | km/h: | 18.24 |
Pr. maks.: | 47.80 | Temperatura: | 23.0°C | HRmax: | 167167 ( 92%) | HRavg | 131( 72%) |
Kalorie: | 2946kcal | Podjazdy: | 498m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
...i znowu nie wyszło...
Wyjechałem z domu z mocnym postanowieniem, że tym razem przejadę całą trasę maratonu. Zaczynam od "rozgrzewki" starym szlakiem przez Małżewo do Młynków.
Tuż za Turzem nie mogę sobie odmówić zdjęcia na polu rzepaku - wyraźny ślad prawdziwej wiosny...
Jeszcze przed Młynkami niespodzianka - spotykam grupkę tczewskich rowerzystów. Niestety jadą w przeciwnym kierunku, ale spędzą dłuższy czas na plaży w Siwiałce - jak mi się uda, to tam ich jeszcze złapię. Tak czy inaczej nie rezygnuję z przejazdu trasy maratonu - muszą ją wreszcie w całości objechać!
Dojeżdżam do Jeziora Zduńskiego i zaczynam objazd. Wszystko idzie bardzo dobrze - najpierw płaski i szybki odcinek wzdłuż Zduńskiego, potem fantazyjny singielek wzdłuż Jeziora Szpęgawskiego (niestety mocno zarasta wiosną!) i wjeżdżam w szpęgawskie lasy. Przejeżdżam ochoczo początek "odcinka specjalnego" z niezłymi pagórkami, ale coś jest nie tak z przerzutkami... No i stało się - na siódmym/ósmym kilometrze zrywa mi się linka tylnej przerzutki... Wrrrrr...
Chcę ją naprawić, ale po minucie chmura komarów zmusza mnie do dalszej jazdy - jest ich tyle, że nie można nawet na chwilę się zatrzymać. Niestety jazda pagórkami jest praktycznie niewykonalna bez tylnej przerzutki, więc decyduję odpuścić i kieruję się do jeziora Jamertal i drogi w kierunku Ciecholew i później Siwiałki. Po drodze zauważam, że w miejscu, gdzie wcześniej nie mogłem odnaleźć trasy maratonu, teraz zostały poprawione strzałki (a jednak były źle powieszone!).
Mimo nie działającej przerzutki bez większych problemów dojeżdżam do Siwiałki, gdzie znajduję wcześniej spotkaną grupkę. Jak tylko pojawi się wpis Nefre opisujący ich wycieczkę, to go tu podlinkuję. Już jest!
Po dłuższym lenistwie na brzegu jeziora i prowizorycznej naprawie przerzutki jadę do stajni, gdzie Beata szaleje konno :-)
Po sesji zdjęciowej kierujemy się na obiad (ja rowerem) - najpierw do Godziszewa, gdzie, niestety, jest impreza zamknięta, a później do Damaszki.
Po obiedzie robię jeszcze małe kółeczko przez Małżewo.
Jestem już prawie w domu, gdy zauważam czającego się ciekawego ptaka.
No i tak daję się mu zaintrygować, że z krótkiego przystanku robi się cała sesja zdjęciowa...
Gdy już skończyłem fotografować czajki, to, idąc za ciosem, moją uwagę (i obiektyw) przyciągnęło pole rzepaku :-)
Fotografując rzepak odbyłem też interesującą rozmowę z oblatującą mnie dookoła czajką, a jak się wreszcie oderwałem od aparatu, to trzeba było wracać na dobre do domu...
Znów wyłączyłem śledzenie w trasie... Jakaś moja niebywała skłonność...
/1419631
/1419631
PS.
No i wreszcie jestem na bieżąco z moim bikelogiem!!!
Wyjechałem z domu z mocnym postanowieniem, że tym razem przejadę całą trasę maratonu. Zaczynam od "rozgrzewki" starym szlakiem przez Małżewo do Młynków.
Tuż za Turzem nie mogę sobie odmówić zdjęcia na polu rzepaku - wyraźny ślad prawdziwej wiosny...
Rzepak rozkwitł na dobre© Magic
Jeszcze przed Młynkami niespodzianka - spotykam grupkę tczewskich rowerzystów. Niestety jadą w przeciwnym kierunku, ale spędzą dłuższy czas na plaży w Siwiałce - jak mi się uda, to tam ich jeszcze złapię. Tak czy inaczej nie rezygnuję z przejazdu trasy maratonu - muszą ją wreszcie w całości objechać!
Dojeżdżam do Jeziora Zduńskiego i zaczynam objazd. Wszystko idzie bardzo dobrze - najpierw płaski i szybki odcinek wzdłuż Zduńskiego, potem fantazyjny singielek wzdłuż Jeziora Szpęgawskiego (niestety mocno zarasta wiosną!) i wjeżdżam w szpęgawskie lasy. Przejeżdżam ochoczo początek "odcinka specjalnego" z niezłymi pagórkami, ale coś jest nie tak z przerzutkami... No i stało się - na siódmym/ósmym kilometrze zrywa mi się linka tylnej przerzutki... Wrrrrr...
Chcę ją naprawić, ale po minucie chmura komarów zmusza mnie do dalszej jazdy - jest ich tyle, że nie można nawet na chwilę się zatrzymać. Niestety jazda pagórkami jest praktycznie niewykonalna bez tylnej przerzutki, więc decyduję odpuścić i kieruję się do jeziora Jamertal i drogi w kierunku Ciecholew i później Siwiałki. Po drodze zauważam, że w miejscu, gdzie wcześniej nie mogłem odnaleźć trasy maratonu, teraz zostały poprawione strzałki (a jednak były źle powieszone!).
Ciecholewy - z tej strony jeszcze tu nie wjeżdżałem© Magic
Mimo nie działającej przerzutki bez większych problemów dojeżdżam do Siwiałki, gdzie znajduję wcześniej spotkaną grupkę. Jak tylko pojawi się wpis Nefre opisujący ich wycieczkę, to go tu podlinkuję. Już jest!
Po dłuższym lenistwie na brzegu jeziora i prowizorycznej naprawie przerzutki jadę do stajni, gdzie Beata szaleje konno :-)
Weekendowe patataje© Magic
Po sesji zdjęciowej kierujemy się na obiad (ja rowerem) - najpierw do Godziszewa, gdzie, niestety, jest impreza zamknięta, a później do Damaszki.
Po obiedzie robię jeszcze małe kółeczko przez Małżewo.
Droga do Turza© Magic
Jestem już prawie w domu, gdy zauważam czającego się ciekawego ptaka.
Przyczajona czajka© Magic
No i tak daję się mu zaintrygować, że z krótkiego przystanku robi się cała sesja zdjęciowa...
Czajka w locie© Magic
Czajka ponad dachami© Magic
...I jeszcze jedna czajka :-)© Magic
Gdy już skończyłem fotografować czajki, to, idąc za ciosem, moją uwagę (i obiektyw) przyciągnęło pole rzepaku :-)
Rzepak w całej krasie© Magic
Rzepakowa droga© Magic
...I rzepak we własnej osobie© Magic
Fotografując rzepak odbyłem też interesującą rozmowę z oblatującą mnie dookoła czajką, a jak się wreszcie oderwałem od aparatu, to trzeba było wracać na dobre do domu...
Znów wyłączyłem śledzenie w trasie... Jakaś moja niebywała skłonność...
/1419631
/1419631
PS.
No i wreszcie jestem na bieżąco z moim bikelogiem!!!