Plamy na Słońcu
Sobota, 18 sierpnia 2012 Kategoria 50 - 100, Góry, Góry Izerskie, Krajoznawczo, Polska, Sudety, Teren
Km: | 54.25 | Km teren: | 29.00 | Czas: | 02:43 | km/h: | 19.97 |
Pr. maks.: | 58.60 | Temperatura: | 26.0°C | HRmax: | 164164 ( 91%) | HRavg | 120( 66%) |
Kalorie: | 1859kcal | Podjazdy: | 541m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Zachęcony przejażdżką oraz spacerem po Górach Izerskich decyduję się na ponowny wyjazd w te tereny. Ponieważ prognoza zapowiada niezły upał (a ja nie przepadam za upałami) postanawiam dzisiejszy dzień potraktować lajtowo - skorzystam z PKP oraz kolejki górskiej na Stóg Izerski aby potem spokojnie nacieszyć się górskimi ścieżkami bez potrzeby wylewania litrów potu na podjeździe. :-)
Ruszam z Goduszyna i po niecałych 2 km dojeżdżam do stacji w Rybnicy. Jestem nieco przed pociągiem, więc mogę pooglądać kolejną stację na moim szlaku "złotych lat PKP"...
Po chwili nadjeżdża mój ekspress, który teleportuje mnie do Rębiszowa. Tu również jest co podziwiać, ale najbardziej przyciąga moją uwagę kolorowe graffiti wykonane przez lokalnych artystów na intensywnie pachnącym kibelku. Wpatrując się w nie dochodzę do wniosku, że jest ono duuuużo ciekawsze od oryginalnej, zniszczonej przez dziesiątki lat, elewacji...
Z Rębiszowa kieruję się najkrótszą drogą do Świeradowa i stacji kolejki na Stóg Izerski. Pierwsza część tego odcinka spokojna - jadę asfaltem i obserwuję rosnące przede mną góry.
Za Orłowicami wjeżdżam na szutrową drogę i tu zaczyna się podjazd - niecałe 150 m do góry w kierunku dolnej stacji kolejki przez Zajęcznik. Męczę się tu nieco, głównie przez upał, ale za to raduję gdy wyjeżdżając z lasu pojawia się przede mną taki widok:
Aby się znaleźć na stacji muszę jeszcze tylko zjechać i wjechać po 20 m, ale to przecież nie jest żaden problem! Na stacji szybko kupuję bilet i bez ociągania się wsiadam z Tranquill'kiem do wagonika aby rozkoszować się bezwysiłkową jazdą w górę.
Przy okazji mam jedną wskazówkę dla tych, co tu kiedyś dotrą: widząc kolejkę do kasy nie przejmujcie się, tylko poszukajcie tu okienka, przy którym nie ma kolejki! ;-) Nie wiem czemu tak jest, ale byłem tu dwa razy i dwa razy było to samo: do jednego okienka stoi z 20 osób, a w drugim okienku siedzi samotny/a kasjer/ka i nikt nie chce podejść. Zapewniam, że ci samotni kasjerzy nie gryzą - można i u nich kupić bilet i to dużo szybciej niż w tym obleganym okienku :-)
No ale wracam do podziwiania widoków.
Na górze wypijam kawkę (też podziwiając widoki) i decyduję, żę przynajmniej od schroniska na szczyt wjadę rowerem. Nie jest to długi odcinek, ale dość wymagający - ze względu na luźne duże kamienie trzeba tu też chwileczkę podprowadzić rower ku uciesze obserwujących pieszych :-) Za to odbiłem sobie na zjeździe - tam im miny nieco zrzedły ;-)
Zjeżdżam żółto-zielonym szlakiem pieszym do Łącznika. Zjazd jest dość kamienisty, ale w większości przejezdny. W jednym odcinku jest nawet "objazd" dla rowerzystów, których jest tu dużo. Na przełęczy zastanawiam się skąd tu się wzięły opisy w języku niemieckim - wyraźnie jest to pozostałość po przedwojennych czasach, kiedy infrastruktura miała się tu dużo lepiej niż przez wiele lat po wojnie, w sumie nawet do dziś...
Z przełęczy miałem zamiar jechać dalej żółtym szlakiem pieszym aż do granicy, ale napotkany rowerzysta wybił mi to z głowy. Twierdził, że "tam same bagna", a jego widok wydawał mi się dość poważnie potwierdzający te określenia. Zmieniam więc szybko plan i kieruję się Drogą Telefoniczną do Polany Izerskiej. Szlak fajny (bo w dół), ale głównie lasem. Droga dobrze utrzymana dla rowerzystów. Do polany dojeżdżam szybko, bez przystanków.
Tu skręcam w prawo i jeszcze raz w prawo szlakiem rowerowym nr 13 do Koziego Potoku i ponownie do żółtego szlaku. Początkowo szybko z górki na pazurki, ostro w dół, ale po dojechaniu do potoku zatrzymuję się na nieco dłuższą sesję - jest tu cicho, spokojnie i pięknie.
Po fotoprzystanku jadę dalej Drogą Borowinową w kierunku Hali Izerskiej i Chatki Górzystów. Widoki tu są już ciekawsze - więcej "szerokich widoków" na Góry Izerskie. Jadę i podziwiam...
...aż w końcu pojawia się na horyzoncie Chatka Górzystów.
Dojeżdżam do chatki z planem posilenia się tutejszymi naleśnikami. Niestety, kolejka jest dziś dłuższa niż w niejednym supermarkecie, a kasa tylko jedna...
Ponieważ szkoda mi czasu na stanie w kolejce, rezygnuję z naleśników na rzecz znalezionego w plecaku starego Snickersa a zaoszczędzony czas wykorzystuję na obserwację i zastanawianie się, co można robić w górach w piękny dzień. A można dużo np.:
- można odpoczywać lub stać w kolejce ;-)
- można poddać swój rower gruntownemu specjalistycznemu przeglądowi
- można nabierać energii do dalszego wysiłku
- no i można napić się czegoś ciepłego :-)
- można też uczyć się sztuki podrywu (tego niestety nie mam na zdjęciu) - siedzę sobie na trawce i widzę jak pewien rowerzysta stoi obok mnie... Stoi, stoi, stoi, obserwuje, wypatruje, zastanawia się, aż wreszcie uaktywnia się jak przechodzi obok niego rowerzystka (ubrana typowo rowerowo) i odzywa się do niej zaczepnie "Śliczny masz strój". He, he, he, no myślałem, że w tym momencie zaśmieję się rubasznie, ale na szczęście się powstrzymałem. Dużo gorzej by było gdybym w tym momencie pił piwo lub coś podobnego - prysznic murowany :-)
Nie mogę tak jednak kontemplować w nieskończoność - ruszam dalej w kierunku schroniska Orle - może tam uda mi się coś zjeść. Po drodze nie mogę odmówić sobie kilku przystanków nad Izerą - no ta rzeka (i dopływy) jest niesamowita...
Dojeżdżam do Orle i widzę pierwszą ciekawostkę - mnóstwo teleskopów porozstawianych koło schroniska. Widzę, że jakaś grupa astrologów rozgościła tu na dobre. Nie wiem jeszcze, że czeka mnie tu gwóźdź dzisiejszego programu - obserwacja plam na Słońcu. No ale to później...
Najpierw idę do baru zamówić coś do jedzenia. Niestety i tu jest kolejka, ale na szczęście dużo mniejsza niż w Chatce Górzystów. Po dłuższym oczekiwaniu otrzymuję wreszcie naleśniczki i wracam do stolika na zewnątrz a tu druga niespodzianka dnia - nadchodzi znany większości rowerzystów Henio Sytner z całą ekipą Wakacji na Dwóch Kółkach. Trochę ich jest, a jakie mają fajne rowery!
Trochę się pokręcili, coś zjedli i ruszyli dalej rowerami, a ja wracam do swojego naleśnika. Na koniec pobytu koło Orle udało mi się jeszcze popatrzeć przez teleskopy i nawet sfotografować plamy i wybuchy na Słońcu (oczywiście dzięki uprzejmości właścicieli teleskopów)! Najlepiej było przy pierwszym spojrzeniu - zaglądam w teleskop i widzę białe koło. "Gdzie to Słońce" myślę sobie. "Nie dość, że nie widać Słońca, to jeszcze jakieś plamki mi tu się pokazują - coś zabrudzony ten teleskop". Ostatecznie okazało się, że to białe koło to właśnie Słońce a nie pole widzenia teleskopu. :-) A te plamki, to plamy na Słońcu, które, jak twierdzili panowie, jest teraz bardzo aktywne.
Popatrzyłem jeszcze trochę co tamci na Słońcu wyprawiają i ruszam w dalszą drogę. Podobnie jak cztery dni wcześniej jadę w kierunku Jakuszyc, ale tym razem nie robię błędu i nie skracam sobie drogi, tylko, jak Bóg przykazał, jadę szlakiem rowerowym ER-2, co oznacza, że prawie całą drogę jadę w dół, co z kolei mnie bardzo cieszy. Przed Jakuszycami zauważam jeszcze pomiędzy drzewami skocznie narciarskie w Harrachovie - jako kibic nie mogę ich nie uwiecznić.
Chwilę później jestem w Jakuszycach.
Teraz pozostał mi już tylko zjazd do Piechowic. Tym razem nie jadę główną drogą lecz równoległym szlakiem rowerowym, ale prędkości i tak przekraczają 50 km/h. Trzeba tylko uważać na dziury. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy Kruczych Skałach, gdzie oglądam (i słucham) skok dziewczyny na bungee oraz zauważam betoniarkę do produkcji kamieni :-)
Z Kruczych Skał jadę dalej, mknę przez Szklarską Porębę i dalej główną drogą. Fajnie jest tak pędzić na równi z samochodami. Nieco żałuję, że w tym pędzie przejechałem zjazd do Wodospadu Szklarki - skręcam za to na mostek nad Kamienną nieco później, przed Piechowicami. Zaraz za rzeką drugi mostek, tym razem nad tajemniczym rurociągiem - boję się myśleć co nim płynie i co by było, gdyby wody rzeki go przerwały... Brrrr...
Ścieżka za to jest całkiem sympatyczna - fajnie się jedzie lasem wśród skał.
Ostatecznie dojeżdżam do Piechowic do pizzerii "U Bazyla", gdzie smakowicie kończę dzisiejszą przygodę.
Pizzę od Bazyla polecam wszystkim smakoszom pizzy! :-)
A tutejsze szlaki przekonują mnie, że to nie przypadek, że tu trenuje Maja Włoszczowska... Szkoda, że ma kontuzję, bo bym się z nią pościgał (tzn. spróbował utrzymać na kole) ;-)
Ruszam z Goduszyna i po niecałych 2 km dojeżdżam do stacji w Rybnicy. Jestem nieco przed pociągiem, więc mogę pooglądać kolejną stację na moim szlaku "złotych lat PKP"...
Stacja kolejowa w Rybnicy© Magic
Po chwili nadjeżdża mój ekspress, który teleportuje mnie do Rębiszowa. Tu również jest co podziwiać, ale najbardziej przyciąga moją uwagę kolorowe graffiti wykonane przez lokalnych artystów na intensywnie pachnącym kibelku. Wpatrując się w nie dochodzę do wniosku, że jest ono duuuużo ciekawsze od oryginalnej, zniszczonej przez dziesiątki lat, elewacji...
Graffiti na stacji w Rębiszowie© Magic
Z Rębiszowa kieruję się najkrótszą drogą do Świeradowa i stacji kolejki na Stóg Izerski. Pierwsza część tego odcinka spokojna - jadę asfaltem i obserwuję rosnące przede mną góry.
Panorama Gór Izerskich z królującym Stogiem Izerskim© Magic
Za Orłowicami wjeżdżam na szutrową drogę i tu zaczyna się podjazd - niecałe 150 m do góry w kierunku dolnej stacji kolejki przez Zajęcznik. Męczę się tu nieco, głównie przez upał, ale za to raduję gdy wyjeżdżając z lasu pojawia się przede mną taki widok:
Stacja kolejki linowej na Stóg Izerski© Magic
Aby się znaleźć na stacji muszę jeszcze tylko zjechać i wjechać po 20 m, ale to przecież nie jest żaden problem! Na stacji szybko kupuję bilet i bez ociągania się wsiadam z Tranquill'kiem do wagonika aby rozkoszować się bezwysiłkową jazdą w górę.
Przy okazji mam jedną wskazówkę dla tych, co tu kiedyś dotrą: widząc kolejkę do kasy nie przejmujcie się, tylko poszukajcie tu okienka, przy którym nie ma kolejki! ;-) Nie wiem czemu tak jest, ale byłem tu dwa razy i dwa razy było to samo: do jednego okienka stoi z 20 osób, a w drugim okienku siedzi samotny/a kasjer/ka i nikt nie chce podejść. Zapewniam, że ci samotni kasjerzy nie gryzą - można i u nich kupić bilet i to dużo szybciej niż w tym obleganym okienku :-)
No ale wracam do podziwiania widoków.
Widok z kolejki na Stóg Izerski© Magic
...i widok na kolejkę z góry© Magic
Schronisko PTTK na Stogu Izerskim© Magic
Na górze wypijam kawkę (też podziwiając widoki) i decyduję, żę przynajmniej od schroniska na szczyt wjadę rowerem. Nie jest to długi odcinek, ale dość wymagający - ze względu na luźne duże kamienie trzeba tu też chwileczkę podprowadzić rower ku uciesze obserwujących pieszych :-) Za to odbiłem sobie na zjeździe - tam im miny nieco zrzedły ;-)
Na szczycie Stogu Izerskiego© Magic
Zjeżdżam żółto-zielonym szlakiem pieszym do Łącznika. Zjazd jest dość kamienisty, ale w większości przejezdny. W jednym odcinku jest nawet "objazd" dla rowerzystów, których jest tu dużo. Na przełęczy zastanawiam się skąd tu się wzięły opisy w języku niemieckim - wyraźnie jest to pozostałość po przedwojennych czasach, kiedy infrastruktura miała się tu dużo lepiej niż przez wiele lat po wojnie, w sumie nawet do dziś...
Drogowskaz na przełęczy Łącznik - zwracam uwagę na trampki w kolorze szlaku ;-)© Magic
Z przełęczy miałem zamiar jechać dalej żółtym szlakiem pieszym aż do granicy, ale napotkany rowerzysta wybił mi to z głowy. Twierdził, że "tam same bagna", a jego widok wydawał mi się dość poważnie potwierdzający te określenia. Zmieniam więc szybko plan i kieruję się Drogą Telefoniczną do Polany Izerskiej. Szlak fajny (bo w dół), ale głównie lasem. Droga dobrze utrzymana dla rowerzystów. Do polany dojeżdżam szybko, bez przystanków.
Polana Izerska© Magic
Tu skręcam w prawo i jeszcze raz w prawo szlakiem rowerowym nr 13 do Koziego Potoku i ponownie do żółtego szlaku. Początkowo szybko z górki na pazurki, ostro w dół, ale po dojechaniu do potoku zatrzymuję się na nieco dłuższą sesję - jest tu cicho, spokojnie i pięknie.
Droga wzdłuż Koziego Potoku© Magic
Kozi Potok© Magic
Po fotoprzystanku jadę dalej Drogą Borowinową w kierunku Hali Izerskiej i Chatki Górzystów. Widoki tu są już ciekawsze - więcej "szerokich widoków" na Góry Izerskie. Jadę i podziwiam...
Przystanek na Drodze Borowinowej© Magic
...aż w końcu pojawia się na horyzoncie Chatka Górzystów.
Chatka Górzystów na Hali Izerskiej© Magic
Dojeżdżam do chatki z planem posilenia się tutejszymi naleśnikami. Niestety, kolejka jest dziś dłuższa niż w niejednym supermarkecie, a kasa tylko jedna...
Ponieważ szkoda mi czasu na stanie w kolejce, rezygnuję z naleśników na rzecz znalezionego w plecaku starego Snickersa a zaoszczędzony czas wykorzystuję na obserwację i zastanawianie się, co można robić w górach w piękny dzień. A można dużo np.:
- można odpoczywać lub stać w kolejce ;-)
Odpoczynek na łonie natury (kolejka do posiłków w tle)© Magic
- można poddać swój rower gruntownemu specjalistycznemu przeglądowi
Coś mi tu nie gra...© Magic
- można nabierać energii do dalszego wysiłku
Moce przybywajcie!© Magic
- no i można napić się czegoś ciepłego :-)
A co będę stać w kolejce - tu się napiję!© Magic
- można też uczyć się sztuki podrywu (tego niestety nie mam na zdjęciu) - siedzę sobie na trawce i widzę jak pewien rowerzysta stoi obok mnie... Stoi, stoi, stoi, obserwuje, wypatruje, zastanawia się, aż wreszcie uaktywnia się jak przechodzi obok niego rowerzystka (ubrana typowo rowerowo) i odzywa się do niej zaczepnie "Śliczny masz strój". He, he, he, no myślałem, że w tym momencie zaśmieję się rubasznie, ale na szczęście się powstrzymałem. Dużo gorzej by było gdybym w tym momencie pił piwo lub coś podobnego - prysznic murowany :-)
Nie mogę tak jednak kontemplować w nieskończoność - ruszam dalej w kierunku schroniska Orle - może tam uda mi się coś zjeść. Po drodze nie mogę odmówić sobie kilku przystanków nad Izerą - no ta rzeka (i dopływy) jest niesamowita...
Mostek na Hali Izerskiej© Magic
... i drugi mostek nad rzeczką Kobyła© Magic
Rzeka Izera© Magic
Izera© Magic
Dojeżdżam do Orle i widzę pierwszą ciekawostkę - mnóstwo teleskopów porozstawianych koło schroniska. Widzę, że jakaś grupa astrologów rozgościła tu na dobre. Nie wiem jeszcze, że czeka mnie tu gwóźdź dzisiejszego programu - obserwacja plam na Słońcu. No ale to później...
Teleskopy przed schroniskiem Orle© Magic
Najpierw idę do baru zamówić coś do jedzenia. Niestety i tu jest kolejka, ale na szczęście dużo mniejsza niż w Chatce Górzystów. Po dłuższym oczekiwaniu otrzymuję wreszcie naleśniczki i wracam do stolika na zewnątrz a tu druga niespodzianka dnia - nadchodzi znany większości rowerzystów Henio Sytner z całą ekipą Wakacji na Dwóch Kółkach. Trochę ich jest, a jakie mają fajne rowery!
Henryk Sytner na czele ekipy Wakacji na Dwóch Kółkach© Magic
Trochę się pokręcili, coś zjedli i ruszyli dalej rowerami, a ja wracam do swojego naleśnika. Na koniec pobytu koło Orle udało mi się jeszcze popatrzeć przez teleskopy i nawet sfotografować plamy i wybuchy na Słońcu (oczywiście dzięki uprzejmości właścicieli teleskopów)! Najlepiej było przy pierwszym spojrzeniu - zaglądam w teleskop i widzę białe koło. "Gdzie to Słońce" myślę sobie. "Nie dość, że nie widać Słońca, to jeszcze jakieś plamki mi tu się pokazują - coś zabrudzony ten teleskop". Ostatecznie okazało się, że to białe koło to właśnie Słońce a nie pole widzenia teleskopu. :-) A te plamki, to plamy na Słońcu, które, jak twierdzili panowie, jest teraz bardzo aktywne.
Wybuchy na Słońcu© Magic
Popatrzyłem jeszcze trochę co tamci na Słońcu wyprawiają i ruszam w dalszą drogę. Podobnie jak cztery dni wcześniej jadę w kierunku Jakuszyc, ale tym razem nie robię błędu i nie skracam sobie drogi, tylko, jak Bóg przykazał, jadę szlakiem rowerowym ER-2, co oznacza, że prawie całą drogę jadę w dół, co z kolei mnie bardzo cieszy. Przed Jakuszycami zauważam jeszcze pomiędzy drzewami skocznie narciarskie w Harrachovie - jako kibic nie mogę ich nie uwiecznić.
Skocznie narciarskie w Harrachovie© Magic
Chwilę później jestem w Jakuszycach.
Jakuszyce - tu odbywają się biegi narciarskie (i nie tylko)© Magic
Teraz pozostał mi już tylko zjazd do Piechowic. Tym razem nie jadę główną drogą lecz równoległym szlakiem rowerowym, ale prędkości i tak przekraczają 50 km/h. Trzeba tylko uważać na dziury. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy Kruczych Skałach, gdzie oglądam (i słucham) skok dziewczyny na bungee oraz zauważam betoniarkę do produkcji kamieni :-)
Kamienna pod Kruczymi Skałami© Magic
Betoniarka do produkcji kamieni ;-)© Magic
Bungee jumping w Kruczych Skałach© Magic
Z Kruczych Skał jadę dalej, mknę przez Szklarską Porębę i dalej główną drogą. Fajnie jest tak pędzić na równi z samochodami. Nieco żałuję, że w tym pędzie przejechałem zjazd do Wodospadu Szklarki - skręcam za to na mostek nad Kamienną nieco później, przed Piechowicami. Zaraz za rzeką drugi mostek, tym razem nad tajemniczym rurociągiem - boję się myśleć co nim płynie i co by było, gdyby wody rzeki go przerwały... Brrrr...
Rurociąg pomiędzy Szklarską Porębą a Piechowicami© Magic
Ścieżka za to jest całkiem sympatyczna - fajnie się jedzie lasem wśród skał.
Ścieżka wzdłuż Kamiennej przed Piechowicami© Magic
Ostatecznie dojeżdżam do Piechowic do pizzerii "U Bazyla", gdzie smakowicie kończę dzisiejszą przygodę.
Pizzeria "U Bazyla"© Magic
Pizzę od Bazyla polecam wszystkim smakoszom pizzy! :-)
A tutejsze szlaki przekonują mnie, że to nie przypadek, że tu trenuje Maja Włoszczowska... Szkoda, że ma kontuzję, bo bym się z nią pościgał (tzn. spróbował utrzymać na kole) ;-)