Łapanie złotej jesieni - z Łapina wieeeelkim łukiem do Tczewa
Niedziela, 16 października 2011
Km: | 92.34 | Km teren: | 60.00 | Czas: | 05:09 | km/h: | 17.93 |
Pr. maks.: | 43.30 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 158158 ( 87%) | HRavg | 126( 70%) |
Kalorie: | 3527kcal | Podjazdy: | 942m | Sprzęt: Tranquill | Aktywność: Jazda na rowerze |
Z rana stwierdziłem, że skoro rower się znów wczoraj zbiesił, to ja mu dziś pokażę!
Wyjeżdżam ok. 11.00 (na wszelki wypadek biorę ze sobą trzy (!) zapasowe śruby do sztycy) i, podobnie jak wczoraj, kieruję się w kierunku Jaru Reknicy. Jestem tak blisko, że nie mogę ominąć tego pięknego miejsca.
Spędzam tu dość dużo czasu, ale mniej niż wczoraj - mam zdecydowanie więcej drogi przed sobą. Wyjeżdżając z jaru napotykam stadko kóz wylegujące się na słońcu.
Dalej kieruję się na Borcz. Ponieważ preferuję leśne drogi decyduję się na wjazd do lasu zaraz za Marszewem. Okazuje się, że ten skrót niemal nie wymusił na mnie zawracania, ale udaje mi się przedrzeć leśnymi bezdrożami i docieram do leśnej "autostrady", którą dojeżdżam do samego Borcza.
W Borczu spotykam dwóch rezolutnych chłopaków, których pytam o drogę. Tłumaczą mi, że nie ma drogi tam, gdzie w rzeczywistości była i ostatecznie to oni się dużo więcej ode mnie dowiadują niż ja od nich. :) Po krótkiej pogawędce i sprawdzeniu mapy ruszam czarnym szlakiem w kierunku niebieskiego i Jaru Rzeki Raduni. Po drodze zajeżdżam do kamiennych kręgów w Trątkownicy (Kamienne kręgi w Trątkownicy).
Dwa-trzy kilometry dalej jest już Jar Rzeki Raduni - schodzę do niego stromym wąwozem. Jestem tu po raz pierwszy i muszę przyznać, że zrobił on na mnie bardzo duże wrażenie. Radunia jest rzeką dużo większą niż Reknica, jar też jest większy. Woda płynie bardzo szybko, a miejsce sprawia wrażenie całkowicie dzikiego. Zastanawia mnie jak wyglądają tu spływy kajakowe - to musi być prawdziwe wyzwanie dla płynących tędy kajakarzy.
Dla mnie wyzwaniem na dziś okazuje się przeprawa przez Radunię. Jest tu co prawda mostek i pewnie dość łatwo można go sforsować pieszemu, ale ja mam ze sobą rower, który sam się nie przeprawi... Problem w tym, że z tej strony "mostek" oznacza mokrą (czyli bardzo śliską) pochyłą belkę na którą trzeba się wdrapać, żeby wejść na właściwy mostek. Podejmuję pierwszą próbę z rowerem w prawej ręce - nic z tego, nie dam rady wdrapać się po belce a na dodatek dość mocno tracę równowagę... Ale się utrzymuję na belce, ufff :) Druga próba - na drugą nogę - też nic z tego. I co teraz? Ani tak, ani tak, roweru nie postawię na dnie, żeby się podeprzeć, bo za głęboko, nie wniosę na mostek, bo za ślisko i nie da rady bez oparcia... W końcu wymyśliłem - znajduję długą i mocną gałąź, którą zamierzam się podpierać w czasie przeprawy, łapię ją w lewą rękę, rower w prawą i prę na mostek! Teraz jest nieco stabilniej, ale wciąz niezbyt łatwo. Udaje mi się rower postawić na górze (szkoda, że nikt tego nie fotografował :)) - jakoś stoi. Dzięki temu sam też mogę się wdrapać na górę a dalej to już "pestka". Jestem wreszcie na drugiej stronie - cały i suchy i z rowerem!
Po tych mrożących krew w żyłach momentach jadę dalej w kierunku Kartuz. Chciałem przed Kartuzami skręcić na Ostrzyce i tam dojechać, ale widząc, że czasu zaczyna nieco brakować robię duży nawrót i kieruję się już na południe - zjem obiad w Przywidzu zamiast Ostrzyc. Mijam Somonino, a zatrzymuję się na chwilę w Hopowie - tu przy drodze zbudowana została okazała Droga Krzyżowa.
Dalej przez Nową Wieś Przywidzką i Jezioro Głęboczko dojeżdżam ok. 16.30 do Przywidza, gdzie w pierogarni, w wyborowym towarzystwie, jem przepyszne pierogi z pieczarkami (najważniejsze, że towarzystwo mi nie podjada!).
Po obiadku jadę wzdłuż Jeziora Przywidzkiego, gdzie ponownie podziwiam piękne krajobrazy.
Dalej kieruję się nową drogą w kierunku Miłowa, gdzie na podjeździe spotykam miłego wędkarza zastanawiającego się jak to jest, że ja daję radę tu podjechać :)
Z Miłowa najkrótszą drogą kieruję się już na Tczew, żeby jak najkrócej jechać w ciemnościach (bo już wiem, że to mnie nie ominie).
Przed Tczewem robię jeszcze zdjęcie na pożegnanie dzisiejszego dnia :)
Wyjeżdżam ok. 11.00 (na wszelki wypadek biorę ze sobą trzy (!) zapasowe śruby do sztycy) i, podobnie jak wczoraj, kieruję się w kierunku Jaru Reknicy. Jestem tak blisko, że nie mogę ominąć tego pięknego miejsca.
Jar Reknicy© Magic
Spędzam tu dość dużo czasu, ale mniej niż wczoraj - mam zdecydowanie więcej drogi przed sobą. Wyjeżdżając z jaru napotykam stadko kóz wylegujące się na słońcu.
Stadko przy drodze© Magic
Dalej kieruję się na Borcz. Ponieważ preferuję leśne drogi decyduję się na wjazd do lasu zaraz za Marszewem. Okazuje się, że ten skrót niemal nie wymusił na mnie zawracania, ale udaje mi się przedrzeć leśnymi bezdrożami i docieram do leśnej "autostrady", którą dojeżdżam do samego Borcza.
Hotel Spichrz w Borczu© Magic
W Borczu spotykam dwóch rezolutnych chłopaków, których pytam o drogę. Tłumaczą mi, że nie ma drogi tam, gdzie w rzeczywistości była i ostatecznie to oni się dużo więcej ode mnie dowiadują niż ja od nich. :) Po krótkiej pogawędce i sprawdzeniu mapy ruszam czarnym szlakiem w kierunku niebieskiego i Jaru Rzeki Raduni. Po drodze zajeżdżam do kamiennych kręgów w Trątkownicy (Kamienne kręgi w Trątkownicy).
Kamienne kręgi w Trątkownicy© Magic
Dwa-trzy kilometry dalej jest już Jar Rzeki Raduni - schodzę do niego stromym wąwozem. Jestem tu po raz pierwszy i muszę przyznać, że zrobił on na mnie bardzo duże wrażenie. Radunia jest rzeką dużo większą niż Reknica, jar też jest większy. Woda płynie bardzo szybko, a miejsce sprawia wrażenie całkowicie dzikiego. Zastanawia mnie jak wyglądają tu spływy kajakowe - to musi być prawdziwe wyzwanie dla płynących tędy kajakarzy.
Jar Rzeki Raduni© Magic
Dla mnie wyzwaniem na dziś okazuje się przeprawa przez Radunię. Jest tu co prawda mostek i pewnie dość łatwo można go sforsować pieszemu, ale ja mam ze sobą rower, który sam się nie przeprawi... Problem w tym, że z tej strony "mostek" oznacza mokrą (czyli bardzo śliską) pochyłą belkę na którą trzeba się wdrapać, żeby wejść na właściwy mostek. Podejmuję pierwszą próbę z rowerem w prawej ręce - nic z tego, nie dam rady wdrapać się po belce a na dodatek dość mocno tracę równowagę... Ale się utrzymuję na belce, ufff :) Druga próba - na drugą nogę - też nic z tego. I co teraz? Ani tak, ani tak, roweru nie postawię na dnie, żeby się podeprzeć, bo za głęboko, nie wniosę na mostek, bo za ślisko i nie da rady bez oparcia... W końcu wymyśliłem - znajduję długą i mocną gałąź, którą zamierzam się podpierać w czasie przeprawy, łapię ją w lewą rękę, rower w prawą i prę na mostek! Teraz jest nieco stabilniej, ale wciąz niezbyt łatwo. Udaje mi się rower postawić na górze (szkoda, że nikt tego nie fotografował :)) - jakoś stoi. Dzięki temu sam też mogę się wdrapać na górę a dalej to już "pestka". Jestem wreszcie na drugiej stronie - cały i suchy i z rowerem!
Mostek na Raduni© Magic
Po tych mrożących krew w żyłach momentach jadę dalej w kierunku Kartuz. Chciałem przed Kartuzami skręcić na Ostrzyce i tam dojechać, ale widząc, że czasu zaczyna nieco brakować robię duży nawrót i kieruję się już na południe - zjem obiad w Przywidzu zamiast Ostrzyc. Mijam Somonino, a zatrzymuję się na chwilę w Hopowie - tu przy drodze zbudowana została okazała Droga Krzyżowa.
Droga Krzyżowa w Hopowie© Magic
Dalej przez Nową Wieś Przywidzką i Jezioro Głęboczko dojeżdżam ok. 16.30 do Przywidza, gdzie w pierogarni, w wyborowym towarzystwie, jem przepyszne pierogi z pieczarkami (najważniejsze, że towarzystwo mi nie podjada!).
Obiad w wyborowym towarzystwie© Magic
Po obiadku jadę wzdłuż Jeziora Przywidzkiego, gdzie ponownie podziwiam piękne krajobrazy.
Nad Jeziorem Przywidzkim© Magic
Jezioro Przywidzkie jesienią© Magic
Dalej kieruję się nową drogą w kierunku Miłowa, gdzie na podjeździe spotykam miłego wędkarza zastanawiającego się jak to jest, że ja daję radę tu podjechać :)
Z Miłowa najkrótszą drogą kieruję się już na Tczew, żeby jak najkrócej jechać w ciemnościach (bo już wiem, że to mnie nie ominie).
Przed Tczewem robię jeszcze zdjęcie na pożegnanie dzisiejszego dnia :)
Słońce zaszło© Magic
komentarze
Fotki super:)))) Trasa bardzo ciekawa, Przywidz nabrał jesiennych barw- chyba tez skoczymy:))))
Nefre - 20:20 środa, 19 października 2011 | linkuj
O zdjęciach (że świetne) już nie będę pisał. :)
Wbrew pozorom przez Radunię przeprawiałeś się tym łatwiejszym mostkiem. Trochę w dół rzeki jest jeszcze trudniejsza przeprawa. Chyba, że naprawili...
Chociaż muszę przyznać, że teraz, jak się przyglądam, to widzę, że ten "łatwy" mostek został trochę nadgryziony przez ząb czasu i może rzeczywiście przestał być łatwy. Turysta - 06:17 wtorek, 18 października 2011 | linkuj
Wbrew pozorom przez Radunię przeprawiałeś się tym łatwiejszym mostkiem. Trochę w dół rzeki jest jeszcze trudniejsza przeprawa. Chyba, że naprawili...
Chociaż muszę przyznać, że teraz, jak się przyglądam, to widzę, że ten "łatwy" mostek został trochę nadgryziony przez ząb czasu i może rzeczywiście przestał być łatwy. Turysta - 06:17 wtorek, 18 października 2011 | linkuj
Na Raduni są organizowane spływy kajakowe, w tym roku RWM się spławiał - poszukaj relacji na starej stronie rwm.org
adas172002 - 15:20 poniedziałek, 17 października 2011 | linkuj
ja chyba kiedys sobie jedno z Twoich zdjec przywlaszcze :p (sorki za brak ogonkow)
Anonimowy tchórz - 15:05 poniedziałek, 17 października 2011 | linkuj
No dobra. Foty jak zwykle godne tapetowania komputerowych pulpitow! A teraz powiedz nam wszystkim co za wielkiego sprzeciora fotograficznego ze soba wozisz? ;)
czarniatko - 15:03 poniedziałek, 17 października 2011 | linkuj
Komentuj