Kociewie Kołem + dojazdy
Niedziela, 15 września 2013 Kategoria >100 km, Kociewie, Krajoznawczo, Maraton, Polska, Spręż :-), Wda
Km: | 123.28 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 05:04 | km/h: | 24.33 |
Pr. maks.: | 45.90 | Temperatura: | 19.0°C | HRmax: | 181181 (100%) | HRavg | 152( 84%) |
Kalorie: | 5666kcal | Podjazdy: | 591m | Sprzęt: Penny - rower żony :-) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po dwóch tygodniach rozłąki z rowerem i po bardzo marnym półroczu rowerowym jadę jedyny w tym roku maraton szosowy - Kociewie Kołem.
Najpierw z rana dojeżdżam spokojnie na start. Od Swarożyna jadę z Maćkiem. Dookoła mgła, szaro, niezbyt ciekawie...
Penny gotowy do jazdy © Magic
Na starcie jestem całkiem wcześnie, ale, niestety, za późno, żeby się załapać z grupką GK STG. Później okazuje się, że dobrze wyszło, bo i tak bym nie nadążył za nimi :-)
Ja też gotowy do jazdy :-) © Magic
No i GK STG gotowe do startu © Magic
Skoczna muzyka na starcie © Magic
Po starcie jadę z czołówką mojej grupki. Do granic Starogardu gonię pierwszych dwóch zawodników i udaje mi się dogonić drugiego, ale pierwszy nam odjeżdża. Drugiego się trzymam do ok. 17 km. Na tym odcinku udaje mi się utrzymać przyzwoitą średnią ok. 28 km/h.
Niestety, brak treningu i/lub objeżdżenia na tym rowerze zaczyna dawać mi się bardzo mocno we znaki - zaczynają mnie boleć mięśnie uda, najbardziej wewnętrzna strona (pewnie od innego niż zwykle siodełka). Muszę zwolnić...
Kila kilometrów dalej trasa prowadzi w Borami Tucholskimi. W lesie jedzie się całkiem przyjemnie, pomimo mżącego tu deszczu. Przejeżdżam Wdę, później Ocypel - tu umiejscowiony jest pierwszy bufet. Zatrzymuję się przy nim na chwilkę, żeby dać odpocząć nogom.
.
Jeden z bufetów © Magic
Koszyk koło bufetu © Magic
Za bufetem jedzie mi się jeszcze całkiem, całkiem do Borzechowa, ale później powoli jazda robi się małym koszmarkiem. Nogi bolą już tak, że pod górki ledwie kręcę, a na dodatek odzywają się tradycyjnie plecy. Jest ciężko.
Odżywam nieco w Pinczynie, gdzie w drugim bufecie ogrzewam się gorącą herbatką. Mimo, że jest mi cieplej, to nogi i tak nie kręcą. Nie pamiętam, kiedy tak słabo ciągnęły... Ze względu na ból mięśni od Pinczyna do Bączka praktycznie odpuszczam. W okolicach bączka mija mnie dwójka kolarzy, z którymi żartujemy sobie w trakcie jazdy, ale zagrzewają mnie oni nieco "do boju" i staram się utrzymać dalej za nimi. Udaje mi się to całkiem dobrze, a na zjazdach do Starogardu udaje mi się im odjechać i tak szczęśliwie dojeżdżam do mety.
Na mecie! © Magic
Radość po maratonie © Magic
Trofeum © Magic
Po dłuższym odpoczynku w Starogardzie wracam do domu już spokojniejszym tempem. Za rok muszę się lepiej przygotować :-)
/1419631
/1419631
Najpierw z rana dojeżdżam spokojnie na start. Od Swarożyna jadę z Maćkiem. Dookoła mgła, szaro, niezbyt ciekawie...
Penny gotowy do jazdy © Magic
Na starcie jestem całkiem wcześnie, ale, niestety, za późno, żeby się załapać z grupką GK STG. Później okazuje się, że dobrze wyszło, bo i tak bym nie nadążył za nimi :-)
Ja też gotowy do jazdy :-) © Magic
No i GK STG gotowe do startu © Magic
Skoczna muzyka na starcie © Magic
Po starcie jadę z czołówką mojej grupki. Do granic Starogardu gonię pierwszych dwóch zawodników i udaje mi się dogonić drugiego, ale pierwszy nam odjeżdża. Drugiego się trzymam do ok. 17 km. Na tym odcinku udaje mi się utrzymać przyzwoitą średnią ok. 28 km/h.
Niestety, brak treningu i/lub objeżdżenia na tym rowerze zaczyna dawać mi się bardzo mocno we znaki - zaczynają mnie boleć mięśnie uda, najbardziej wewnętrzna strona (pewnie od innego niż zwykle siodełka). Muszę zwolnić...
Kila kilometrów dalej trasa prowadzi w Borami Tucholskimi. W lesie jedzie się całkiem przyjemnie, pomimo mżącego tu deszczu. Przejeżdżam Wdę, później Ocypel - tu umiejscowiony jest pierwszy bufet. Zatrzymuję się przy nim na chwilkę, żeby dać odpocząć nogom.
.
Jeden z bufetów © Magic
Koszyk koło bufetu © Magic
Za bufetem jedzie mi się jeszcze całkiem, całkiem do Borzechowa, ale później powoli jazda robi się małym koszmarkiem. Nogi bolą już tak, że pod górki ledwie kręcę, a na dodatek odzywają się tradycyjnie plecy. Jest ciężko.
Odżywam nieco w Pinczynie, gdzie w drugim bufecie ogrzewam się gorącą herbatką. Mimo, że jest mi cieplej, to nogi i tak nie kręcą. Nie pamiętam, kiedy tak słabo ciągnęły... Ze względu na ból mięśni od Pinczyna do Bączka praktycznie odpuszczam. W okolicach bączka mija mnie dwójka kolarzy, z którymi żartujemy sobie w trakcie jazdy, ale zagrzewają mnie oni nieco "do boju" i staram się utrzymać dalej za nimi. Udaje mi się to całkiem dobrze, a na zjazdach do Starogardu udaje mi się im odjechać i tak szczęśliwie dojeżdżam do mety.
Na mecie! © Magic
Radość po maratonie © Magic
Trofeum © Magic
Po dłuższym odpoczynku w Starogardzie wracam do domu już spokojniejszym tempem. Za rok muszę się lepiej przygotować :-)
/1419631
/1419631